„Synowa traktuje mnie jak darmową nianię. Uważa, że emerytka powinna siedzieć z wnuczką, a nie szukać nowych rozrywek”
„Prowadzę niezależne życie i nie powinni uważać mnie za dyżurną niańkę. Zazwyczaj w zamian dostawałam gadkę, że oboje mają ciężką pracę, Marzena często jeździ w delegacje, a Maciek musi być w stałej gotowości, dlatego tak bardzo liczą na moją pomoc”.
Kiedy Krysia poprosiła mnie o pomoc, od razu się zgodziłam. Prawdę mówiąc, nie potrzebowała specjalnie mnie przekonywać. Od samego początku marzyłam o tym, żeby zająć się scenografią do tego spektaklu. A to, że reżyser przydzielił mi rolę w chórze – cóż, tak po prostu się złożyło, nie miałam na to większego wpływu.
Zgodziłam się wesprzeć koleżankę
Zadeklarowałam, że wspólnie z paroma ludźmi zbuduję alejkę w scenerii Londynu z epoki średniowiecza na deskach sceny naszego ośrodka kultury.
– Wiem, co musimy kupić – powiadomiłam. – Potrzebujemy farby, różne pędzle oraz sporo arkuszy twardego papieru. Miejskie kamieniczki namalujemy sami, a dla urozmaicenia w oknach przymocujemy prawdziwe zasłonki z tkanin, żeby wzbogacić wystrój sceny.
Oprócz mnie i Krystyny do przedsięwzięcia dołączyła jeszcze czwórka ludzi. Powierzono mi funkcję koordynatora zespołu, a naszym zadaniem było pracować przez całą sobotę. W czwartek pod wieczór zadzwonił mój syn, radośnie informując, że w weekend odwiedzi mnie Hania.
Nim zdążyłam wspomnieć choćby słowem o swoich planach, zaczął trajkotać o tym, jak to wnuczka nie może się doczekać spotkania z babunią i specjalnie dla mnie narysowała obrazek, który wręczy mi w sobotni poranek, jak tylko on lub Marzena podrzucą ją do mojego domu.
– Chwila, moment… – wreszcie udało mi się wtrącić. – Mam już zajętą sobotę! Czemu dopiero teraz mi to mówisz? Wiesz, że w niedzielę gram w przedstawieniu, muszę wszystko przyszykować na scenie.
– Mamo, no weź… – syn zaczął marudzić takim tonem, jaki zawsze przybierał, kiedy próbował wyżebrać w sklepie kolejną czekoladę. – Marzena wylatuje jutro pod wieczór, a mój szef przed chwilą kazał mi zebrać z lotniska jakichś gości z Anglii i zająć się nimi przed oficjalnym spotkaniem. Nie wiem, co zrobić z Hanią. Mamusiu, wiesz przecież, że nie mamy nikogo innego. Błagam cię…
Stałam na rozdrożu
Wielokrotnie mówiłam Maćkowi i Marzenie, że prowadzę niezależne życie i nie powinni uważać mnie za dyżurną niańkę. Zazwyczaj w zamian dostawałam gadkę, że oboje mają ciężką pracę, Marzena często jeździ w delegacje, a Maciek musi być w stałej gotowości, dlatego tak bardzo liczą na moją pomoc.
Bez dwóch zdań uwielbiałam moją wnusię Haneczkę najbardziej na świecie. Ta dziewczynka była oczkiem w mojej głowie i czerpałam ogromną radość z każdej chwili spędzonej razem. Mimo to uważałam, że mam pełne prawo do własnej przestrzeni.
Babcia to nie wszystko, czym byłam. Pozostawałam również kobietą, singielką otwartą na ewentualne zaangażowanie w relację z sympatycznym panem, gdyby taki się trafił. Oprócz tego miałam osobistą pasję – amatorskie aktorstwo sceniczne.
Ostatecznie jednak ustąpiłam. Czułam złość, że Paweł wykorzystał to, że nie potrafię odmówić Hani i przekazał jej telefon, ale gdy wnuczka spytała mnie tym swoim uroczym głosikiem, czy możemy się spotkać w weekend, powiedziałam „tak”.
Całą noc nie mogłam zmrużyć oka, zastanawiając się nad swoją decyzją. Bałam się, że mogę stracić bliską koleżankę. Krysia ewidentnie nie była zachwycona moim wyborem.
– No i co my teraz zrobimy? Jak damy radę bez twojej pomocy? – marudziła. – Ty miałaś świetny plan, a teraz wszystko diabli wzięli!
Myśleli tylko o sobie
Obiecałam, że przekażę jej rysunki pokazujące, w jaki sposób powinny być odmalowane domki, gdzie zawiesić zasłony, umieścić kwiaty i krzesełko. Krystyna nadal była na mnie zirytowana za to, że ją „wykiwałam”.
– Nie postępuje się w ten sposób – prychnęła na odchodne. – Musisz być bardziej stanowcza. W końcu sama zaproponowałaś, że zajmiesz się dekoracjami, twoje dziecko powinno to zrozumieć!
Wiedziałam, że ma rację i nie zamierzałam dodatkowo komplikować sprawy, dlatego dopiero w piątkowy wieczór dostarczyłam jej projekty oraz zanotowane instrukcje. Nie miała optymistycznych informacji.
– Na placu boju ostałam się jedynie ja, Basia i Antek – wydała z siebie westchnienie pełne niezadowolenia. – Wszyscy marzą o błyszczeniu w światłach reflektorów, ale do ciężkiej pracy za kulisami to jakoś chętnych brakuje!
Wczoraj do późnych godzin rozważałam, czy podjęłam słuszną decyzję. Niewątpliwie troska o bliskich, zwłaszcza o wnuczkę, i pomoc w potrzebie to istotne kwestie, ale z drugiej strony nie chciałam zawieść przyjaciółki i sprawić wrażenia osoby nieodpowiedzialnej.
Wreszcie zdecydowałam
– Haniu, może masz ochotę trochę pomalować dzisiaj? – zwróciłam się do wnuczki, gdy przyjechała do mnie w sobotę.
Oczywiście bardzo chciała! Dałam jej swoją wysłużoną koszulę z flaneli, którą trochę przerobiłam, obcinając rękawy i ruszyłyśmy prosto do domu kultury.
Wchodząc do środka zawołałam donośnie:
– Cześć wam! Przybyła pomoc! Krysiu, jesteśmy! Mam ze sobą asystentkę!
Basia z Antkiem, których znam z zajęć aktorskich, popatrzyli na nas życzliwie, a i Krysi mina wyraźnie się poprawiła. Kolejne godziny upłynęły nam na budowaniu wieżowców z kartonu i ozdabianiu elewacji małych budynków. Przydzieliłam mojej sześciolatce ważne zadanie – pokolorowanie dolnych elementów ozdób. Spisała się na medal.
Basia, nasza aktorka grająca główną rolę, rysowała szyby oraz dach, natomiast ja z Antosiem, który w sztuce był narratorem, bawiliśmy się barwami przeobrażając kartonowe płaszczyzny tak, by przypominały klimatyczną alejkę w Londynie.
Sprzątałam pędzle, kiedy zadzwoniła do mnie Marzena. Zerknęłam na tarczę zegarka – dochodziła już dziewiąta wieczorem. Hania padała z nóg, przysypiając w fotelu obitym skórą, który stał w kącie pomieszczenia. Wciąż miała na sobie za dużą, flanelową koszulę, upstrzoną plamami we wszystkich odcieniach tęczy.
Marzena wpadła w szał
– Co się dzieje? Gdzie się podziewacie? – ton głosu synowej był irytujący. – Czekam pod wejściem! Miałam odebrać Haneczkę, a tu nikogo nie zastałam! Zdajesz sobie sprawę, że dochodzi dwudziesta pierwsza?!
– Wyluzuj trochę, niedługo będziemy – odparłam. – Jedziemy z ośrodka kultury.
– O tej porze Hania dawno powinna smacznie spać! Gdzie to jest dokładnie? Zaraz po was przyjadę! – Synowa wyraźnie straciła panowanie nad sobą.
Gdy tylko podałam jej lokalizację, cały dobry humor, który mi dopisywał od samego rana, wyparował jak kamfora.
Marzena wparowała do sali w momencie, gdy zostałyśmy tam jedynie ja i Krysia. Całe szczęście, że nie było przy tym ani Basi, ani Antka, który tego dnia był dla mnie wyjątkowo miły i troskliwy. Nie chciałabym, żeby zobaczyli przedstawienie, jakie zaserwowała mi synowa.
Marzenia zupełnie zapomniała o kulturze. W obecności obcych osób zaczęła na mnie naskakiwać, że brak mi odpowiedzialności i włóczę się nie wiadomo gdzie z jej córcią do późnych godzin. Ostrym jak brzytwa głosem domagała się informacji, czym karmiłam dziś Hanię i z jakiego powodu nie mogłyśmy wrócić do mieszkania o wcześniejszej porze.
Zaczęłam się rumienić
– Powiedziałam Pawłowi, że mam zajętą sobotę – wykrztusiłam, ledwo panując nad gniewem i urazą – ale najwyraźniej wasze sprawy są priorytetem. I nie zarzucaj mi, kochana, że jako babcia się nie sprawdzam, skoro wy ciągle jesteście zbyt zajęci, żeby zająć się własną pociechą. Dajcie mi znać nieco wcześniej, gdy będziecie oczekiwać ode mnie wsparcia. Okażmy sobie wzajemny szacunek!
– Wątpię, aby zaszła taka konieczność w przyszłości! – rzuciła Marzena, biorąc na ręce zaspane dziecko. – Co to ma być?! Plama z farby?! Pobrudziła sobie ubranie!
Gdy już byłyśmy we dwie, Krystyna grzecznie robiła dobrą minę do złej gry i udawała, że nic nie słyszała z tej wymiany zdań. W pewnym momencie nie mogłam już dłużej wytrzymać i zaczęłam się skarżyć na zachowanie Marzeny i Pawła.
Wspomniałam, że praktycznie od momentu przyjścia Hani na świat zostawiają mi ją pod opieką przy każdej nadarzającej się okazji. Zaznaczyłam, że nie chodzi mi jedynie o mój komfort, ale przede wszystkim jest mi przykro z powodu wnusi, ponieważ rodzice traktują ją jak zbędny balast i ewidentnie nie są w stanie połączyć opieki nad dzieckiem z rozwojem kariery.
Wypadło wspaniale
Poskarżyłam się przyjaciółce, że w żaden sposób nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie ze strony synowej. Na koniec wyjawiłam swoje obawy, że ta kobieta faktycznie może mi uniemożliwić widywanie się z wnusią.
– Chyba sobie kpisz! – parsknęła Krystyna. – Jeszcze przed następnym weekendem odezwie się do ciebie z przeprosinami i będzie chciała, żebyś ponownie zaopiekowała się małą. Sama się przekonasz.
No i rzeczywiście wszystko poszło zgodnie z jej przewidywaniami. Zanim jednak do tego doszło, odbyła się premiera naszego spektaklu. Antek prezentował się fantastycznie w roli angielskiego dżentelmena, z cylindrem na głowie i fularem na szyi. Basia wraz z całym zespołem aktorskim została nagrodzona gromkimi brawami, a mnie i mój czteroosobowy zespół wokalny publiczność poprosiła o zaśpiewanie piosenki na bis.
Kiedy przedstawienie dobiegło końca, poczułam się przygnębiona, bo mój syn wraz z rodziną nie pojawił się na widowni. Antek od razu to dostrzegł.
– Wiesz, co jest najlepszym lekarstwem na chandrę? – odezwał się. – Lampka brandy. Albo jeśli nie przepadasz za brandy, to może jakiś likier śmietankowy? Znam taki fajny pub w stylu irlandzkim niedaleko stąd, może masz ochotę się przejść?
Czekałam na ten moment
Poprosiłam o amaretto z gałką lodów, a następnie dolałam do tego odrobinę likieru o smaku kawy. Muszę przyznać, że te słodkie trunki naprawdę potrafią poprawić humor, kiedy ma się jakiegoś doła!
Podzieliłam się z Antkiem moimi problemami w domu, na co on dotknął delikatnie mojej dłoni i powiedział, żebym się nie martwiła. Stwierdził, że mój syn i synowa na pewno w końcu zmądrzeją i nikt nie zabierze mi małej Hani.
Spędziliśmy cudowny wieczór i z pewnością planuję w przyszłości więcej takich wypadów z Antonim. Wpadł na pomysł, żebyśmy się wybrali do hodowli strusi, bo uwielbia fotografować zwierzaki, a oprócz strusi mają tam podobno również lamy.
– Hania może pojechać razem z nami – zasugerował. – Przepadam za dziećmi, a że nie doczekałem się własnych wnucząt, to żaden kłopot.
– No właśnie jest kłopot – zaprotestowałam. – Opieką nad wnuczką zajmę się w weekend, ale drugiego dnia marzę o tym, by pobyć sam na sam z tobą. Ewentualnie mogą nam jeszcze towarzyszyć strusie i lamy.
Grażyna, 61 lat