Reklama

Jestem z Jackiem od lat, ale coraz częściej zastanawiam się, czy to naprawdę życie, które chciałam. Z jednej strony, wszystko jest stabilne. Dzień za dniem powtarzamy te same rytuały: kawa rano, dzieci do szkoły, praca, czekanie na weekend, który i tak w końcu nie różni się od reszty tygodnia. I najgorsze jest to, że czuję, jakbym stawała się cieniem samej siebie, jakby życie toczyło się beze mnie. Teściowa też potrafi mi to przypomnieć. Regularnie wręcza mi poradniki o tym, jak być idealną żoną. Z każdą kolejną książką zaczynam wątpić, czy to w ogóle jest moje życie. Czy jestem tylko figurą, którą ktoś stworzył na obraz i podobieństwo?

Reklama

Uderzyłam go w sam środek serca

– Nie wytrzymam dłużej! – krzyknęłam, stając w kuchni z rękami na biodrach, jakbym miała zaraz wyzwać go na pojedynek. – To już nie jest życie! Gdzie się podziała nasza pasja, emocje? Gdzie te chwile, kiedy chcieliśmy spędzać razem każdą wolną chwilę?

Mąż nie podniósł wzroku znad gazety. Czułam, jakby coraz mniej było w nim tego mężczyzny, którego kiedyś pokochałam.

– Proszę cię... Jestem zmęczony – Jacek machnął ręką, jakby chciał odpędzić moje słowa.

Zawsze tak reagował, kiedy nie chciał słuchać. Ostatnio nie chciał słuchać niczego, co nie dotyczyło jego pracy.

– Zmęczony? – powtórzyłam z ironią, nie mogąc powstrzymać złości. – Wiesz co? Ja się czuję, jakbym była powietrzem w tym domu! A ty? Po prostu patrzysz na mnie jak na automat do robienia kawy, obiadów i prania.

Miałam wrażenie, że uderzyłam go w sam środek serca, ale on wcale tego nie odczuł. A to mnie bolało najbardziej – że moje uczucia nie miały już dla niego żadnego znaczenia.

– Co mam ci powiedzieć? – powiedział w końcu, odkładając gazetę, ale jego ton był zimny, jakby nic się nie wydarzyło. – Przecież wszystko jest w porządku. Po prostu... po prostu zapomniałaś, jak to było na początku.

Na początku... Na początku było pełno śmiechu, spontanicznych decyzji, planów na przyszłość. Czułam się kochana, dostrzegana. A teraz? Z dnia na dzień staję się coraz mniej istotna. Cóż, może teściowa miała rację. Może powinnam bardziej się starać. Tylko nie wiem, co mam robić, bo mam wrażenie, że to, co było, minęło. Odeszło, a ja nie wiem, jak to odzyskać. I nie wiem, czy w ogóle warto.

Postawiłam się teściowej

Spotkałam się z teściową w kawiarni. Matka Jacka zawsze była pewna siebie, swojej drogi, swoich zasad, a każda rozmowa z nią kończyła się wręczeniem mi kolejnej książki o byciu idealną żoną. Tym razem wyciągnęła z torebki opasłą książkę o sekretach szczęśliwego małżeństwa. Przymknęłam oczy. Wiedziałam, że teściowa nie ma złych intencji, ale tym razem nie mogłam tego znieść.

– Już nie chcę żadnych książek – powiedziałam, czując, jak rośnie we mnie irytacja. – Nie chcę być idealną żoną. Po prostu chcę być sobą.

Teściowa spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem. Nawet zaczęła tłumaczyć, że w jej czasach, „kiedy nie było takich poradników”, trzeba było walczyć o małżeństwo, że ona też kiedyś popełniała błędy, ale dzięki tym książkom udało jej się stworzyć stabilny związek.

– Wiesz, kochanie, związek to praca. Cała ta idealna żona to właśnie praca, którą trzeba włożyć w relację.

Czułam, jakby ktoś zrzucił na mnie tony obowiązków, których nie byłam w stanie unieść.

– Nie chcę żyć jak w książce. Chcę żyć naprawdę.

Teściowa milczała przez chwilę, w końcu westchnęła, a w jej oczach pojawiło się coś, czego nie potrafiłam nazwać. Czyżby to była złość? A może... zrozumienie?

– Kiedyś też myślałam, że idealne małżeństwo to coś, co buduje się według jakichś zasad. Ale potem zrozumiałam, że wszystko jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje.

Te słowa zabrzmiały jak wyznanie. Ale to było dopiero początek.

W końcu to powiedziałam

Następnego dnia wciąż czułam w sobie ciężar rozmowy z teściową. Wieczorem postanowiłam szczerze porozmawiać z Jackiem. Usiadłam na sofie, patrząc na niego, jak siedzi z pilota w ręce, zamknięty w swoim świecie.

– Jacek – zaczęłam, czując, jak moje serce bije szybciej.

Podniósł wzrok, ale tylko na chwilę. Znowu czułam, jakbym nie istniała. Jakby wszystko, co mówiłam, nie miało żadnego znaczenia.

– Co znowu? – zapytał beznamiętnie, nie odkładając pilota.

– Porozmawiajmy o nas. O tym, co się dzieje między nami.

Mąż uniósł brwi, ale nie odpowiedział od razu. W końcu powiedział:

To chyba normalne. Pracujemy, mamy obowiązki, dom... Wiesz, jak to jest.

– Tak, wiem – odpowiedziałam szybko, czując, jak złość znowu wzbiera we mnie. – Ale to nie jest tylko rutyna. Mam wrażenie, że jestem tylko tłem w twoim życiu. Co z nami? Gdzie się podziała ta spontaniczność?

Jacek spojrzał na mnie, a w jego oczach nie było ani zdziwienia, ani zaskoczenia. Zamiast tego pojawiła się tylko obojętność.

– Myślę, że czasem trzeba po prostu zaakceptować to, co jest.

Te słowa były jak cios. Wtedy zrozumiałam, że nie mam już więcej sił na to czekanie. Zasługiwałam na więcej.

– Może to właśnie jest problemem – powiedziałam. – To, że ja już nie chcę tylko akceptować. Chcę czegoś więcej.

Zamilkł, a ja poczułam ulgę. Wreszcie powiedziałam to, co myślałam przez te wszystkie lata. Nie czułam radości. Raczej strach. Strach, że tymi słowami mogłam zniszczyć wszystko, co zbudowałam.

Nie wiedziałam, co dalej

Kilka dni po rozmowie z Jackiem spotkałam się z Ewą, moją najlepszą przyjaciółką. Od lat wiedziała, co się dzieje w moim małżeństwie.

Musisz przestać żyć według cudzych oczekiwań.

Jej słowa były jak zimny prysznic.

– Co mam zrobić? – zapytałam, wciąż niepewna, jak ruszyć do przodu. – Próbuję, ale nie wiem, co dalej.

Musisz być szczera z sobą. I z nim. To, że tkwisz w tej rutynie, nie oznacza, że to jest twoje życie. Jeśli chcesz być naprawdę szczęśliwa, musisz zacząć żyć po swojemu.

Ewa patrzyła na mnie z pełnym zrozumieniem, ale i zdecydowaniem. Jej słowa zabrzmiały tak prosto, a jednocześnie były tak trudne do zastosowania. Zaczęłam dostrzegać, że jedyną rzeczą, która naprawdę mnie trzymała przy Jacku, była moja obawa przed zmianą. Obawa przed tym, że mogłabym coś zniszczyć.

Zrób to, co musisz. Czasami trzeba zrobić krok w tył, żeby potem zrobić dwa do przodu – dodała Ewa, uśmiechając się.

Może to był właśnie moment, kiedy mogłam zacząć od nowa.

Poczułam niesamowitą ulgę

Tego dnia czułam, że w końcu muszę zrobić coś, czego nie zrobiłam nigdy wcześniej. Po powrocie do domu Jacek siedział w swoim fotelu z laptopem na kolanach. Podeszłam do okna, chwyciłam poradnik od teściowej i bez zastanowienia wyrzuciłam go przez okno. Przez chwilę patrzyłam, jak unosi się w powietrzu, a potem ląduje na trawniku, roztrzaskując się na kawałki. Moje serce biło mocno, ale poczułam niesamowitą ulgę. Nie wiem, czy kiedykolwiek poczułam się tak wolna. Mąż podniósł wzrok, ale nie zdążył nic powiedzieć, zanim poczułam, że muszę dodać:

– To koniec. Nie będę już żyła według cudzych zasad. Nie będę już żyła w cieniu twojej matki. Mam prawo do tego, by być sobą.

Zamilkł, patrząc na mnie, jakby wreszcie dostrzegł, że coś się zmienia. Może zrozumiał, może nie. Ale to przestało mieć dla mnie znaczenie. Ja wreszcie czułam, że odzyskuję kontrolę nad swoim życiem.

– To moje życie – dodałam, patrząc mu w oczy. – I nie pozwolę, by ktoś mi je narzucał. Nie ty, nie twoja matka.

Odwróciłam się, zostawiając go z jego myślami. To była moja decyzja. Koniec z życiem, które ktoś inny mi zapisał. Czas zacząć pisać własną historię.

Anna, 42 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama