„Pomagałam teściowej z dobrego serca, a ona oskarżyła mnie o najgorsze. Jak można być tak podłym człowiekiem?”
„Gotowałam dla niej ulubioną zupę ogórkową, robiłam zakupy, słuchałam wspomnień. Zamiast wdzięczności – były tylko drobne złośliwości. Chciałam udowodnić – może bardziej sobie niż jej – że potrafię zrobić coś z czystej życzliwości”.

- Redakcja
Nie lubię dramatyzować. Wychodzę z założenia, że czasem trzeba zacisnąć zęby, przemilczeć, wyjść z pokoju. Jednak są chwile, kiedy nawet najcierpliwsza kobieta ma wszystkiego dość. Zwłaszcza gdy ktoś nieustannie przypomina ci, że jesteś „obcą”, „niewystarczającą”, „nie taką”. Mam na myśli moją teściową. Zawsze między nami iskrzyło. Nigdy nie powiedziała tego wprost, ale czułam, że uważa mnie za niewłaściwy wybór Michała. Że mogła mu znaleźć „lepszą” żonę.
Gdy rok temu zmarł ojciec Michała, coś w teściowej pękło – i trudno się dziwić. Przez kilka miesięcy chodziła jak cień. Mąż zabrał ją do nas na kilka tygodni, by nie była sama. Gotowałam dla niej ulubioną zupę ogórkową, robiłam zakupy, słuchałam wspomnień. Zamiast wdzięczności – były tylko drobne złośliwości. Mimo to, kiedy powiedziała, że chce się przeprowadzić do mniejszego mieszkania i poprosiła o pomoc, zgodziłam się bez wahania. Chciałam udowodnić – może bardziej sobie niż jej – że potrafię zrobić coś z czystej życzliwości.
– Naprawdę chcesz jej pomagać? – mąż spojrzał na mnie spod oka. – Wiesz, że mama... potrafi być trudna.
– To twoja mama. Zresztą, może w końcu zobaczy, że nie jestem taka zła?
Pokręcił głową z niedowierzaniem, ale się nie sprzeciwił. Obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by ten dzień przeprowadzki przebiegł bezkonfliktowo. Nawet nie przypuszczałam, jak bardzo się myliłam.
Udawałam, że jej nie słyszę
Michał wynosił z bagażnika pudła, ja układałam zawartość kolejnych szuflad do kartonów, a teściowa stała nad nami niczym generał.
– Ostrożnie z tym! – warknęła, gdy wzięłam do ręki rzeźbioną szkatułkę z szafy. – To jeszcze po mojej babce. Przecież to się może stłuc! Nie każdy potrafi szanować cudze rzeczy – rzuciła przez zęby, patrząc na mnie wymownie.
Michał udawał, że nie słyszy. Zajął się rozkładaniem kartonów w salonie. Przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się, choć miałam ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami. Z każdą godziną atmosfera gęstniała. Przenosiłam kolejną partię naczyń, gdy zadzwonił telefon.
– I jak? Żyjesz jeszcze? – zapytała Basia, moja przyjaciółka.
– Cudem – wyszeptałam do słuchawki, odwracając się plecami do teściowej.
– Wiesz, że to nigdy nie będzie łatwe, ale jesteś dzielna. Chcesz, żebym wpadła po południu na kawę?
– Nie mogę, muszę tu siedzieć do końca. Zadzwoń wieczorem.
Rozłączyłam się, a chwilę później teściowa stanęła w progu kuchni z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
– Nie rozmawiaj przez telefon w czasie pracy.
– Oczywiście – mruknęłam i schyliłam się po kolejny garnek.
Wieczorem wracaliśmy do domu w milczeniu. Michał zapytał tylko:
– Wszystko w porządku?
– A co może być nie tak? – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
Nie miałam pojęcia, że to dopiero początek.
Przez całą noc nie zmrużyłam oka
Dwa dni po przeprowadzce wróciłam z pracy i zastałam Michała przy stole.
– Co się dzieje? – zapytałam, zdejmując płaszcz.
– Mama zadzwoniła. Powiedziała, że... coś zginęło – odparł. – Złoty medalion i pierścionek po ojcu. Twierdzi, że widziała je przed przeprowadzką, a teraz ich nie ma.
Zamarłam.
– Chyba nie sugerujesz...
– Ja nic nie sugeruję. Po prostu... jesteś jedyną osobą, która pomagała jej pakować rzeczy.
– Ty chyba żartujesz – syknęłam. – Myślisz, że ukradłabym coś twojej matce?
– Nie wiem już, co myśleć. Dlaczego ona miałaby kłamać?
– Może dlatego, że nigdy mnie nie lubiła?
Michał nie odpowiedział. Patrzył w telefon, jakby chciał w nim znaleźć gotową odpowiedź. Wstałam od stołu i poszłam do sypialni, zanim zobaczył, że zaczynam płakać. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Myśli kotłowały mi się w głowie. Czy teściowa naprawdę wierzy, że coś ukradłam? Czy tylko udaje, żeby coś ugrać? A Michał? On mi nie ufa. I to bolało najbardziej.
Coś we mnie pękło
Pojechałam do niej sama. Wiedziałam, że jeśli nie postawię się teraz, to oskarżenie zostanie ze mną na zawsze. Teściowa otworzyła mi drzwi z tą swoją wymuszoną powagą, jakby spodziewała się kontroli skarbowej, a nie wizyty synowej.
– Przyszłam porozmawiać – powiedziałam bez przywitania.
– Ach, więc teraz rozmawiamy? Myślałam, że ludzie tacy jak ty po prostu... znikają, jak rzeczy z mojej szkatułki – uderzyła prosto z mostu.
– Nie będę słuchać insynuacji. Przyszłam, żebyś mi powiedziała wprost: naprawdę uważasz, że ukradłam twoje pamiątki?
– Złoty medalion po mojej mamie i pierścionek po twoim teściu. Oba zniknęły. Kto, jeśli nie ty, miał do nich dostęp?
– Może sama je gdzieś schowałaś? Może spadły za szafę?
– Nie jestem głupia. Wiem, co miałam i gdzie. Zgłoszę to na policję.
Zamilkłam. Wpatrywałam się w nią bez słowa, aż odezwał się głos za moimi plecami.
– Lepiej powiedz prawdę.
Odwróciłam się. Michał. Stał w progu, jakby wkradł się cicho. I właśnie wtedy coś we mnie pękło.
Czułam się jak przestępca
Policjant był uprzejmy, ale jego ton nie pozostawiał złudzeń – traktowano mnie jak podejrzaną.
– Proszę opowiedzieć dokładnie, co pani robiła w dniu przeprowadzki. Co pani pakowała i gdzie?
Siedziałam na plastikowym krześle w dusznym pokoju. Czułam się jak przestępca. Opisałam wszystko: pokój po pokoju, torba po torbie. Wspomniałam nawet o tym, że teściowa dwa razy zmieniała zdanie co do tego, co ma być zapakowane razem. Policjant zapisywał, nie przerywał.
– To rutynowe pytania, ale musimy je zadać – powiedział.
– Wiem – odpowiedziałam cicho.
Po wyjściu przez dłuższą chwilę siedziałam w samochodzie, zanim odważyłam się włączyć silnik. W domu panowała cisza. Michała nie było. Zostawił karteczkę: „Muszę odpocząć. Jestem u Tomka”. Wieczorem zadzwoniła Basia. Odebrałam dopiero po trzecim sygnale.
– Co się dzieje?
– Nie wierzę, że moje życie się tak rozpada... – wyszeptałam. – Przez kogoś, komu tylko chciałam pomóc.
– Wiem, że ci ciężko. Nie jesteś sama. Jutro przyjadę. Pogadamy.
Patrzyłam w ciemność za oknem. To nie był tylko dramat rodzinny. To była powolna destrukcja wszystkiego, co budowałam przez dwanaście lat. I nie wiedziałam, czy coś jeszcze da się uratować.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać
Zadzwonili z komisariatu trzy dni później. Głos policjanta był niemal pogodny.
– Pani Magdo, możemy już zamknąć sprawę. Zaginione przedmioty się odnalazły. Zostały zapakowane w karton z książkami, który stał u sąsiadki pani Teresy. Pomyłka w transporcie. Jest pani oczyszczona z zarzutów.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Rozłączyłam się i przez dłuższą chwilę stałam w kuchni, trzymając telefon, jakby wciąż do mnie mówił. Odzyskałam nazwisko, ale straciłam coś więcej. Teściowa nie zadzwoniła. Nie przeprosiła. Po prostu zamilkła. Michał wrócił następnego dnia. Wszedł do mieszkania z torbą podróżną, jakby wracał z delegacji.
– Więc to koniec? – zapytałam, nie odrywając wzroku od zlewu.
Odwróciłam się do niego powoli.
– Nie wystarczy ci, że mnie uniewinniono? Potrzebujesz jeszcze dowodu?
Michał spuścił wzrok. Stał tam w ciszy, jakby nie potrafił podjąć decyzji. A może podjął ją dawno temu. Nie płakałam.
Straciłam coś ważnego
Rozwodu nie było. Przynajmniej na razie. Michał powiedział tylko:
– Chciałbym spróbować jeszcze raz. Dla dzieci. I dla ciebie... jeśli mi pozwolisz.
Nie odpowiedziałam od razu. Potrzebowałam kilku dni, żeby zrozumieć, że nie chodzi już o miłość. Jak po pożarze – kiedy dym opadnie, trzeba posprzątać, nawet jeśli nie wiadomo, co jeszcze się da uratować. Poszliśmy na terapię dla par. Michał nie chciał, ale przyszedł. Siedział sztywno, mówił mało. Ale był. To był jakiś początek. Od tego czasu nie rozmawiałam z teściową. Przestała nas odwiedzać. Nie dzwoniła do wnuków. Michał próbował ją bronić, ale za każdym razem widział, jak się dystansuję. W końcu przestał.
Nadal budzę się czasem w nocy z myślą, że ktoś mnie oskarża, a ja nie mogę się obronić. A potem widzę Franka śpiącego z pluszakiem i Szymona z książką pod poduszką – i wiem, że dla nich muszę być silna. Że nikt inny mnie nie ocali, jeśli sama się nie podniosę. Zaufanie nie wraca od razu. Miłość też nie. Czasem trzeba zacząć od wspólnego milczenia przy śniadaniu.
Anna, 36 lat
Czytaj także:
- „Żona wytykała mi, że nie nadaję się na ojca. Miałem dość, ale wtedy teść powiedział 1 ratunkowe zdanie”
- „W starym pudle z listami odkryłam sekret teściowej. Okłamywała rodzinę przez lata, aż wszystko legło w gruzach”
- „Procesja w Boże Ciało odmieniła moje życie. Przekonałam się, że na starość uczucia stają się bardziej intensywne”