„Współczuję wujkowi, że ma taką żonę. Mówiła, że idzie po kiełbaski na grilla, a w głowie miała co innego”
„Kiedy mijałem gościnny pokój, drzwi były lekko uchylone. Zatrzymałem się, bo coś przykuło moją uwagę. Najpierw wyszła Julia. Dosłownie chwilę później zza rogu wyszedł Sebastian. Zrobiło mi się zimno, mimo że w domu panował zaduch”.

- Redakcja
W naszej rodzinie majówka to święto niemal religijne. Niby każdy przyjeżdżał z uśmiechem, ale wystarczyło spojrzeć na oczy. W nich już nie było widać nic wspólnego z radością. Z roku na rok coraz bardziej czułem się jak obserwator, nie uczestnik. Nie sądziłem jednak, że nasza rodzinna tradycja rozleci się z hukiem.
Miałam pewne podejrzenia
Siedziałem na leżaku z plastikowym kubkiem pełny lemoniady i patrzyłem, jak dzieciaki rzucają frisbee tuż obok grilla. Słońce powoli zaczynało się chować za domem, a zapach przypalonej karkówki mieszał się z dymem z ogniska. Gdy tak gapiłem się w przestrzeń, zdałem sobie sprawę, że kogoś brakuje. Julii, drugiej żony wuja, nie widziałem już od dłuższej chwili. Podobnie z Sebastianem, moim kuzynem od strony ojca, który zawsze potrafił nieźle zamieszać. Pomyślałem, że może poszli po coś do kuchni albo pomagają cioci Ewie w deserze, ale minęło już grubo ponad pół godziny. I wtedy ciocia Ela rzuciła w powietrze:
– Gdzie jest Julia?
Wujek, który dotąd siedział spokojnie przy stoliku i pił kawę, tylko wzruszył ramionami.
– Może z Sebastianem? – dodał ktoś mimochodem, z uśmiechem.
Niby żart, ale wujek napił się kawy, może trochę zbyt nerwowo. A do mnie wróciły do mnie obrazy z ostatnich godzin. Julia pochylająca się nad talerzem Sebastiana, śmiech, który brzmiał zbyt lekko, dotknięcie ramienia, które trwało o sekundę za długo. Wtedy nie zwróciłem na to większej uwagi, ale teraz...
– Nie jestem detektywem, ale jeśli ktoś znika z cudzą żoną, to raczej nie idzie z nią po więcej kiełbasek – powiedziałem pod nosem i dopiłem lemoniadę.
Spojrzałem na wujka. Niby był spokojny, ale jego twarz jakby lekko zesztywniała. Może tylko mi się wydawało.
Przyłapałem ich
Wszedłem do domu po ładowarkę. Mój telefon dogorywał po całym dniu włączonej muzyki, zdjęć dzieciaków i powiadomień z rodzinnej grupy. Na korytarzu było pusto i cicho. Kiedy mijałem gościnny pokój, drzwi były lekko uchylone. Zatrzymałem się, bo coś przykuło moją uwagę. Najpierw wyszła Julia. Poprawiała włosy, jej ręce lekko drżały. Miała tę minę, której nie da się pomylić – coś się właśnie wydarzyło i bardzo chciała, żeby nikt się nie dowiedział. Schyliła głowę, rozejrzała się szybko i poszła w stronę ogrodu. Dosłownie chwilę później zza rogu wyszedł Sebastian. Przeczesał włosy, westchnął głęboko i uśmiechnął się do siebie. Nie wyglądał na człowieka z wyrzutami sumienia. Wyglądał raczej, jakby właśnie wygrał coś, co od dawna planował.
Zrobiło mi się zimno, mimo że w domu panował zaduch. Wróciłem na zewnątrz, ale nie umiałem już się uśmiechać. Patrzyłem na wujka, który siedział z tym samym kubkiem kawy, jakby nic się nie zmieniło. Może nie zauważył, a może po prostu udawał.
– Wszystko w porządku? – zapytałem, próbując zabrzmieć naturalnie.
– Oczywiście – odpowiedział, ale nie spojrzał mi w oczy.
Miałem wrażenie, że coś wie. Że czuje ten sam niepokój co ja, tylko nie chce go nazwać. Jakby wypowiedzenie tego na głos mogło roznieść wszystko w drzazgi. Zacząłem obserwować wujka, Julię i Sebastiana. Tylko nie wiedziałem, co miałbym z tą wiedzą zrobić.
Musiałem to powiedzieć
Noc spadła nagle, jakby ktoś zgasił światło. Większość gości już się rozjechała, dzieci zasnęły w śpiworach przed telewizorem, a reszta poznikała w pokojach, zostawiając po sobie jedynie butelki i brudne talerzyki. Siedziałem w kuchni, przeglądając zdjęcia z dnia – ciocia Ela z grillem, dzieciaki z balonami, wujek Andrzej przy stole z uśmiechem, który teraz wydawał mi się boleśnie pusty. Nagle usłyszałem ciche kroki na tarasie. Wstałem bezszelestnie, podszedłem do uchylonych drzwi. Julia stała oparta o barierkę. Obok niej Sebastian. Nie widzieli mnie.
– To był błąd – powiedziała cicho Julia. – Nie powinniśmy byli... Andrzej nie zasługuje na to.
Sebastian odpowiedział niemal szeptem:
– A co, zasłużył na życie w kłamstwie? Przecież i tak między wami nie było już nic. Tylko papier i przyzwyczajenie.
Julia otarła oczy. Była rozbita, ale w jej głosie była też złość. Na siebie? Na niego? Nie wiedziałem.
– To nie chodzi o ciebie. Ty byłeś tylko... momentem. Ja po prostu... zapomniałam, jak to jest coś czuć.
Gdy ich rozmowa ucichła, wróciłem do kuchni. Siedziałem tam jeszcze chwilę, zanim podszedłem do wujka Andrzeja. Nie spał, siedział sam.
– Widziałem ich – powiedziałem cicho.
Nie zareagował od razu. Dopiero po chwili, jakby wiedział, że kiedyś usłyszy te słowa.
– Wiedziałem. Od dawna wiedziałem. Ale co miałem zrobić? Zostawić ją na oczach całej rodziny?
Nie odpowiedziałem. Bo prawda była taka, że sam nie wiedziałbym, co zrobić.
Byłem w kropce
Następnego dnia poranek był wyjątkowo cichy. Nie było głośnych śmiechów, dziecięcych pisków ani zapachu świeżo pieczonych bułek. Tylko dym z dogasającego grilla unosił się w powietrzu, jakby próbował przykryć to, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru.
Julia i wujek Andrzej spakowali się szybciej niż ktokolwiek inny. Ona wyszła z domu w przeciwsłonecznych okularach, które więcej zakrywały, niż chroniły. A on podszedł do mojego ojca, powiedział coś cicho, podał mu rękę i wsiadł do samochodu. Oboje odjechali bez pożegnania z resztą rodziny. I nikt nie zadał pytań. Poszedłem do ojca, który stał przy ledwo rozżarzonym jeszcze grillu. Dorzucił węgla, ja poukładałem kiełbasy, które i tak już nikt nie miał zamiaru jeść. Milczeliśmy. Wiedziałem, że on coś wyczuł. W naszej rodzinie wszyscy wszystko wyczuwali, ale nikt nigdy niczego nie mówił wprost.
– Było trochę chłodniej tej nocy, co? – rzucił ojciec.
– Taa... – mruknąłem, choć wiedzieliśmy, że nie o pogodę chodzi.
Poszedłem na spacer, żeby ochłonąć. W głowie kłębiły mi się pytania. Dlaczego wujek Andrzej to znosił? Dlaczego Julia to zrobiła? I czemu nikt nie próbował nic naprawić, tylko pozwolili, żeby to się po prostu rozpadło? Zastanawiałem się też, co ja bym zrobił na miejscu Andrzeja. Czy odszedłbym z godnością? Czy walczył? A może też bym udawał, że wszystko jest w porządku – dla spokoju, dla pozorów, dla świętego spokoju, który niczego nie leczy?
Chciało mi się krzyczeć
Kilka dni później napisałem do Julii. Długo wahałem się, czy to zrobić. Nie byłem pewien, po co właściwie chcę z nią rozmawiać. Może z ciekawości. Może z potrzeby zrozumienia. A może po prostu nie chciałem, żeby ta historia zniknęła w ciszy, jak wszystko inne w naszej rodzinie. Spotkaliśmy się w kawiarni, daleko od domu. Usiadła naprzeciwko mnie, jakby to była zwykła rozmowa – jakby nie pękło nic ważnego.
– Dlaczego? – zapytałem wprost.
Spojrzała na mnie, bez cienia emocji. Albo była głupia, albo bardzo zmęczona udawaniem.
– Z Andrzejem od dawna nic już mnie nie łączy – powiedziała. – Żyliśmy obok siebie. Rozmawialiśmy o zakupach, rachunkach, wakacjach dla pozoru. A Sebastian... był tylko katalizatorem. Nie przyczyną.
– Ale to przecież wujek. Dobry człowiek.
– Dobry nie znaczy wystarczający – odparła. – Nie czuję się lepiej po tym, co zrobiłam. Ale nie żałuję. Czasem zdrada to nie wybuch namiętności. Czasem to desperacka próba przypomnienia sobie, że w ogóle jeszcze coś czujesz.
Nie odpowiedziałem. Nie miałem prawa oceniać, choć chciało mi się krzyczeć. Ale coś mnie powstrzymało. Może świadomość, że sam nie jestem tak odporny, jak mi się wydaje. Pożegnaliśmy się chłodno. Bez przytulenia. Bez fałszywej uprzejmości. Wróciłem do domu z ciężkim sercem i informacjami, których nigdy nie chciałem znać.
Rozczarowałem się
Minęło kilka dni. Grill został posprzątany, krzesła schowane do garażu, a ślady po ognisku rozmyły się w deszczu. Na rodzinnej grupie pojawiły się zdjęcia. Ciocia Ela wrzuciła album z podpisem „Majówka”. Na fotkach wszyscy się uśmiechali. Niewinne chwile zamrożone w cyfrowym wspomnieniu. Ale ja już wiedziałem, co działo się za kadrem. W naszej rodzinie o wielu rzeczach się nie mówiło. Zamiast tego było milczenie, ironia, ewentualnie kilka żartów przy grillu. Ale ta majówka coś we mnie zmieniła. Uświadomiła mi, jak cienka jest granica między pozorem a prawdą. I jak łatwo można udawać, że wszystko gra – nawet kiedy rozsypuje się to, co najważniejsze.
Zacząłem się zastanawiać, ile takich historii jeszcze kryje się w naszej rodzinie. Ile zdrad, niedopowiedzeń, cichych dramatów. Ile rzeczy zostało przemilczanych w imię świętego spokoju. Nie wiem, czy kiedyś sam nie stanę w podobnej sytuacji jak wujek Andrzej. Nie wiem, czy będę miał odwagę zrobić coś inaczej. Ale wiem jedno – od tej majówki nie wierzę już w uśmiechy na zdjęciach. Czasem lepiej nie wiedzieć. Ale ja już wiedziałem. I z tą wiedzą musiałem nauczyć się żyć.
Mateusz, 25 lat
Czytaj także:
- „Poszłam na randkę w ciemno, a przypadkiem spotkam kogoś, kto skradł mi serce. No cóż, miłość nie wybiera”
- „Miał narzeczoną, ale to mnie nie powstrzymało. Szybko stał się moim chłoptasiem do spełniania zachcianek”
- „Narzeczony od początku robił mnie w bambuko. Draniowi zachciało się gierek, więc zobaczy, kto jest prawdziwym graczem”