„Wybrałam dla synka imię, a moja teściowa tylko grymasi. Już powiedziała sąsiadkom, że tak może się nazywać tylko pies”
„Nie spojrzałam mu w oczy. Poród był długi. Krzyczałam, płakałam, ale nie dlatego, że tak bardzo bolało. Płakałam, bo wiedziałam, że gdy syn się urodzi, to wszystko się zmieni”.

- Redakcja
Leżałam na kanapie z poduchą pod plecami i dłonią na brzuchu, który żył już własnym rytmem. Kopnięcie. Kolejne. I jeszcze jedno. Nogi miałam jak z waty, plecy bolały, jakbym dźwigała wiadro z betonem.
– Mały wojownik znowu harcuje? – zapytał Piotrek, wchodząc do salonu.
Miał na sobie tylko koszulkę i bokserki. Zaspane oczy, uśmiech, który kiedyś mnie rozbrajał, teraz głównie irytował.
– Nie wojownik, tylko dziecko. I przez niego znów nie spałam – burknęłam.
To miał być nasz piękny czas. Ciąża. Bliskość. Oczekiwanie. Tak mówią. Ale u nas... Od tygodni kłóciliśmy się niemal o wszystko. O jedzenie. O sen. O miejsce na łóżeczko. Najgorsze były rozmowy o imieniu.
– Julian – powtarzał Piotrek. – Po moim ojcu.
A ja milczałam, gryząc się w język, bo nie chciałam mówić, że bałam się jego ojca. Nie chciałam ducha Juliana w naszym domu. Kiedyś mieliśmy listę imion – Jakub, Leon, Szymon. Teraz została tylko wojna. I teściowa, która zawsze chciała mieć ostatnie zdanie.
Bałam się teścia
Wieczorem siedzieliśmy przy stole, a między nami leżała otwarta książka z imionami. Piotrek wertował strony, jakby szukał czegoś zupełnie nowego, ale wiedziałam, że i tak zaraz dojdzie do „J”.
– Julian. Pasuje do nazwiska. Brzmi dumnie – odezwał się nagle.
Zacisnęłam zęby.
– Już to mówiłeś.
– Bo to dobre imię – odparł. – Po moim ojcu.
– Wiem. Problem w tym, że nie chcę, żeby nasz syn nosił imię po twoim ojcu.
Zamarł.
– Co to znaczy? – zapytał powoli.
– To znaczy, że nie chcę, żeby w naszym domu był jego cień. Ja pamiętam Juliana. Zbyt dobrze.
Piotrek odsunął się od stołu.
– On nie był potworem. Był surowy, ale mnie wychował. Kochał nas. Chciał dobrze.
– Wybacz, nie czuję się częścią tej świętej rodziny – prychnęłam. – I to jest nasze dziecko, nie twojego ojca.
– Dla ciebie nigdy nic nie jest wystarczająco dobre – warknął nagle. – Nie imię, nie ja, nie moja matka. Wszystko krytykujesz.
Zamilkłam. Poczułam, jak w środku coś się we mnie łamie. Wstałam.
– Skoro tak uważasz… – powiedziałam cicho i wyszłam z pokoju.
Zamknęłam się w sypialni. Usłyszałam jeszcze, jak przesunął krzesło i westchnął ciężko. Potem znowu cisza. Długa i duszna.
Wiedziałam, że to pęknie
Zadzwoniłam do Bartka dopiero następnego dnia rano. Właściwie nie chciałam z nikim rozmawiać. Wiedziałam, że tylko on potrafi mnie rozbroić. Starszy brat to złośliwiec, ale lojalny jak pies.
– No hej, przyszła mamo. Jak tam brzuch?
– Dobrze, ale Piotrek chyba mnie znienawidził.
– Co znowu odwalił?
– Chce, żeby dziecko nazywało się Julian. Po ojcu.
– Po swoim ojcu?! – parsknął. – No nie... tego jeszcze nie grali. I co, twoje zdanie w tej sprawie to ozdoba?
– Dokładnie.
– Matka mu to wymyśliła?
Zamilkłam. Bartek nie był głupi.
– Podsłuchałam ich kiedyś… Teściowa wrzeszczała przez telefon, że to musi być Julian, bo to jej wnuk, a nie żadna moda z telewizji. A Piotrek tylko przytakiwał.
– No to już wiadomo, kto w tym związku nosi spodnie.
– Bartek…
– Nie no, sorry, ale ja nie rozumiem, dlaczego ty jeszcze siedzisz z nimi w jednym domu. Powinnaś postawić granicę. Albo on wybiera rodzinę, albo dalej bawi się w reinkarnację swojego tatusia.
– On nie jest zły – powiedziałam cicho. – On po prostu nie widzi.
– Aha. Czyli typowy „synek mamusi”. Kiedyś to pęknie. Wiesz o tym, prawda?
– Tak – szepnęłam.
Bartek zamilkł na chwilę, a potem westchnął:
– Dobra. Jakbyś potrzebowała się wyrwać, przyjedź do mnie. Łóżko jest, lodówka pełna.
Uśmiechnęłam się po raz pierwszy od wczoraj.
– Dzięki. Jesteś jedynym facetem, który mnie teraz nie wkurza.
– Bo nie jestem zakochany w zmarłym ojcu.
Roześmiałam się przez łzy.
Nie mogłam powstrzymać łez
Piotrek siedział w kuchni i gapił się w telefon. Weszłam cicho, z kubkiem w ręku. Nie spojrzał.
– Dzwoniła twoja mama? – zapytałam.
– Nie… tak… coś tam pisała – mruknął.
Usiadłam naprzeciwko. Patrzyłam na jego twarz i szukałam chłopaka, którego kiedyś kochałam bez zastrzeżeń. Znalazłam tylko zmęczonego faceta, który nie potrafił przestać być synem.
– Wiesz, że mnie to boli? – powiedziałam cicho.
Zamrugał.
– Co?
– Że nie walczysz o nas. O mnie. O swoje dziecko.
– Przesadzasz – burknął. – To tylko imię.
– Nie. Ty nie chcesz syna. Ty chcesz drugiego Juliana. Żeby mama była dumna. Żebyś sam coś sobie udowodnił.
Zacisnął dłonie.
– Nie mieszaj mojej matki do tego.
– A kto cię tak naciska? Kto pisał ci wczoraj wiadomości o „rodzinnym dziedzictwie”? Widziałam.
Piotr zamarł. Spojrzał na mnie z wyrzutem, jakbym właśnie przekroczyła granicę.
– Wiesz, co jest najgorsze? – powiedziałam, wstając. – Że jesteś tylko przedłużeniem swojej matki.
Wyszłam, zanim zdążył odpowiedzieć. W łazience zamknęłam się na klucz i po raz pierwszy od miesięcy płakałam bez oporu.
Byłam wściekła
Teściowa otworzyła drzwi bez słowa. Tylko uniosła brwi i odsunęła się na bok. W kuchni unosił się zapach mocnej kawy. Mama Piotrka nalała sobie filiżankę i usiadła. Mnie nie zapytała, czy chcę. Usiadłam naprzeciwko, z trudem opanowując drżenie rąk.
– Wiem, że naciskasz na Piotra, żeby nasz syn miał na imię Julian.
– A skąd ten dramatyczny ton? – zapytała, mieszając cukier w filiżance. – To tylko propozycja. Imię po dziadku. Tradycja.
– To nie jest propozycja, tylko presja. Wiem, co mu piszesz. Manipulujesz nim.
Spojrzała na mnie z chłodnym politowaniem.
– A ty? Myślisz, że najważniejsza, bo nosisz dziecko? Zapamiętaj sobie jedno, mój syn zawsze będzie częścią tej rodziny. A wnuk po ojcu to zaszczyt. Powinnaś być wdzięczna.
– Wdzięczna? Że wpychasz w moje życie człowieka, którego się bałam, którego twój syn musiał przepraszać za wszystko?
– Julian był wymagający. I przynajmniej nie był słaby. W przeciwieństwie do ciebie.
Zacisnęłam zęby.
– To jest moje dziecko. I nie pozwolę, żeby było narzędziem w twojej prywatnej wojnie z rzeczywistością.
– Piotr wybierze mądrze – uśmiechnęła się. – On wie, co naprawdę ważne.
Wstałam.
– Tak, wie. Tylko nie wiem, czy ty jesteś gotowa na to, że mądry wybór to nie mieć z tobą nic wspólnego.
Trzasnęłam drzwiami. I wiedziałam, że ta rozmowa tylko utwierdziła mnie w jednym: nie poddam się.
Cierpiałam w milczeniu
Od tamtej rozmowy z teściową nie rozmawiałam z Piotrkiem prawie wcale. W kuchni mijaliśmy się jak współlokatorzy – bez słów, bez spojrzeń. Czasem rzucał ciche „jak się czujesz?”, ale brzmiało fałszywie. Wieczorami siadałam sama w pokoju dziecięcym. Ubranka już czekały, pieluchy poukładane w szufladach. Białe łóżeczko wyglądało, jakby prosiło, żeby je napełnić miłością. Na kuchennym stole leżała kartka. Wypisałam na niej imiona: Franek, Ignacy, Olek, Jakub, Szymon, Bruno. Przekreślałam i dopisywałam kolejne. Julian nigdy się tam nie pojawił. Piotrek czasem siadał w fotelu, jakby chciał zacząć rozmowę. Widziałam, jak jego dłoń zaciska się na poręczy, jakby walczył ze sobą. Nigdy nic nie mówił. Potem znikał jak cień. Pewnej nocy obudziłam się, słysząc jego kroki. Stał w progu, patrzył na mnie długo. Nie zapalił światła.
– Nie śpisz? – zapytał w końcu.
– Nie bardzo.
Zamilkł. Już myślałam, że odejdzie.
– Może powinienem cię przeprosić – rzucił cicho. – Jednak mam nieodparte wrażenie, że jak to zrobię, to zdradzę własnego ojca.
Westchnęłam.
– Nie potrzebuję twoich przeprosin. Potrzebuję, żebyś był ojcem. Naszego dziecka. Nie jego.
Zniknął bez słowa. A ja zrozumiałam, że burza jest blisko. I nikt nie wie, co po niej zostanie.
Podęłam decyzję
Wody mi odeszły o czwartej nad ranem. Piotrek zerwał, jakby znowu miał dwadzieścia lat. Spakowana torba, zaciśnięte usta, dłonie na kierownicy, które drżały.
– Będzie dobrze – powiedział, ale nawet nie spojrzałam mu w oczy.
Poród był długi. Krzyczałam, płakałam, ale nie dlatego, że tak bardzo bolało. Płakałam, bo wiedziałam, że gdy syn się urodzi, to wszystko się zmieni.
– Chłopiec. Zdrowy. Gratulacje – powiedziała położna.
Wtedy usłyszałam jego płacz. Cichy, chropowaty. I coś we mnie pękło.
Leżałam zmęczona, a lekarz zapytał, jakie imię wpisać do dokumentów.
– Leon – powiedziałam bez wahania.
Piotrek siedział na plastikowym krześle. Nie odezwał się. Nie zaprotestował. Nie skinął głową. Po prostu patrzył na mnie, jakby nie rozpoznawał kobiety, z którą żył tyle lat. Kiedy wyszłam z dzieckiem na rękach ze szpitala, on czekał przed wejściem. Pomógł mi wsiąść do auta. Założył fotelik. Zapiął pasy. W milczeniu. W domu położyłam Leona w łóżeczku i usiadłam w fotelu. Patrzyłam, jak oddycha, jak marszczy nos. Piotr stał w progu. Nie wiedział, czy wejść. Ja też nie wiedziałam, czy chcę, żeby został. Nie odezwaliśmy się do siebie przez resztę dnia. Może czekaliśmy, aż imię wyparuje z powietrza. Ale ono zostało. Leon. Nie Julian. I nie wiedzieliśmy, jak teraz żyć razem. Czy w ogóle jeszcze razem?
Magda, 28 lat
Czytaj także:
- „Dodałam te 2 nietypowe składniki do pierogów i zamknęłam synowej buzie. Już nigdy nie powie, że jestem złą gospodynią”
- „Synowa gotowała korzonki, a moją kuchnią gardziła, że tłuszcz i paniera. Koszmar nie żona i matka”
- „Mój mąż źle mnie traktował, ale teściowa tym 1 zdaniem ukoiła mój niewyobrażalny żal. Trafiła mi się złota kobieta”