„Po wakacjach z dziećmi będę musiała wziąć kolejny urlop. Zamiast odpoczynku był tylko płacz, harówka i marudzenie”
„Teraz siedzę na łóżku w ciasnym domku, a za oknem pada deszcz. Mam piasek w pościeli, plamy z lodów na nowej sukience i zmęczenie wypisane na twarzy. I jedno pytanie, które nie daje mi spokoju: czy tylko ja wyobrażałam sobie te wakacje zupełnie inaczej?”.

- Redakcja
W tym roku naprawdę liczyłam na odpoczynek. Planowaliśmy te wakacje od miesięcy – ja, Piotr, dzieci. Nadmorska miejscowość, blisko plaży, domek z tarasem i obietnicą, że wreszcie zwolnimy. Że będzie czas na wspólne śniadania, długie spacery brzegiem morza, czytanie książki, którą odłożyłam pół roku temu po piętnastej stronie. Przecież zasłużyłam – tak sobie mówiłam, z każdą kolejną nocą zarwaną przez Stasia, z każdą wizytą w przedszkolu, gdzie tłumaczyłam się z jego siniaka, bo spadł z drabinki. Z każdym dniem, w którym musiałam być jednocześnie mamą, żoną, pracownicą i kucharką. Nie jestem kobietą od wiecznego jęczenia, ale... naprawdę marzyłam o chwili ciszy.
Jeszcze miesiąc przed wyjazdem przygotowałam plan. Piotr miał obiecać, że trochę odpuści te swoje ryby, że zajmie się dziećmi przynajmniej przez część dnia. Klara była zachwycona – pakowała swoje różowe wiaderko do walizki już dwa tygodnie wcześniej. Staś? On po prostu chciał zabrać „całe zabawki”. I wtedy wydawało mi się, że wszystko ma szansę się udać.
Teraz siedzę na łóżku w ciasnym domku, a za oknem pada. Mam piasek w pościeli, plamy z lodów na nowej sukience i zmęczenie wypisane na twarzy. I jedno pytanie, które nie daje mi spokoju: czy tylko ja wyobrażałam sobie te wakacje zupełnie inaczej?
To nie miało tak wyglądać
Już sam poranek był zwiastunem katastrofy. Klara obudziła się jeszcze przed siódmą i natychmiast zaczęła skakać po łóżku, domagając się wyjścia na plażę. Staś zaraz do niej dołączył, wlazł mi pod kołdrę z lodowatymi stopami i wtulił się we mnie, chociaż sekundę wcześniej wrzeszczał, że jest głodny. Piotra nie było. Zniknął z łóżka jeszcze przed naszym przebudzeniem, zostawiając po sobie jedynie pustą poduszkę i lekko uchylone drzwi wejściowe.
Po szybkim śniadaniu – kanapkach, których nikt nie chciał jeść – ruszyłam z dziećmi na plażę. Wiatr wiał mocno, niebo co chwilę się chmurzyło, ale Klara nalegała, że musi wykopać tunel do Chin. Rozłożyłam koc, rozpięłam plecak, wyciągnęłam zabawki, krem z filtrem, wodę, chrupki, chusteczki. Już po pięciu minutach Staś wylał sok na siebie i na mnie, a Klara, rozglądając się dookoła, zaczęła piszczeć.
– Mamusiu, moje wiaderko! Zniknęło! Musimy je znaleźć!
Staś wtórował jej w swoim stylu:
– Ja chcę sok! Sok! Sok!
Zebrałam się na równe nogi, próbując ogarnąć sytuację, choć moje ciało błagało o chwilę ciszy. Klara biegła wzdłuż brzegu, szlochając coraz głośniej, Staś szarpał mnie za rękę i ciągnął w przeciwnym kierunku. Wreszcie, po dłuższym szukaniu, wiaderko odnalazło się u sąsiadów kilka metrów dalej – ich synek najwidoczniej uznał, że pasuje do jego łopatki. Oddali bez słowa.
Wróciliśmy na koc, ale mój entuzjazm dawno się wyczerpał. Spojrzałam na zegarek – była dopiero jedenasta. Klara znowu się rozpłakała, bo piasek wsypał jej się do kostiumu, a Staś rzucał kamykami w mewy. Rozejrzałam się po tłumie rodziców, dzieci, hałasie i gwarze. Zaczęłam się zastanawiać, czy ja w ogóle umiem jeszcze odpoczywać.
To nie tak miało wyglądać. Gdzie jest Piotr? Zaczęłam wystukiwać jego numer z coraz bardziej drżącymi palcami.
Było mi przykro
Wpatrywałam się w ekran telefonu, czekając na sygnał. Odebrał dopiero po czwartym sygnale, kiedy już prawie zdążyłam się rozłączyć.
– Cześć, co się dzieje? – zapytał lekko zdyszanym głosem.
– Serio? Zostawiłeś mnie tu z dwójką dzieci, żeby iść na ryby?
– Madzia... – westchnął. – Wyszedłem wcześnie, żeby wrócić przed południem. Potrzebuję chwili dla siebie. Też mam prawo odpocząć.
Zamknęłam oczy, odwróciłam głowę od dzieci i zacisnęłam zęby.
– A ja? Kiedy ja mam swoją chwilę?
– Ale przecież jesteście na plaży, dzieci się bawią, masz spokój – bronił się.
– Spokój? Staś właśnie rozlał sok, Klara płakała przez wiaderko, a ja dźwigam dwa plecaki i cały ten cyrk. To miały być wspólne wakacje, pamiętasz?
– Dobrze, dobrze. Zaraz wracam – burknął i się rozłączył.
Siedziałam jeszcze chwilę z telefonem przy uchu, zanim dotarło do mnie, że już mnie nie słucha. Znowu. Schowałam telefon do torby i spojrzałam na dzieci. Klara leżała z nosem przy piasku, rysując coś patykiem, Staś próbował odkręcić butelkę z wodą, najpewniej po to, żeby ją wylać.
Było mi przykro. Nie chodziło o ten jeden raz. To nie pierwszy wyjazd, w którym Piotr znikał, zostawiając mnie z całym bałaganem. Od kiedy urodził się Staś, coraz częściej miał potrzebę „odpoczynku” i „chwili ciszy”, a ja – coraz rzadziej mogłam sobie na to pozwolić. Moje potrzeby, mój czas, mój spokój – to wszystko rozmyło się gdzieś między robieniem kanapek a wieczornymi awanturami o zasypianie.
Miałam ochotę wstać, zostawić ten koc, dzieci, wszystkie zabawki i pójść przed siebie. Bez celu. Po prostu iść, żeby przez chwilę nikt mnie nie wołał, nie ciągnął za rękę, nie mówił, że też ma prawo do odpoczynku.
Stałam się przezroczysta. W tej rodzinie byłam tylko do obsługi. Nawet na wakacjach.
Byłam zmęczona i zawiedziona
Dzieci zasnęły wcześniej niż zwykle. Klara zmęczona słońcem, Staś wykończony własnym entuzjazmem. Ułożyłam ich ostrożnie, poprawiłam kołdry, zgasiłam światło. Nie miałam ochoty na rozmowę z Piotrem, który w międzyczasie wrócił i położył się na kanapie z telefonem, nawet nie pytając, jak minął nam dzień.
Zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam na balkon. Siedziałam skulona na plastikowym krześle z nogami podciągniętymi pod brodę. Morze szumiało gdzieś w oddali, ale było już zbyt ciemno, by je zobaczyć. Nad nami wisiały ciężkie chmury, ciemne, niepokojące. Pachniało burzą, chociaż na razie panowała cisza.
Wpatrywałam się w niebo i czułam, jak we mnie pęka coś, co próbowałam trzymać w ryzach przez cały dzień. W środku miałam tylko zmęczenie i zawód. Wciąż powtarzałam sobie, że to tylko chwilowe, że będzie lepiej, że Piotr się ogarnie, że dzieci dorosną. Ale ile można siebie oszukiwać?
To miały być wakacje. A ja czułam się jak w więzieniu. Zamknięta w rytmie cudzych potrzeb, cudzych planów, cudzych pomysłów na relaks. A moje? Moje się nie liczyły. Nikt mnie nie pytał, co bym chciała. Czy chcę pójść sama na spacer, wypić kawę w ciszy, poczytać. Nawet nie próbowałam już mówić o tym Piotrowi, bo wszystko kończyło się stwierdzeniem, że „on też jest zmęczony”.
Czułam się samotna. Nawet Piotr mnie nie rozumie. Może szczególnie on.
Zasunęłam bluzę po samą szyję i objęłam się ramionami. Tak bardzo chciałam być gdzieś indziej. Choć przez chwilę. Nie matką, nie żoną. Po prostu sobą.
Zastanawiałam się, co by się stało, gdybym po prostu wróciła do domu. Spakowała się rano, wzięła dzieci i wróciła. Może byłoby spokojniej. Może byłabym spokojniejsza. Może powinnam po prostu wrócić do domu.
Miałam tego dość
Wróciłam z balkonu, kiedy zaczęło lekko kropić. W domku było ciemno, tylko światło z łazienki oświetlało twarz Piotra, który siedział przy stole i układał swoje przynęty.
– Dobrze się bawiłeś? – zapytałam cicho, zamykając drzwi za sobą. – Bo ja miałam dziś piekło.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Przecież mówiłem, że zaraz wrócę.
– Zaraz to było trzy godziny później. A ja w tym czasie biegałam po plaży, uspokajałam dzieci i modliłam się, żebyś może zadzwonił, zapytał, czy żyjemy.
– Zawsze tylko narzekasz – rzucił ostro. – Wakacje są dla wszystkich. Chyba też mam prawo robić coś dla siebie?
– A ja? Ja też mam prawo. Ale jakoś nikt się tym nie przejmuje.
Podniosłam głos, zanim zdążyłam się powstrzymać. Z sypialni dobiegł cichy płacz. Klara stała w drzwiach, potargana, z błyszczącymi oczami.
– Mamusiu, czy wy się rozwiedziecie?
Zamarliśmy. Piotr spojrzał na mnie, ja na niego. Nagle wszystko ucichło – tylko serce waliło mi jak młot.
– Nie, kochanie – powiedziałam cicho, podchodząc do niej. – Po prostu się pokłóciliśmy.
Wzięłam ją na ręce, choć była już duża. Wtuliła się we mnie, a ja po raz pierwszy poczułam, że już nie mam siły na żadne wojny.
Chciałam być szczęśliwa
Obudziłam się wcześniej niż zwykle. W domku panowała cisza, Piotr jeszcze spał, dzieci również. Przez uchylone okno wpadało świeże, chłodne powietrze. Usiadłam na brzegu łóżka i przez chwilę wpatrywałam się w walizkę leżącą pod ścianą. Mogłam ją spakować. Mogłam wrócić do domu. Ale zamiast tego, ubrałam się, przygotowałam plecak i obudziłam dzieci.
– Dziś idziemy tylko we trójkę – powiedziałam Klarze, zapinając jej bluzę. – Tatuś śpi. Dziś mamy swój dzień.
Wyszliśmy bez pośpiechu. Poszliśmy po lody, chociaż była dopiero dziesiąta rano. Potem na huśtawki, Staś tarzał się po trawie, Klara karmiła mewy resztkami rożka. Robiłam im zdjęcia, śmiałam się, biegałam z nimi. I pierwszy raz od dawna poczułam się lekka.
Nie było łatwo. Wciąż byłam zmęczona. Ale tego dnia nie próbowałam być idealna. Pozwoliłam sobie być po prostu mamą, bez oczekiwań. Bez czekania, aż ktoś inny mnie odciąży.
Może nie zmienię Piotra. Może on już zawsze będzie tym, który znika, kiedy robi się ciężko. Ale mogę zmienić siebie. Swoją postawę. Swój plan na te wakacje.
Chcę być szczęśliwa. Nawet jeśli muszę o to zawalczyć.
Magdalena, 35 lat
Czytaj także:
- „Ukochany wystawił mnie do wiatru i na wakacje w Chorwacji zabrał kumpli. Wiedziałam, że to bajka grubymi nićmi szyta”
- „To miały być wspaniałe wakacje w Dubrowniku. Przez jedną osobę czułem się jak w niebie i w piekle jednocześnie”
- „Mąż zdradzał mnie na prawo i lewo, a ja przy nim trwałam. Jednak to, co teraz zrobił, złamało obietnice przed Bogiem”