Reklama

A miało być tak pięknie...

Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, miesiąc temu stanęłabym na ślubnym kobiercu. Tego dnia miałam włożyć przepiękną suknię z tiulu i koronek, na głowę założyć welon odziedziczony po babci, a w ręku trzymać mały bukiet z róż. Czekałabym w domu na mojego przyszłego męża, który przyjechałby prosić moich rodziców o błogosławieństwo. Dwie godziny później, już jako nowożeńcy, wyszlibyśmy z kościoła obsypywani ryżem przez gości.

Reklama

Niestety, moje marzenia o pięknym ślubie i szczęśliwej przyszłości z Michałem legły w gruzach. Zaledwie kilka dni przed ceremonią podjęłam decyzję, by na dobre wykreślić go ze swojego życia. Powodem było coś, co nie miało prawa się wydarzyć — wieczór kawalerski, a raczej jego kompletny brak. Michał najwyraźniej nie czuł potrzeby, by w szalony sposób celebrować pożegnanie z życiem singla. Pomysł nocnej eskapady po klubach w męskim gronie zupełnie go nie pociągał i wyraźnie go unikał.

– Od pierwszej chwili, kiedy mój wzrok spoczął na tobie, marzyłem o tym, abyś została moją żoną. Wiesz, zamiast udawać, że świetnie się bawię na jakimś niezbyt ekscytującym wieczorze kawalerskim, zdecydowanie bardziej wolałbym za tydzień szaleć i świętować na naszym weselu – powiedział. Dodał też, że absolutnie nie ma nic przeciwko temu, żebym ja ostanie chwile w roli panny spędziła, bawiąc się w towarzystwie przyjaciółek.

– Jeśli masz ochotę, z przyjemnością podwiozę cię pod sam dom, ale gdy preferujesz samotny powrót, nie zamierzam być natrętny. Udanej zabawy! – oznajmił mi tamtego wieczoru, a jego oczy z podziwem spoczęły na mojej świeżo kupionej kreacji. – Może kiedyś zafundujesz mi widok siebie w podobnym wydaniu? – wymruczał z nutą kokieterii w głosie.

Muszę przyznać, że ta noc była naprawdę udana. Jednak im więcej czasu spędzałam na parkiecie w objęciach nieznajomych facetów i im częściej sięgałam po kolejne, barwne napoje, tym bardziej brakowało mi obecności Michała. Zatęskniłam za jego silnymi ramionami, które dawały mi poczucie bezpieczeństwa, za jego pogodnym uśmiechem i znajomym zapachem perfum, których używał...

Gdy zaczęło świtać, poczułam, że mam już dość imprezy i zadzwoniłam do niego z prośbą, aby zabrał mnie do mieszkania. Przyjechał pod klub i cierpliwie czekał, aż pożegnam się z dziewczynami. Ani słowem nie skomentował mojego wyglądu czy zachowania koleżanek, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że to wspaniały facet. Bez zbędnych słów zaoferował mi swoje ramię, abym mogła się na nim oprzeć i poprowadził mnie wąskimi uliczkami starówki w stronę parkingu.

Miałam w głowie najgorsze myśli

Spacerując, podśpiewywałam pod nosem i od czasu do czasu parskałam śmiechem. Czułam ogromną radość, ale nie z powodu szampańskiej zabawy, tylko dlatego, że niebawem stanę na ślubnym kobiercu z tak cudownym, lojalnym i troskliwym facetem.

– Spójrz tylko, jaki ten świat jest śliczny.

– Ej! Cukiereczku. Może być jeszcze ładniejszy. – za plecami rozległy się głośne chichoty i od razu spoważniałam, ale podążający za nami kolesie w ogóle nie zamierzali odpuścić. – Kotku, a może przeszłabyś się z naszą paczką, co? Misiaczku, po co ci ten chuderlak? No chodź... Przekonaj się, jacy z nas super goście.

Chłopaki raptem parę lat starsi od nas, a mimo że lekko się chwiali na nogach, w mgnieniu oka zmniejszali odległość pomiędzy nami. Zauważywszy to, Michał wrzucił kolejny bieg i ciągnął mnie za rękę.

– Jakbyś trzymała gębę na kłódkę... – warknął wkurzony. Wystraszona spuściłam łeb. Usiłowałam nadążyć za nim, ale idąc na obcasach, wcale nie było to proste.

– Rusz się! Zostało już tylko przejść przez ten park i dotrzemy do samochodu – nie odpuszczał, nie bacząc na to, że się potykam.

– Stary, lepiej ją podnieś i zanieś. Sam bym to zrobił, ale do tego trzeba mieć trochę siły, nie sądzisz?! – wydarł się jeden z podchmielonych gości, a reszta zaraz zaczęła się głośno śmiać, serwując nam coraz bardziej niestosowne komentarze.

– Skarbie – pisnęłam i potknęłam się na wybrukowanej ulicy.

Michał spojrzał w inną stronę, zupełnie mnie ignorując. Chwycił mocno moje ramię, aż usłyszałam trzask. Wyczuwałam, że jest bardzo zdenerwowany.

– Ej, stary! – nagle jeden z typków rzucił się do przodu, wyprzedzając nas i zagradzając drogę.

– Fajny ten twój płaszcz – zauważył, idąc w stronę przestraszonego Michała. Zanim mój chłopak zdążył zareagować, facet złapał go za klapy i powalił na chodnik.

Błagam, oszczędźcie go – pisnęłam, podczas gdy Michał usiłował się podnieść. – Za tydzień mamy wesele.

– No proszę, w takim razie trzeba wam dać jakiś upominek, zgadza się, panowie?! – wydarł się gość z tyłu i ruszył ku mnie.

Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Chciałam złapać Michała za rękę, żeby dodał mi otuchy, ale nie znalazłam jej. Mój facet, zamiast stanąć przy mnie, wycofał się w mrok, tak jakby chciał dać nogę i schować się przed światłem latarni, które mnie oświetlało.

Zostawił mnie na pastwę losu

W pewnym momencie zostałam w towarzystwie czterech facetów na rauszu, którzy nie planowali dać mi świętego spokoju. Miałam wrażenie, że mój skąpy, błyszczący strój, kok na głowie, wyrazisty makijaż i obcasy na wysokim obcasie, które wsunęłam na nogi po długiej przerwie, jedynie podsycają ich żądze.

– Michał... – wyszeptałam ledwo słyszalnie. Jeden z mężczyzn odpowiedział mi wymownym uśmiechem, a reszta zamilkła, wyczekując sygnału do natarcia.

– Jak to dalej będzie między nami? – rzucił, buchając mi prosto w nos oparami wódki.

Ciężko stwierdzić, jaki los by mnie spotkał, gdyby radiowóz akurat wtedy nie skręcił w naszą ulicę. Faceci, zauważywszy policyjne światła, czmychnęli w jedną z pobliskich uliczek pogrążonych w mroku. Stałam jak wryta, zbyt przerażona, by choćby drgnąć.

– Nic pani nie jest? – zagadnął jeden z funkcjonariuszy, wychylając głowę przez okno. – Spacerowanie samotnie po zmroku to nie najlepszy pomysł. Chce pani, żebyśmy podrzucili panią na postój taksówek? Ta okolica nie należy do najbezpieczniejszych.

– W porządku, nie ma potrzeby, panowie – odezwał się Michał, wychodząc z mroku. – To moja przyszła żona. Odprowadzę ją do mieszkania – uzupełnił, usiłując brzmieć opanowanie.

– No dobra... No to dobranoc państwu... – funkcjonariusz przypatrywał mi się badawczo, zupełnie jakby zdawał sobie sprawę z tego, co tu zaszło przed momentem.

Ruszył z miejsca, dostrzegając, że Michał chwyta mnie za rękę. Próbowałam ją zabrać, ale narzeczony przytrzymał ją stanowczo. Wracając, nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Kolejny dzień spędziłam na zmaganiach z kacem i ogromnym przygnębieniem. Szlochałam zamknięta w swojej sypialni, nie mając nawet odwagi myśleć o tym, co ci faceci mogli mi zrobić.

Nie spędzę życia z takim człowiekiem

Bez słowa wrzuciłam kieckę i szpilki do śmietnika. Nie miałam zamiaru patrzeć na rzeczy, które będą mi się kojarzyć z wieczorem, kiedy pozbyłam się naiwności. Zero ochoty na pogaduchy z przyjaciółkami, a już na pewno nie z facetem. Komóra wylądowała w trybie ciszy. Starzy myśleli, że mam mega kaca. Wieczorem wpadł Michał, przyniósł kwiaty. Wzrok wbijał w podłogę, ale klął się na wszystkie świętości, że żałuje swojego zachowania. Gadał, że niby stał z boku, ale w każdym momencie gotowy był skoczyć na tych kolesi.

– Muszę przyznać, że trochę mnie zmroziło, ale już jest okej... Niewiele brakowało, a wskoczyłbym na tego typa. Zauważyłaś, jakie rzucał ci spojrzenia?! Skarbie, za żadne skarby nie dałbym cię skrzywdzić. Musisz mi zaufać... – Michał zaklinał się ze szklącymi oczami. – Kto by pomyślał, że tak to się potoczy... Racja, schrzaniłem, i to konkretnie, ale człowiek bywa ułomny… – biadolił, obsypując pocałunkami moje ręce.

Darzyłam go tak ogromnym uczuciem, że byłam skłonna dać wiarę jego gorącym zapewnieniom i wyrzucić z głowy tamtych facetów, ich plugawe zamiary, obrzydliwe spojrzenia i nieprzyjemną woń. I być może zdołałabym okłamać samą siebie, gdyby Michał, złapawszy moje spojrzenie, nie spróbował złożyć na moich ustach pocałunku.

Nachylił się, a ja poczułam, jak zawartość brzucha podjeżdża mi do przełyku. Wstręt przeważył nad miłością i odwróciłam twarz. Michał wybuchnął płaczem, błagając o zrozumienie. Szlochał tak głośno, że zaniepokoiło to nawet moich rodziców. Zapukali, a słysząc jedynie płacz, zdecydowali się wejść do pokoju.

– Wesela nie będzie – poinformowałam ich zaraz po przekroczeniu progu. – To nie mój kaprys. Istnieją ku temu przyczyny.

Podniosłam się z sofy, udałam się do toalety, odkręciłam kran, aby napełnić wannę, zdjęłam ubranie i pogrążyłam się w wodzie. Potrzebowałam spłukać z siebie łzy Michała, jego czułości i deklaracje. Wymazać z pamięci, że w ogóle darzyłam go uczuciem.

Nie panikuj, mamo, przeżyję to – zawołałam, gdy rodzicielka zaczęła mocować się z klamką. – Życie toczy się dalej – dodałam, a na mojej twarzy pojawił się pierwszy tego dnia uśmiech, ponieważ miałam pewność, że zrobiłam to, co należało.

Reklama

Justyna, 27 lat

Reklama
Reklama
Reklama