„Prawdziwe oblicze teścia mnie zszokowało. Teraz już wiem, dlaczego tak często wodził za mną wzrokiem”
„A potem pojawił się on... Marek. Ojciec Pawła. Teść. Mężczyzna po pięćdziesiątce, przystojny, zadbany, z tym spokojem w oczach, którego brakowało mojemu mężowi. Zaczął wpadać do nas częściej, niby z troski o wnuczkę, ale szybko zauważyłam, że rozmawia głównie ze mną. Pytał, jak się czuję. Słuchał. Autentycznie słuchał”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie to się zaczęło. Może wtedy, kiedy Paweł przestał mnie całować na dobranoc. Może wcześniej – kiedy wracał z pracy i rzucał tylko zdawkowe „cześć”, po czym znikał w łazience albo siadał do komputera. Od kilku miesięcy czułam się jak cień we własnym domu. Byłam żoną, ale własny mąż mnie nie dostrzegał.
Zosia, nasza córeczka, miała wtedy pięć lat. Śliczna, rezolutna, cały mój świat. Gdyby nie ona, nie wiem, czy nie spakowałabym się któregoś dnia i po prostu nie wyszła. Ale dla niej próbowałam trwać, dla niej udawałam, że wszystko jest w porządku.
A potem... pojawił się Marek. Ojciec Pawła. Teść. Mężczyzna po pięćdziesiątce, przystojny, zadbany, z tym spokojem w oczach, którego brakowało mojemu mężowi. Zaczął wpadać do nas częściej, niby z troski o wnuczkę, ale szybko zauważyłam, że rozmawia głównie ze mną. Pytał, jak się czuję. Słuchał. Autentycznie słuchał.
Nie mogłam się mu oprzeć
– Marek, możesz zostać jeszcze chwilę? – spytałam któregoś popołudnia, kiedy Zosia już zasnęła. – Dawno z nikim tak dobrze mi się nie rozmawiało jak... z panem.
– Zostańmy przy „ty” – odpowiedział z uśmiechem. – I tak rozmawiamy jak starzy znajomi.
I od tamtego dnia coś zaczęło się zmieniać.
– No nie... Karola, chcesz mi powiedzieć, że zakochałaś się w teściu?! – wrzasnęła Anka, kiedy w końcu wyrzuciłam z siebie całą prawdę.
Siedziałyśmy w jej kuchni przy winie. Dzieci spały, a moje policzki płonęły ze wstydu.
– Nie wiem, czy to miłość... – szepnęłam, patrząc w kieliszek. – Ale czuję coś, czego nie czułam od lat. Ciepło. Zainteresowanie. Chcę z nim być, rozumiesz?
– Nie, nie rozumiem. On ma żonę, Karola! Twój mąż to jego syn!
– Wiem, Anka. Wiem. – Łzy cisnęły mi się do oczu. – Ale nic jeszcze nie zrobiłam. Tylko myślę. Za dużo myślę.
– To przestań. Bo jak zrobisz krok za daleko, nie będzie odwrotu.
Nie odpowiedziałam. W głębi serca wiedziałam, że już jestem o ten krok za daleko.
To było podejrzane
– Paweł, możesz odłożyć ten komputer choć na chwilę?! – warknęłam, stojąc w drzwiach salonu z założonymi rękami.
– Co znowu? – westchnął, nie podnosząc wzroku z ekranu. – Pracuję.
– Pracujesz?! O dwudziestej trzeciej? W piątek? Od miesięcy tylko „pracujesz”. Nawet nie wiem, kiedy ostatni raz powiedziałeś mi coś miłego. Albo w ogóle cokolwiek.
– Karolina, dramatyzujesz. Znowu zaczynasz.
– Nie dramatyzuję! Po prostu... ja już nie wytrzymuję. Jestem sama w tym związku. Ty... ty jesteś jak ściana!
Wstał z fotela. Patrzył na mnie chłodno, jakby rozmawiał z klientką, nie z żoną.
– Więc co? Mam ci bić brawa, robić kolacje przy świecach i głaskać cię po głowie? Mamy dziecko, życie, rachunki.
– A ja czuję tylko pustkę w środku! Nie widzisz tego? My nie jesteśmy już parą! My jesteśmy współlokatorami!
Chciałam, żeby zareagował. Krzyknął, przytulił, chwycił mnie za ręce – cokolwiek. A on tylko stał.
– A Marek... – wyrwało mi się. – Twój ojciec potrafi przynajmniej... spojrzeć na mnie jak na człowieka. Jak na kobietę.
Zbladł. Dosłownie w sekundę twarz zrobiła mu się biała jak papier.
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz – syknął cicho.
Zrobiło mi się zimno.
– Co to znaczy?
– To nie twoja sprawa. Ale lepiej... lepiej zostaw mojego ojca w spokoju – rzucił, odwrócił się i wyszedł z pokoju.
Stałam jak wryta. W głowie tylko jedno pytanie: co on miał na myśli?
Wyznałam swoje uczucia
Drżałam, kiedy nacisnęłam dzwonek do drzwi. Marta otworzyła i uśmiechnęła się serdecznie, ale jej obecność była dziś nie do zniesienia.
– Jest Marek? Chciałam tylko na chwilę – wymusiłam uśmiech.
– W warsztacie. Wejdź, przyniosę wam herbaty – rzuciła i zniknęła w kuchni.
Warsztat Marka pachniał drewnem i starą farbą. Stał przy stole i coś dłubał dłutem.
– Karolina? Coś się stało? – podniósł wzrok.
– Muszę z tobą porozmawiać. – Głos mi zadrżał. – Sama.
Przytaknął i gestem wskazał krzesło. Usiadłam naprzeciwko, nie wiedząc, od czego zacząć. W końcu po prostu powiedziałam:
– Zakochałam się w tobie.
Cisza.
Nie było szoku. Nie było śmiechu. Marek wbił we mnie wzrok i po chwili bardzo powoli odłożył dłuto.
– Karolino... – westchnął. – To skomplikowane.
– Nie, to wcale nie jest skomplikowane. Ja już nie czuję nic do Pawła. A ty... jesteś czuły, troskliwy. Kiedy z tobą rozmawiam, czuję się... jakbym znowu żyła.
Patrzył na mnie długo. Potem spuścił wzrok.
– Nie powinnaś tego mówić.
– Marek, ja...
– Nie teraz. Nie dzisiaj – przerwał. – Muszę... przemyśleć parę rzeczy.
Zrobił krok w moją stronę, po czym się cofnął.
– Proszę cię tylko, nie mów nikomu o tej rozmowie. Zwłaszcza Pawłowi.
– Ale Paweł już wie. Powiedziałam mu, że jesteś bardziej mężczyzną niż on. I wiesz co? On... on się przeraził.
Marek zamarł.
– To nie powinno się zdarzyć – mruknął i wyszedł.
Byłam cieniem dawnej miłości
Nie mogłam spać. Myśli o Marku, jego słowach i spojrzeniu nie dawały mi spokoju. Coś ukrywał. To było aż nazbyt oczywiste. Tylko co? Co mogło być tak poważne, że nie chciał powiedzieć?
Pojechałam do nich bez zapowiedzi. W domu panowała cisza. Samochód Marka stał pod bramą, więc weszłam cicho przez furtkę. Chciałam tylko zobaczyć, czy jest – może zamienić z nim kilka słów. Ale kiedy podeszłam pod otwarte okno salonu, usłyszałam ich głosy.
– Marta, ja nie mogę tak dłużej... Karolina coś czuje, widzę to w jej oczach. A ja... ja nie mogę jej tego wyznać.
– A może powinieneś? – odparła Marta zmęczonym głosem. – Minęło tyle lat. Może to czas?
– I co mam jej powiedzieć? Że byłem kochankiem jej matki? Że to przez nią prawie nie doszło do naszego małżeństwa?
Zamarłam. Świat zawirował.
– To był jeden raz. Byliśmy wtedy pokłóceni. Ale nigdy jej nie zapomniałem. A kiedy Karolina się pojawiła... Ona jest tak bardzo do niej podobna.
– I właśnie dlatego musisz trzymać się z daleka. Jesteś jej teściem, Marek.
Weszłam do środka jak we śnie. Obserwowali mnie w ciszy, jakby wiedzieli, że słyszałam wszystko.
– To prawda? – spytałam cicho. – Znałeś moją matkę?
Marek wstał powoli. Jego twarz była blada.
– Znałem. I kochałem.
– A więc to dlatego... dlatego patrzysz na mnie tak, jakbyś widział kogoś innego.
– Bo widzę. W tobie... widzę ją.
Nie mogłam złapać tchu. Jak miałam teraz spojrzeć mu w oczy, wiedząc, że byłam tylko cieniem dawnej miłości?
Miałam ochotę zniknąć
Zadzwoniłam do ciotki Ireny jeszcze tej samej nocy. Głos mi drżał. Nie zapytałam, jak się ma, nie próbowałam udawać, że chodzi o zwykłą wizytę.
– Ciociu... chcę znać prawdę o mamie. O jej przeszłości. O Marku.
Po drugiej stronie zapadła cisza, tak długa, że myślałam, że się rozłączyła. W końcu usłyszałam cichy szept:
– Przyjedź jutro rano. Sama.
Dom cioci pachniał zawsze tak samo – starymi książkami i lawendą. Usiadłyśmy w kuchni, jak za dawnych lat, tylko że tym razem zamiast szarlotki na stole stała chusteczka i szklanka wody.
– Marek... – zaczęła Irena – był jej wielką miłością. Ale też największym rozczarowaniem. Zostawił ją, choć mówił, że zostanie. A ona? Nie potrafiła mu wybaczyć, ale też nigdy go nie zapomniała.
– Chyba zaczynam rozumieć – przerwałam. – On powiedział, że widzi we mnie ją. Że dlatego nie może... nie może mnie pokochać. Bo kochał ją.
Ciotka pokiwała głową.
– To prawda. Jesteś jak ona. Chodzisz, mówisz, gestykulujesz... Nawet to, jak unosisz brwi, kiedy jesteś zła – robisz to identycznie.
Zacisnęłam dłonie.
– Czemu nikt mi o tym nie powiedział?
– Bo twoja mama cię chroniła. Nie chciała, żebyś nosiła jej ciężary. Chciała, żebyś żyła swoim życiem, nie jej historią.
– A może nie chodziło o ochronę – powiedziałam gorzko – tylko o wstyd.
Irena spojrzała na mnie ostro.
– Nie mów tak. Twoja mama była silna. Ale on ją złamał. Po prostu nie chciała, żeby ktoś zrobił to samo tobie.
– Tylko że ja... ja sama do tego dopuściłam – wyszeptałam. – Pokochałam go. A on widzi we mnie tylko jej ducha.
Ciotka nie odpowiedziała. Wzięła moją dłoń.
– Może i tak. Ale to nie znaczy, że twoje uczucia były nieprawdziwe.
Spojrzałam przez okno. Chciałam zniknąć. Rozpłynąć się w czasie, zanim wszystko się posypało.
Chcę być niezależna
Nie próbowałam już szukać odpowiedzi. Było ich za dużo. Były dla mnie zbyt bolesne, za ciężkie, za brudne.
Marek milczał. Wiem, że Marta miała mu za złe wiele rzeczy, ale zawsze mu wybaczała. Teraz pewnie też nic się nie zmieni. A my? Paweł stał się jeszcze bardziej oschły, jeszcze bardziej milczący. Żadne z nas nie złożyło pozwu o rozwód. Jeszcze nie.
Ale zrozumiałam jedno – nie zakochałam się w Marku. Zakochałam się w ułudzie, w tęsknocie. W wyobrażeniu, że ktoś w końcu mnie zobaczy, pokocha, nada mi sens. Ale Marek nie widział mnie tak naprawdę. Widział we mnie moją matkę.
A ja nie chcę być czyimś odbiciem.
Dlatego nie zapukałam więcej do jego drzwi. Zamierzam skupić się na sobie i na córce. Zbudować swoją niezależność. A potem... kto wie. Może w końcu uwolnię się z tego kręgu i zacznę wszystko od nowa.
Karolina, 34 lata
Czytaj także:
- „Zgubiliśmy się w górach, ale na leśnej polanie wcale nie próżnowaliśmy. Było upojnie jak w malinowym chruśniaku”
- „Myślałam, że po rozwodzie już nigdy nie zaufam mężczyźnie. Amor na szczęście miał na mnie inny plan niż samotna starość”
- „Umówiłam się z byłym na randkę, bo liczyłam na coś więcej. Było milusio, a potem 1 zdaniem sprowadził mnie do parteru”