„W Chorwacji poczułam się znów kobietą i to nie za sprawą męża. Ale jego sumienie też nie było czyściutkie”
„Mam czterdzieści sześć lat. Pracuję w urzędzie, mam dorosłą córkę, męża, z którym spędziłam ponad dwadzieścia lat życia. Z zewnątrz – rodzina jak z obrazka. Ale pod tym lukrem rzeczywistość nie wygląda wcale tak różowo. Od dawna śpimy osobno. Intymność? Ostatni raz... nawet nie potrafię powiedzieć kiedy”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam czuć się jak powietrze. Może wtedy, gdy Wojtek przestał komentować mój wygląd. Albo wtedy, gdy nasze rozmowy ograniczyły się do „kup chleb” i „kiedy wrócisz?”. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spojrzał na mnie tak, jak kiedyś – z tym błyskiem w oku, który sprawiał, że czułam się jedyną kobietą na świecie. Teraz czułam się… nikim.
Mam czterdzieści sześć lat. Pracuję w urzędzie, mam dorosłą córkę, męża, z którym spędziłam ponad dwadzieścia lat życia. Z zewnątrz – rodzina jak z obrazka. Ale pod tym lukrem rzeczywistość nie wygląda wcale tak różowo. Od dawna śpimy osobno. Intymność? Ostatni raz... nawet nie potrafię powiedzieć kiedy.
Natalia, moja koleżanka z pracy, zawsze powtarzała, że jestem zbyt grzeczna, za bardzo się poświęcam. Pewnego dnia, przy lunchu, spojrzała na mnie z przekąsem i rzuciła:
– Aga, serio, ty się w ogóle jeszcze czujesz kobietą?
Nie odpowiedziałam, tylko wzruszyłam ramionami.
– Wyjedźmy razem do Chorwacji – powiedziała. – Znowu będziesz sobą. A nie tylko żoną, matką, kurą domową. Zobaczysz, tego ci trzeba.
Początkowo myślałam, że to żart. Ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że tego właśnie mi potrzeba. Zobaczyć coś innego, coś przeżyć. Przypomnieć sobie, że mogę jeszcze być pożądana. Że mam prawo poczuć coś więcej niż nudę i frustrację. A może Wojtkowi taki wyjazd też dobrze zrobi? Może nasze małżeństwo także odżyje?
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ta podróż zmieni wszystko. I że Wojtek… nie był aż tak święty, jak go sobie w głowie wymalowałam.
Mąż się mną nie interesował
– Ile bierzesz tych sukienek? – zapytał Wojtek, nie odrywając wzroku od ekranu.
Stałam nad walizką z trzema różnymi zestawami, próbując zdecydować, czy bardziej potrzebuję letnich sandałów, czy drugiego kostiumu kąpielowego. Spojrzałam na niego. Leżał na kanapie, w bokserkach, z telefonem niemal przyklejonym do nosa.
– Nie wiem. To chyba nie takie ważne – odpowiedziałam cicho.
– A, jak tam chcesz – mruknął.
Poczułam rezygnację. Nawet nie próbował udawać zainteresowania. Gdyby to była Natalia, już by podbiegł, komplementował jej wybory. Mnie nie zauważał. W ostatnich miesiącach czułam się przy nim jak stara firanka – przydatna, ale nikt się nią nie zachwyca.
Na lotnisku rozmawialiśmy głównie o pogodzie. W drodze do hotelu rzucił tylko:
– Natalia dobrze wybrała. Ładne miejsce.
Wieczorem poszliśmy na plażę. Słońce topiło się powoli w morzu, a Wojtek znowu wlepiał się w telefon. Chciałam zapytać, z kim tak pisze, ale coś mnie powstrzymało.
– Pięknie, prawda? – rzuciłam na próbę.
– Mhm – nawet nie podniósł głowy.
Zamarłam. Czułam, jak coś we mnie pęka.
Kłótnia wybuchła o zapalniczkę. Szukał jej, przeklinał, ja powiedziałam, że pewnie znowu zostawił w aucie, on na to, że jestem czepialska. Wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Ja też wyszłam. W letniej sukience, z rozczochranymi włosami, weszłam do najbliższego baru przy plaży. I tam był on.
Kuba. Uśmiechnął się do mnie tak, jak nikt od lat.
– Sama? – zapytał, wskazując wolne krzesło.
– Chyba już tak – odpowiedziałam, siadając. I poczułam, jak coś we mnie ożywa.
Niczego nie żałowałam
– Śpisz? – usłyszałam cichy głos.
Nie odpowiedziałam. Leżałam z zamkniętymi oczami, czując, jak jego oddech miesza się z moim. Skórę miałam jeszcze ciepłą od dotyku. Powinnam czuć wstyd. Ale czułam coś zupełnie innego – ulgę. Ekscytację. Życie.
Otworzyłam oczy. Kuba patrzył na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
– Nie uciekłaś – zażartował, podciągając się na łokciach.
– Nie miałam dokąd.
– Mogłaś wrócić do niego.
Zamilkłam. Odwróciłam wzrok. Kuba nie naciskał. Zamiast tego podniósł się z łóżka i ruszył w stronę kuchni.
– Kawy? – zawołał przez ramię.
– Czarną – powiedziałam po chwili.
Siedzieliśmy na rozgrzanym balkonie potem przy małym, okrągłym stoliku, z widokiem na morze. Kuba mówił coś o Chorwacji, że przyjechał tu odpocząć, że po rozwodzie uciekał od wszystkiego. Słuchałam, ale myślami byłam indziej.
Zrobiłam to. Przespałam się z obcym mężczyzną. Pierwszy raz od dwudziestu trzech lat.
Nie czułam się jak ladacznica. Nie czułam się źle. Czułam się… sobą. Jakby ktoś zrzucił ze mnie płaszcz przyzwoitości i przypomniał, że pod spodem jestem kobietą, a nie zbiorem obowiązków.
Po godzinie wróciłam do hotelu. Wojtek leżał na łóżku, przewijając coś w telefonie. Spojrzał na mnie.
– Byłaś na śniadaniu?
– Tak – skłamałam. – Poszłam się przejść.
– Mogłaś mnie zawołać.
Wzruszyłam ramionami. Nic nie zauważył. Może nawet nie chciał.
Następnego dnia spakowaliśmy się i wróciliśmy do Polski. Całą drogę milczeliśmy. Kuba został w Chorwacji. Ja zostawiłam tam coś więcej. I obiecałam sobie: nigdy więcej do tego nie wracaj. Nigdy więcej.
Nie byłam jedyna
Patrzyłam na drzwi łazienki, myśląc, że Wojtek jak zwykle znów przesiaduje tam z telefonem. Ale po chwili usłyszałam jego głos. Cichy, nieco zniżony. I... inny.
– No, nie mogę teraz długo... – śmiał się cicho. – Tak, pamiętam. Kraków. Te twoje długie nogi... zwariowałem wtedy.
Zamarłam. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe.
– Ciii, przestań... Jeszcze mnie ktoś usłyszy – zniżył głos jeszcze bardziej. – Tęsknię też. Bardzo.
Nie potrafię powiedzieć, jak długo tam stałam, wbijając wzrok w klamkę łazienki. Czułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Oparłam się plecami o ścianę i wstrzymałam oddech.
„Kraków. Długie nogi. Tęsknię też”.
Wyszłam do kuchni. Ręce mi się trzęsły, więc nalałam sobie wody i wypiłam duszkiem. Patrzyłam przez okno, ale nic nie widziałam. W głowie huczało jedno pytanie: z kim on rozmawiał?
Kiedy wyszedł z łazienki, nawet nie spojrzał mi w oczy.
– Dzwonił Mirek z pracy. Problemy z rozliczeniem.
Skinęłam głową. Nie ufałam już własnemu głosowi.
Wieczorem leżałam w łóżku, ale nie zmrużyłam oka. Wspomnienia z Chorwacji wracały jak bumerang, ale teraz nie niosły ze sobą już tej ulgi. Teraz pojawiła się nowa myśl. Okropna. Paraliżująca. A jeśli on też?
Co to zmieniało? Czy to znaczy, że byliśmy już od dawna osobno? Czy to była zemsta? Przypadek? Romans? Przygryzłam wargę i poczułam łzy. Było mi zimno. Tak cholernie zimno.
Mój świat się zawalił
– Wojtek, z kim rozmawiałeś w łazience? – zapytałam wprost, gdy tylko zamknęły się za nami drzwi po pracy.
Spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał pytania. Albo jakby udawał, że nie rozumie.
– Mirek. Przecież ci mówiłem.
– Nie. – Weszłam w środek salonu i skrzyżowałam ręce. – Słyszałam. Słyszałam, jak mówiłeś o Krakowie. O jej nogach. O tęsknocie.
Cisza. Tak długa, że zaczęłam słyszeć własny oddech.
– Agnieszka... – zaczął cicho, ale ja nie chciałam litości.
– Jak długo to trwa?
Nie odpowiedział.
– Jak długo?! – krzyknęłam.
– Rok. – Podniósł głowę. – Poznałem ją na szkoleniu. Kinga. Spotykamy się od roku.
Nie uderzyłam go. Choć całe ciało aż się rwało. Zamiast tego opadłam na fotel. Zawalił się świat, który już wcześniej przeciekał mi przez palce. Teraz rozpadł się na kawałki.
– Dlaczego?
– Bo przy tobie czułem się... nikim. Czepiałaś się wszystkiego. Miałem wrażenie, że przeszkadzam ci w twoim życiu.
– A ja? Myślisz, że czułam się jak królowa?! – wrzasnęłam. – Czy ty mnie w ogóle kochałeś? Przez te wszystkie lata?! Nie dotykałeś mnie. Nie całowałeś. Traktowałeś jak powietrze.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj. Bo ja też nie jestem święta.
Zamilkł.
– W Chorwacji... poznałam kogoś. Spałam z nim.
Nadal milczał. Ale jego twarz – nawet nie był zaskoczony.
– Wiedziałeś?
– Domyśliłem się. Byłaś... inna po powrocie. Ale ja też nie miałem prawa pytać.
Dwoje ludzi, którzy kiedyś się kochali, teraz stali naprzeciw siebie jak obcy. I nie było już drogi powrotu.
Wszystko się rozpadło
Siedzieliśmy przy kuchennym stole. Po raz pierwszy od dawna – razem, w ciszy, ale bez telefonów, bez napięcia. Tylko kieliszki z winem i butelka, której nikt nie planował dziś otwierać.
– Nie wiem, czy jeszcze jesteśmy małżeństwem – powiedział Wojtek cicho, wpatrując się w swoje dłonie. – Może to już tylko wspomnienie. Przyzwyczajenie.
Zacisnęłam palce na kieliszku. Chciałam powiedzieć: „Nie mów tak”. Ale nie mogłam. Bo też to czułam.
– Myślisz, że da się to posklejać? – spytałam. – Po tym wszystkim?
Westchnął.
– Chyba nie wiem nawet, co trzeba by posklejać. Co było ostatnie, co nas jeszcze łączyło? Święta? Rachunki?
Zamknęłam oczy. Zobaczyłam siebie w jego oczach – kobietę, która krzyczy o śmieci, która czepia się jego spóźnień, której nie zależy na niczym poza tym, żeby wszystko było „po jej myśli”.
– Nie chcę się rozwodzić. Jeszcze nie teraz – powiedziałam cicho. – Może... powinniśmy spróbować terapii.
Spojrzał na mnie. Długo, głęboko, ale nic nie powiedział. Tylko lekko skinął głową. Tak, że prawie niezauważalnie.
Nie „tak”. Nie „nie”. Tylko cisza. I to milczenie powiedziało mi wszystko.
Następnego dnia, jak co dzień, oboje poszliśmy do pracy. Nikt nie wiedział, że coś się rozpadło. Albo... rozpadło się dawno temu, a teraz po prostu przestaliśmy to ukrywać.
Agnieszka, 46 lat
Czytaj także:
- „Mąż traktował mnie jak powietrze, a mam swoje potrzeby. To szczodry teść dał mi to, czego od dawna pragnęłam”
- „W hotelu podczas delegacji dałam się ponieść chwili. Jednak nie ja jedna miałam sumienie czarne jak fusy po kawie”
- „Mój mąż zabronił mi pomagać finansowo mamie. Uważa, że jeszcze starej babie się w głowie przewróci od dobrobytu”