Reklama

Kiedyś myślałem, że jestem jednym z tych facetów, którzy mają wszystko pod kontrolą. Stabilna praca w firmie technologicznej, przyzwoite mieszkanie na obrzeżach miasta, i żona, Ania – cicha, ciepła, taka, która zawsze zaparzy mi herbatę, zanim sam o niej pomyślę.

Reklama

Codzienność była przewidywalna jak poranna rutyna: pobudka o 6:30, szybki prysznic, dwie kromki chleba z żółtym serem, czułe, ale już beznamiętne „pa” od Ani i godzina ślęczenia w korkach. Potem osiem godzin przy monitorze – spotkania, deadline’y, raporty. Wracałem zmęczony, siadałem na kanapie, obejrzałem serial. Czasem nawet próbowałem porozmawiać z Anią o czymś więcej niż zakupy i rachunki. Ale te rozmowy prowadziły donikąd.

Nie szukałem romansu. Przysięgam. Ale pewnego dnia w kuchni firmowej pojawiła się ona – Karolina. Nowa w HR. Miała ten cholerny uśmiech, którym częstuje się ludzi tylko wtedy, gdy naprawdę się ich lubi albo chce coś od nich wyciągnąć. I spojrzenie. Przenikliwe, pewne siebie. Zaczęliśmy od kawy.

– Słyszałam, że jesteś od bezpieczeństwa. To ty każesz nam zmieniać hasła co miesiąc? – zaśmiała się, kiedy pierwszy raz mnie zagadała.

– Właściwie to ja tylko wymyślam, żebyście musieli – odpowiedziałem, i pierwszy raz od dawna poczułem, że ktoś na mnie patrzy jak na kogoś interesującego.

Potem były wspólne lunche. Rozmowy o wszystkim i o niczym. Śmiała się z moich żartów, nawet tych głupich. Lubiła prowokować. Pewnego dnia dotknęła mojej ręki, niby przypadkiem. A ja – jak skończony idiota – poczułem dreszcz. Taki, jakiego nie czułem od lat.

Nie szukałem romansu. Ale i tak się wydarzył.

Wpadłem po uszy

Tamtego dnia znowu spotkałem Karolinę w kuchni. Stała przy ekspresie do kawy, ubrana w ciemnozieloną sukienkę, która odsłaniała zgrabne łydki. Zauważyła mnie i lekko uniosła brew.

– Paweł, chcesz latte czy znowu czarną jak twoje poczucie humoru? – zapytała, nie odrywając wzroku od filiżanki.

– Może spróbuję czegoś nowego – odpowiedziałem, próbując się uśmiechnąć naturalnie. – Tylko nie wiem, czy jestem gotów na słodycz z mlekiem.

– Spróbuj, będzie miło – odparła, a potem dodała ciszej – jak spotkanie po pracy.

Popatrzyłem na nią przez dłuższą chwilę. Wiedziałem, że żartuje, ale między nami coś się zmieniło. To nie była już koleżeńska zaczepka. W jej oczach było zaproszenie. A ja nie zrobiłem nic, żeby je zignorować.

Wyszliśmy z biura razem. Nie planowałem tego. Po prostu tak wyszło. Poszliśmy na wino, a potem jeszcze spacerowaliśmy po okolicy. Wtedy pierwszy raz dotknęła mojej dłoni. Nie cofnąłem jej.

Tydzień później byliśmy już w jej mieszkaniu. Wszystko potoczyło się za szybko, ale wtedy nie myślałem o tym. Czułem się potrzebny, pożądany. Czułem się inaczej niż w domu, gdzie Ania od miesięcy wydawała się zmęczona wszystkim – mną, pracą, sobą. Karolina potrafiła słuchać. Śmiała się, mówiła wprost, czego chce. Miałem wrażenie, że świat znowu zaczął się kręcić.

Wracałem do Ani późno, usprawiedliwiając się nadgodzinami albo spotkaniami projektowymi. Patrzyłem jej w oczy i kłamałem z coraz większą łatwością. Przez kilka tygodni żyłem podwójnym życiem. I z każdą kolejną wizytą u Karoliny coraz mniej czułem się winny. Mówiłem sobie, że to tylko etap, coś przejściowego. Nadal przecież kochałem Anię. Przynajmniej tak wtedy myślałem.

Karolina nie zadawała pytań. Nie chciała deklaracji. Przynajmniej na początku. Przyjmowała mnie takim, jakim byłem. Wciągnąłem się w to szybciej, niż przypuszczałem. I dopiero kiedy zacząłem się dusić od ciągłych kłamstw, zrozumiałem, że to nie jest tylko przygoda.

Byłem osłupiały i bezradny

Spotkaliśmy się u niej wieczorem. Zamiast wina postawiła na stole dwie herbaty. Pierwszy raz było cicho. Nie włączyła muzyki, nie rzucała żartów. Siedziała na kanapie i patrzyła przez okno. Przez chwilę myślałem, że wyczuła, co zamierzam powiedzieć, ale nie odezwała się ani słowem.

Usiadłem obok niej. W rękach trzymałem kubek, ale nie czułem ani ciepła, ani zapachu. Przez gardło nie chciało przejść mi żadne słowo.

– Paweł, jeśli przyszedłeś tylko po to, żeby powiedzieć „to nie ty, to ja”, to daruj sobie – rzuciła nagle, odwracając głowę w moją stronę. – Słucham. Mów.

Wziąłem głęboki oddech.

– Karolina.... to nie powinno dalej trwać. Przepraszam. Wiem, że to wszystko było... skomplikowane. Ale ja już tego nie chcę.

Zareagowała szybciej, niż się spodziewałem. Wstała gwałtownie, przewracając kubek z herbatą. Nie podniosła go. Oparła się o parapet i zaczęła mówić, ale jej głos był nie ten sam. Drżał.

– Czyli co? Poużywałeś przez kilka tygodni i masz dość? Wracasz do swojej żony, tak? Życie na nowo z Anią, weekendy z serialem i obiadami u teściowej?

– To nie tak...

– A jak?! – krzyknęła. – Paweł, ja nie jestem idiotką! Wiesz, że to się tak nie skończy. Ja mam twoje wiadomości. E-maile. Zdjęcia. Myślisz, że to wszystko zniknie, jak powiesz „koniec”?

Zamilkłem. Czułem, jak robi mi się gorąco. Serce waliło mi w skroniach.

Jeśli mnie zostawisz, pokażę wszystko twojemu szefowi. HR, zarząd, Ania... Każdemu, komu trzeba. Nie zostawię tego tak – powiedziała chłodno, bez cienia emocji.

Stałem tam, kompletnie bezradny. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. W głowie miałem tylko jedną myśl – muszę to jakoś przeczekać.

– Dobrze – powiedziałem w końcu. – Weź urlop. Ile chcesz. Tydzień, dwa, miesiąc. Odpocznij. Musisz się uspokoić.

– Jasne. Urlop. Ale ty nigdzie nie znikaj. Będziemy w kontakcie.

Uśmiechnęła się z kpiną, a ja poczułem coś, czego nie czułem nigdy wcześniej. Nie strach. Coś gorszego. Poczucie, że nie mam już nad niczym kontroli.

To była katastrofa

Kiedy wróciła po urlopie, w biurze zrobiło się duszno. Nie dosłownie. Klimatyzacja działała jak zawsze, ekspres parzył tę samą kawę, ludzie śmiali się przy kserokopiarce. Ale ja wiedziałem, że coś się zmieniło. Czułem jej obecność, zanim jeszcze ją zobaczyłem. Ktoś z administracji rzucił, że Karolina znowu jest w HR, jakby to miało mnie rozśmieszyć.

Przez pierwszy dzień udawałem, że jej nie widzę. Zamykałem się w gabinecie, wychodziłem innymi drzwiami. Wieczorem znalazłem w skrzynce służbowej krótką wiadomość: „Rozumiem, że już się nie znamy?”. Nie odpowiedziałem.

Następnego dnia zobaczyłem ją na korytarzu. Szła w moją stronę, wyprostowana, z chłodnym wyrazem twarzy. Zatrzymała się i wbiła we mnie wzrok.

Nie będziesz mnie traktować jak powietrze – powiedziała cicho, ale z naciskiem. – Myślisz, że możesz o tym po prostu zapomnieć, jakby nic się nie stało?

– To był błąd – odpowiedziałem. – Chcę tylko spokoju.

– Ty chcesz. A ja nie chcę. I co teraz?

Nie czekała na odpowiedź. Odwróciła się i odeszła. Stałem przez chwilę, nie mogąc się ruszyć.

Następnego dnia zostałem wezwany do przełożonego. W jego gabinecie siedziała przedstawicielka HR i ktoś z działu compliance. Nie patrzyli mi w oczy. Podsunęli mi kopertę i poprosili, żebym przeczytał pismo. Karolina złożyła oficjalną skargę. O nękanie. Dołączyła screeny rozmów, zapisy rozmów wideo, których nie pamiętałem albo których znaczenie można było odczytać na dziesiątki sposobów.

Nie zaprzeczałem. Wiedziałem, że cokolwiek powiem, zostanie uznane za próbę manipulacji. Kiedy wyszedłem z gabinetu, miałem wrażenie, że ktoś zabrał mi powietrze. Nie było ucieczki. Była tylko kolejna katastrofa, która właśnie się zaczęła.

Wracając do domu, czułem się, jakbym wsiadał do pociągu, który jedzie w przepaść, a ja nie mam biletu ani planu. Musiałem powiedzieć Ani. Ale nie wiedziałem, jak.

Moje życie się posypało

Dwa dni później wezwano mnie ponownie. Tym razem bez ogródek. Usłyszałem, że firma nie może sobie pozwolić na ryzyko reputacyjne. Przedstawiono mi wypowiedzenie z natychmiastowym skutkiem. Wszystko było już ustalone.

Wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. Ania siedziała w kuchni. Spojrzała na mnie zaskoczona, a potem z niepokojem.

– Coś się stało?

– Muszę ci coś powiedzieć – wyjąkałem, siadając naprzeciwko niej. – To... chodzi o pracę. I o... Karolinę.

Zamarła. W miarę jak mówiłem, jej twarz zmieniała się – z niedowierzania w złość, a potem w coś, czego nie potrafiłem rozpoznać. Wstała, chwyciła mój telefon ze stołu i rzuciła nim o ścianę.

– Ty... naprawdę to zrobiłeś?

Nie miałem jak się bronić. Stałem w milczeniu, czując, jak wszystko, co znałem, rozsypuje się wokół mnie.

Straciłem wszystko

Zobaczyłem ją przypadkiem, kilka tygodni później. Stała w kolejce do kawiarni, jakby nic się nie wydarzyło. Miałem iść dalej, ale podszedłem.

Odwróciła się i spojrzała na mnie obojętnie.

– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałem cicho.

– Bo nie jesteś lepszy od innych – odpowiedziała bez namysłu. – Zabawiasz się, a potem uciekasz. Myślałeś, że na to pozwolę?

– Nie chciałem cię skrzywdzić.

Ale skrzywdziłeś. Mnie, siebie, swoją żonę. Wszystkich.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Ludzie mijali nas, śpiesząc się gdzieś dalej. Dla nich byliśmy tylko dwojgiem nieznajomych. Dla mnie to była chwila, której nie zapomnę. Wiedziałem, że nie odzyskam już niczego z poprzedniego życia.

Paweł, 38 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama