Reklama

Od kiedy zostałam mamą, świat przewrócił mi się do góry nogami. Wiele rzeczy przestało mieć znaczenie – kariera, znajomi, nawet własne potrzeby. Został Jaś. Mój pięcioletni synek. I Marek, mój mąż, który... czasami zachowywał się tak, jakby nadal był czyimś synem, a nie ojcem.

Reklama

Nie zliczę, ile razy słyszałam od teściowej, że robię coś źle. Że Jaś powinien być cieplej ubrany, że powinnam go lepiej karmić, że powinnam zrezygnować z telefonu, kiedy jestem z dzieckiem. Barbara zawsze miała gotową radę i jeszcze bardziej gotową krytykę.

– Widzisz, Mareczku, dziecko bawi się samo, a mama z nosem w ekranie – rzucała słodko-zjadliwie, a ja zaciskałam usta, żeby nie odpyskować. Marek tylko wzdychał i wychodził z kuchni, zostawiając mnie z tym jadem. Tłumaczył, że mama taka już jest, że trzeba przymknąć oko.

Ale ile można przymykać oczy, kiedy czujesz się obserwowana we własnym domu? Kiedy każda twoja decyzja wychowawcza poddawana jest w wątpliwość, a każda chwila zmęczenia traktowana jak dowód na to, że nie jesteś dobrą matką?

Zaczęłam czuć, że tracę grunt pod nogami. Że w tej rodzinie jestem intruzem. I że nie mam żadnego sprzymierzeńca. Nawet Marek stał się jakiś wycofany, jakby chciał, żebym sama załatwiała swoje sprawy z jego matką.

Aż do dnia, w którym znalazłam kamerę. Ukrytą, w pluszowym misiu, na półce w pokoju mojego syna.

Byłam wściekła na teściową

– Edyta, naprawdę, może czas pomyśleć o jakimś kursie dla młodych mam? Są teraz takie zajęcia, gdzie uczą, jak organizować czas dziecku, jak go wspierać emocjonalnie... – zaczęła Barbara, gdy tylko usiedliśmy do obiadu.

Spojrzałam na nią znad talerza. Tego dnia specjalnie ugotowałam rosół, bo wiedziałam, że teściowa przyjdzie. A ona znowu musiała wbić szpilę.

– Jaś ma pięć lat, nie pięć miesięcy. Dobrze sobie radzi – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku już się gotowałam.

– Radzi? – zaśmiała się cicho. – Powiedział mi dziś, że był głodny po szkole. Pewnie mama mu nie dała śniadanka. Od rana nie ma czasu, bo siedzi z nosem w komputerze.

Zamarłam. Nie dlatego, że to była prawda – bo nie była – tylko dlatego, że Jaś nigdy sam z siebie nie mówił takich rzeczy.

– Co ty opowiadasz?! – podniosłam głos. – Dałam mu kanapki z serem i jabłko. I wszystko zjadł.

– Mareczku, słyszysz? – Barbara spojrzała na syna z miną męczennicy. – Dziecko głodne chodzi, a matka jeszcze ma pretensje.

– Mamo, daj spokój... – mruknął Marek, nie patrząc na żadną z nas.

– Nie, nie dam spokoju! – wrzasnęła teściowa. – Codziennie, kiedy do was przychodzę, Jaś jest sam w pokoju, a Edyta siedzi z telefonem. Jak tak można?!

– A ty myślisz, że co robię na tym telefonie? Gram w gry?! – nie wytrzymałam. – Pracuję, bo prowadzę działalność! Bo nie mam czasu biegać na plotki jak niektóre emerytki!

– Edyta, przestań – Marek wstał i uniósł dłonie. – Obie się uspokójcie, bo dziecko w drugim pokoju wszystko słyszy.

– Marek, wiesz co? – spojrzałam na niego ostro. – Może w końcu się określ, po czyjej jesteś stronie.

– Ja nie chcę stron! – krzyknął. – Chcę spokoju w domu!

Zapadła cisza. Barbara teatralnie wstała, poprawiła płaszcz.

– Nie będę dłużej słuchać tej agresji. Ja chcę tylko dobra mojego wnuka. Ale widzę, że to zbyt wiele.

Trzasnęły drzwi. Zostałam przy stole, z widelcem w dłoni i bijącym sercem. A w głowie pojawiła się myśl: skąd ona wiedziała, że w ogóle miałam komputer rano na kolanach?

Nie wierzyłam własnym oczom

To był zwyczajny wieczór. Jaś układał swoje klocki w pokoju, a ja wreszcie miałam chwilę, by ogarnąć kuchnię. Wycierałam blat, kiedy usłyszałam jego głos:

– Mamo, a mogę dać misiowi batonika?

Zajrzałam do pokoju. Jaś trzymał w dłoni czekoladowego batonika. Tego samego, którego niedawno Barbara przyniosła z komentarzem „Taki słodki, nie mogłam się oprzeć”.

– Skąd ty masz tego batonika? – spytałam ostrożnie, podchodząc.

– Babcia mi dała. A misiowi się świeci oko – powiedział z uśmiechem Jaś.

Zmarszczyłam brwi. Rzeczywiście – coś błyszczało w oku pluszaka. Wzięłam zabawkę do ręki. Była dziwnie ciężka. I coś w niej... kliknęło?

Rozerwałam delikatnie szew z tyłu misia. Moje palce natrafiły na plastik. Wydobyłam małą, czarną kamerkę z maleńką diodą. Zamarłam.

– Skąd ten miś, Jasiu? Babcia ci go dała?

– Tak. Powiedziała, że to tajemniczy miś i żeby go nikomu nie pokazywać. Ale on nie robi „misiowatych” dźwięków. Tylko tak... cicho brzęczy.

Usiadłam. Serce waliło mi w piersi. Kamera. W pokoju dziecka. Czyli... ktoś nas obserwował?

W głowie miałam mętlik. Myśli ścigały się jedna z drugą. Barbara? Przecież tylko ona tak często zaglądała do nas bez zapowiedzi. Czy ona naprawdę... podsłuchiwała? A może Marek? Może to jego pomysł? Ale po co?

– Jasiu, a czy babcia coś mówiła, jak ten miś działa?

– Powiedziała, że jest zaczarowany. I że będzie mnie pilnował, jak mama „znowu nie będzie miała czasu”.

Zrobiło mi się niedobrze. Zebrałam zabawkę, zamknęłam się w sypialni. Złapałam za laptopa. Kamera była typu WiFi – wystarczyło odpowiednie hasło i można było odczytywać zapis. Aplikacja nie miała blokady.

Zalogowałam się i zaczęłam przeglądać nagrania. To, co zobaczyłam, sprawiło, że ręce zaczęły mi się trząść.

Przekroczyła wszelkie granice

Pierwsze nagrania były niepozorne. Jaś układał puzzle, śpiewał pod nosem, czasem mówił coś do siebie. Jedno z nich zadrżało, jakby kamera była poruszana. A potem – pojawiła się ona. Teściowa.

Weszła do pokoju bez pukania. Miała torbę, którą od razu postawiła na biurku. Wyjęła z niej kolorowe cukierki, paczkę żelków i lizaki.

– Cześć, skarbeczku. Dzisiaj sobie pogadamy, co? – powiedziała słodkim głosem, siadając przy Jasiu.

– Mama mówiła, że nie mogę jeść tyle słodyczy – bąknął nieśmiało.

– A kto tu jest babcią? – zapytała z uśmiechem. – Babcia wie, co dobre. Poza tym... musisz mi trochę pomóc.

Zamarłam.

– Co to znaczy „pomóc”? – Jaś też wyglądał na zdezorientowanego.

Barbara sięgnęła po lizaka i potrząsnęła nim.

– Jak powiesz babci, że mama znowu nie zrobiła ci śniadania, dostaniesz takiego. Wiesz, tego malinowego, co lubisz.

– Ale mama zrobiła...

– No tak, ale nie musi wiedzieć, że pamiętasz, prawda? – mrugnęła. – Jak powiesz też, że byłaś sam i się nudziłeś, to nawet trzy lizaki się znajdą.

Moje dłonie zadrżały. Chciałam cofnąć czas. Wstałam gwałtownie od komputera, ale obraz dalej się przesuwał. Jaś patrzył na nią z niepewnością, ale kiwnął głową.

– A jak powiem, że mama się tylko patrzyła w telefon, to też coś dostanę?

– To dostaniesz całą paczkę żelków, słoneczko. Ale pamiętaj – to nasza tajemnica. Nie mów mamie, dobrze?

Obraz się zatrzymał.

Siedziałam w ciemnym pokoju, słysząc tylko własny oddech i przyspieszone bicie serca. Miałam łzy w oczach, ale nie płakałam. Byłam zbyt wściekła. Czułam, jak we mnie gotuje się żal, obrzydzenie, upokorzenie. Przecież ona nie tylko mnie szpiegowała. Ona manipulowała moim dzieckiem.

Jaś. Mój mały Jaś. Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby go obronić.

Nie ujdzie jej to płazem

– Marek, muszę ci coś pokazać – powiedziałam, kiedy tylko wrócił z pracy.

Nie czekałam, aż zdejmie kurtkę. Wskazałam komputer.

– Usiądź. I proszę, nie przerywaj. Po prostu oglądaj.

Włączyłam nagranie. Siedział w milczeniu. Początkowo zmarszczony, zniecierpliwiony. Potem... jego twarz zaczęła blednąć. Kiedy usłyszał Barbarę mówiącą o „trzech lizakach za opowieść o złej mamie”, zakrył usta dłonią.

Po chwili ekran zgasł. Zsunęłam się na fotel. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy wreszcie stanie po mojej stronie?

– Edyta... – zaczął powoli. – To... To jest jakieś nieporozumienie. Mama...

– Marek, błagam cię, tylko nie to. – Głos mi się załamał. – Słyszałeś to wszystko. Ona go przekupuje, żeby kłamał. Manipuluje nim. Podsłuchuje nas!

– Wiem, ale... może to z troski? Wiesz, że ona zawsze się martwiła...

– Troski?! – zerwałam się z miejsca. – Ona mnie podglądała, Marek! Nasze dziecko traktuje jak narzędzie! A ty mówisz, że „może z troski”?! Ty naprawdę tego nie widzisz?!

– Nie krzycz... sąsiedzi...

– Mam gdzieś sąsiadów! Ja mam dość! Albo coś z tym zrobisz, albo ja zabieram Jasia i wyjeżdżam!

Spojrzał na mnie, jakby zobaczył mnie pierwszy raz. Milczał. Moje serce waliło jak oszalałe.

– Tak nie można, Edyta... To w końcu moja matka.

– A Jaś to czyje dziecko?! Jej czy nasze?!

Łzy same zaczęły mi płynąć po policzkach. Czułam się jak na dnie. Własny mąż... nie potrafił mnie obronić. Ani naszego syna.

– Wiesz co? – powiedziałam cicho. – Zastanów się, czy w tej rodzinie masz żonę i syna... czy tylko mamusię.

Zamknęłam się z Jasiem w jego pokoju. Tamtej nocy nie spałam. Tuliłam mojego synka i przysięgałam sobie w duchu jedno: Nie pozwolę, żeby ktoś go zniszczył. Nawet jeśli będzie to jego własna babcia.

Nie przebierałam w słowach

Nie zapowiedziałam się. Wsiadłam w autobus i pojechałam do teściowej. Serce waliło mi jak oszalałe, ale złość trzymała mnie w pionie. W dłoni miałam pendrive’a z nagraniem. W drugiej – torebkę, którą ściskałam tak mocno, że bolały mnie palce.

Otworzyła niemal od razu. Miała fartuch i ściereczkę na ramieniu. Pewnie piekła swoje „ulubione serniczki Jasia”.

– O, Edytko... – uśmiechnęła się, ale szybko zbladła, widząc moją twarz. – Co się stało?

– Dobrze wiesz, co się stało – powiedziałam twardo, wchodząc do środka bez pytania.

W salonie usiadłam naprzeciwko niej i bez słowa włożyłam pendrive do laptopa.

– Co to jest? – zapytała, marszcząc brwi.

– Prawda – odparłam chłodno. – Posłuchaj.

Włączyłam nagranie. Kiedy usłyszała swój głos mówiący: „Jak powiesz, że mama znowu nie zrobiła ci śniadania, dostaniesz lizaka”, skamieniała.

– To... to... to wyrwane z kontekstu! – rzuciła nerwowo, ale już wiedziała, że nie ma wyjścia.

– Kontekstem była kamera, którą zostawiłaś w pokoju mojego dziecka! – krzyknęłam. – Jakim prawem?! Jakim prawem?!

– Ja tylko chciałam chronić Jasia... Ty jesteś zmęczona, zapominasz o nim. Tyle razy widziałam, jak siedzisz z tym telefonem... – mówiła coraz szybciej, coraz bardziej nerwowo.

– To nie była troska – przerwałam jej ostro. – To była kontrola. I manipulacja dzieckiem. Ty go przekupywałaś, żeby mówił o mnie źle. Uczyłaś go kłamać i nastawiałaś przeciwko mnie! Dla własnej satysfakcji?!

– Bo ktoś musi go wychować, skoro ty nie potrafisz! – wyrwało się jej. I wtedy zrozumiałam: ona naprawdę wierzy, że robi dobrze.

– Nie masz do tego prawa, rozumiesz? – powiedziałam zimno. – Nigdy więcej nie zostaniesz z nim sama. Nigdy. I jeśli jeszcze raz zbliżysz się do naszego domu bez zapowiedzi, wzywam policję.

Wstałam. Ona siedziała bez ruchu, zbita z tropu.

– Trzymaj się z daleka od mojego dziecka.

Trzasnęłam drzwiami. Wychodząc, czułam tylko jedno – że coś się skończyło. I może to dobrze.

Będę walczyć o syna

Marek długo nie wracał do rozmowy tamtego wieczoru. Chodził po domu, unikał mojego wzroku, jakby bał się tego, co zobaczył i usłyszał. W końcu, kiedy Jaś już spał, podszedł do mnie, usiadł na kanapie i powiedział:

– Ona naprawdę to zrobiła? Tak po prostu? Naprawdę tak o tobie mówiła?

– Widziałeś to, Marek – odpowiedziałam zmęczonym głosem. – Niczego nie zmyśliłam. Przez wiele miesięcy mnie niszczyła, a ty jej na to pozwalałeś.

Nie odpowiedział. Może nie potrafił. A może dopiero teraz naprawdę zrozumiał.

Od tamtego dnia teściowa nie próbowała się z nami kontaktować. Nie odebrała też moich kilku telefonów, kiedy chciałam, żeby oddała rzeczy Jasia. Po prostu... zniknęła. Albo się obraziła. Albo poczuła się zdemaskowana. Ale nie obchodziło mnie to już.

Z Markiem... bywa różnie. Czasem się stara, rozmawia więcej z Jasiem, sam z siebie zawozi go do przedszkola. Ale ja... ja już nie czuję się bezpiecznie. Zaufanie nie wraca tak łatwo. Coraz częściej myślę o terapii. O rozmowie z prawnikiem. O tym, że może powinnam przygotować się na każdy scenariusz.

A Jaś? On jest inny. Cichszy. Uważniejszy. Czasem patrzy na mnie i pyta:

– Mamo... a ty się nie złościsz na babcię?

Odpowiadam wtedy najprościej, jak potrafię:

– Nie jestem zła. Ale nie pozwolę, żeby ktoś robił ci krzywdę.

Bo to wiem na pewno. Może nie wiem, co będzie z moim małżeństwem. Może nie wiem, czy Marek przejrzy na oczy, czy nie. Ale jedno wiem na sto procent: nie pozwolę już nikomu odebrać mi syna. Ani fizycznie. Ani emocjonalnie. Ani przez kamerę w pluszowym misiu.

Nie wiem, co będzie dalej. Ale jestem gotowa, by zawalczyć o siebie. I o Jasia. Do końca.

Edyta, 34 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama