Reklama

Przez dwadzieścia lat byłam żoną Marka. Kiedyś, gdyby ktoś mnie zapytał, co to znaczy być szczęśliwą, wskazałabym właśnie nasze małżeństwo. Potem coś się zaczęło kruszyć. Marek zaczął wracać później, bez jakichś wiarygodnych wyjaśnień. Mówił, że praca się nawarstwia. Częściej wyjeżdżał – niby delegacje, niby szkolenia. Niby wszystko wciąż było w porządku, ale jego oczy stały się jakby nieobecne. Gdy mówiłam, że tęsknię za tymi czasami, kiedy byliśmy blisko, słyszałam:

– Przesadzasz.

Gdy pytałam, czemu nie chce mi pokazać telefonu, odpowiadał, że ma prawo do prywatności. A kiedy zaczęłam mówić, że czuję, jakby coś się między nami zmieniło, odpowiedział tylko chłodno, że się czepiam i że robię dramaty. Zaczęłam się zastanawiać: może faktycznie jestem za bardzo podejrzliwa? Może duszę go tym swoim wiecznym „co u ciebie”? Może wymyślam?

Ale w środku mnie coś nie dawało spokoju. Coś świdrowało. Każde jego „muszę wyjść”, każde „później porozmawiamy” – wbijało się we mnie jak kolec. Przestałam spać. Budziłam się w środku nocy z pytaniem, którego bałam się zadać głośno: czy on wciąż mnie kocha?

Była środa. Wyszłam rano z łazienki, a jego już nie było. Zostawił otwarte drzwi do garderoby, w pośpiechu rzucone spodnie na oparcie krzesła, pusty kubek po kawie. W kuchni paliło się jedno światło. Nie pożegnał się, nie pocałował, nawet nie zajrzał, żeby powiedzieć, o której wróci.

Ciągle znikał

Znałam ten schemat. Ostatnio znikał prawie na całe dnie, rzekomo miał dużo roboty i ważne spotkania z klientami. Nie robiłam scen. Przygotowywałam kolację dla jednej osoby, włączałam telewizor, ale nie słuchałam. Zamiast jeść, przekładałam jedzenie z jednej strony talerza na drugą. Wypijałam kieliszek wina i mówiłam sobie, że może faktycznie ma ciężki okres.

Po powrocie z pracy zabierałam się za rozmaite rzeczy: przekładałam książki na półce, sprzątałam w szufladach, zmieniałam pościel. Cokolwiek, żeby nie siedzieć samej w tej ciszy.

Któregoś dnia wrócił do domu po trzeciej w nocy. Usłyszałam zgrzyt klucza w zamku. Wszedł cicho, jakby nie chciał mnie obudzić. Udawałam, że śpię. Przebrał się, wziął prysznic, położył obok mnie i od razu zasnął. Rano przy śniadaniu patrzyłam, jak smaruje sobie kromkę masłem. Miałam ochotę zapytać, jak minęła noc, ale wolałam zacząć spokojnie.

– Wróciłeś wczoraj po trzeciej. To było służbowe spotkanie?

Miałam podejrzenia

Podniósł wzrok znad kanapki. Zawahał się na ułamek sekundy.

– Przecież wiesz, że mamy teraz gorący czas. Po prostu musiałem wszystko dopiąć.

– Po raz piąty w tym tygodniu?

Wzruszył ramionami.

– Może zaczniesz mnie w końcu wspierać, zamiast robić sceny? Nie jestem na wakacjach, tylko haruję, żebyśmy mieli z czego żyć. A ty się czepiasz.

Zamilkłam. Patrzyłam, jak wkłada kubek do zlewu, jak zakłada marynarkę, jak wychodzi bez słowa.

Któregoś poranka, kiedy poszedł pod prysznic i zostawił telefon na komodzie, podeszłam i spróbowałam go odblokować. Znałam jego hasło od lat. Próbowałam dwa razy. Za każdym razem – zły kod. Telefon zawibrował. Odsunęłam się gwałtownie, jakby parzył. Zebrałam się na odwagę.

– Zmieniłeś hasło?

– A co, szukałaś czegoś?

– Nie. Po prostu… chciałam coś sprawdzić i nie mogłam.

– To mój telefon.

– Jeżeli nie masz nic do ukrycia, to przed kim się chronisz?

– Przed kontrolą i takimi akcjami, jak teraz. To chore, co robisz.

Jeszcze niedawno wspólne hasła były czymś naturalnym. Teraz byłam intruzem w jego świecie.

Miałam rację

To był przypadek. Szukałam kluczyka do skrzynki na listy. Jego marynarka leżała przewieszona przez oparcie fotela, jakby zapomniał, że to nie szafa. W kieszeni wyczułam coś twardego i pomyślałam, że to kluczyk, którego szukam. Wyjęłam. To był niewielki, czarny pendrive. Nie miał naklejki, nie był podpisany.

Włożyłam go do laptopa. Pierwszy folder: zdjęcia. Jedno, drugie, dziesiąte. On z kobietą, nad jeziorem. Śmieją się, przytulają, leżą na leżaku. Na jednym z nich ona siedzi mu na kolanach, całuje go w policzek, a on trzyma jej dłoń.

Nie zastanawiałam się długo. W godzinę spakowałam swoje najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałam do siostry. W ciągu tygodnia wynajęłam pokój w starej kamienicy na Woli. Skromny, z widokiem na podwórko. Nie potrzebowałam niczego więcej, tylko miejsca, gdzie nikt mnie nie zna.

Wyłączyłam telefon zaraz po wyjściu z mieszkania. Nie chciałam słuchać jego głosu, nie chciałam żadnych tłumaczeń. Nie byłam gotowa, żeby znów usłyszeć, że przesadzam, że wymyślam. Teraz już miałam stuprocentową pewność.

Odeszłam od niego

Pierwsze dni były dziwne. Kręciłam się po mieszkaniu bez celu, zaglądałam do księgarni, siadałam na ławce w parku, patrzyłam, jak ludzie mijają się bez słowa. Czułam się jak po długiej chorobie – wyczerpana, ale spokojna.

Wieczorami czytałam książki, które wypożyczałam z biblioteki. Nie potrafiłam się skupić, ale trzymałam je w rękach, jakby miały mnie zakotwiczyć. Cisza, która kiedyś mnie przerażała, teraz była mi bliższa niż głosy ludzi wokół. Nie czułam się wolna, ale pierwszy raz od miesięcy nikt mnie nie unikał spojrzeniem. Nikt nie kłamał, że wszystko jest w porządku, nikt nie patrzył na mnie tak, jakby mnie nie było. Byłam sama. Ale w tej samotności było coś, co należało tylko do mnie.

Dostał nauczkę

Minął miesiąc. Wróciłam do pracy, zaczęłam przyzwyczajać się do innego rytmu. Wstawałam rano, piłam kawę, dokładnie tę samą, którą kupowaliśmy z Markiem, tylko teraz bez niego. Nie tęskniłam, raczej obserwowałam z dystansu, jak wygląda życie, kiedy już się wszystko powie. Pewnego dnia spotkałam na ulicy sąsiadkę z naszej klatki. Zatrzymała mnie.

– Pan Marek wygląda, jakby nie spał od tygodni – powiedziała. – Zostawiła go pani, prawda?

Skinęłam głową, nie wdając się w szczegóły. Dowiedziałam się od niej, że próbował mnie odnaleźć. Podobno rozpytywał wszystkich, czy ktoś ma ze mną jakiś kontakt i wie, gdzie się podziewam. A tamta kobieta, z którą mnie zdradził, zniknęła. Nikt jej nie widział, nie pojawiała się już przy nim, jakby zapadła się pod ziemię. Marek został sam. Być może tego właśnie się nie spodziewał.

Ewelina, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama