„Teściowa traktowała mnie jak powietrze, więc pokazałam jej, na co mnie stać. Swoje 60 urodziny zapamięta do końca życia”
„Od samego początku miałam wrażenie, że mnie nie zaakceptowała. Nie mówię, że wprost – nigdy nie powiedziała mi, że nie chce mnie w ich rodzinie. Ale czułam to w jej spojrzeniach, w jej oschłych komentarzach, w tym, jak potrafiła zignorować moją obecność przy stole, zajęta rozmową z kimś innym”.

- Redakcja
Od pięciu lat jestem żoną Marcina. Powiem Wam szczerze – nigdy nie myślałam, że małżeństwo będzie takie... skomplikowane. Kiedy go poznawałam, wydawało mi się, że to właśnie jego rodzina będzie moim drugim domem. Ale szybko zrozumiałam, że w tej rodzinie nie ma miejsca dla obcych. A ja, cóż, jestem tą „obcą”. Tak przynajmniej patrzy na mnie Helena – moja teściowa.
Od samego początku miałam wrażenie, że mnie nie zaakceptowała. Nie mówię, że wprost – nigdy nie powiedziała mi: „Nie chcę cię w naszej rodzinie”. Ale czułam to w jej spojrzeniach, w jej oschłych komentarzach, w tym, jak potrafiła zignorować moją obecność przy stole, zajęta rozmową z Marcinem albo z innymi członkami rodziny.
A Marcin... On niby widział, niby słyszał, ale nigdy się nie wtrącał. Kiedy raz, czy dwa próbowałam z nim o tym porozmawiać, ucinał temat:
– Daj spokój, Klaudia. Mama po prostu taka jest, zawsze była wymagająca. Nie bierz tego do siebie.
Tyle że ja brałam. Każde jej spojrzenie, każde słowo, każdą sytuację, w której czułam się jak pusta przestrzeń w tym ich świecie.
A teraz zbliżają się jej sześćdziesiąte urodziny. Marcin nic nie planuje, nikt o niczym nie mówi, a ja... Ja poczułam, że muszę coś zrobić. Że jeśli chcę w ogóle mieć jakiekolwiek miejsce w tej rodzinie, to muszę się wykazać. Więc postanowiłam zorganizować jej urodziny. Niespodziankę. Wiem, że to ryzykowne. Wiem, że może się skończyć katastrofą. Ale mimo to... chcę spróbować.
Tylko czasami, kiedy siedzę wieczorami sama w kuchni, patrząc na stertę kartek z pomysłami i listami gości, dopadają mnie myśli:
„Czy to w ogóle ma sens? Może po prostu powinnam odpuścić i dać się ponieść tej fali obojętności?” Ale potem przypominam sobie, jak bardzo chciałabym, żeby choć raz Helena spojrzała na mnie z ciepłem w oczach. I wtedy znów otwieram notatnik, układam plan stołów i zastanawiam się, jak zorganizować catering, żeby każdy znalazł w nim coś dla siebie.
Bo może... może w końcu się uda.
Czułam, że tym razem nie odpuszczę
– Myślę, że zrobię coś dla twojej mamy. Zorganizuję jej urodziny – niespodziankę! – powiedziałam do Marcina z nutą ekscytacji w głosie, choć serce biło mi jak szalone.
Marcin podniósł na mnie wzrok znad telefonu, zmarszczył brwi.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – mruknął, odkładając urządzenie na stół. – Mama... ona jest trudna. Nie lubi takich rzeczy, nie lubi zmian.
– Ona nigdy niczego i nikogo nie lubi! – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język. – Ale może... może jakby zobaczyła, że mi zależy, że staram się...
Marcin westchnął i spojrzał gdzieś w bok, jakby szukał ucieczki.
– Klaudia, przecież wiesz, jaka jest. Będzie kręcić nosem, że nie tak, że za dużo ludzi, że jedzenie za tłuste albo za mało wyszukane... Może po prostu odpuść?
Poczułam, że nie mogę, że nie odpuszczę teraz. Opuściłam głowę i przez chwilę wpatrywałam się w swoje dłonie. Były zimne, spocone.
– Czy ja naprawdę muszę o wszystko walczyć? – wyszeptałam cicho, bardziej do siebie niż do niego. – Nawet o to, żeby zostać zauważoną w tej rodzinie?
Marcin milczał. Cisza rozlała się po kuchni, gęsta i ciężka. Czułam, jak rośnie we mnie frustracja. Przez chwilę miałam ochotę wstać, wyjść, trzasnąć drzwiami. Ale zamiast tego przełknęłam gulę w gardle i dodałam już spokojniej, choć głos mi drżał:
– Chciałam tylko... żeby poczuła się wyjątkowo. I żeby zobaczyła, że się staram.
Marcin wzruszył ramionami, jakby chciał zrzucić z siebie odpowiedzialność.
– Rób, jak uważasz – powiedział w końcu i wrócił do telefonu, zostawiając mnie samą z całą tą burzą w środku.
Patrzyłam na niego, na jego obojętność, i czułam, że serce mi pęka. Bo czy to naprawdę tak trudno zrozumieć, że mi zależy?
Jej pytanie uderzyło mnie jak policzek
Przyszła wcześniej niż się spodziewałam. Drzwi ledwie trzasnęły, a Helena już stała w kuchni, poprawiając chustkę na głowie i lustrując wnętrze krytycznym wzrokiem.
– Klaudia... Co ty tu robisz? – zapytała zimno, marszcząc brwi.
Zamarłam na moment, czując, jak serce łomocze mi w klatce piersiowej.
– Eee... no, ja... – zająknęłam się, niepewna, jak wyjaśnić, że próbuję zorganizować coś, czego ona chyba wcale nie chciała. – Myślałam, żeby zorganizować dla pani urodziny. Taką... niespodziankę.
Helenie oczy zwęziły się jak szparki.
– Ty to organizujesz? – powtórzyła, jakby nie wierzyła własnym uszom. – A kto cię o to prosił?
To pytanie uderzyło mnie jak policzek.
– Nikt... – wydukałam, czując, jak w oczach zbierają mi się łzy, które uparcie starałam się powstrzymać. – Po prostu... chciałam, żeby pani miała wyjątkowy dzień.
– Wyjątkowy dzień... – Helena prychnęła, a w jej głosie pobrzmiewała nuta ironii. – Z rodziną, która rzadko się widuje? Ciekawe...
Jej słowa zabolały mnie bardziej, niż chciałam sama przed sobą przyznać. Stałam jak wryta, czując, jak moje marzenia o przyjęciu, o radości, o ciepłych uśmiechach, rozpadają się na kawałki.
– Może... Może popełniłam błąd – wyszeptałam, ale Helena już się odwróciła, zajęta przeglądaniem szuflad, jakby mnie nie było.
Stałam tam jeszcze chwilę, bezradna, czując, jak ogarnia mnie narastające poczucie wstydu i rozczarowania. Moje ręce drżały, myśli galopowały w głowie: „Po co ja się w to wpakowałam? Dlaczego znowu dałam się zepchnąć na margines?”. Ale mimo tych myśli, wiedziałam, że się nie poddam. Może jeszcze coś się da uratować.
To było coś w rodzaju gorzkiego zwycięstwa
Dzień przyjęcia w końcu nastał czy ktoś tego chciał, czy nie. Stół uginał się od jedzenia – sałatki, wędliny, ciasta... Całe godziny spędziłam w kuchni, krojąc, mieszając, piekąc. Goście zaczęli się schodzić – kuzynka, wujek, dawno niewidziany brat Heleny, nawet sąsiadka, którą zawsze omijałam szerokim łukiem. Helena patrzyła na to wszystko z dziwną miną – niby surową, niby zamyśloną. Ja biegałam między kuchnią a stołem, poprawiałam talerze, nalewałam napoje, uśmiechałam się, choć w środku cała się trzęsłam z emocji.
– Kto to wszystko ogarnął? – mruknął ktoś z boku, a wtedy brat Heleny – siwy, z brzuchem i zaskakująco ciepłym spojrzeniem – zwrócił się do niej:
– Helena, dawno się nie widzieliśmy... To Klaudia to zorganizowała? Niezłe jaja.
Helenie coś drgnęło w kącikach ust. Spojrzała na mnie kątem oka, jakby... zaskoczona.
– Tak – powiedziała cicho, niemal niechętnie. – Ona... to zorganizowała.
Usłyszałam te słowa stojąc w kuchni, zza drzwi. Na chwilę znieruchomiałam, z zamkniętymi oczami, próbując zrozumieć, co czuję. Dumę? Ulgi raczej nie. To było raczej coś w rodzaju gorzkiego zwycięstwa, bo wiedziałam, że te słowa nie przyszły Helenie łatwo.
Patrzyłam przez uchylone drzwi na rodzinę, która powoli zaczynała się śmiać, rozmawiać głośniej, a nawet wspominać stare czasy. Atmosfera, która na początku była sztywna, zaczynała się rozluźniać. Ale wtedy zrozumiałam coś jeszcze – nie chodziło tylko o jedzenie i balony. Chodziło o to, że po raz pierwszy od lat ktoś – ja – spróbował coś dla nich zrobić. I choć Helena tego nie powiedziała wprost, coś mi mówiło, że zaczyna to dostrzegać.
A jednak w głowie wciąż miałam pytanie, które nie dawało mi spokoju: czy to wystarczy, żeby coś zmienić między nami?
Może nie wszystko stracone
Siedzieliśmy przy stole, talerze były już prawie puste, a kieliszki połyskiwały w świetle lamp. W powietrzu unosił się zapach pieczeni i kawy. Patrzyłam na tę scenę, jakbym była tylko gościem w czyimś domu – rozmowy, śmiechy, anegdoty, których nie znałam, bo nie byłam częścią tej historii. Nagle Helena odłożyła widelec i chrząknęła cicho, co natychmiast przyciągnęło uwagę całej rodziny.
– Wiecie... – zaczęła, a jej głos brzmiał dziwnie miękko. – Nie sądziłam, że jeszcze będziemy tak razem siedzieć. Po śmierci taty... – zacięła się na chwilę, a w jej oczach pojawił się dziwny blask – ...było ciężko. Sami wiecie. Dom pusty, dzieci na swoim, a ja...
Westchnęła i spojrzała na mnie – pierwszy raz tak naprawdę.
– Klaudia... – zaczęła, a moje serce zabiło szybciej. – Nie wiedziałam, że ci tak zależy. Nie zawsze było mi z tobą łatwo... Ale może to moja wina, że nie chciałam zobaczyć, że jesteś częścią tej rodziny.
Zamilkła, a cisza, która zapadła, była niemal namacalna. Czułam, jak oczy robią mi się wilgotne, ale uparcie wpatrywałam się w serwetkę, nie chcąc, żeby ktokolwiek zobaczył moje emocje. Helena wzięła głęboki oddech i spojrzała na całą rodzinę.
– Wiecie, jak to było ciężko, gdy zostałam sama po śmierci taty... A teraz patrzę na was i myślę – może powinniśmy się częściej spotykać. Może jeszcze nie wszystko stracone.
Nikt się nie odzywał. Nawet Marcin, który zwykle był pierwszy do komentowania, milczał, patrząc na matkę z mieszanką zdziwienia i czegoś... ciepłego? A ja siedziałam tam, z rękami na kolanach, czując jakby mur, który tak długo dzielił mnie od Heleny, zaczął kruszeć kawałek po kawałku.
Nie byłam już zupełnie sama
Wieczór był późny, a dom wreszcie ucichł. Goście rozeszli się, a po salonie unosił się tylko zapach świec i delikatny dźwięk zegara tykającego na ścianie. Usiadłam na kanapie, zmęczona do granic, czując w kościach każdą minutę tego dnia. Marcin usiadł obok mnie, a ja odwróciłam głowę, szukając w jego oczach odpowiedzi, której potrzebowałam.
– Myślisz, że to coś zmieniło? – zapytałam cicho, ledwo powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu.
Marcin spojrzał na mnie uważnie, jakby widział mnie naprawdę – pierwszy raz od dawna. Uśmiechnął się słabo, przyciągnął mnie do siebie i wtulił w swoje ramiona.
– Myślę, że tak – powiedział cicho, niemal szeptem. – Dzięki, Klaudia. Wiesz... nie wiedziałem, jak bardzo tego potrzebowaliśmy.
Objęłam go mocniej, czując mieszankę emocji – radość, ulgę, zmęczenie, ale i niepewność. Bo chociaż dzisiejszy dzień się udał, to wcale nie oznaczało, że jutro będzie lepiej. „Nie wiem, co będzie dalej" – pomyślałam, patrząc w ciemność za oknem, gdzie migotały światła miasta. Może teraz nasza rodzina stanie się prawdziwą rodziną. Może... Ale nic nie jest pewne. Westchnęłam, zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na chwilę ciszy. Może pierwszy raz od dawna poczułam, że nie jestem już zupełnie sama.
Klaudia, 31 lat
Czytaj także:
- „Syn przyprowadził do domu idealną synową, ale widziałam jej prawdziwe oblicze. Gdy odkryłam jej sekret, wybierałam między synem a prawdą”
- „Żona zdradziła mnie z sąsiadem, a potem kazała płacić alimenty. Prawda o moim małżeństwie szokuje wszystkich”
- „Matka nie chciała mnie znać, bo odeszłam od męża. Gdy wyciągnęłam dłoń na zgodę, zrobiła coś, przez co pękło mi serce”