Reklama

Wszystko miało być idealnie. Rodzinne wakacje w Toskanii, słońce, wspólne śniadania na tarasie i kolacja z okazji pięćdziesiątych urodzin taty. Ojciec był podekscytowany – zawsze marzył o tym, by zebrać całą rodzinę w jednym miejscu. Mama, choć uśmiechnięta, sprawiała wrażenie, jakby coś ją przytłaczało. Tomek i Zuzka biegali z aparatami, robiąc zdjęcia każdej chwili. Ja, najstarsza z rodzeństwa, obserwowałam ich z boku. Próbowałam cieszyć się chwilą, ale coś nie dawało mi spokoju. Czułam, że ten dzień – choć zapowiadał się zwyczajnie – zapamiętam na całe życie.

Reklama

Coś mi nie pasowało

Kolacja zaczęła się przy dźwiękach śmiechu i stukocie kieliszków. Długi, drewniany stół przykryty lnianym obrusem uginał się od jedzenia. Ojciec siedział na środku, mama usiadła po prawej stronie, a ja z lewej. Zuzanna co chwilę robiła zdjęcia, a Tomek puszczał muzykę ze swojego telefonu. Wydawało się, że wszystko jest tak, jak powinno – ciepło, rodzinnie, lekko.

Cieszę się, że jesteśmy tu razem – tato podniósł kieliszek.

– W końcu cała rodzina razem. To chyba najlepszy prezent! – zawołała Zuzka.

Wszyscy się śmiali, tylko mama wciąż uciekała wzrokiem. Coś we mnie zadrgało. Próbowałam zignorować to uczucie, ale ono rosło, jakby miało zaraz wybuchnąć.

– Coś mi tu nie pasuje… – szepnęłam do siebie, wodząc wzrokiem po twarzach najbliższych.

Mama od lat miała swój sposób na unikanie trudnych rozmów – uśmiech, uprzejme milczenie, zajęcie się czymkolwiek. Ale ja znałam te sygnały zbyt dobrze. Coś ją gryzło. I choć nikt poza mną tego nie zauważał, czułam, że ta kolacja nie będzie taka jak inne. Była jak spokojne jezioro przed burzą – piękna, ale napięta.

Chciałam poznać prawdę

Wieczorne powietrze było chłodne. Zuzia poszła z Tomkiem do pobliskiego miasteczka na lody, a tato położył się odpocząć. Zostałyśmy z mamą same na tarasie. Siedziała w wiklinowym fotelu, bawiąc się obrączką na palcu. Wiedziałam, że jeśli mam zapytać, to teraz.

– Mamo… – zaczęłam, czując, jak gardło zaciska mi się od napięcia. – Mam wrażenie, że ukrywasz coś przede mną.

Zamarła. Nie spojrzała na mnie. Spojrzała w ciemność, w kierunku winorośli, jakby tam szukała odpowiedzi.

– Co się stało? – naciskałam delikatnie. – Wiem, że coś jest nie tak.

– Nic się nie stało – odpowiedziała zbyt szybko. – Po prostu… musisz zrozumieć, że nie wszystko jest takie, jak ci się wydaje.

– Więc jak jest? – zapytałam, a w głosie zabrzmiał bunt. – Mamo, co jest grane?

Zacisnęła usta, podniosła się z fotela i bez słowa weszła do domu. Zostawiła mnie z pytaniami, które paliły jak ogień. Wiedziałam, że trafiłam w coś bolesnego, ale nie zamierzałam odpuścić. Skoro ona nie chce mówić, znajdę odpowiedzi sama. Może nie dziś, ale wkrótce. Byłam tego pewna.

Poczułam, jak nogi uginają się pode mną

Nie mogłam zasnąć. Gdy wstałam, by napić się wody, usłyszałam rozmowę rodziców dochodzącą z kuchni. Napięcie w ich tonach sprawiło, że stanęłam przy ścianie, ukryta w cieniu. Coś w głosie mamy mnie zatrzymało.

– Muszę ci coś wyznać – zaczęła. – Długo myślałam, że nigdy nie będę musiała tego mówić. Ale Ania… Ania nie jest twoim dzieckiem.

Wstrzymałam oddech. Poczułam, jak nogi uginają się pode mną.

– Co ty mówisz? – zapytał Marek, nie dowierzając. – Przecież… byłaś już po rozwodzie.

– To się stało później – odpowiedziała cicho. – Już byliśmy razem. Zdradziłam cię. To był jeden raz, ale wystarczył. Byłam zagubiona, przestraszona… a potem nie miałam odwagi ci powiedzieć. Anna urodziła się i… kochałeś ją od początku. Nie chciałam tego niszczyć.

– Boże… – wyszeptał Marek. – Przez cały ten czas myślałem, że jest moją córką.

Nie pamiętam, jak znalazłam się w salonie. W tej jednej chwili wszystko, co znałam, zniknęło. Nie była to tylko zdrada matki. To był fundament, który pękł z hukiem.

– Aniu… – zaczęła mama.

Nie mogłam tego słuchać. Wyszłam z domu, zostawiając za sobą wszystko, co było mi znane.

Serce mi pękło na milion kawałeczków

Nie wiem, ile czasu chodziłam po okolicy. Wróciłam, dopiero gdy niebo pociemniało zupełnie, a w powietrzu czuć było zapach lawendy. Dom był cichy. Weszłam do salonu, a oni tam byli – wszyscy. Czekali. Mama podeszła do mnie pierwsza.

– Posłuchaj mnie, proszę…

– Nie – przerwałam jej ostro. – Teraz ty posłuchaj mnie. Przez całe życie wierzyłam, że tato jest moim ojcem. Kochałam go, ufałam mu. I co? Ty zniszczyłaś wszystko jednym kłamstwem.

Chciałam cię chronić – mówiła drżącym głosem. – Myślałam, że to dla ciebie lepsze. Że lepiej, żebyś miała stabilną rodzinę…

– Stabilną rodzinę? – niemal krzyknęłam. – A co z prawdą? Co z moim prawem do wiedzy, kim jestem?

– Nie rozumiesz – szepnęła. – Bałam się. Bałam się, że jeśli powiem, wszystko się rozpadnie.

Ojciec siedział na kanapie, bez słowa, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Widziałam, jak bardzo cierpiał.

– To jest niemożliwe… – w końcu przemówił. – Jak mogłaś mi to ukrywać? Przez tyle lat?

– Dlaczego nie powiedziałaś nam o tym wcześniej? – Zuzka była bliska płaczu.

W tej chwili nikt już nie udawał. Każde z nas czuło, że coś się skończyło. Zostały tylko słowa, których nie da się cofnąć i cisza, która rozdzierała serca.

Nie wiedziałam, kim jestem

Poszłam nad jezioro, które znajdowało się kilka minut drogi od willi. Tafla wody była nieruchoma, czarna, odbijająca tylko światło księżyca. Usiadłam na brzegu, kolana przyciągnęłam do klatki piersiowej. Nie potrafiłam przestać myśleć o jednej rzeczy: kim ja właściwie jestem? Nagle usłyszałam kroki. Odwróciłam się. Tomek.

Wiedziałem, że tu będziesz – powiedział spokojnie i usiadł obok.

Milczeliśmy przez chwilę. W końcu spojrzałam na niego.

– Wszystko się zmieniło. Nie wiem, jak teraz patrzeć na mamę. A ojciec…? Czy mogę jeszcze mówić na niego „tata”? – wyszeptałam.

Masz prawo do swoich uczuć – odpowiedział. – Ale to, co czuł do ciebie przez te wszystkie lata, nie zniknie przez jedną rozmowę. On cię kochał. I my też.

– Ale ja się czuję, jakby wszystko było kłamstwem.

– Nie wszystko – odpowiedział cicho. – Nasze wspomnienia, nasze relacje… to wszystko było prawdziwe. Może teraz boli, ale nie jesteś sama.

Poczułam, jak spada ze mnie część ciężaru. Nie cały, ale wystarczająco, by móc się podnieść. Wciąż nie wiedziałam, co dalej, ale czułam, że chcę spróbować zrozumieć. Choćby powoli.

Moja rodzina się rozpadła

Następnego dnia wszystko było inne. Cisza, która wcześniej wydawała się przyjemna, teraz przytłaczała. Nie było wspólnego śniadań na tarasie, śmiechu, planów na zwiedzanie. Ojciec spakował się pierwszy. Powiedział, że musi wrócić do pracy. Nie spojrzał na mamę. Nie uściskał mnie na pożegnanie. Po prostu zniknął.

Mama przez większość dnia siedziała w ogrodzie. Milcząca. Sprawiała wrażenie starszej o dziesięć lat. Zuza płakała, a Tomek próbował nas jakoś połączyć, ale nawet on, zawsze pogodny i racjonalny, wyglądał na zagubionego. Wieczorem mama przyszła do mnie, usiadła na łóżku i spojrzała na mnie bez słowa.

– Nie przyszłam się tłumaczyć – powiedziała po chwili. – Wiem, że nie naprawię tego, co zrobiłam. Ale chcę, żebyś wiedziała jedno – kochałam cię zawsze tak samo. Nigdy nie traktowałam cię jak ciężar. Byłaś moim światłem, nawet wtedy, gdy sama czułam się zagubiona.

Nie odpowiedziałam. Może jeszcze nie byłam gotowa. Minęły tygodnie, zanim zadzwoniłam do taty. Odebrał. Jego głos był cichy, zmęczony. Nie mówiłam wiele. Chciałam tylko usłyszeć, czy nadal tam jest. Był. I to wystarczyło. Po tamtej kolacji nic już nie było takie samo. Ale czasem, by coś mogło się odbudować, musi się najpierw rozsypać. I uczę się od nowa, kim jestem – bez złudzeń, ale z nadzieją, że prawda, choć bolesna, może stać się początkiem czegoś prawdziwego.

Anna, 30 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama