„Po śmierci męża czułam się samotna. Taki już los wdowy, tylko siąść i płakać. Na szczęście, ktoś miał na mnie inny plan”
„Zrozum, chcieliśmy jak najlepiej dla ciebie. Iwona napomknęła mi kiedyś, że przydałaby ci się bratnia dusza przy boku, i wtedy pomyślałem o Konradzie. Tyle lat z nim pracuję, więc zdążyłem go dobrze poznać, to dobry człowiek. Jego jedynym życiem jest praca, ale jak długo tak można? Nawet nie musiałem go przekonywać, żeby się zgodził, więc zamiast narzekać, odpręż się i dobrze się baw”.
- Ewa, 65 lat
Choć dawniej żyłam w ciągłym biegu, lubiłam to, bo przynajmniej czułam się potrzebna; mąż, trójka dzieci, praca. Z biegiem czasu wszystko zaczęło się zmieniać. Najpierw córki się usamodzielniły i opuściły rodzinne gniazdko. Potem nadszedł ten wiek, kiedy należało wycofać się z życia zawodowego. Ale był jeszcze mąż, a we dwoje zawsze raźniej…
Jakie ja mogę mieć plany na piątek?
Dwa lata temu mój mąż zmarł na zawał. Nagle, z dnia na dzień, zostałam całkiem sama. Wtedy poznałam gorzki smak samotności. Dzieci, owszem, dzwoniły regularnie, niestety, nie mogły przyjeżdżać częściej ze względu na pracę i kilometry, jakie dzielą je od domu. Na szczęście miałam Iwonę, przyjaciółkę z dawnych lat, na którą zawsze mogłam liczyć. Spotykałyśmy się czasem, szłyśmy do kawiarni albo po prostu zostawałyśmy u mnie. Podczas jednego z takich spotkań Iwona bardzo mnie zaskoczyła:
– Ewa, nie możesz ciągle tak tu siedzieć sama, to niezdrowe – powiedziała. – Powinnaś sobie kogoś znaleźć.
– W tym wieku to już raczej nie wypada – oburzyłam się. – Co by ludzie powiedzieli? Jestem wdową!
– No i co z tego, że jesteś wdową? – Iwona z hukiem odstawiła na stół filiżankę. – Wdowa prawa do życia nie ma?
Zobacz także
– Ma… – broniłam się słabo. – Chodzi mi o to, że nie wypada… no, wiesz. Za stara jestem na miłość i w ogóle.
– Ewka, zlituj się. Jaka za stara? Nie masz przecież dziewięćdziesięciu lat, tylko sześćdziesiąt pięć, a wyglądasz na dziesięć mniej. Fajna babka z ciebie i szkoda, żebyś się marnowała. A co do ludzi, to oni zawsze gadali i będą gadać, taka ich natura.
– Ale gdzie niby miałabym kogoś poznać? W supermarkecie? I nie wiem, czy umiałabym na nowo wszystko zaczynać.
– Kochanie, niczego nie musisz zaczynać na nowo. Chodzi mi o towarzystwo, o wsparcie i przyjaźń. Nie chcę, żebyś była sama – Iwonka pogłaskała mnie po dłoni.
– Może masz rację. Czasem chętnie przytuliłabym się do jakiegoś silnego faceta… – wyznałam cicho i trochę ze wstydem.
– No dobra! – ożywiła się przyjaciółka. – Coś wymyślę! Na razie się nie martw.
Nie minął tydzień, a Iwona już do mnie dzwoniła. Bez wstępów zapytała, jakie mam plany na piątek, bo ona wybiera się z mężem na kolację i mogłabym iść z nimi. W myślach parsknęłam śmiechem. Bo też jakie ja mogłabym mieć plany na piątek? Telewizja i książka. Pełne szaleństwo.
– Chętnie się z wami wybiorę – ucieszyłam się. – Dawno nie jadłam poza domem.
Mieliśmy się spotkać o 19.00, w „Chmurce”, gdzie odbywały się też dansingi.
„Iwona z Ignacym uwielbiają tańczyć, pewnie stąd ten wybór” – pomyślałam.
Rano nakręciłam włosy na wałki, potem zrobiłam przegląd szafy. Ostatecznie zdecydowałam się na klasyczny zestaw: szarą ołówkową spódnicę, bladoróżową koszulową bluzkę i czółenka na płaskim obcasie. Całość ożywiłam sznurem pereł i kolczykami do kompletu. Włosy upięłam w koczek, zrobiłam delikatny makijaż. Czułam się swobodnie i elegancko.
Nie znoszę się spóźniać, więc w rezultacie przyszłam pierwsza. Usiadłam przy stoliku, który Iwona zarezerwowała na swoje nazwisko, zamówiłam lampkę białego wina. Zespół zaczął grać stare kawałki, aż przyjemnie było posłuchać…
Mężczyzna wzbudził moją sympatię
Nagle w progu sali dostrzegłam znajomych. Pomachałam im, ale zaraz uśmiech zamarł mi na twarzy. Obok Ignacego szedł do stolika wysoki, szczupły mężczyzna. Patrzył wprost na mnie, zupełnie niespeszony moim widokiem. W lot pojęłam, że przyjaciółka zaaranżowała dla mnie randkę!
„A to małpa! – przeleciało mi przez głowę. – Mogła mnie chociaż uprzedzić!”.
– Witaj, Ewo – odezwał się tymczasem Ignacy. – Pozwól, że ci przedstawię: to jest mój przyjaciel, Konrad.
– Miło mi… – uścisnęłam dłoń mężczyzny, rzucając Iwonie mordercze spojrzenie.
Ona zaś, zamiast się zmieszać, odpowiedziała mi szerokim uśmiechem.
– Mam nadzieję, kochana, że włożyłaś wygodne buty, bo Konrad już po drodze zapowiedział, że ma zamiar wyrwać cię na środek parkietu – wyszeptała.
Wieczór, wbrew moim obawom, był bardzo udany. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, a nowy znajomy okazał się sympatyczny i inteligentny, kilka razy posłał mi ukradkiem uśmiech, który ja odwzajemniłam, czerwieniąc się przy tym jak nastolatka.
Po kolacji podszedł do mnie Ignacy:
– Ewa, rozruszajmy stare kości – powiedział i poprowadził mnie na parkiet.
Niezbyt dobrze tańczę, ale nie chciałam wyjść przed Konradem na dzikuskę. Poza tym miałam zamiar pogadać z przyjacielem o tej dziwacznej dla mnie sytuacji.
– Ignacy, nie spodziewałam się tego po Iwonie, jak ona mogła! – zaczęłam.
– Spokojnie, Ewa, jeśli już, to nie jak ona mogła, tylko jak my mogliśmy. Zrozum, chcieliśmy jak najlepiej dla ciebie. Iwona napomknęła mi kiedyś, że przydałaby ci się bratnia dusza przy boku, i wtedy pomyślałem o Konradzie. Tyle lat z nim pracuję, więc zdążyłem go dobrze poznać, to dobry człowiek. Od dziesięciu lat jest sam, odkąd żona uciekła z młodszym. Jego jedynym życiem jest praca, ale jak długo tak można? Nawet nie musiałem go przekonywać, żeby się zgodził, więc zamiast narzekać, odpręż się i dobrze się baw. Może na następną kolację wybierzecie się już sami, bez obstawy.
– Och, i co ja mam z wami zrobić?
Piosenka dobiegła końca, Ignaś podziękował mi za taniec i ruszył w stronę stolika. Ja pod pozorem poprawienia pantofla, zatrzymałam się kilka kroków wcześniej.
Konrad rozmawiał z Iwoną, co rusz zerkając w moją stronę. Wyglądał tak miło i trochę niepewnie… Z głośników popłynęły pierwsze takty „La Cumparsity”. Krew żywiej zaczęła krążyć w moich żyłach. „Co mi tam, przecież oboje jesteśmy dorośli!” – pomyślałam i zdecydowanym krokiem ruszyłam w jego stronę.
Podniósł się z krzesła, skłonił uprzejmie, ale nie pozwoliłam mu dojść do słowa.
– Iwona mówi, że jesteś świetnym tancerzem – odezwałam się odważnie. – A ja zawsze chciałam nauczyć się tańczyć tango.
W odpowiedzi Konrad uśmiechnął się szeroko i delikatnie obejmując mnie w pasie, poprowadził na środek parkietu.
Od tamtego wieczoru minęły trzy miesiące. Konrada i mnie połączyła serdeczna przyjaźń, lubimy spędzać czas w swoim towarzystwie. Na razie nie myślę o przyszłości, cieszę się chwilą.