Reklama

Czasami samotność nie boli. Jest jak znajomy pokój – chłodny, ale bezpieczny. W moim przypadku była już raczej jak zagracona klitka z zepsutym ogrzewaniem – ciasna, zimna i nieznośnie cicha. Miałam 28 lat, byłam singielką i freelancerką, pracującą z łóżka, z kawą przy łokciu i komputerem na kolanach. Pisanie tekstów o kosmetykach i robienie korekt to niezły sposób na życie, o ile nie przeszkadza ci, że po tygodniu nie pamiętasz, co właściwie robiłaś.

Reklama

Koleżanka mnie namówiła

Wtedy właśnie trafiłam na pilates. Poleciła mi go Daria – znajoma z dawnych czasów, która od kilku miesięcy mówiła o tym jak o sekcie dla ludzi z nadgarstkami w lepszej formie niż ich związki. Nie miałam nic do stracenia. Chciałam się ruszyć. Chciałam, żeby ktoś mnie dotknął – choćby wzrokiem. I Michał dotknął. Właśnie tak – spojrzeniem.

– Nie wiem, jak ty się w ogóle skupiasz, kiedy on mówi „wciągnij brzuch” takim głosem – śmiała się Daria przy kawie, zaraz po naszych pierwszych zajęciach.

– Co mam powiedzieć? On mówi „rozciągnij się”, a ja mam ochotę się dla niego skręcić w precel – przyznałam, popijając latte.

Michał był przystojny. Ale nie takim instagramowym, wymuskanym pięknem. Miał coś w spojrzeniu. Było jakby trochę zbyt uważne, trochę za długo zatrzymujące się na mnie. Prowadził zajęcia pewnie, profesjonalnie, ale widziałam, że czasem się zawieszał. A może to ja się zawieszałam? Albo po prostu chciałam wierzyć, że jestem zauważona. Że ktoś mnie widzi.

Już po pierwszych zajęciach poczułam, że chce mi się tam wracać. Nie dla zdrowia. Dla niego.

Flirtował ze mną

Zawsze wychodziłam z zajęć jako jedna z pierwszych. Tym razem coś mnie zatrzymało. A może raczej ktoś.

– Julio? Zostałbym chwilę po zajęciach, jeśli masz moment – powiedział Michał, kiedy wszyscy jeszcze składali maty.

Jego głos był spokojny, ale spojrzenie – zbyt miękkie, zbyt osobiste. Serce mi podskoczyło. Pokiwałam głową. Próbowałam wyglądać nonszalancko, ale ręce mi lekko drżały.

– Wiesz, zauważyłem, że jesteś spięta w odcinku lędźwiowym. Możemy zrobić kilka prostych ćwiczeń na rozluźnienie. Indywidualnie. Bez grupy – dodał. – Jeśli chcesz oczywiście.

– Jasne. Czemu nie – wymamrotałam, a moje „czemu nie” brzmiało tak, jakby chodziło raczej o randkę niż o kręgosłup.

Zostałam sama z nim na sali. Z głośników leciała cicha muzyka, taka do relaksu, ale nic nie działało relaksująco na moje nerwy. Michał uklęknął za mną i dotknął moich pleców – technicznie, profesjonalnie, ale poczułam dreszcz aż po łopatki.

– Tutaj? – zapytał, lekko uciskając jeden punkt.

– Mhm... – wyjęczałam, jakby to był masaż w spa, nie fizjoterapia.

Trwało to może pięć minut. A może dwadzieścia. Kiedy skończył, usiedliśmy na matach naprzeciwko siebie. Spojrzał na mnie dłużej niż powinien.

– Fajnie się z tobą pracuje. Jesteś skupiona. – powiedział.

– Ty też jesteś... no, skupiający – próbowałam zażartować, ale wypadło zbyt prawdziwie. Za blisko.

– Wiesz, Natalia... moja narzeczona... ona nie rozumie tego mojego trybu życia – wypalił nagle.

Zamarłam.

– Narzeczona?

– Tak, jesteśmy razem od liceum. Ale to trudne... Znasz to chyba. Czasem ludzie zostają ze sobą z przyzwyczajenia.

Pokiwałam głową, choć nic nie rozumiałam.

– Nie wiem, czemu ci to mówię – dodał, nachylając się bliżej. – Ale chyba po prostu... dobrze mi się z tobą gada.

Uśmiechnęłam się, ale wewnątrz czułam, jakby coś się przełamało. Zakazany owoc nagle przestał być tylko marzeniem. Stał się bardzo realny. I bardzo niebezpieczny.

To było zbyt silne

Kiedy zadzwonił, by zapytać, czy mogę wpaść na szybki stretching, byłam akurat w połowie oglądania serialu i jedzenia lodów. Włosy w koku, dres w plamy po kawie – idealna wersja mnie, by uwieść trenera, pomyślałam ironicznie. A jednak – wyszłam. Po prostu wyszłam.

Zajęcia były w małej sali w innym klubie. Michał tłumaczył, że to jego „plan B”, że dziś coś nie grało z grafikiem. Byliśmy tam tylko my. Zaczął normalnie. Kilka ćwiczeń, kilka poprawek. Ale potem... Złapał mnie za rękę, by poprawić pozycję. Nasze palce zostały splecione dłużej, niż trzeba. Spojrzał na mnie. I ja na niego. W tamtej sekundzie świat się zatrzymał.

– Julia – powiedział tylko moje imię. Nic więcej.

Pocałował mnie. Powoli, ostrożnie, ale nie z niepewności – raczej jakby badał, jak bardzo mu na to pozwolę. Pozwoliłam. Odwzajemniłam. A potem drugi raz. I trzeci. Wszystko we mnie krzyczało: „Co ty robisz?!”, ale moje usta nie chciały przestać.

Po wszystkim siedzieliśmy na podłodze. Ja zawinięta w bluzę, on z łokciami na kolanach. Cisza nie była niezręczna. Była gęsta. Pełna „co teraz?”

– To... – zaczęłam.

– Wiem – przerwał. – To nie powinno się wydarzyć.

– Ale się wydarzyło – dokończyłam za niego.

Wróciłam do domu. W głowie miałam jego zapach i smak, i to głupie „Wiem”. Próbowałam się wyspać, ale spałam może trzy godziny.

Następnego dnia zadzwoniłam do Agaty, mojej przyjaciółki. Musiałam to komuś powiedzieć.

O Boże, Julia, mówisz serio? On jest zaręczony! – krzyknęła.

– Wiem. Wiem, jak to brzmi. Ale… to nie było planowane. To się po prostu stało.

– Tak, po prostu się całowaliście? Julia, błagam, nie daj się wciągnąć. Wiesz, jak to się kończy. On nie odejdzie od niej. Będziesz tylko tą drugą.

Nie odpowiedziałam. Ale jej słowa zostawały we mnie jak drzazgi. Tyle że każda część mnie tęskniła za jego dotykiem.

Zaczęliśmy spotykać się częściej

Początkowo umawialiśmy się na luzie. Michał pisał wieczorami: „Jesteś może na mieście?”, „Przejdź się, mam 20 minut, spaceruję z psem”. Czasem mijało kilka dni ciszy, czasem jedna wiadomość potrafiła rozpalić mnie do czerwoności.

Zaczęliśmy spotykać się częściej. Nigdy w jego mieszkaniu. Nigdy w dzień. Głównie w moim salonie – zgaszone światło, butelka wina, jakieś głupie preteksty. On przychodził jak po ogień, a potem znikał.

Pewnego wieczoru, leżąc obok niego, zebrałam się na odwagę:

– Michał… A Natalia? Co z nią?

Nie chcę o niej teraz mówić – wymamrotał, wtulając się w moją szyję.

– No ale… co jej mówisz, gdy wychodzisz o 21 z domu?

Usiadł, przetarł twarz.

– Julia… Ja nie wiem, jak to wszystko poukładać. Z Natalią jestem od dziesięciu lat. Ale odkąd cię poznałem… wszystko mi się rozsypuje.

Zamarłam. Przez chwilę poczułam nadzieję. Ale tylko przez chwilę.

– Czyli… zostawisz ją?

– Potrzebuję czasu. Wiesz, że nie chcę cię zranić, ale to nie takie proste.

Te słowa zadały mi pierwszy cios. Niby nic nowego, ale wypowiedziane głośno brzmiały inaczej. Jak obietnica, której nikt nie zamierza dotrzymać. Kiedy wyszedł, zostałam w ciszy. I w poczuciu winy. Bo coraz częściej łapałam się na tym, że czekam. Że sprawdzam telefon co pięć minut. Że przekładam zlecenia, by móc „może dziś” go zobaczyć. Coś we mnie zaczynało podejrzewać, że to ja kocham za dwoje.

Byłam zazdrosna

Nie planowałam wyjścia do tej kawiarni. Chciałam tylko kupić coś słodkiego do domu. Ale kiedy wchodziłam, zobaczyłam go. Michała. Siedział przy stoliku pod oknem. Trzymał kobietę za rękę. Natalię. Oboje się śmiali. Widziałam, jak nachyla się do niej, jak dotyka jej dłoni – dokładnie tym samym ruchem, którym dotykał mojej. Zamarłam. Stałam jak idiotka w drzwiach, aż baristka rzuciła zniecierpliwione:

– Może pani podejdzie do kasy?

Odwróciłam się i wyszłam. Automatycznie. Na zewnątrz padał deszcz. Nie miałam parasola, nie czułam zimna. Przez całą drogę powtarzałam tylko jedno: „To tylko pozory. On mówił, że to pozory.”

Godzinę później dostałam wiadomość:

„Możemy pogadać? Muszę ci coś wyjaśnić.”

Nie odpisałam od razu. Ale potem – jasne, odpisałam.

Przyszedł wieczorem. Spóźniony, z mokrą kurtką i tą swoją miną.

– To nie było tak, jak myślisz – zaczął, siadając na kanapie.

– A jak było?

– Natalia miała kiepski dzień. Chciałem ją trochę podnieść na duchu.

– I to obejmuje trzymanie za rękę? I te spojrzenia?

Westchnął. Patrzył na mnie bezradnie, jakbym była tą, która nie rozumie świata.

– Julia… jestem z nią dziesięć lat. Ona też jest ważna, ale to ciebie naprawdę chcę – powiedział.

– Tylko nie na zdjęciach, nie przy znajomych, nie w twoim prawdziwym życiu?

Milczał.

– Wiesz co? – powiedziałam gorzko. – Zaczynam rozumieć, że jestem tylko twoją zabawką. Gdy chcesz uciec od niej na chwilę, przychodzisz do mnie. Czas wybrać.

Chciał mnie pocałować. Odsunęłam się. Wyszłam z pokoju. On siedział jeszcze przez chwilę, potem wyszedł bez słowa. A ja po raz pierwszy od dawna poczułam, że potrzebuję być sama.

To koniec

Minął tydzień. Michał pisał codziennie. Nie odpowiadałam. Nie dlatego, że miałam nad nim władzę. Dlatego, że bałam się, że jeśli odpiszę, znów się w to wciągnę. Że znów dam się przekonać słowom, dotykowi, spojrzeniu, które mówi „ty jesteś tą właściwą” – a potem i tak wróci do niej. W piątek zapukał do drzwi.

– Proszę… tylko pięć minut.

Wpuściłam go. Usiadł. Ja zostałam przy drzwiach.

– Chciałem tylko powiedzieć… że nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.

– Ale skrzywdziłeś.

– Może jeszcze… moglibyśmy jakoś...

– Michał – przerwałam. – Nie będę tą drugą.

Patrzył na mnie z tym samym wzrokiem, który kiedyś mnie rozbrajał. Teraz był tylko pusty. Jak puste obietnice.

Nie chcę być tą, która czeka. Która się domyśla. Która sprawdza, czy dziś akurat nie śpisz obok niej.

– Ale...

– Nie ma „ale”. Chcę żyć. Chcę mieć coś, co jest naprawdę moje, a nie resztki.

Podniósł się. Wyciągnął rękę. Ja nie podałam swojej. Wyszedł.

A ja… A ja dopiero wtedy naprawdę się rozpadłam. Usiadłam na podłodze i ryczałam przez godzinę. Ale potem… coś we mnie zaczęło się prostować. Nie poszłam już na pilates. Kupiłam nową matę. I ćwiczyłam w domu. Dla siebie.


Julia, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama