„Synowa poprosiła o pieniądze na pampersy dla wnusi. Zamarłam, gdy 2 dni później wrzuciła zdjęcie z butami za 800 zł”
„Rozłączyłam się i przez moment poczułam ulgę. Pomagam wnusi. Przynajmniej tyle. Tyle że dwa dni później, wieczorem, przeglądając bezmyślnie media społecznościowe, zobaczyłam zdjęcie Patrycji. Zrobione w lustrze windy. Nowe kozaki”.

- Redakcja
Od dwóch lat jestem babcią. Moja wnusia to najukochańszy promyk w moim życiu. Nigdy nie sądziłam, że na starość jeszcze serce tak mi zmięknie, a kolana tak się ugną, gdy usłyszę: „baba!”. Wnuczka jest cudowna. A z moją synową... Nie jesteśmy pokłócone. Przynajmniej oficjalnie. Jednak odkąd tylko pojawiła się w życiu mojego syna, czułam, że to dziewczyna, która zawsze będzie grała pod siebie. Ładna, wygadana, zwinna. Syn zakochał się po uszy. A ja? Cóż, milczałam. Nauczyłam się, że lepiej nie komentować, bo wszystko może być wykorzystane przeciwko mnie.
Jedno wiem na pewno – serce matki czasem lepiej wie, z kim ma do czynienia. Patrycja świetnie potrafi owijać sobie ludzi wokół palca.
Byłam w szoku
Telefon brzęknął kilka razy.
„Mamusiu, nie chciałabym być niegrzeczna… Ale mogłabyś nam pomóc? Bo nam się skończyły pampersy, a w tym miesiącu coś nie domykamy budżetu…”, przeczytałam wiadomość od Patrycji, gdy akurat szykowałam obiad. Zamarłam. Pampersy? Przecież dwa dni temu chwalili się kolacją w nowej knajpie z burgerami, gdzie za frytki trzeba dać trzydzieści złotych. Zadzwoniłam.
– Kochanie, co się dzieje?
– Ooo, dzień dobry, mamusiu! – jej głos był jak lukrowana polewa. – Tak mi głupio pisać, ale… Naprawdę, zostały nam dwie pieluchy. I mleko się kończy…
– A Michał? – zapytałam, choć wiedziałam, że mój syn zawsze coś tam zarobi. Pracuje przecież.
– No właśnie Michał teraz wziął mniej zleceń, bo pomaga mi przy małej. A wypłaty jeszcze nie było…
Westchnęłam. Wiedziałam, że nie po to dzwonię, by ją rozliczać. Po prostu chciałam dać im te pieniądze złotych i mieć spokój.
– Dobrze, przeleję ci. Tylko na pampersy, tak?
– Oczywiście! Dziękuję, mamusiu, jesteś kochana! – zaćwierkała, jakby wygrała los na loterii.
Rozłączyłam się i przez moment poczułam ulgę. Pomagam wnusi. Przynajmniej tyle. Tyle że dwa dni później, wieczorem, przeglądając bezmyślnie media społecznościowe, zobaczyłam zdjęcie Patrycji. Zrobione w lustrze windy. Nowe kozaki. I podpis: „Musiały być moje”. Od razy sprawdziłam cenę. 799,99 zł.
– No pięknie… – wyszeptałam.
Zaskoczyłam syna
Zupa właśnie pyrkała na kuchence, a ja przysiadłam na chwilę przy stole z kubkiem herbaty. I z telefonem. Obiecywałam sobie, że nie będę się już denerwować. I znowu: Patrycja. Tym razem zdjęcie w kawiarni. Kawa z pianką, ciastko z różą i podpis: „Czasem trzeba się rozpieszczać”. Zadzwoniłam do Michała.
– Wszystko u was dobrze?
– Hej, mamo! Tak, tak, wszystko okej. Mała trochę marudzi, ale dajemy radę.
– A pampersy? Patrycja mówiła, że wam się skończyły.
Zapadła chwila ciszy.
– No… Rzeczywiście, było słabo, ale już mamy. Dzięki, że pomogłaś.
– A te buty? – rzuciłam spokojnie. – Patrycja wrzuciła zdjęcie. Nowe, skórzane, za osiem stów.
– Co? – usłyszałam wyraźne zaskoczenie. – Jakie buty?
– Kozaki. Na zdjęciu z windy.
– Mamo, ja nic nie wiem… Myślałem, że to na pampersy poszło.
– Właśnie dlatego pytam. Bo zaczynam się czuć jak bankomat, Michał. I nie wiem już, czy pomagając wam, pomagam naprawdę, czy tylko funduję Patrycji zakupy.
Usłyszałam westchnienie. Potem, cicho:
– Pogadam z nią, mamo. Obiecuję.
– Tylko szczerze. Bo ja dla wnusi zrobię wszystko. Ale nie jestem głupia.
– Wiem. I doceniam.
Rozłączyłam się, ale wewnątrz aż mnie nosiło.
– Rozpieszczać się… – prychnęłam. – Cudzymi pieniędzmi, jasne.
Próbowałam ją zrozumieć
Z Patrycją umówiłam się w kawiarni. Chciałam popatrzeć jej w oczy i raz, a dobrze, wszystko wyjaśnić.
– O, już jesteś! – uśmiechnęła się szeroko, z tym swoim słodkim tonem, który zawsze mnie drażnił. – Zamówiłam ci latte. Taką z syropem, jak lubisz.
– Dziękuję – odparłam chłodno. – Miło z twojej strony.
Usiadła naprzeciwko, z torebką na kolanach. Zbyt drogą jak na młodą matkę bez pracy.
– Nie będę owijać w bawełnę – zaczęłam spokojnie – Poprosiłaś mnie o pieniądze na pampersy. Dałam ci je, bo zależy mi na waszej córce. A potem zobaczyłam cię w butach za osiemset złotych.
Zrobiła wielkie oczy.
–To zupełnie nie tak! Kupiłam je za pieniądze, które dostałam o rodziców. Serio! A te pieniądze od ciebie, poszły na pampersy, naprawdę.
Uniosłam brew.
– Trochę mi to zgrzyta.
Zacisnęła usta.
– Po prostu chciałam coś dla siebie. Od pół roku nie kupiłam sobie nic ładnego. Cały czas tylko pieluchy, mleko, chusteczki…
– Rozumiem, ale teraz jesteś matką.
Zamilkła. Patrzyła gdzieś za moje ramię.
– Myślałam, że mnie zrozumiesz.
– Właśnie próbuję. Ale łatwo nie jest.
Straciłam do niej zaufanie
– Nie chciałam cię urazić… – Patrycja spuściła wzrok i zaczęła nerwowo kręcić łyżeczką w filiżance. – Tylko czasami czuję się jak w klatce. Cały dzień w domu, z dzieckiem, Michał w pracy albo zmęczony, nie mam z kim pogadać…
– A to powód, żeby kupować buty za prawie tysiąc złotych? – zapytałam spokojnie, ale stanowczo.
– To były moje urodziny. Dostałam prezent – powiedziała nagle, zerkając na mnie ukradkiem. – Od mojej mamy.
Zamrugałam.
– A to ciekawe. Bo w komentarzu pod zdjęciem odpisałaś koleżance, że „w końcu coś sobie sprawiłaś, bo zasłużyłaś”.
– No bo to… to był prezent, ale sama sobie go wybrałam. Mama dała mi kartę, wie pani… – zaczęła się plątać.
– Nie jestem twoim wrogiem, ale musisz zdecydować: czy chcesz, żebym ci ufała, czy żebym ci wierzyła wtedy, kiedy ci wygodnie?
Zamilkła. Przez dłuższą chwilę patrzyła na swoje paznokcie.
– Przepraszam. Głupio to wyszło. Nie powinnam była prosić o te pieniądze, skoro wiedziałam, że coś innego kupię. Wiem, że to wygląda źle.
– Nie chodzi tylko o to, że wygląda. Chodzi o szacunek. I uczciwość.
– Nie będę już prosiła o pieniądze – powiedziała nagle. – Jakoś sobie poradzimy. Obiecuję.
– Nie chcę, żebyś przestała prosić, chcę, żebyś mówiła prawdę.
– Dobrze – skinęła głową. – Postaram się. Naprawdę.
Popiłam kawę i przez moment zastanawiałam się, czy jej wierzę.
Miałam wątpliwości
Minęły dwa tygodnie. Patrycja się nie odzywała. Aż tu pewnego dnia, zadzwoniła.
– Mamo, mogłabym wpaść do ciebie z małą? Michał jest u klienta, a ja… no, po prostu chciałabym z kimś porozmawiać.
– Przyjedź – odpowiedziałam, chociaż w głębi duszy miałam wątpliwości.
Przyszła z wnusią w ramionach, w dresie, bez makijażu. Usiadła przy stole. Nie udawała idealnej matki.
– Wiem, że trochę się pogubiłam. Chciałam być dobrą mamą, idealną żoną i jeszcze mieć coś swojego. Wyszło… no, jak wyszło.
– Wyszło tak, że zaczęłaś kombinować – przerwałam jej łagodnie. – Ale mów dalej.
– W tamtym miesiącu naprawdę było słabo. Michał miał mniej pracy, a mi zaczęło odwalać. Wiesz, jak to jest, gdy w kółko tylko kaszki i bajki?
– Domyślam się – skinęłam głową. – Ale to nie powód, by grać ludziom na emocjach.
– Wiem. Dlatego przyszłam powiedzieć, że podjęłam decyzję. Wracam do pracy. Moja koleżanka załatwiła mi robotę. Mała pójdzie na kilka godzin do żłobka.
– O – uniosłam brwi zaskoczona. – No i proszę. Mądra decyzja.
– Chcę pokazać, że potrafię się ogarnąć. Nie tylko wyglądać ładnie na zdjęciach.
Popatrzyłam na nią uważnie. Pierwszy raz od dawna zobaczyłam Patrycję nie jako modnisię, ale jako młodą kobietę, która się czegoś uczy.
– Trzymam kciuki, córko – powiedziałam.
A ona… aż się wzruszyła.
Serce mi zmiękło
Minął miesiąc od tamtej rozmowy. Patrycja rzeczywiście poszła do pracy. Nie wrzucała już zdjęć codziennie, za to raz pokazała wnusię uśmiechniętą w żłobkowej sali, z podpisem: „Moja dzielna córeczka. A mama wraca do ludzi”. Serce mi zmiękło. Pewnego popołudnia zadzwonił domofon. Patrycja.
– Mamo, mam niespodziankę – powiedziała, wchodząc z małą na ręku i torbą w drugiej dłoni. – Tylko się nie denerwuj.
– Coś się stało?
– Nie, nie! Wręcz przeciwnie. Proszę.
Z torby wyjęła pudełeczko. Małe, gustowne.
– To za tamte pampersy – uśmiechnęła się. – Symbolicznie. Dostałam pierwszą wypłatę i pomyślałam, że zasłużyłaś na to.
Otworzyłam pudełko. W środku była bransoletka. Prosta, srebrna. Z zawieszką – serduszkiem.
– Niepotrzebnie… – zaczęłam, ale ona przerwała:
– Mamo, proszę nie odbierać mi tej przyjemności. Długo się uczyłam, żeby zrozumieć, że pomoc to nie tylko branie, ale i dawanie. Chcę ci podziękować.
Przytuliłam ją. Tak po prostu, bez słów. Mała w tym czasie próbowała dosięgnąć ciastek na stole.
– Czasem robiłam z siebie idiotkę – mruknęła Patrycja. – Dobrze, że mnie wtedy nie pogłaskałaś po głowie. Że postawiłaś granicę.
– Chciałam, żebyś stała się dorosła.
– No to… chyba się udało – uśmiechnęła się. – Z małą pomocą.
Bransoletka błyszczała mi na nadgarstku jeszcze długo po ich wyjściu.
Maria, 61 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż był w Norwegii, a ja czułam się samotna. Nie planowałam romansu, a już na pewno nie z własnym teściem”
- „Gdy córka powiedziała, że jest w ciąży, złapałam się za głowę. Okazało się, że to najmniejszy z naszych problemów”
- „Chciałam być wierna mężowi, ale gdy patrzyłam na teścia, miałam niegrzeczne myśli. Obudził we mnie ukryte pragnienia”