Reklama

Niektórzy powiedzieliby, że mam manię oszczędzania, ale ja to nazywam gospodarnością. Życie nie jest łatwe, a pieniądze nie rosną na drzewach. Na pewno nie przy mojej pensji i aspiracjach syna, Marka, który chciałby mieć wszystko, co nowe i błyszczące. I nie przy Żanecie, mojej żonie, która wprawdzie nigdy nie była rozrzutna, ale coraz częściej marzyła o tym, by żyć wygodniej, normalniej.

Reklama

Miałem szczęście

Ojciec zawsze mawiał, że życie to gra w karty: raz wygrywasz, raz przegrywasz, ale najważniejsze, to mieć kilka asów w rękawie. Po jego śmierci, kiedy okazało się, że zostawił mi w spadku działkę na obrzeżach miasta, poczułem, jakby los w końcu podrzucił mi asa. Wtedy pomyślałem, że nikt nie musi wiedzieć o tej karcie.

Pamiętam ten dzień, kiedy listonosz przyniósł list od notariusza. Moje serce zabiło szybciej. Ojciec wspominał, że coś tam kiedyś kupił, ale nigdy nie sądziłem, że ta ziemia była warta cokolwiek.

Wieczorem usiadłem przy stole z dokumentami. Kiedy zobaczyłem kwotę, którą mógłbym uzyskać za sprzedaż, prawie spadłem z krzesła. Kilkaset tysięcy złotych. „Musisz to zrobić cicho i szybko”, mówił głos w mojej głowie.

– Co tak siedzisz nad tymi papierami? – Żaneta stanęła w drzwiach.

– Och, to nic. Po prostu rachunki – odparłem, przewracając stos na drugi bok.

Któregoś dnia Żaneta wróciła wcześniej z pracy. Zazwyczaj nie zaglądała do mojego biurka. Ale tego dnia musiała natknąć się na dokumenty dotyczące sprzedaży działki.

Wieczorem zauważyłem, że jej spojrzenie jest bardziej przenikliwe niż zwykle. Próbowałem nie zwracać na to uwagi, ale w końcu nie wytrzymała.

– Co to za dokumenty w twoim biurku? – zapytała spokojnym, choć nieco podejrzliwym tonem.

– Jakie dokumenty? – udałem, że nie rozumiem.

– O sprzedaży działki. Podobno należała do twojego ojca. Sprzedałeś ją?

Byli oburzeni

Marek, nasz syn, oderwał się od telefonu i spojrzał na nas z zaciekawieniem.

– Jaka działka? – wtrącił z pełnymi ustami.

– To nic takiego – próbowałem uciąć rozmowę. – Stare papiery, jeszcze z czasów ojca. Nic ważnego.

– Nic ważnego? – Żaneta uniosła brwi. – Tam są pieczątki notariusza i kwota przelewu, Darek!

Wiedziałem, że już nie mogę wyjść z tego suchą stopą.

– Sprzedałem ją. Ale to były moje pieniądze, mój spadek – powiedziałem obronnym tonem.

Żaneta odsunęła talerz i wbiła we mnie spojrzenie.

– Twoje pieniądze? To przecież majątek po twoim ojcu, a my jesteśmy rodziną. Nie uważasz, że powinieneś porozmawiać o tym ze mną?

Marek znowu wtrącił się, tym razem z irytacją.

– Ile było tej kasy? I dlaczego nic mi nie powiedziałeś, tato?

– Synu, to nie twoja sprawa – rzuciłem szybko, a potem spojrzałem na Żanetę. – Zrobiłem to dla nas. Te pieniądze są bezpieczne. Nie chciałem ich od razu wydawać.

Żaneta prychnęła.

– Bezpieczne? Przecież moglibyśmy te pieniądze wykorzystać na coś sensownego!

To była moja kasa

Następnego ranka, gdy Marek wyszedł do szkoły, a Żaneta jeszcze nie zdążyła pójść do pracy, przyszła do mnie z dokumentami w rękach.

– Musimy porozmawiać. I nie wykręcaj się tym razem – powiedziała ostro.

Nie było wyjścia. Usiedliśmy w kuchni, a ona położyła papiery na stole.

– Przejrzałam je wszystkie. Wiesz, co mnie najbardziej boli? Że przez te wszystkie lata traktowałeś mnie jak kogoś, kto nie ma prawa wiedzieć, co się dzieje z naszymi finansami.

– Chciałem nas zabezpieczyć.

– Przed kim? Przed nami? – przerwała mi. – Te pieniądze mogłyby nam pomóc. Ale ty je ukryłeś.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wiedziałem, że każda odpowiedź tylko pogorszy sytuację.

– To był mój spadek, więc mogłem zrobić z nim, co chciałem.

– Naprawdę tak myślisz? Że to wszystko jednoosobowa decyzja?

Wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.

– Jeśli nie zamierzasz być szczery z nami, to przynajmniej bądź szczery z samym sobą. Robisz to dla siebie, a nie dla nas.

Z hukiem zamknęła za sobą drzwi. Zostałem sam, z narastającym poczuciem winy i złości.

Miał pretensje

Tego samego dnia, pod wieczór, Żaneta wróciła do domu z dziwnie poważnym wyrazem twarzy.

– Powiedziałam twojemu bratu.

Moje serce zamarło.

– Co takiego?!

– Nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.

– Co mu powiedziałaś? – syknąłem.

– Że sprzedałeś działkę i nie powiedziałeś o tym nikomu.

Zbyszek zadzwonił tego samego wieczora.

– Co ty wyprawiasz? Sprzedałeś działkę, nie pytając mnie o zdanie? Myślałem, że jesteśmy rodziną, a nie jakimiś obcymi ludźmi!

– To była moja sprawa… – próbowałem wyjaśnić.

– I to jest twój problem! To wcale nie jest tylko twoja sprawa. Jeszcze do tego wrócimy.

Rozłączył się, a ja czułem, że grunt pod moimi stopami zaczyna się osuwać.

Kiedy przyszedł do nas nazajutrz, przyniósł ze sobą całą swoją frustrację, złość i poczucie zdrady. Ledwo zdjął kurtkę, już zaczynał mnie atakować.

– Co ty sobie myślałeś? Że weźmiesz wszystko dla siebie, a ja nawet się nie dowiem? Myślisz, że to uczciwe? – rzucił, nawet nie próbując ukryć emocji.

Chcieli moich pieniędzy

Żaneta stanęła w kącie kuchni z założonymi rękami.

– Siądźmy i porozmawiajmy – powiedziałem.

– Sprzedałeś coś, co miało być wspólne! Nawet nie raczyłeś mi powiedzieć, że to planujesz! – Zbyszek uderzył dłonią w stół.

– Ojciec przepisał działkę na mnie, to była jego decyzja – odparłem z naciskiem.

– Ale zawsze mówił, że to dla nas obu. Mieliśmy się podzielić albo zdecydować razem, co z tym zrobimy.

Milczałem. Wiedziałem, że ma rację, ale przyznanie się do tego oznaczałoby totalną klęskę.

– Na co wydałeś te pieniądze? – Zbyszek patrzył mi prosto w oczy, a jego głos nagle złagodniał.

Czułem, jak jego pytanie wbija się we mnie jak nóż.

– Na nic. One są na koncie. Czekałem na dobry moment, żeby coś z nimi zrobić – wymamrotałem.

Zaśmiał się gorzko.

– Jak długo jeszcze chciałeś czekać? A może nie planowałeś ich w ogóle wydać? Po prostu chowałeś je dla siebie?

Nie mogłem już wytrzymać jego spojrzenia. Wstałem, podszedłem do okna i zacząłem wpatrywać się w ulicę.

– Nie przesadzaj. Możemy jakoś to rozwiązać – próbowałem go uspokoić.

– Rozwiązać? Już wszystko rozwiązałeś. Zrobiłeś to, co uważałeś za słuszne, a teraz chcesz, żebym się z tym pogodził. No to ja ci mówię: nie.

Wyszedł, trzaskając drzwiami. W salonie zaległa cisza.

Wszystko się psuło

Wiedziałem tylko, że moje tajemnice zaczęły mnie zjadać od środka, a konsekwencje dopiero się zaczynały. Następnego dnia podczas śniadania Marek niespodziewanie wszedł w rozmowę.

– Tato, ile tych pieniędzy naprawdę jest?

Spojrzałem na niego, zaskoczony.

– Dlaczego pytasz?

– Bo widzę, że przez te pieniądze wszystko się psuje. Może powinieneś po prostu je rozdać i mieć spokój? – rzucił z młodzieńczą szczerością.

Nie odpowiedziałem. Ale w tamtej chwili po raz pierwszy poczułem, że nie tylko moje małżeństwo, ale cała rodzina zaczyna się rozpadać.

Kiedy po tygodniu Żaneta oznajmiła, że pakuje swoje rzeczy i wyjeżdża z Markiem do swojej matki, poczułem, jak wszystko wali mi się na głowę.

– Nie mogę już tak żyć. Wszystko kręci się wokół twojej obsesji na punkcie pieniędzy. Nie rozumiesz, że w tej rodzinie nie chodzi tylko o to, żeby oszczędzać?

Patrzyłem, jak wrzuca rzeczy do walizki.

– Przecież to dla was… – wydusiłem z siebie.

Zatrzymała się na chwilę i spojrzała na mnie z bólem w oczach.

– Gdybyś robił to dla nas, to byś się z nami podzielił. Ale ty ukrywasz wszystko.

Wszyscy odeszli

Marek pojawił się w drzwiach, niosąc torbę sportową. Był wyraźnie zły, ale też zmieszany.

– Tato, mógłbyś po prostu powiedzieć, o co ci chodzi. Dlaczego te pieniądze są ważniejsze niż my?

Nie miałem odpowiedzi. Staliśmy w tej ciszy przez kilka sekund, aż Żaneta złapała go za ramię.

– Chodź, Marek. Nie ma sensu tego ciągnąć.

– Nie możesz tak po prostu odejść! – Wybuchnąłem.

Żona spojrzała na mnie przez ramię.

– Mogę. I muszę. Jak będziesz gotowy być częścią rodziny, a nie samotnym strażnikiem swojego skarbu, to zadzwoń.

Drzwi zamknęły się z hukiem. Zostałem sam.

Kilka dni później zadzwonił Zbyszek. Nie po to, żeby mnie pogodzić, ale żeby mnie poinformować.

– Byłem u prawnika. I tak, miałeś prawo sprzedać działkę, bo była na twoje nazwisko. Ale prawo to nie wszystko. Najgorsze, co możesz zrobić z rodziną, to trzymać wszystko dla siebie.

– Daj mi spokój. Żaneta wyprowadziła się z Markiem. Wszystko się sypie.

– Więc może czas coś z tym zrobić. Może czas się zmienić?

Zostałem sam

Wieczorem, gdy cisza w domu stała się nie do zniesienia, sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Żanety. Odebrała po kilku sygnałach.

– Czego chcesz? – spytała zmęczonym głosem.

– Wiem, że zawaliłem. Nie dałem wam tego, czego naprawdę potrzebowaliście. Chcę to naprawić.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Jak? – zapytała w końcu.

– Oddam te pieniądze. Tobie, Markowi, Zbyszkowi. Po równo. Nie chcę już ich mieć.

Usłyszałem jej westchnienie.

– Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o to, żebyś w końcu zaczął myśleć o nas, a nie tylko o sobie.

Nie dała mi odpowiedzi, czy wrócą. Ale przynajmniej otworzyła mi oczy.

Kilka dni później, kiedy poszedłem do banku, żeby podzielić pieniądze, poczułem, jak coś ciężkiego opuszcza moje serce. Przelałem połowę Żanecie na konto, a resztę Zbyszkowi. Nie zostało mi wiele, ale pierwszy raz od dawna poczułem ulgę.

Czy odzyskam rodzinę? Nie wiem. Ale wiedziałem, że choć raz zrobiłem coś nie dla siebie, ale dla nich.

Reklama

Dariusz, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama