Reklama

Rzuciłem wszystko – pracę, mieszkanie, rutynę – i wyruszyłem w podróż po Europie. Miałem dosyć codzienności, korporacyjnych raportów i samotnych wieczorów w wynajętej kawalerce. Dubrownik miał być tylko przystankiem, chwilą odpoczynku. Ale wtedy zobaczyłem ją – Leonie. Stała na ulicy, malowała na kamieniach twarze przechodniów. Była zjawiskowa. Zaczęliśmy rozmawiać, spacerować, śmiać się. Z nią byłem sobą. Bez masek. Nagle wszystko, czego szukałem przez lata, pojawiło się tak naturalnie. Myślałem, że znalazłem swój nowy początek.

Reklama

Zrobiło się między nami cicho

– Myślałaś kiedyś o tym, żebyśmy... zamieszkali razem? – zapytałem, kiedy siedzieliśmy na murku przy porcie. Słońce tonęło w Adriatyku, a ja czułem, że muszę to z siebie wyrzucić.

Leonie zamrugała, jakby próbowała wybudzić się ze snu.

– Mieszkanie razem? – powtórzyła z nutą rozbawienia. – Michał, przyszłość to tylko iluzja. Dzisiaj jesteśmy tutaj, jutro może mnie już nie być.

– Ale... ja jestem – powiedziałem ciszej. – Chciałbym, żebyś też była.

Uśmiechnęła się, ale był to uśmiech, który nie dotykał oczu. – Nie chcę się zamykać w żadnym „razem”. To zawsze prowadzi do rozczarowań.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Wszystko, co chciałem jej przekazać, wydawało się teraz banalne i dziecinne. Patrzyłem na nią, jak mówiła o wolności, o braku granic, o życiu tu i teraz – i jednocześnie czułem, jak coś we mnie pęka. Zrobiło się między nami cicho. Ludzie mijali nas, śmiali się, robili zdjęcia. A ja siedziałem obok kobiety, którą kochałem, i czułem, że w naszych głowach toczą się zupełnie inne rozmowy.

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że tak bardzo kogoś kocham, a jednocześnie tak mało rozumiem. Czy to właśnie znaczy, że to nie ma szans? Czy to ja jestem naiwny, wierząc, że miłość może wystarczyć?

Miłość nie zawsze wystarcza

– Musimy pogadać – powiedziałem, kiedy tylko weszła do kawiarni. Usiadła naprzeciwko mnie z wyrazem lekkiego znużenia. Zamówiła herbatę z hibiskusa i spojrzała na mnie jak na kogoś, kto za chwilę powie coś zbyt poważnego.

– Słucham. Mam tylko dwadzieścia minut, potem maluję w Lapadzie.

Wziąłem głęboki oddech.

Myślałaś kiedyś o dzieciach?

Parsknęła śmiechem.

– Żartujesz?

– Nie, mówię poważnie. Nie teraz, nie zaraz. Ale... kiedyś. Chciałbym wiedzieć, czy... w ogóle dopuszczasz to do siebie.

– Michał – westchnęła. – Cały ten koncept „dorosłego życia” to jeden wielki żart. Dzieci, kredyty, wspólne rachunki... To są wymysły ludzi, którzy się boją naprawdę żyć. Ludzi, którzy muszą się czymś zająć, żeby nie zwariować.

– A ty się nie boisz?

– Boję się tylko tego, że pewnego dnia obudzę się i będę miała czyjś kalendarz zamiast własnego życia.

Poczułem, jak narasta we mnie złość. To nie była już tylko różnica zdań. To była przepaść.

– A może po prostu boisz się wziąć odpowiedzialność. Za cokolwiek? – rzuciłem ostrzej, niż planowałem.

– A może ty boisz się wolności? – odparowała.

Zrobiło się głośno. Ludzie zaczęli na nas patrzeć. Ja czułem, jak drży mi dłoń, ona – jak jej oczy błyszczą od napięcia.

– Miłość nie wystarczy, co? – szepnąłem w końcu.

Nie odpowiedziała.

Nic dla niej nie znaczyłem

Siedziałem na łóżku, wpatrzony w pusty ekran telefonu, kiedy usłyszałem jej głos dochodzący z drugiego pokoju. Przez niedomknięte drzwi słyszałem każde słowo, choć mówiła cicho.

– Nie, on chce zbyt wiele... Nie, nie mówię tego złośliwie, po prostu... Ja nie chcę być niczyją przyszłością. Przecież znasz mnie. To nie potrwa chyba zbyt długo.

Głos Leonie. Rozmawiała z kimś przez telefon. Przyjaciółka? Siostra? Nieważne.

Zamarłem.

W tej jednej chwili wszystko stało się jasne. Nie byłem dla niej nikim więcej niż jednym z przystanków. Wysiadam, zostaję chwilę, idę dalej. Michał – nic nieznaczący epizod z Chorwacji.

Wszedłem do salonu, zanim zdążyłem się powstrzymać.

– Serio? – zapytałem. – Tak po prostu? Jestem jak jakiś przystanek na twojej drodze?

Leonie zamarła z telefonem przy uchu. Powoli opuściła rękę. Milczała.

– Powiedz mi tylko jedno – wysyczałem, czując, jak gardło zaciska mi się coraz bardziej. – Czy kiedykolwiek myślałaś o mnie na serio? Choć przez chwilę?

Podniosła na mnie wzrok. I ten jej wyraz twarzy – nieobecny, zmęczony – zdradzał wszystko.

– Michał... Ty jesteś cudowny. Ciepły. Dobry. Ale to nie wszystko. Jesteś częścią mojej drogi, nie jej celem. Rozumiesz?

Nie. Nie rozumiałem. I nienawidziłem siebie za to, że wciąż chciałem ją objąć, mimo że właśnie mnie odrzucała.

Ceniła wolność ponad wszystko

– Wychowałam się w komunie artystycznej – zaczęła, kiedy zasiedliśmy na kamieniach przy plaży. – Moi rodzice wierzyli, że miłość to wolność. Że nie da się jej zamknąć w kontrakcie, klatce, ani nawet w obietnicy.

Słuchałem, zerkając na jej profil. Słońce łagodnie rzeźbiło jej twarz.

– Spałam w namiotach, mieszkałam z muzykami, z malarzami. Raz nawet w jakimś klasztorze. Nigdy nie znałam stałości. Nie wiem, jak to jest mieć „dom”. Ale wiem, jak to jest mieć życie pełne ludzi, dźwięków, barw.

– Ale przecież to nie znaczy, że musisz być sama – wtrąciłem.

Nie jestem sama – odparła z uśmiechem. – Jestem wśród ludzi cały czas. Ale tylko przez chwilę. Tak, jakbyśmy się mijali w galeriach, w pociągach, na festiwalach... i to wystarcza.

Milczałem. Jej świat był inny. Był piękny, ale nie miał drzwi, nie miał fundamentów. Nie było w nim miejsca dla mnie.

Wstałem i odszedłem bez słowa. Spacerowałem po mieście godzinami, nie wiedząc, gdzie jestem. Dźwięki rozmów, zapachy przypraw i morza, gwar – wszystko mieszało się w jednej chaotycznej masie. Czy całe moje życie było tylko próbą znalezienia kogoś, kto mnie zatrzyma? Kto powie: „Tu jesteś potrzebny”? Czy to było zbyt wiele?

Wróciłem późno w nocy. Leonie spała. Albo tylko udawała.

A ja... byłem już zmęczony, szukaniem naszej więzi.

Nie wszystko, co piękne, musi trwać

Spotkaliśmy się na plaży. Bez słów. Usiedliśmy obok siebie, wpatrzeni w morze, jakby każde z nas próbowało zrozumieć, co się właściwie wydarzyło.

Wracam do Polski – powiedziałem w końcu. Cicho. Jakby to był zwykły komunikat, a nie decyzja, która miała przeciąć to, co było między nami.

Leonie kiwnęła głową. Nie zapytała dlaczego. Nie zaprotestowała.

– Nie zatrzymasz mnie? – zapytałem po chwili. Choć wiedziałem, że nie powinienem.

Spojrzała na mnie z czymś, co mogło być smutkiem albo ulgą.

– Nie wszystko, co piękne, musi trwać, Michał. Czasem to, że coś było... wystarczy.

– A ja byłem gotów zbudować dla ciebie cały świat – powiedziałem, nie kryjąc żalu.

– A ja nigdy nie chciałam mieć świata, tylko ścieżki. Którą mogę iść. Sama. Albo z kimś, ale tylko kawałek.

Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, aż w końcu wstałem. Nie objęliśmy się na pożegnanie. Nie pocałowaliśmy. Tylko nasze spojrzenia się spotkały – i przez ułamek sekundy było w nich coś więcej niż wszystko, co powiedzieliśmy przez ostatnie tygodnie.

Zostawiłem ją tam – samotną, z kredkami i farbami w plecaku, gotową pójść dalej. A ja wracałem z sercem pełnym tęsknoty, ale też... jakimś nowym rodzajem siły. Nie byłem już tym samym Michałem, z wtedy, gdy ją poznałem.

Nie czuję już złości, ani żalu

Wracając do Polski, nie miałem planu. Wynająłem pokój w starym mieszkaniu na Pradze. Zacząłem pisać. Na początku z potrzeby wyrzucenia z siebie tego wszystkiego, co działo się we mnie przez ostatnie miesiące. Potem – bo zdałem sobie sprawę, że historia, którą przeżyłem, jest czymś więcej niż tylko moją osobistą stratą.

Nie napisałem o niej wprost. Nie użyłem jej imienia. Ale każdy, kto przeczyta te słowa, zrozumie, że była jak ogień – nie do uchwycenia, ale zostawiający ślad na zawsze.

Czasem, gdy wracam wieczorem z pracy (tak, z pracy!), siedzę z herbatą przy oknie i wyobrażam sobie, że ona wciąż tam jest – na jakimś placu w Porto, pod paryskim mostem, w pociągu do Lizbony. Może właśnie rysuje czyjąś twarz i mówi coś głupiego, śmiejąc się jak dziecko. Nie czuję już złości. Ani żalu. Wspomnienia o niej stały się czymś miękkim, cichym. Niezapomnianym, ale już niebolesnym.

Zrozumiałem, że prawdziwa miłość to nie zawsze ta, która trwa. Czasem to ta, która pozwala ci odejść. Która pokazuje ci, kim jesteś i czego naprawdę chcesz – nawet jeśli nie możesz tego mieć. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś ją zobaczę. Ale wiem, że jej ślad zostanie we mnie na zawsze. Jako przypomnienie, że są ludzie, którzy uczą nas życia, nawet jeśli tylko przez chwilę byli jego częścią.

Michał, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama