Reklama

Nigdy nie wierzyłam w te wszystkie gadki o tym, że przyjaźnie nie wytrzymują próby czasu. Że dorastamy, zmieniamy się, że ludzie się od siebie oddalają. Ja miałam Martę. Moją Martę. Znałyśmy się od przedszkola. Siedziałyśmy razem na kocyku w sali z różowymi zasłonkami, razem płakałyśmy, jak zabierali nam zabawki. Ona była silna, odważna, zawsze mówiła, co myśli. A ja? Ja byłam tą, która kiwa głową i trzyma się blisko, żeby nie zgubić się w tłumie.

Reklama

Ludzie często myśleli, że jesteśmy siostrami. Może przez to, jak się śmiałyśmy – w tym samym momencie, z tego samego żartu, nawet jeśli nikt inny nie rozumiał, o co chodzi. Albo przez to, jak kończyłyśmy za siebie zdania. Tak, byłyśmy jak siostry. Wierzyłam, że nic tego nie zmieni.

Wakacje miały być jak kiedyś. Spanie w namiocie albo w tanim pensjonacie, jedzenie lodów na śniadanie i siedzenie na plaży do zachodu słońca. I wiecie co? Już pierwszego dnia coś było inaczej. Marta częściej patrzyła w lustro, poprawiała włosy, malowała usta szminką, której wcześniej nigdy nie używała. A ja? Ja próbowałam wmówić sobie, że wszystko będzie jak dawniej. Nie wiedziałam jeszcze, że te wakacje wszystko zmienią. Że wrócimy z nich inne.

Pierwsze dni wakacji

– Tego się nie da jeść, serio – Marta prychnęła, patrząc z obrzydzeniem na moją kanapkę z serem i ogórkiem. – Jesteśmy na wakacjach, Julka. Nie żałuj sobie na przyjemności.

Spojrzałam na jej miseczkę z owsianką, pokrojonym bananem i nasionami chia. Kupiła to w modnej kawiarni. Ja wzięłam kanapkę z pobliskiego spożywczaka. Pierwszy dzień był naprawdę fajny. Wrzaski mew, ciepły piasek pod stopami, my na ręcznikach, wygłupiające się jak dzieci. Plaża była prawie pusta. Słońce świeciło, Marta robiła zdjęcia, a ja... no cóż, starałam się nie myśleć, że już czuję się przy niej trochę inaczej. Że nie potrafię być taka luzacka, pewna siebie. Ale wciąż próbowałam.

Zobaczyłyśmy go pierwszy raz, gdy podchodziłyśmy do lodziarni. Stał z deską surfingową. Wysoki, opalony, z czarnymi włosami opadającymi na oczy. Uśmiechnął się, jakby znał nas od zawsze.

– Cześć – rzucił.

– Jesteś trenerem? – Marta podchwyciła od razu.

– Może – puścił jej oko.

Ja się tylko uśmiechnęłam. Nie miałam siły się wtrącać. Ale kiedy spojrzał na mnie, na ułamek sekundy dłużej niż na Martę, coś mnie ścisnęło w brzuchu. Wieczorem Marta rzuciła z rozbawieniem:

– No dobra, Julka, Igor jest niezły, co?

Skinęłam tylko głową. Nie chciałam mówić jej, że właśnie jego spojrzenie nie chciało mi wyjść z głowy.

Wyznanie Marty

– Wiesz, że chyba go polubiłam? – rzuciła Marta, grzebiąc w plecaku w poszukiwaniu gumki do włosów. – Igor ma coś w sobie. Nie wiem, może przez ten jego luz?

Siedziałyśmy na schodkach prowadzących na plażę. Słońce powoli zachodziło, a niebo robiło się pomarańczowe. Marta wyglądała jak z reklamy – opalona, z luźno związanymi włosami i tym jej śmiechem, który przyciągał ludzi jak magnes. Igor miał do nas dołączyć za chwilę.

– Jest spoko – przyznałam cicho. Patrzyłam gdzieś w dal, żeby nie musiała widzieć mojego wyrazu twarzy.

Od kilku dni spotykaliśmy się codziennie. Igor podchodził do nas na plaży, wpadał wieczorami „przypadkiem” do tej samej knajpy, przynosił nam lemoniadę i śmiał się z naszych żartów. Ale do mnie uśmiechał się inaczej. Tak chciałam wierzyć.

– Julka, tylko bez focha, okej? – Marta spojrzała na mnie uważnie. – Mam wrażenie, że się jakoś... dziwnie zachowujesz ostatnio.

– Dziwnie? – zapytałam, udając zdziwienie.

– No... Wiesz. Jakbyś była zła, że spędzamy z nim czas. Jakbyś się dystansowała.

Zaniemówiłam. Jak miałam jej powiedzieć, że zawrócił mi w głowie, że z każdym dniem coraz mniej wiem, co robić, jak się zachować? Wieczorem szliśmy razem deptakiem. Marta flirtowała otwarcie. Igor śmiał się i rzucał jej zaczepki. A ja? Szłam obok nich w milczeniu, próbując nie myśleć, że jestem tylko dodatkiem. Ale kiedy Marta poszła do toalety, Igor został sam ze mną. I wtedy zapytał:

– Chcesz iść ze mną jutro na spacer po klifach?

Zamarłam. Spojrzałam na niego niepewnie. Mówił cicho, jakby nie chciał, żeby ktoś usłyszał.

– A Marta? – wydusiłam.

Wzruszył ramionami.

– Pytałem ciebie.

To był moment, w którym poczułam się... wybrana. I jednocześnie winna.

Wspólny spacer

To był ten dzień. Dzień, którego nie zapomnę nigdy, choćbym bardzo chciała. Od rana Marta była dziwnie milcząca. Nie rzucała żartów, nie robiła selfie, nie komentowała chłopaków przechodzących obok. Spytałam, czy coś się stało, ale tylko machnęła ręką.

– Wszystko ok. Może mnie słońce zmęczyło – mruknęła.

Ja natomiast przez cały dzień czekałam. Na co? Na wieczór. Na spacer. Na Igora.

O siedemnastej wyszłam sama z pensjonatu. Marta nie pytała, dokąd idę. Albo już wiedziała, albo udawała, że nie widzi. Spotkałam się z Igorem na plaży. Szliśmy w milczeniu, aż w końcu usiedliśmy na ławce z widokiem na wodę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. O jego marzeniach o surfowaniu w Portugalii, o moim strachu przed przyszłością, o tym, że wszystko się kończy.

– Jesteś... inna niż Marta – powiedział w końcu, patrząc mi prosto w oczy. – Spokojna. Uważna. Podoba mi się to.

Zabrakło mi słów. Patrzyłam na niego jak zaczarowana. Byłam pewna, że zaraz mnie pocałuje. Ale tego nie zrobił. Zamiast tego dotknął mojej dłoni i uśmiechnął się lekko. Wracałam lekko oszołomiona. Marta już była w pokoju. Leżała na łóżku, przewracając coś na telefonie.

– Byłaś z nim, prawda? – zapytała nagle, nie podnosząc wzroku.

Stanęłam jak wryta.

– Marta...

– Widziałam was. Z daleka. Nie trzeba być geniuszem, żeby się domyślić.

Milczałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ale ona się podniosła i wtedy zobaczyłam – zapłakane oczy, czerwoną twarz.

– Wiesz, co jest najgorsze, Julka? Że ci zaufałam. Że myślałam, że ty jesteś... że ty jesteś lojalna.

– Ja... myślałam, że ty go lubisz tylko tak... – jęknęłam.

– A co, miałam ci napisać na czole, że się zakochałam? Ty też to wiedziałaś. Wiedziałaś! – wrzasnęła. – A i tak tam poszłaś.

– Bo on... on mnie wybrał! – krzyknęłam, pękając. – Pierwszy raz w życiu ktoś mnie wybrał!

Między nami nastała wymowna cisza. A potem Marta rzuciła:

– Wiesz co? Chrzanić to wszystko. I ciebie też.

Trzasnęły drzwi. Zostałam sama.

Koniec przyjaźni

Od tamtego wieczoru Marta przestała ze mną rozmawiać. Mijałyśmy się w pensjonacie jak obce osoby. Gdy wracałam z plaży, jej już nie było. Gdy wchodziłam do łazienki, ona zamykała się w pokoju. A Igor...? Igor zniknął. Dosłownie. Żadnej wiadomości, żadnego pożegnania. Ktoś z recepcji powiedział, że wyjechał nad ranem. Bez słowa. Jakby w ogóle nie istniał. Jakby był tylko wytworem naszego wakacyjnego snu, naszej głupiej, młodzieńczej nadziei.

Siedziałam sama na schodkach prowadzących na plażę, patrząc na rozedrgane od słońca powietrze. Dłonie miałam zaciśnięte w pięści, a w oczach łzy. Marta raz próbowała coś powiedzieć.

– Julka... – zaczęła, ale urwała.

Patrzyłam na nią bez słów. Może czekałam na przeprosiny, może sama powinnam je powiedzieć. Ale żadna z nas nie miała odwagi.

W końcu rzuciła tylko:

– Nieważne. I tak już nic to nie zmieni.

I zniknęła z powrotem za drzwiami. Wieczorem zobaczyłam, że wzięła swoją walizkę i pojechała do domu dzień wcześniej. Zostawiła tylko na stole swoją bransoletkę z muszelkami. Tę samą, którą kupiłyśmy razem na straganie pierwszego dnia. Zawsze mówiła, że to „nasza”. Zostałam. Zostawiła mnie nie tylko ona, ale i wszystko, co znałam. Ostatnie dni wakacji spędziłam, chodząc samotnie po plaży. Patrzyłam na pary, na grupki znajomych śmiejących się razem. Słońce grzało jakby na siłę, a fale były zbyt głośne. Czułam się jak dziewczyna, której odebrano wszystko – przyjaciółkę, iluzję miłości, i kawałek samej siebie.

Tęsknię, za tym co było

Minęło już sporo czasu. Uśmiecham się, rozmawiam, ale to tylko pozory. W środku wciąż mam w sobie tę ciszę – tę samą, która zapadła tamtego wieczoru między mną a Martą. Nie odnowiłyśmy kontaktu. Zero wiadomości, zero reakcji na moje relacje, zero prób rozmowy. Może powinnam coś napisać. Ale czy to coś zmieni? Co miałabym jej powiedzieć? Że Igor był pomyłką? Że nie był wart żadnej z nas? Ona to wie. Ja też już to wiem.

W kawiarni, przypadkiem, spotkałam wspólną znajomą.

– A co z Martą? – zapytała z uśmiechem, nieświadoma ciężaru tych słów.

Nie mamy już kontaktu – odpowiedziałam, zbyt szybko, zbyt twardo. – Tak wyszło.

Wychodząc, zobaczyłam w witrynie odbicie – dziewczyna z kubkiem kawy, z włosami rozwianymi przez wiatr. Niby ja, a jednak jakaś inna. Jakby tamta Julka znad morza została na plaży, siedząc samotnie na ręczniku, patrząc na muszle rozsypane w piasku. Czasem myślę o Marcie. O jej śmiechu, o tym, jak zakładała okulary przeciwsłoneczne i udawała gwiazdę filmową. Jak opowiadała o swoich planach na życie z takim rozmachem, że nie dało się nie wierzyć. I boli mnie, że tego już nie będzie.

Miłość nie przyniosła nam szczęścia. Może po to przyszła – żeby coś rozbić, żeby nas wystawić na próbę, żeby pokazać, że czasem nie można mieć wszystkiego. Ale czy żałuję? Nie wiem. Wiem tylko, że tamte wakacje naprawdę coś we mnie zmieniły. I że tęsknię. Za tym, co było. I za tą wersją mnie, która jeszcze wierzyła, że wszystko da się naprawić.

Julia, 23 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama