„W skrzynce na listy znajdowałam tajemnicze koperty. Anonimowy adorator mógłby być moim synem, ale i tak mnie skusił”
„Któregoś popołudnia, wracając z paczką z paczkomatu, zauważyłam, że Kuba – syn sąsiadów z dołu – zerka w moją stronę z okna. Szybko cofnął się za firankę. Przystanęłam. Chłopak studiował w innym mieście, ale od jakiegoś czasu znowu mieszkał u rodziców. Cichy, mało mówił, czasem tylko dzień dobry”.

- Redakcja
Kiedyś myślałam, że z wiekiem człowiekowi po prostu przestaje zależeć. Że codzienność z kimś przez dwadzieścia lat musi być monotonna, bez fajerwerków. Ale nie sądziłam, że będę się czuła tak... pusta. Tomasz, mój mąż, wciąż był przy mnie fizycznie – gotował, sprzątał, odbierał paczki – a jednak od miesięcy żyliśmy obok siebie. Bez dotyku, bez rozmów, bez czułości. Całymi dniami pracowałam zdalnie jako graficzka, w dresie, z kawą na zimno i ciszą, którą nawet radio nie było w stanie zagłuszyć.
Wszystko zmieniło się, gdy w skrzynce znalazłam pierwszy liścik. Ręcznie napisany, w eleganckiej kopercie. Bez podpisu. Subtelne słowa, trochę poetyckie, wyrażające podziw. Wzruszyłam się. Tomasz? Może chce naprawić to, co między nami dawno wygasło? Powiedziałam o tym przyjaciółce. Była poruszona jak ja.
– Może kocha cię bardziej, niż to okazuje – powiedziała.
Coś się nie zgadzało
Przez kilka dni chodziłam jak zaczarowana. Codziennie zaglądałam do skrzynki z nadzieją, że znajdę kolejny liścik. I znajdowałam. Każdy był coraz bardziej osobisty, pełen ciepła i zachwytu. Niby anonimowy, ale zawierał liczne szczegóły – że maluję się tylko do pracy, że kocham deszczowe wieczory, że mam słabość do czekoladowych rogalików z piekarni za rogiem. To musiał być Tomasz. Przecież kto inny znał mnie tak dobrze?
Któregoś wieczoru podeszłam do niego z kubkiem herbaty. Siedział na kanapie, bezmyślnie przewijając wiadomości na telefonie.
– Dziękuję – usiadłam obok. – Za te liściki. Naprawdę mnie poruszyły.
– Jakie liściki? – spojrzał na mnie zdziwiony.
– No... te w skrzynce. Miłe słowa, trochę wierszem. Wiedziałam, że to ty – uśmiechnęłam się, ale w jego oczach była tylko konsternacja.
– Natalia, ja nie mam pojęcia, o czym ty mówisz. Jakie wiersze?
– Przestań. – próbowałam się śmiać. – To miała być niespodzianka?
– Niczego nie wkładałem do skrzynki. Może jakiś sąsiad robi sobie jaja?
Poczułam, jak serce mi się zapada.
– To nie ty? A ja… myślałam, że wreszcie coś się zmieniło.
– Co ty w ogóle bredzisz? – rzucił i wrócił do telefonu.
Zostałam z herbatą i drżącym uczuciem, że coś tu się nie zgadza.
Prawda wyszła na jaw
Minęło kilka dni, a ja nie mogłam przestać o tym myśleć. Liściki wciąż przychodziły, starannie złożone, z tym samym charakterem pisma. Czułam, jak coś we mnie narasta – ciekawość, niepokój, a może nawet lęk, że dałam się omamić złudzeniu. Skoro to nie Tomasz... to kto?
Któregoś popołudnia, wracając z paczką z paczkomatu, zauważyłam, że Kuba – syn sąsiadów z dołu – zerka w moją stronę z okna. Szybko cofnął się za firankę. Przystanęłam. Chłopak studiował w innym mieście, ale od jakiegoś czasu znowu mieszkał u rodziców. Cichy, mało mówił, czasem tylko „dzień dobry”.
Następnego ranka usłyszałam trzask skrzynki. Podbiegłam do drzwi. Stałam cicho, patrząc przez wizjer. To był on. Kuba. Nerwowo rozejrzał się i coś do niej włożył.
Zeszłam natychmiast po schodach. Serce biło mi jak szalone.
– Kuba! – zawołałam.
Odwrócił się gwałtownie, jakby go złapano na gorącym uczynku.
– Dzień dobry... ja... To nie tak, jak pani myśli...
– To ty? Te wszystkie listy?
– Wiem, że to dziwne… Ale nie mogłem przestać o pani myśleć. Od dawna...
Zaparło mi dech. Spojrzałam na niego jak na obcego.
– Masz 21 lat. Co ty sobie wyobrażasz?
– Że... może pani też coś do mnie czuje.
– Ja mam męża, Kuba.
– Ale on na panią nie zasługuje.
Zostawił mnie z sercem w gardle i dłońmi drżącymi bardziej niż wtedy, gdy dostałam pierwszy liścik.
Z trudem mu się opierałam
Unikałam Kuby, ale z każdym dniem czułam, że coś we mnie pęka, choć nie miałam odwagi tego nazwać. Usprawiedliwiałam się w myślach – przecież nic złego się nie dzieje, prawda? Ignorowałam tylko te spojrzenia zza okna, te ciche „dzień dobry”, to przyspieszone bicie serca, gdy słyszałam, że schodzi po schodach.
Ale nie umiałam się powstrzymać, by nie sprawdzać skrzynki. I znów – kolejny liścik. Tym razem krótki, tylko jedno zdanie: „Tęsknię, choć nawet nie wolno mi za panią tęsknić”.
Zaciskałam palce na kartce i czułam, że mój opór staje się coraz słabszy.
Wieczorem wychodziłam z psem na spacer, kiedy drzwi do klatki się otworzyły. Kuba.
– Przepraszam – powiedział cicho. – Wiem, że powinienem przestać, ale...
– Więc przestań – przerwałam. – To się nie może dziać. Ja mam męża.
– Ale to ja panią znam lepiej.
Zamilkłam. Bo nie umiałam się mu oprzeć. Bo od miesięcy czułam się przezroczysta, zapomniana. A on... patrzył tak, jakby żanda moja zmarszczka nie istniała.
– Muszę iść – wymamrotałam i ruszyłam przed siebie.
– Ja też powinienem... – szepnął. – Ale nie potrafię.
Tego wieczoru długo siedziałam w kuchni, patrząc na stół, na którym nie było już wspólnych kolacji. I na skrzynkę z listami, która przestała być tylko skrzynką.
Dałam się ponieść chwili
Wszystko działo się zbyt szybko. Jednego wieczoru zeszłam po list, drugiego spotkałam go przypadkiem przy domofonie. Trzeciego – zapukał do moich drzwi. Zaskoczona, wciągnęłam go do środka, zanim pomyślałam, co robię.
– Przepraszam – zaczął cicho, bawiąc się rękawem bluzy. – Wiem, że nie powinienem...
– Dlaczego to robisz? – spytałam. – Po co te listy?
– Bo... patrzyłem na panią całe życie. Jakby pani była z innego świata. A teraz, gdy pani tak często jest sama... nie mogłem już udawać, że mnie nie ma.
– Ale ja nie jestem sama – rzuciłam ostro, jakby na przekór samej sobie. – Mam męża.
– Który nie widzi, jak pani milknie z dnia na dzień – odpowiedział. – A ja... chciałem, żeby pani poczuła się znowu ważna.
Zamilkłam. Miał rację. Bolało mnie to, że tak trafnie mnie odczytał.
Kilka dni później, wracając z pracy, zobaczyłam światło na klatce. Stał tam. Czekał.
– Chciałem tylko zobaczyć panią raz jeszcze – szepnął.
Podeszłam, niepewna. Tak blisko, że czułam jego oddech. Był zimny wieczór, pachniał miętą i... młodością.
– Nie wolno nam... – wyszeptałam, zanim sięgnął mojej dłoni.
– Wiem. – Spojrzał na mnie z taką intensywnością, że zadrżałam. – Ale czuję, jakbym czekał na ten moment całe życie.
A potem mnie pocałował. Nie protestowałam. Nie uciekłam.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam się całować, choć świat już dawno przestał być czarno-biały.
To już nie była zabawa
To, co miało być chwilą słabości, stało się tajemnicą, której nie potrafiłam już unieść. Spotkaliśmy się jeszcze raz. U niego. Mieszkanie rodziców, ale wiedział, kiedy są w pracy. Siedziałam na jego łóżku, patrząc na plakaty na ścianach, jakby próbując sobie wmówić, że jestem tylko przechodniem, przypadkiem.
Pocałunki, dotyk, szeptane słowa – wszystko było zbyt intensywne, zbyt prawdziwe. A potem... wróciłam do domu. Tomasz siedział w kuchni. Zerknął na mnie obojętnie.
– Byłaś gdzieś? – spytał bez zainteresowania.
– Tak. Na spacerze – skłamałam.
Zaczęłam się wycofywać ze wszystkiego. Pracowałam do późna, unikałam spojrzeń męża, uciekałam w ciszę. Ale Kuba... chciał więcej. Zaczął pisać inne listy – natarczywe, pełne emocji.
– Dlaczego nie odpisujesz? – spytał mnie, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem.
– Bo to nie może trwać. To był błąd.
– Nie dla mnie. Ja... ja się zakochałem.
– Jesteś jeszcze młody. A ja jestem dla ciebie za stara.
– To czemu byłaś ze mną?
Zamilkłam. Bo nie miałam odpowiedzi.
Następnego dnia w skrzynce czekał list. Inny niż zwykle. Twardy, krótki: „Jeśli to się nie liczyło, może twój mąż powinien się dowiedzieć”.
Ręce mi zadrżały. Serce biło jak oszalałe. To nie była już zabawa.
Zostałam sama
Nie spałam całą noc. Przekładałam list z ręki do ręki, jakby sam miał mi powiedzieć, co robić. Rano, kiedy Tomasz wstał i nalał sobie kawy, podeszłam do niego bez słowa. Spojrzał pytająco.
– Muszę ci coś powiedzieć – wyszeptałam. – Zdradziłam cię.
Nie zareagował od razu. Po chwili odłożył filiżankę, wziął klucze i wyszedł. Bez jednego słowa. Bez krzyku. Cisza, która została po nim, bolała bardziej niż jakakolwiek awantura.
Próbowałam znaleźć Kubę, porozmawiać, zatrzymać tę lawinę. Ale jego matka powiedziała, że wyjechał. Podobno z dnia na dzień. Bez pożegnania.
Usiadłam przy stole, wpatrzona w pustą skrzynkę na listy. Czekałam na coś – może kolejne słowa, może wyjaśnienie. Ale nic nie przyszło.
Tylko echo moich decyzji. I ciężar, którego nie da się już cofnąć.
Zamieniłam czułe listy w ruinę. Rozbiłam coś, co i tak już chwiało się na krawędzi. A teraz? Zostałam sama. Z poczuciem winy, z milczeniem. I z pustką, która wypełniła każdy kąt tego mieszkania.
Tylko skrzynka wciąż stoi przy drzwiach. Milcząca.
I pusta.
Natalia, 47 lat
Czytaj także:
- „Mąż zdradzał mnie na prawo i lewo, a ja przy nim trwałam. Jednak to, co teraz zrobił, złamało obietnice przed Bogiem”
- „Romans z nauczycielem miał być antidotum na życie samotnej matki. Nie tylko mi udzielał prywatnych korepetycji”
- „Siostra miała wyjść za mąż, ale kiełkujące nasionko pokrzyżowały te plany. Szwagier coś słabo pilnował jej ogródeczka”