„Przyjaciółka chciała mnie umówić z kolegą swojego partnera. Jakże była zdziwiona, kiedy na randkę przyszedł mój były”
„Przypominam sobie nasze zdziwione spojrzenia oraz całkowite zaskoczenie na twarzy Michała i niepewność w oczach Agi. Doskonale też pamiętam chwilę, kiedy przy stole Artur z rozpędu zamówił dla mnie moje ulubione wino”.
- Karina, 28 lat
Żaden nie był wystarczający
Kolejny raz przyszło mi spędzić samotny sobotni wieczór, we własnym domu. Mimo iż od chwili, kiedy ostatecznie rozstałam się z Arturem, upłynął niemal rok, nie udało mi się znaleźć kogoś sensownego, z kim mogłabym pójść na film, do restauracji czy na przechadzkę. Owszem, spotykałam się z panami z serwisu randkowego, zgodziłam się nawet na spotkanie z jednym z kolegów z pracy, jednak każda randka kończyła się rozczarowaniem. Jakoś nie mogłam znaleźć tej swojej drugiej, wymarzonej połówki jabłka.
– Czegoś nie rozumiem, co było nie tak z tym Przemkiem? – zapytała moja bliska przyjaciółka Agnieszka, która z entuzjazmem śledziła moje poszukiwania mężczyzny. – Jest wysoki, potrafi tańczyć, prowadzi własną działalność... Dlaczego go skreśliłaś?
– Dokładnie, prowadzi własną firmę. I to okazało się koszmarem – westchnęłam. – Nie przestawał o niej mówić. Opisywał mi, jak składa zamówienia u producentów z Ukrainy na różnego rodzaju napełniacze do wędlin i jak trzeba uzyskać specjalne pozwolenia na transport mięsa. Szczegółowo wyjaśniał, jak ubiega się o takie zezwolenia. Przez całe dwie godziny!
Aga popatrzyła na mnie zdziwiona, a następnie przytaknęła w odruchu zrozumienia. Następnie, dla odmiany, podzieliła się ze mną historią Michała, baristy z jej ulubionej kawiarni. Obserwowała go już od paru miesięcy.
– Zobaczyłam wiadomość na Facebooku, że zamierza pójść na bal maskowy do Vanilii – podała nazwę popularnego klubu. – To impreza dla singli. A nasz plan wygląda tak: my również tam idziemy. Ty i ja. Rozumiesz, zamówimy sobie coś do picia, potańczymy, a potem niby niechcący ja na niego wpadnę. No a reszta to już się wydarzy sama…
Zmarszczyłam brwi, nie mając najmniejszej ochoty na bycie przyzwoitką, lecz spojrzenie Agi wyraźnie sugerowało, że jako jej koleżanka mam pewne zobowiązania. Okazało się, że wcześniej kupiła dla nas maski, co nieco zwiększyło mój zapał, gdyż w mojej prezentowałam się tajemniczo i atrakcyjnie.
Jego rodzina była przyczyną naszego rozstania
Cała impreza, miała się odbyć się w połowie stycznia. Postanowiłam, że włożę sukienkę, której nie miałam okazji włożyć na sylwestra, ponieważ tamtą noc spędziłam ostatecznie w towarzystwie siostry, szwagra i ich dwóch małych pociech. Zdecydowałam się więc na dżinsy i czarną bluzkę, szczególnie, że jeszcze przed pierwszą, zostałam sama w pokoju z włączonym telewizorem i jarzynową sałatką.
– Na tej zabawie na pewno odrobisz zaległości – starała się podnieść mnie na duchu Agnieszka.
– Oczywiście, zwłaszcza, że ty i Michał niewątpliwie zaraz gdzieś znikniecie, a ja skończę, siedząc sama przy barze – odparłam, nie do końca wierząc w to, co mówię.
– Przestań! Może spotkasz kogoś ciekawego? – próbowała mnie zmotywować. – Będzie tam mnóstwo singlów! I najprawdopodobniej co najmniej połowa z nich będzie umiała tańczyć. Musisz w końcu znaleźć sobie kogoś, bo stajesz się coraz bardziej zgryźliwą starą panną!
Chciałam jej odpowiedzieć równie złośliwie, ale ugryzłam się w język. Musiałam przyznać jej rację: coś złego się ze mną działo. Rok temu byłam pełna życia, z optymistycznym spojrzeniem na świat, uwielbiała tańczyć. Regularnie, kilka razy w tygodniu, uprawiałam jogging. Co więcej, jako wolontariuszka, odwiedzałam schronisko, aby opiekować się psami i kotami.
Artur i ja tworzyliśmy idealną parę, jakbyśmy czytali sobie w myślach. Dzieliliśmy tę samą pasję i nie potrafiliśmy wyobrazić sobie życia bez siebie. To, co najbardziej nas łączyło, to był taniec. Regularnie uczęszczaliśmy na zajęcia salsy, ale byliśmy w stanie tańczyć przy dowolnej melodii. On zawsze prowadził. Często zamykałam oczy i oddawałam się magii. Byliśmy niczym jedna dusza w dwóch ciałach. Kochałam to, co razem robiliśmy...
Chociaż nie wszyscy akceptowali nasz związek. Rodzina Artura raczej nie okazywała mi sympatii. Matka Artura nie przestawała knuć przeciwko mnie, próbując przekonać go, aby mnie zostawił i związał się z córką jej przyjaciółki. Jego ojciec natomiast patrzył na mnie jak na obiekt seksualny, rzucając co rusz mało wybrednymi dowcipami. Sugerując, że muszę się nauczyć, jak zaspokoić potrzeby jego syna, bo nie jest łatwo go zdobyć. To wszystko sprawiało, że czułam się niezręcznie. Nic więc dziwnego, że odmówiłam towarzyszenia Arturowi podczas wizyt u jego rodziców.
– Czyli co? Mam tam iść sam i powiedzieć rodzicom, że nie przypadli ci do gustu? – zirytował się tuż przed wielkanocnym śniadaniem. – Nie bądź niemądra! To przecież moi rodzice! Nie mogę po prostu zerwać z nimi kontaktu, bo wy nie potraficie się dogadać!
– Możesz im powiedzieć, co chcesz! – podniosłam ton.
Nie widziałam innego wyjścia
Była to tylko jedna z licznych awantur na ten temat. Zarzucał mi, iż nie chcę „dać im jeszcze jednej szansy", a ja go oskarżałam, że nie staje w mojej obronie. Miałam poczucie, że mógłby bez problemu uciszyć swoją matkę, a z ojcem przeprowadzić poważną rozmowę na temat jego nieodpowiednich aluzji. Następnie zaczęły się kłótnie o mniej istotne sprawy, które nagle zyskały na wadze i stały się prawdziwymi problemami. Kilka dni po trzeciej rocznicy naszego pierwszego spotkania podjęliśmy decyzję o zakończeniu związku.
– Kiedyś spotkasz kogoś lepszego niż Artur – mówiły do mnie przyjaciółki, a i ja miałam taką nadzieję.
Później jednak zorientowałam się, że znalezienie osoby, z którą odczuwa się magiczną harmonię, która myśli tak jak ja i przy której możemy być autentyczni, nie jest takie proste. Być może dlatego pozwoliłam Agnieszce na umawianie mnie na randki z różnymi mężczyznami i zdecydowałam się pójść z nią na imprezę dla singli. Ale los zdecydował inaczej.
– Aga, nie jestem w stanie... Od wczoraj mam grypę żołądkową... – powiedziałam, zadzwoniwszy do mojej przyjaciółki w dniu balu maskowego. – Nawet nie jestem w stanie dotrzeć do łazienki, nie mówiąc już o dotarciu do klubu...
Nie kłamałam. Czułam się koszmarnie źle. Przez dwa dni właściwie nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje. Trzeciego dnia odwiedziła mnie Agnieszka. To było tuż po tej imprezie dla singli. Czułam się już wystarczająco dobrze, aby móc wysłuchać jej relacji.
– Natknęliśmy się na siebie przy ladzie baru, był sam i miał czerwoną opaskę oznaczającą, że jest dostępny, przywitałam się mówiąc „Cześć”, a on zapytał, czego się napije...
Mówiła tak szybko i gwałtownie, że ledwo mogłam za nią nadążyć. W każdym razie stanęło na tym, że ona i Michał bawili się razem całą noc, świetnie im się rozmawiało, a na koniec wymienili się numerami telefonów.
– Nie jestem pewna, na czym stoimy – zakończyła swój nieco skomplikowany wywód. – Nie doszło do pocałunku, ale czułam, że zaiskrzyło! Jestem pewna, że on także to poczuł! Co powinnam zrobić? Pójść do kawiarni jak gdyby nigdy nic i zobaczyć, jak się zachowa? Czy może zaproponować mu zaproszenie do grona znajomych na Facebooku?
Autentycznie straciła dla niego głowę
Poradziłam jej, aby poszła na cappuccino i serdecznie się do niego uśmiechnęła, kiedy będzie jej przygotowywał kawę.
– Ale pójdziesz ze mną prawda? – spytała natychmiast. – Wiesz, nie chcę wyglądać na kobietę, która desperacko za nim biega.
– Ale przecież nie biegasz za nim, tylko regularnie odwiedzasz to miejsce. Zawsze pijesz tam filiżankę kawy, kiedy czekasz na lekcje języka angielskiego – przypomniałam jej. – Robisz to każdego wtorku i czwartku, więc nie widzę powodu, dla którego nagle miałabyś tam pojawiać się z przyjaciółką.
Po chwili zastanowienia doszła do wniosku, że wcale nie potrzebuje przyzwoitki. Następnego dnia wieczorem, zadzwoniła i pierwsze co usłyszałam to „Zgadnij, co się stało!”. Jej ton był tak radosny, że od razu zorientowałam się, że to musi być związane z Michałem.
– Słuchaj tego! – zawołała. – Po lekcjach angielskiego czekał na mnie przy szkole i poszliśmy na przechadzkę. Było cudownie!
Agnieszka musiała naprawdę lekko oszaleć na punkcie tego faceta, ponieważ wczoraj temperatura wynosiła minus dziesięć stopni, a nasze miasto wieczorami nie jest wymarzonym miejscem do spacerowania. Niemniej jednak Michał wciąż nie wypowiedział się jednoznacznie na temat swoich uczuć. Aga codziennie rozmawiała ze mną za pośrednictwem skypa, zastanawiając się, co powinna zrobić, aby go zainspirować. Kiedy w końcu powiedziała mi, że ją pocałował, pragnęłam wykrzyknąć „Alleluja!”.
– On chyba tak ma. Powoli się zbiera do takich rzeczy – wyjaśniała. – Nie śpieszy się. I zdaje się, że ciągle nieco wstydzi. Za nic nie mogę go wystraszyć.
W życiu nie czułam się tak zażenowana
Zbliżał się Dzień Zakochanych i Aga już knuła, jak zaciągnąć Michała na romantyczną kolację. Obawiała się jednak, że jeśli mu o tym wspomni, ten stchórzy i ucieknie. I przyszła jej do głowy „genialna” myśl.
– Razem pójdziemy na tę kolację. We czwórkę – on, ja, ty i jeden z jego kolegów. Powiem mu, że nie możesz spędzać samotnie Walentynek, bo wpadniesz w depresję. Niech ci zaaranżuje spotkanie z jakimś przystojniakiem. Dzięki temu on nie będzie się czuł przyparty do ściany, a ty...
– ...może kogoś poznam, rozumiem! – podniosłam ręce w geście kapitulacji.
W rzeczywistości nie miałam nic przeciwko spędzaniu walentynek w domu z telewizorem, winem i deską serów. Jednak Agnieszka stanowczo oświadczyła, że jeśli jeszcze raz ją zawiodę, nasza przyjaźń dobiegnie końca.
– Hej, nie zostawiłam cię na lodzie ostatnio, tylko złapał mnie wirus żołądkowy – odparłam, ale dyskusja z nią nie miała sensu. Wszystko już obmyśliła i nie dopuszczała możliwości negocjacji.
Na Walentynki założyłam najbardziej atrakcyjną sukienkę, jaką miałam, w odcieniu intensywnej czerwieni, a do kompletu czarne bolerko. Z sentymentem wspomniałam o chwili, kiedy ostatni raz miałam ją na sobie. Było to podczas naszej rocznicy, mojej i Artura. Spędziliśmy ten czas, tańcząc w restauracji, zamykałam oczy i czułam jego zapach...
Musiałam natychmiast o tym zapomnieć, ponieważ w restauracji czekał na mnie przyjaciel Michała. Podobno miał brazylijskie korzenie, co wzbudziło moje zainteresowanie, szczególnie po obejrzeniu zdjęcia, które pokazała mi Agnieszka. Był prawdziwym przystojniakiem. W towarzystwie takiego Latynosa łatwo jest się zapomnieć, a ja nie planowałam ograniczać się tego wieczoru.
– Nie będzie w stanie przyjść, musiał załatwić jakieś rodzinne sprawy – krótko wyjaśnił nieobecność kolegi barman Agnieszki. – Ale nie martw się, inny mój przyjaciel jest już w drodze. Naprawdę świetny facet!
Niestety, przyjaciel Michała nie był w stanie znaleźć wolnego miejsca do zaparkowania, więc przez blisko czterdzieści minut siedziałam tam, czując się jak idiotka i starając się nie przeszkadzać Agnieszce i Michałowi. Szczerze mówiąc, pragnęłam już uciec do domu... Już powoli sięgałam po swoją torebkę, kiedy nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS–a.
– Mój przyjaciel w końcu tutaj jest – oznajmił Michał, na chwilę puszczając dłoń Agi. – O, Artur właśnie wchodzi. Już go widzę!
Zabrakło mi słów...
Nawet nie przyszło mi do głowy, że nosi to samo imię co mój były. Tylko że nagle w drzwiach restauracji ujrzałam... mojego Artura. Stał tam w całej okazałości!
– Super, że jesteś Artur. To jest Artur... – zaczął Michał, próbując nas sobie przedstawić, a ja poczułam, że za chwilę zapadnę się pod ziemię.
– To Karina – przerwał mu mój eks. – Znamy się. Bardzo dobrze się znamy...
Już później Agnieszka powiedziała mi, że moja twarz była tak blada, jak obrus na stole. Z kolei Artur był czerwony jak moja suknia. Mówiła, że byliśmy jak w transie, kiedy jednocześnie podnieśliśmy prawe ręce. Gdy nasze dłonie spotkały się w powietrzu, obydwoje zachowaliśmy się, jakby przeszedł przez nas prąd.
Przypominam sobie nasze zdziwione spojrzenia oraz całkowite zaskoczenie widoczne na twarzy Michała i niepewność w oczach Agi. Doskonale też pamiętam chwilę, kiedy przy stole Artur z rozpędu zamówił dla mnie moje ulubione wino. Naszą piosenkę, która nagle zaczęła rozbrzmiewać z głośników, i to jak spojrzałam wtedy na Artura.
– Mamy wolny parkiet... Może zatańczymy? – zaproponował. Znałam go wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że mimo spokojnego tonu, w środku był cały zdenerwowany.
Daliśmy sobie drugą szansę
Ujęłam jego dłoń i razem poszliśmy na środek sali. Dwie minuty później, zamknęłam oczy i poczułam, jak unosi mnie fala...
– Tęskniłam za tym – wyszeptałam, mimo że nie planowałam tego powiedzieć.
– Ja też – usłyszałam szept obok mojego ucha. – Tęskniłem za wszystkim... Za tym, za tobą, za nami...
Po roku przerwy zdałam sobie sprawę, że jest mi obojętne, co myśli rodzina Artura na mój temat. Co więcej, on sam również nie przywiązywał do tego już tak dużej wagi. Obydwoje dojrzeliśmy do sytuacji, gdzie mogliśmy skoncentrować się wyłącznie na sobie nawzajem. Na tym, jakie są jego uczucia wobec mnie i jakie są moje uczucia wobec niego. Postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę.
Niebawem miałam zrozumieć, że to był najwspanialszy wybór w moim dotychczasowym życiu. Przynajmniej spośród tych, które dotąd podjęłam...
– W tym roku Wielkanoc wypada w kwietniu – powiedziałam niedawno, przytulając się do niego na łóżku i głaszcząc naszego kota, którego adoptowaliśmy ze schroniska, kiedy zdecydowaliśmy się na ponowne wspólne mieszkanie. – Czy mamy już jakieś plany?
– Bardzo bym chciał pojechać w góry – powiedział z lekkim znużeniem, odsuwając mi kosmyki włosów z czoła. – Jeśli tylko to możliwe, to będziemy wyjeżdżać w każde święta. Jak ty to widzisz?
Objęłam go mocniej. Nasz kot zaczynał mruczeć, z radia dobiegała muzyka, a ja zrozumiałam, że z pewnością jeszcze odwiedzimy rodziców Artura podczas świąt. Dla mnie jest to już jasne, że niedługo stanowić będziemy rodzinę. To musi nam wyjść!