Reklama

Dopiero co zakończyłam kilkuletni związek z Tomkiem. Teraz wracam do pustego mieszkania, w którym wszystko przypomina mi o nim – od pary jego kapci, których nie zdążył zabrać, po kubek z pękniętym uchem, który kiedyś nazwał swoim ulubionym. Było między nami różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy nie czułam się naprawdę kochana. Czasem łapałam się na tym, że czekam, aż on wreszcie mnie „zobaczy”, zrozumie, że jestem tu, obok. Nie wiem, czy to, co się stało, to była zdrada, czy po prostu prawda, którą zbyt długo omijałam szerokim łukiem.

Reklama

Znalazłam list do innej kobiety

Zaczęłam pakowanie jego rzeczy od szafy. Koszule pachniały płynem do prania z lawendą, którego zawsze używaliśmy i czymś jeszcze, czego nie potrafiłam nazwać. Nim. Składałam je mechanicznie, jakby to była rutynowa czynność. Obok leżała jego ulubiona książka – „Zbrodnia i kara”. Zawsze nosił ją w plecaku, twierdził, że to dla równowagi w świecie pełnym głupoty. Otworzyłam ją z przyzwyczajenia, jakbym szukała zakładki, czy może biletu z kina.

Zamiast tego znalazłam list. Ręcznie pisany, na lekko zmiętej kartce. Serce mi przyspieszyło, bo przez moment pomyślałam, że to coś dla mnie – może zapomniana notatka, może coś, co napisał, ale nie odważył mi się wręczyć. Przeczytałam pierwsze zdanie i wszystko we mnie struchlało.

„Tęsknię za tobą każdej nocy, nawet kiedy leżę obok niej”.

Kartka drżała w moich dłoniach. List był podpisany: „Zawsze twój, Tomek” i zaadresowany: „Dla mojej Nati”. Przeszło mi przez głowę, że może to stary list, może jeszcze sprzed naszego związku. Ale data w rogu rozwiała wszystkie wątpliwości – był sprzed dwóch lat, a wtedy byliśmy już razem od ponad roku.

Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Anki.

Znalazłam list. Do jakiejś kobiety. Z datą sprzed dwóch lat.

– Żartujesz? Co tam jest napisane?

– Że za nią tęskni. Nawet kiedy leży obok mnie.

– O rany! Tomek był większym dupkiem, niż myślałam.

Zamilkłam. Patrzyłam na list, a potem znów na książkę. To nie był przypadek, że schował go właśnie tam. Zawsze miał ją przy sobie.

Dlaczego trzymał ten list tak blisko?

Może on nigdy nie wybrał?

Następnego dnia nie potrafiłam się skupić na niczym innym. Każdy kąt mieszkania wydawał się teraz możliwym schowkiem na kolejne sekrety. Wróciłam do jego rzeczy z dziwnym rodzajem determinacji, jakby odkopanie prawdy mogło coś naprawić. W szufladzie biurka, pod stosem starych paragonów, znalazłam drugi list. Ten był dłuższy, pisany niebieskim długopisem, bardziej emocjonalny.

„Pamiętasz naszą kawiarnię? Siedzieliśmy wtedy naprzeciwko siebie i mówiłeś, że żadne oczy nie patrzyły na ciebie tak, jak moje. Nie udawaj, że tego nie pamiętasz”.

Nie mogłam przestać czytać. Każde zdanie wbijało się we mnie niczym szpilka. Przeszukałam jego plecak. Zawsze nosił ten stary, zielony z poprzecieranymi szelkami. W bocznej kieszeni był zwinięty jeszcze jeden list. Tym razem bardziej osobisty. Natalia – bo już wiedziałam, że tak ma na imię – pisała o spotkaniu. „To wszystko może wrócić. Mówiłeś, że tylko ze mną jesteś sobą”.

Usiadłam na podłodze, otoczona jego ubraniami, listami, wspomnieniami, które teraz wydawały się obce. Zadzwoniłam do Anki, jakbym potrzebowała, żeby ktoś potwierdził, że to się naprawdę dzieje.

– Znalazłam jeszcze dwa listy – powiedziałam cicho. – Ona pisze, że się spotykali. Że był u niej.

– Może on nigdy nie zamknął tamtego rozdziału, Karola. A ty byłaś…

– Przerywnikiem? Pocieszeniem?

– Nie chciałam tak tego mówić. Ale może on naprawdę nigdy nie wybrał.

Zacisnęłam zęby. Serce mi waliło. Co jeszcze przede mną ukrywał?

Spał ze mną, gdy już wybrał inną

Wiedziałam, że jest jeszcze coś. Czułam to pod skórą, w napięciu między ramionami, kiedy otwierałam kolejne szuflady. Znalazłam go w kurtce, tej granatowej, którą nosił niemal codziennie w zimie. List był bez koperty, zgięty na pół, papier jeszcze świeży, bez śladów zagięć. Data w prawym górnym rogu zatrzymała mnie na chwilę – dzień przed naszym rozstaniem.

Zaczęłam czytać na głos, jakby słowa miały mniej boleć, gdy wypowiem je na zewnątrz: „Natalia, nie potrafię dłużej żyć między dwoma światami. To koniec. Wybieram Ciebie”.

Zatrzymałam się.

Spał ze mną, gdy już wybrał inną… – szepnęłam do siebie.

Drżały mi dłonie, kiedy śledziłam kolejne linijki tekstu. Pisał, że spotkanie „było jak zamknięcie kręgu”. Że przy niej czuje się jak „prawdziwy on”. Że musi zamknąć jedne drzwi, by otworzyć drugie.

Stałam długo przy oknie, ściskając ten list, aż pogniótł się tak, jak moje wnętrze. To nie była już zazdrość. To było poczucie, że przez tyle miesięcy byłam tylko tłem dla decyzji, która już dawno zapadła.

Wpatrywałam się w mijających ludzi na chodniku. Każdy gdzieś szedł, miał jakiś cel. Ja miałam tylko list, który złamał mi serce.

Pamiętam, że powiedział mi wtedy: „To nie twoja wina. Po prostu coś się wypaliło”. Nie dodał tylko, że ogień przeniósł gdzie indziej.

Nie potrafiłam go nienawidzić

Nie mogłam tak po prostu tego zostawić. Miałam przed sobą list, który zmienił cały obraz naszego związku. Próbowałam do niego zadzwonić. Trzy sygnały, potem poczta. Spróbowałam jeszcze raz. I znowu. Bez skutku. W końcu napisałam wiadomość:

„Znalazłam listy. Wiem o wszystkim. Nie musisz się tłumaczyć. Ale byłabym wdzięczna, gdybyś przynajmniej miał odwagę odpowiedzieć”.

Siedziałam w ciszy przez godzinę, gapiąc się w ekran. W końcu przyszła odpowiedź.

„Przepraszam. To było silniejsze ode mnie”.

Nic więcej. Żadnych wyjaśnień, żadnych prób rozmowy. Jakby cała ta historia była drobnym potknięciem, o którym można raz-dwa zapomnieć.

Potrzebowałam rozmowy. Zadzwoniłam do Anki i umówiłyśmy się na kawę.

– No i co? – spytała, zanim jeszcze usiadłam.

– Napisał jedno zdanie. Że to było silniejsze od niego.

Anka spojrzała na mnie z niedowierzaniem, potem pokręciła głową.

To zwykły tchórz. Nie miał jaj, żeby zakończyć to wcześniej.

Milczałam. Mieszałam łyżeczką w szklance, a kawa z pewnością już dawno ostygła.

– Karola, przysięgam, czasem myślę, że jesteś zbyt dobra dla tego świata.

– A może po prostu ślepa.

Anka ujęła moją dłoń.

– On nie był wart ani jednej twojej łzy.

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co boli bardziej – jego zdrada, czy świadomość, że nawet teraz nie potrafiłam go znienawidzić.

Spotkałam się z nią

Znalazłam ją na Facebooku po kilku dniach wahania. Natalia K., z miasta oddalonego o dwie godziny drogi. Zdjęcie profilowe sprzed roku, uśmiechnięta, w letniej sukience. Napisałam krótko:

„Cześć. Przepraszam, jeśli to niezręczne. Byłam partnerką Tomka. Znalazłam listy. Czy mogłabyś mi tylko odpowiedzieć na jedno pytanie – czy byłaś z nim, kiedy on był ze mną?”

Nie sądziłam, że odpisze. Ale po kilku godzinach przyszła wiadomość.

„Możemy się spotkać? Nie chcę tego tłumaczyć na czacie”.

Zgodziłam się. Kafejka czy tam bistro w połowie drogi. Siedziałam przy stoliku, gdy weszła – drobna, ciemne włosy spięte w niedbały kok. Usiadła naprzeciwko.

– Dzięki, że przyszłaś – powiedziałam cicho.

– To ja powinnam dziękować. Że w ogóle chcesz rozmawiać.

Zamówiłyśmy kawę. Natalia zaczęła pierwsza.

– Tomek pojawił się u mnie po latach. Najpierw pisał. Potem przyjechał. Mówił, że nie może przestać o mnie myśleć. Ale… ja nigdy nie planowałam do niego wracać.

Spojrzałam na nią zaskoczona.

– To on wszystko ciągnął?

– Tak. Był u mnie kilka razy, tak po prostu… stawał w drzwiach. A potem znikał. Mówił, że z tobą to „nie to”. Ale ja… nie chciałam tego więcej. Trochę z nim flirtowałam może rzeczywiście, ale nic więcej. Serio.

Pokiwałam głową, czując ulgę i smutek jednocześnie.

– On chyba nigdy nie wiedział, czego chce – dodała.

Uśmiechnęłam się blado.

– A my za to zapłaciłyśmy.

Nie wszystko się dobrze kończy

Siedziałam na ławce nad rzeką, opatulona grubym szalem, chociaż w powietrzu czuć już było pierwsze powiewy wiosny. W dłoni trzymałam paczkę papierosów, tych samych, które Tomek palił wieczorami na balkonie. Została jedna sztuka – symboliczna. Zapaliłam ją z wahaniem, jakby miała zakończyć jakiś rytuał.

W mojej torbie były wszystkie listy. Zgięte, pomięte, z przesiąkniętymi emocjami. Przeczytałam je jeszcze raz ostatniego wieczoru, nie po to, by się dręczyć, ale by zrozumieć. Dziś wiedziałam już, że te słowa nie były o mnie. One nigdy nie były dla mnie.

Wstałam i podeszłam do najbliższego kosza. Bez namysłu wrzuciłam wszystko. Nie było płaczu, nie było ulgi. Tylko ciche „dość”. Żaden list już mnie nie zrani.

Wracając do domu, zauważyłam siebie w oknie witryny sklepowej. Moje odbicie nie wyglądało na kobietę przegraną. Raczej na kogoś, kto przetrwał.

Wiem, że przede mną długa droga. Samotne wieczory, cisza, która czasem będzie przytłaczać, i pytania, które jeszcze przez jakiś czas będą wracać. Ale to już mój czas. Moje pytania. Moje odpowiedzi.

Nie wszystko w życiu musi kończyć się happy endem. Czasem wystarczy, że coś się po prostu kończy. A my wreszcie możemy zacząć coś nowego.

Zgasiłam niedopałek, wrzuciłam do śmietnika i uśmiechnęłam się lekko. Cicho, do siebie. Do nowego początku, który właśnie się zaczął.

Karolina, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama