„Studia prawnicze to był mój plan na życie. Zaryzykowałam wszystko dla gorącego wykładowcy i dostałam nauczkę”
„Nie chciałam słuchać ostrzeżeń. Chciałam wierzyć, że nie chodzi tylko o układ, tylko o coś więcej. W jego towarzystwie czułam, że wszystko, co zaplanowałam, staje się realne. Obiecywał, że pomoże mi z pierwszą publikacją, że zna dobrego redaktora. Chciałam mu ufać”.

- Redakcja
Mam na imię Natalia. Mam 22 lata i studiuję prawo. A raczej studiowałam. Zawsze byłam ambitna. Dla mnie prawo to nie tylko kierunek – to była moja życiowa droga. Odkąd pamiętam, miałam wszystko rozplanowane: najpierw indeks, potem najlepsze oceny, później aplikacja i praca w prestiżowej kancelarii. Zero imprez, tylko determinacja, tylko cel. Tylko prawo.
Nie jestem typem dziewczyny, która rzuca się w oczy. Raczej z tych, które siedzą w drugim rzędzie z notatnikiem w ręku, niż w centrum imprezy z drinkiem. Dlatego, kiedy pierwszy raz spojrzał na mnie jeden z wykładowców, poczułam... nie, nie tylko dumę. Poczułam się wyróżniona. Dostrzegł mnie ktoś, kogo szanowałam, podziwiałam. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten błysk w jego oku to nie była fascynacja moją wiedzą. Tylko czymś zupełnie innym.
Nie słuchałam ostrzeżeń
Zajęcia z prawa karnego zawsze cieszyły się dużą popularnością – nie tylko dlatego, że to trudny przedmiot. Profesor był znany z charyzmy. Głos jak aksamit, gesty jak z teatru. Mówił jakby czytał poezję, a nie przepisy kodeksu. A kiedy mówił, wszyscy milczeli. Ja też. Z czasem coraz częściej zostawałam po wykładach, żeby o coś dopytać. A on odpowiadał cierpliwie. Zawsze z tym lekko ironicznym uśmiechem. Zaczęło się niewinnie: jedno pytanie, potem drugie, aż w końcu zapytał:
– Natalia, mam wrażenie, że nie chcesz tylko odpowiedzi. Mam rację?
Uśmiechnęłam się. Może nieśmiało, może zawstydzona, ale... nie zaprzeczyłam.
Wkrótce zaczęły się wiadomości. Najpierw maile, potem smsy. Z czasem wieczorami czekałam tylko na dźwięk nowej wiadomości. Pisał pięknie. Potrafił pisać o najnudniejszym paragrafie w sposób, który sprawiał, że robiło mi się gorąco.
– Jesteś najbystrzejszą studentką, jaką miałem od lat – napisał kiedyś. – Ale bystry umysł to nie jedyny twój atut.
Opowiedziałam o tym Kindze, mojej przyjaciółce z roku. Krzywiła się.
– Natalia, nie bądź naiwna. On tak samo pisał do Pauliny z trzeciego roku. I do Magdy. I wiesz co? One już nie studiują.
– Nie rozumiesz. Z nami jest inaczej – odpowiedziałam, sama nie wiedząc, czy próbuję przekonać ją... czy siebie.
A potem przyszła pierwsza randka. Oficjalnie – konsultacja w jego gabinecie. Nieoficjalnie – wino po zajęciach i pierwszy pocałunek.
– Jesteś wyjątkowa – powiedział, gdy dotykał mojej twarzy. – Nie jesteś jak inne.
A ja wtedy uwierzyłam, że naprawdę nie jestem.
Chciałam mu wierzyć
Z czasem spotkania z nim stały się czymś stałym. Raz w tygodniu – zawsze późnym wieczorem, zawsze u niego. Miał mieszkanie niedaleko uczelni, w kamienicy z wysokimi sufitami i biblioteczką, która wyglądała jak z innego świata. Czasem tylko zapalał jedną lampkę, a reszta tonęła w półmroku. Siadałam na jego sofie, a on podchodził z dwoma kieliszkami wina i zawsze mówił coś, co sprawiało, że czułam się mądra. Nie tylko ładna. Mądra. Pewnego wieczoru usiadł obok mnie, dotknął mojej dłoni i powiedział:
– Naprawdę jesteś inna. Masz to spojrzenie... takiego człowieka, który widzi więcej niż reszta.
Zawstydziłam się i spuściłam wzrok. Zawsze peszyły mnie komplementy, szczególnie takie, które dotyczyły czegoś więcej niż wygląd.
– Myślisz, że to... że my... że to wszystko jest w porządku? – zapytałam niepewnie, pocierając palcem krawędź kieliszka.
Uśmiechnął się.
– Gdyby to było niewłaściwe, nie czułabyś się przy mnie tak spokojna. Poza tym nie jesteś dzieckiem. Jesteś kobietą, która wie, czego chce.
Nie odpowiedziałam. Tylko skinęłam głową i pozwoliłam, żeby znów mnie pocałował. Byłam z nim już drugi miesiąc. Nie mówiłam o tym nikomu, poza Kingą, która i tak patrzyła na mnie jak na osobę, która straciła rozum.
– Natalia, nie zauważyłaś, że to zawsze działa według tego samego schematu? Najpierw fascynacja, potem przywileje, a potem... głucha cisza.
– Nie jestem jak inne – odparłam.
– Tak, właśnie to każda z nich mówiła – mruknęła, ale nie ciągnęła tematu.
Nie chciałam jej słuchać. Chciałam wierzyć, że nie chodzi tylko o układ, tylko o coś więcej. W jego towarzystwie czułam, że wszystko, co zaplanowałam, staje się realne. Obiecywał, że pomoże mi z pierwszą publikacją, że zna dobrego redaktora. Chciałam w to wierzyć. Pewnego razu, kiedy siedziałam u niego, wyjął z teczki plik kartek.
– Tu są materiały. Można powiedzieć, że... nieoficjalne konsultacje przed egzaminem. Ale potraktuj to jako wyraz zaufania.
Przejrzałam je pobieżnie. To były pytania. Takie, które mogły pojawić się na egzaminie. Poczułam, jak serce zaczyna mi szybciej bić.
– Jesteś pewien, że to w porządku? – zapytałam.
– To tylko przykładowe pytania. Prawie nikt nie zna klucza tak dobrze jak ty. Zasługujesz, żeby poczuć się pewnie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony byłam wdzięczna, z drugiej – czułam coś, co nie dawało mi spokoju. Ale wtedy przemówiła ambicja. Chciałam się wyróżnić. Chciałam wygrać. Wróciłam do akademika z tymi kartkami jak z najcenniejszym skarbem. Trzymałam je w najgłębszej szufladzie. Nie miałam jeszcze odwagi ich przeczytać. Ale wiedziałam, że przyjdzie dzień, kiedy się na to dważę.
To było podejrzane
Nie spałam tej nocy. Leżałam na wznak, patrząc w sufit, W szufladzie tkwił stos kartek. W końcu nie wytrzymałam, wzięłam je do ręki i przeczytałam wszystkie pytania. Niektóre znałam na pamięć, inne widziałam po raz pierwszy, ale jedno było pewne – to mogło mi bardzo pomóc. Następnego dnia Kinga zauważyła, że jestem niespokojna.
– Coś się stało?
– Nie – skłamałam, unikając jej wzroku.
– Bo wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć. Przecież umiesz to wszystko lepiej niż połowa roku.
Próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszło sztucznie. Na przerwie wyjęła zeszyt i zaczęła czytać na głos jakieś pytania, żebyśmy mogły przećwiczyć. Kiedy wypowiedziała jedno z nich, coś mnie tknęło.
– Powtórz? – zapytałam.
– Co powtórzyć?
– To pytanie.
Zrobiła to. Było słowo w słowo jak jedno z tych, które dostałam od niego.
– Znasz odpowiedź? – zapytała z lekkim uśmiechem.
Nie odpowiedziałam, ale wszystko dało się wyczytać z mojej twarzy. Czułam, jak drętwieją mi palce. Zrozumiałam, że to, co od niego dostałam, to nie były żadne przypadkowe przykłady. To był egzamin.
Czułam niepokój
Po zajęciach wysłałam mu wiadomość: „Nie boisz się, że ktoś się dowie?”. Odpisał od razu. „Spokojnie. Konsultacje są formą przygotowania. Nikt nam nic nie udowodni, jeśli nikomu nie powiesz”. To zdanie nie dawało mi spokoju. Przeczytałam je kilkanaście razy. „Jeśli nikomu nie powiesz”. Więc to ja byłam zabezpieczeniem jego tajemnicy. Ja – ta zakochana, roztrzęsiona, młoda dziewczyna, która nie miała nikogo poza nim.
Na dzień przed egzaminem znów się spotkaliśmy. Tym razem nie całował mnie długo, nie działał powoli jak zwykle. Było szybciej, ciszej, bardziej mechanicznie. Leżałam potem na jego łóżku i patrzyłam w sufit.
– Wszystko będzie dobrze – powiedział, zapinając koszulę. – Jutro po egzaminie świętujemy.
Wyszłam od niego z pustką w środku. Miałam już pytania, miałam przewagę. A mimo to coś we mnie drżało. Następnego dnia, przed wejściem na salę, Kinga podeszła do mnie. Miała dziwny wyraz twarzy.
– Powiedz mi jedno – zaczęła cicho. – Skąd wiedziałaś, o co chodzi z tym pytaniem?
Zamarłam. Chciałam powiedzieć, że to intuicja, że przewidziałam, że... ale nie zdążyłam.
– Lepiej uważaj – powiedziała. – On nie pierwszy raz tak robi. Tylko ty jesteś jedyną, która jeszcze wierzy, że to coś znaczy.
I poszła. A ja weszłam na egzamin z rękami zimnymi jak lód.
Wszystko runęło
Pytania były identyczne. Każde jedno, słowo w słowo jak te, które dał mi kilka dni wcześniej. Napisałam wszystko, bez zająknięcia. Wyszłam pierwsza, serce biło mi jak oszalałe. Nie ze strachu, tylko z poczucia, że przekroczyłam granicę. Trzy dni później wezwano mnie na komisję. Ktoś złożył donos. Powiedziano mi, że pojawiły się podejrzenia o przeciek. Siedziałam naprzeciwko dziekana, dwóch wykładowców i niego. On patrzył na mnie tak, jakbyśmy widzieli się pierwszy raz w życiu.
– Czy zna pani źródło tych pytań? – zapytał dziekan.
– Profesor mi je dał – powiedziałam.
W sali zapadła cisza. A potem on odchrząknął i odpowiedział spokojnie:
– Nie wiem, o czym pani mówi. Nigdy nie przekazałem pani żadnych materiałów poza tymi ogólnodostępnymi.
Poczułam, jak uginają mi się nogi. Nikt nie zaprzeczył. Nikt nie stanął w mojej obronie. Dwa tygodnie później przyszło zawiadomienie. Zostałam zawieszona. A miesiąc później – skreślona z listy studentów.
Siedziałam w pokoju i gapiłam się w ekran telefonu. Weszłam na jego profil. Nowe zdjęcie – konferencja na innej uczelni. Obok niego dziewczyna, może rok młodsza ode mnie, uśmiechnięta, w garsonce, z notatnikiem w dłoni. On obejmował ją w talii. Nie byłam pierwsza. Zadzwoniłam do Kingi. Spotkałyśmy się w kawiarni, chociaż nie chciałam z nikim rozmawiać. Milczałam przez większość czasu. W końcu zapytałam:
– Wiedziałaś, prawda?
Skinęła głową.
– Mówiłam ci. On tak działa od lat. Ale nie chciałaś słuchać.
– Myślałam, że mnie kocha. Myślałam, że jestem inna – powiedziałam cicho.
– Nie byłaś. Ale nie byłaś też jedyną naiwną.
Wróciłam do mieszkania i usiadłam na podłodze. Przypomniałam sobie, jak mówił, że we mnie wierzy. Jak patrzył mi w oczy. Jak kłamał.
To była dla mnie nauczka
Przez kilka tygodni nie wychodziłam z domu. Nie odbierałam telefonów. Nie zaglądałam do książek. Świat, który tak skrupulatnie budowałam, przestał istnieć. Prawo przestało mnie obchodzić. Wierzyłam w system, w ludzi, w uczciwość. A zostałam sama z decyzją, której nie podjęłam świadomie. Mama przyjechała któregoś dnia bez zapowiedzi. Usiadła na moim łóżku i długo nic nie mówiła. W końcu odezwała się cicho:
– Może to i dobrze, że to się stało. Przynajmniej już wiesz, kim są tacy jak on.
Nie odpowiedziałam. Bo nie chodziło tylko o niego. To wszystko mnie zawiodło. Każdy autorytet, każda zasada, każde „tak trzeba”. Zaczęłam szukać pracy gdziekolwiek. Nie chciałam już wracać na uczelnię. Nie chciałam stać po żadnej stronie biurka. Znalazłam ogłoszenie o stażu w małej firmie zajmującej się dokumentacją prawną. Nic spektakularnego, ale wystarczające, żeby zająć głowę.
Czasem, wieczorem, otwierałam stare notatki. Przypominałam sobie siebie sprzed roku – tę naiwną dziewczynę, która wierzyła, że wszystko jest sprawiedliwe. Nie wiedziałam jeszcze, kim jestem. Ale wiedziałam już, kim nie chcę być.
Nie wróciłam na uczelnię. Nie starałam się o przywrócenie do grona studentów. Nie zgłosiłam sprawy do mediów, nie szukałam zemsty. Czasem ktoś pytał, co się ze mną stało, a ja mówiłam, że zmieniłam kierunek. I to była prawda – tyle że nie studiów, a życia. Nie śledziłam już jego profilu, nie sprawdzałam, komu obiecuje pomoc i wyróżnienie. Zaczęłam od nowa, bez złudzeń, bez planów opartych na cudzych obietnicach. Byłam zmęczona własną naiwnością.
Kiedyś myślałam, że wszystko w życiu musi mieć sens. Teraz wiem, że nie wszystko da się zrozumieć. Niektóre rzeczy po prostu trzeba przeżyć, ponieść i... zostawić za sobą. Pewnych strat nie da się cofnąć. Ale można się nauczyć żyć z ich ciężarem.
Natalia, 22 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W moim związku wiało chłodem jak na cmentarzu w listopadzie. Chciałam nas ratować, ale tego nie da się wskrzesić”
- „Na wakacjach w Egipcie dałam się uwieść arabskim perfumom Amira. W pakiecie all inclusive dostałam nasionko”
- „Nic nie podejrzewałam, gdy przyjaciółka zajęła się moją rodziną, jak byłam w delegacji. Do dziś pluję sobie w brodę”