„Teść wygrał dużą kasę i ogłosił, że ucieka z kochanką. Tylko ja z całej rodziny rozumiałam, dlaczego to robi”
„Nigdy nie lubiłam rodzinnych kolacji – tych teatrzyków z udawanym ciepłem i wiecznym ocenianiem. Ale tego wieczoru wszystko się zmieniło. Teść wstał od stołu i powiedział spokojnie: Nie będę dłużej żył dla was. Mam pieniądze i kobietę, którą kocham... Tylko ja zamiast się oburzyć, rozumiałam. Bo też kiedyś chciałam uciec”.

- Redakcja
Nigdy nie lubiłam rodzinnych kolacji. Teoretycznie miały integrować, wzmacniać więzi, przypominać, że jesteśmy „razem w tym wszystkim” – jak zwykła mawiać teściowa – ale w praktyce były po prostu przymusem. Sztuczne uśmiechy, zdawkowe pytania, wieczne ocenianie – kto ile zjadł, kto przytył, kto się spóźnił. Gdybym mogła, zaszyłabym się z książką w sypialni, udając migrenę. Ale przecież nie wypada.
W ten niedzielny wieczór było podobnie. Sałatki, schab w galarecie, wino od teścia, który otwierał je z przesadną celebracją. Siedzieliśmy wszyscy – ja z mężem, jego siostra z narzeczonym, teściowa z wiecznie spiętym uśmiechem i on. Teść. Zawsze milczący, zawsze zdystansowany. Aż nagle coś w nim pękło.
Prawda, którą wtedy wyznał, powinna nami wstrząsnąć. I wstrząsnęła. Ale ja... zrozumiałam. Bo też kiedyś chciałam uciec.
Nagle wstał i coś ogłosił
– Przypomnij mi, dlaczego to znowu u nas? – szepnęłam do Michała, kiedy układałam sztućce na stole.
– Bo mama się „źle czuła”, a ojciec „prosił” – odmruknął i zniknął do łazienki.
Teściowa wparowała pięć minut później z miską sałatki jarzynowej i pretensjami, że „znowu ktoś ustawił krzesło nie pod linijkę”. Teść przywiózł czerwone wino i ciasto z cukierni – zawsze to samo, zawsze nieudane. Usiedliśmy przy stole jak w teatrze – każdy w swojej roli, każdy z własną maską.
– No to... smacznego – powiedziała teściowa tonem, jakby za chwilę miała wygłosić kazanie. Wszyscy sięgnęli po widelec.
Nie zdążyłam nawet spróbować ryby, gdy teść wstał od stołu. Spojrzał na nas jakby pierwszy raz. Bez ironii, bez dystansu. Po prostu... jakby był sobą.
– Nie będę dłużej żył dla was – powiedział cicho, ale wyraźnie. – Mam pieniądze i kobietę, którą kocham.
Zapadła cisza tak gęsta, że można by ją było pokroić.
– Co ty, tato, opowiadasz?! – ryknął Michał.
Teściowa zrobiła wielkie oczy. Narzeczony siostry Michała zamarł z widelcem w powietrzu. A ja patrzyłam na teścia i nie mogłam się nie uśmiechnąć.
– Tato... – powiedziałam cicho, jakby tylko dla niego. – A ona… kocha ciebie?
Spojrzał na mnie. I wtedy już wiedziałam – była odpowiedź, była zgoda. I było też coś, czego nie powiedział: że ucieka dla siebie.
„Bo teraz mnie stać”
– Co ty wygadujesz, tato?! – krzyknął mój mąż. – Wyprowadzasz się do jakiejś baby?! I jeszcze się tym chwalisz przy kolacji rodzinnej?!
Teściowa płakała, jakby ktoś właśnie wyciągał z niej duszę.
– Myślałam, że jesteś chory! Mówiłeś, że masz zawał, że źle się czujesz! Myślałam, że umierasz!
Teść westchnął ciężko, jakby naprawdę coś z niego właśnie spadło.
– Umieram – powiedział spokojnie. – Ale tylko od środka. I już nie chcę.
– Nie wierzę – wyjęczała teściowa. – Po tylu latach! Z jakąś wywłoką?!
– Ma 46 lat, Zosiu. I nie jest żadną gówniarą. Jest kobietą, która się ze mną śmieje. Która chce ze mną tańczyć. Która nie patrzy na mnie jak na portfel albo mebel w salonie – jego głos nie był złośliwy. Był... prawdziwy.
Wszyscy patrzyli na niego, jakby to był koszmarny żart. Nikt się nie odzywał. Tylko ja wzięłam łyk wina i zapytałam cicho:
– Tato... a dlaczego teraz?
Odwrócił głowę w moją stronę. Pierwszy raz od lat spojrzał mi prosto w oczy.
– Bo teraz mnie stać – odpowiedział. – I na życie, i na odwagę.
I wtedy zrozumiałam, że to wcale nie był kaprys. To była decyzja. I może nie była słuszna. Ale była jego.
Ja go rozumiem
– A dzieci? A wnuki?! – wpadła w histerię siostra Michała. – Nie będziesz nas odwiedzał? Świąt z nami nie spędzisz? Dla kogo my się tyle lat staraliśmy?!
– Dla siebie, Karolina – odpowiedział spokojnie teść. – I tak właśnie miało być. Ja was nie prosiłem, żebyście się mną interesowali.
– Czyli teraz będziesz leżał w basenie z jakąś rozwódką, a mama ma siedzieć sama w domu?! – Michał miał oczy jak spodki. Nigdy go nie widziałam tak wściekłego.
– Michał... – zaczęłam, ale on już wstał i wybiegł z kuchni. Trzasnął drzwiami, jakby chciał zburzyć połowę mieszkania.
Zostało nas czworo. Teściowa pochlipywała cicho, jakby nagle skurczyła się o dwadzieścia centymetrów. Karolina gapiła się w stół. A ja... wzięłam głęboki oddech.
– Tato – powiedziałam cicho. – Ja cię rozumiem.
Podniósł na mnie wzrok. Był zdziwiony. Prawdziwie zdziwiony.
– Czasem człowiek siedzi w czymś tak długo, że nie wie już, czy to miłość, czy po prostu przyzwyczajenie. Ja też kiedyś chciałam uciec – dodałam.
– Dlaczego nie uciekłaś? – zapytał. Głos miał miękki, jakbyśmy nagle byli tylko we dwoje w tej kuchni.
– Bo nie miałam dokąd. I nie miałam za co – odpowiedziałam szczerze. – Dlatego nie oceniam tych, którzy mogą.
Skinął głową. Poważnie. Powoli. Jak ktoś, kto przez lata nie miał z kim porozmawiać naprawdę. I wtedy uświadomiłam sobie coś jeszcze – że czasem trzeba uciec, żeby być sobą. A czasem... wystarczy, że ktoś powie: „rozumiem”.
Tak wybrał, co zrobić
Wieczór powoli gasł, ale nikt się nie ruszał. Karolina grzebała widelcem w sałatce, jakby próbowała coś z niej wywróżyć. Teściowa zniknęła w łazience – zapewne płakała nad losem „kobiety oszukanej przez całe życie”. Ja nalałam sobie jeszcze odrobinę wina. Teść siedział naprzeciwko mnie, dziwnie spokojny.
– Ona wiedziała, że odchodzisz? – zapytałam po chwili.
– Tak – odpowiedział. – Rozmawialiśmy o tym od miesięcy. Ale zawsze było coś.
– No tak – mruknęłam. – Klasyczna pułapka domowych obowiązków.
– Ale ostatnio spojrzałem w lustro i pomyślałem: mam sześćdziesiąt trzy lata. Ile jeszcze przede mną? Dziesięć? Dwadzieścia? Może mniej. I co? Mam spędzić je, wieszając firanki?
Milczałam. Bo co miałam powiedzieć? Że przesadza? Że ma się poświęcać? Dla kogo?
– Tato... – zaczęłam nieśmiało. – A ona... ta kobieta... wie, że ją wybierasz?
– Wie – uśmiechnął się. – I to jest najdziwniejsze. Bo ona nigdy mnie nie prosiła o wybór. Ale też nigdy nie udawała, że mnie nie potrzebuje.
Zachciało mi się śmiać i płakać jednocześnie. Bo ja dobrze znałam to uczucie. Jak to jest nie być wybieraną. Jak to jest być tą „od zupy”.
– Wiesz, tato... Czasem marzyłam, żeby ktoś po mnie przyjechał i powiedział: „Zbieraj się. Już czas. Jedziemy” – spojrzał na mnie uważnie. – Ale nikt nie przyjechał.
– Ja przyjechałem po siebie – powiedział. – I to mi wystarczy.
Tak po prostu wyszedł
Teściowa wróciła z łazienki. Oczy miała czerwone, nos zasmarkany. Ale się nie odzywała. Usiedliśmy wszyscy z powrotem, choć atmosfera była cięższa niż bigos, który stał na stole.
– I co teraz? – spytała cicho. – Jak powiem sąsiadkom, że mnie zostawiłeś?
Teść wzruszył ramionami.
– Możesz powiedzieć, co chcesz. Może być, że umarłem. Albo że poszedłem po chleb i nie wróciłem.
– Zawsze byłeś tchórzem – syknęła. – Nie miałeś odwagi odejść, to czekałeś, aż ci kasa z nieba spadnie!
– Może i tak – przyznał. – Ale przynajmniej nie umrę w tej ciszy, w której od lat razem siedzimy.
Karolina nie wytrzymała.
– Mamo, skończ. Przecież wy od lat żyliście jak współlokatorzy. Nie udawaj, że było inaczej. Ty masz swoje seriale, on ma swoją ciszę. Co za różnica, gdzie będzie ją przeżywał?
Zapanowała długa, krępująca cisza. A potem teść znów spojrzał na mnie.
– Ilona, dziękuję ci. Za to, że nie krzyczysz. I za to, że nie udajesz, że wszystko jest czarno-białe.
– Tato... – powiedziałam cicho. – Gdyby ktoś kiedyś przyjechał po mnie, też bym spakowała walizkę w pięć minut. Ale nikt nie przyjechał. A ty przynajmniej miałeś odwagę pojechać sam.
Skinął głową, wstał i sięgnął po płaszcz.
– To tyle – powiedział. – Klucze zostawiam na stole.
Wyszedł. I tylko wtedy zorientowałam się, że Michała nadal nie było. I że... nawet go nie szukałam.
„Nie daj się zjeść życiu”
Po jego wyjściu w mieszkaniu zrobiło się nienaturalnie cicho. Jakby nawet zegar bał się tykać. Teściowa wpatrywała się w drzwi, jakby za chwilę miały się znów otworzyć. Ale nie otworzyły się.
– On wróci – powiedziała w końcu. – Zawsze wracał.
– Tym razem nie wróci, mamo – odparła Karolina. – On już odszedł dawno. Teraz tylko w końcu również ciałem.
Zgasiłam świecę, która dopalała się na stole. Wino było niedopite, mięso wystygło, a powietrze pachniało kapitulacją.
– Ilona, ty go bronisz, bo nie wiesz, jak to jest żyć z kimś, kto przestał cię zauważać – teściowa spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Może właśnie wiem – powiedziałam cicho.
Wyszłam na balkon. Na dole, pod latarnią, widziałam teścia. Stał z walizką i dzwonił do kogoś. Uśmiechał się. Mało, dyskretnie, ale jednak.
– Tato! – zawołałam. Odwrócił się i pomachał mi ręką.
– Trzymaj się, Ilona. I nie daj się zjeść życiu – rzucił.
– Tato, ty też nie! – krzyknęłam, zanim wsiadł do taksówki.
Patrzyłam, jak odjeżdża, aż czerwone światła zniknęły na zakręcie. Poczułam coś dziwnego — nie żal, nie gniew. Raczej zazdrość. Potem wróciłam do środka. Michał nadal nie wrócił, a ja w milczeniu zaczęłam zbierać talerze ze stołu.
Ilona, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Rodzice ostrzegali mnie przed ślubem z Michałem, ale nie chciałam ich słuchać. Dziś liczę każdą gorzką łzę”
- „Rzuciłem pracę, bo odziedziczyłem miliony. Głupota zabolała dopiero, gdy konto zrobiło się puste”
- „Synowa wytknęła mi, że ciasto z proszku to nie wypiek. Więc szybko jej przypomniałam, kto płacił za wesele”