„Szczeniara sprzedała cenną, rodzinną pamiątkę, żeby kupić nowego smartfona. Dziś jestem jej za to wdzięczna”
„Kaśka zdjęła pierścionek z palca już po kilku tygodniach. Nie rozumiałam tego. Był przecież taki piękny, niepowtarzalny. I pasował do wszystkiego. Zaczęłam więc się dopytywać, dlaczego go nie nosi. Początkowo zbywała mnie jakimiś mętnymi tłumaczeniami o spuchniętych palcach, potem twierdziła, że gdzieś go zapodziała, ale w końcu przyciśnięta do ściany przyznała, że go sprzedała. Gdy to usłyszałam, wpadłam w szał”.
- Kinga, 28 lat
Złoty, z brylantem i był w naszej rodzinie od dawna. Ten pierścionek prababcia dostała od pradziadka, gdy urodziła mu syna. Kupił go ponoć za wszystkie oszczędności. Od tamtej pory był przekazywany tej córce, która jako pierwsza doczekała się dziecka. Na szczęście. Tak trafił do mojej babci i wreszcie mamy. Miałam nadzieję, że trafi także do mnie. Byłam najstarsza i spodziewałam się, że pierwsza wyjdę za mąż. Niestety moja młodsza siostra mnie ubiegła. Tuż po swoich osiemnastych urodzinach oświadczyła, że jest w ciąży i bierze szybki ślub z ojcem dziecka. Pół roku po tym wydarzeniu urodziła córkę. Mama, zgodnie ze zwyczajem, wręczyła jej pierścionek.
– Tylko pilnuj go jak oka w głowie. To rodzinny talizman – powiedziała do Kaśki.
– Oj, mamo, przecież wiem – odparła, zakładając go na palec. Przyznaję, że gdy na to patrzyłam, lekko ścisnęło mi się serce. Zależało mi na tym pierścionku jak na niczym na świecie. Nie chodziło mi o jego wartość, ale historię. Wierzyłam, że przynosi szczęście. Pogodziłam się się jednak z tym, że trafił do siostry. Jak zwyczaj, to zwyczaj… Należy go uszanować.
Kaśka zdjęła pierścionek z palca już po kilku tygodniach. Nie rozumiałam tego. Był przecież taki piękny, niepowtarzalny. I pasował do wszystkiego. Zaczęłam więc się dopytywać, dlaczego go nie nosi. Początkowo zbywała mnie jakimiś mętnymi tłumaczeniami o spuchniętych palcach, potem twierdziła, że gdzieś go zapodziała, ale w końcu przyciśnięta do ściany przyznała, że go sprzedała. Gdy to usłyszałam, wpadłam w szał.
– Dlaczego to zrobiłaś?!
Zobacz także
– Potrzebowałam kasy na nowy telefon – wzruszyła ramionami.
– Trzeba było powiedzieć! Odkupiłabym od ciebie ten pierścionek!
– Nie przyszło mi to do głowy. Następnym razem, jak będę chciała coś sprzedać, to najpierw zadzwonię do ciebie – odparła beztrosko.
Miałam ochotę ją zamordować. Jak mogła zamienić najcenniejszą rodzinną pamiątkę na jakiegoś smartfona?!
Oczywiście nie pogodziłam się ze stratą. Od razu pojechałam do lombardu. Łudziłam się, że będę mogła odkupić pierścionek. Właściciel nie miał dla mnie dobrych wieści.
– Sprzedałem go pierwszego dnia. Ledwie wystawiłem go w witrynie, a już trafił się klient. I wcale się nie dziwię. Taką biżuterię rzadko się dziś spotyka – stwierdził.
– A może mi pan powiedzieć, kto go kupił? Chętnie bym się z nim skontaktowała. Naprawdę bardzo mi zależy – jęknęłam. Pogrzebał w papierach.
– Niestety, nie mogę pani pomóc. Klient zapłacił gotówką – rozłożył ręce. Tak mnie to dobiło, że aż pojechałam wypłakać się do mamy.
Byłam święcie przekonana, że już nigdy nie zobaczę pierścionka
– Czułam, że ten pierścionek jest przeznaczony dla ciebie. Niepotrzebnie dałam go Kasi – powiedziała ze smutkiem.
– Trudno, czasu cofnąć się już nie da – chlipnęłam. Mama mocno mnie przytuliła.
– Nie zamartwiaj się, córeczko. Kto wie, może jeszcze nie wszystko stracone i jakimś cudem odzyskasz rodzinną pamiątkę? – starała się mnie pocieszyć.
– Nie wierzę w cuda… – rozpłakałam się na dobre. Byłam święcie przekonana, że już nigdy nie zobaczę pierścionka prababci.
Minął rok. Skończyłam studia i poszłam do pracy. Tam poznałam Marka. Chyba od razu wpadłam mu w oko, bo już po kilku dniach zaprosił mnie na kawę. Odmówiłam, ale on nie ustępował. Powtarzał zaproszenie każdego dnia. Podobała mi się jego determinacja, więc w końcu się zgodziłam. I nie żałowałam. Umówiłam się z nim na kolejna randkę, potem następną. Wkrótce zostaliśmy parą. Było mi z nim tak dobrze, że coraz częściej myślałam o małżeństwie. A i on zaczął przebąkiwać o ślubie. Z niecierpliwością czekałam na dzień, w którym mi się oświadczy.
To było dokładnie w trzecią rocznicę naszej pierwszej randki. Poszliśmy na kolację do najlepszej restauracji w mieście. Czułam, że wydarzy się coś ważnego, bo Marek był zdenerwowany. W pewnym momencie wyjął z kieszeni ozdobne pudełeczko.
– Kocham cię nad życie i chcę spędzić z tobą resztę swoich dni. Czy zostaniesz moją żoną? – zapytał wzruszony i otworzył wieczko. Spojrzałam i zamarłam. W puzderku był pierścionek bardzo podobny do pierścionka prababci. Wręcz identyczny!
– Skąd go masz? – wykrztusiłam.
– To ważne? – był zaskoczony.
– Bardzo!
– Natknąłem się na niego kilka lat temu w lombardzie. Wydał mi się taki wyjątkowy. Pomyślałem, że go kupię i zachowam dla kobiety, którą będę kochał, która będzie tą jedyną. Wiem, że jest używany, ale… – zaczął tłumaczyć.
– Tak! – przerwałam mu.
– Co tak?
– Zostanę twoją żoną! A pierścionek jest najpiękniejszy na świecie. I rzeczywiście wyjątkowy. Kiedyś ci o tym opowiem…