„Wychowałam podłą egoistkę. Córka nas oszukała i zniszczyła rodzinę, ale nie to było najgorsze”
„Bawiąc się obrusem, gorączkowo myślałam, skąd wziąć pieniądze. Natomiast córka siedziała naprzeciwko, z telefonem w ręce, jakby już wszystko było załatwione. Czy zawiodłam jako matka?”.
- Redakcja
Zawsze byłam dumna z córki. Od chwili, gdy jako dziecko stanęła na szkolnej scenie i zaśpiewała swoją pierwszą piosenkę, wiedziałam, że ona jest inna. Agnieszka była ambitna, pewna siebie, wciąż dążąca do czegoś większego, do czegoś, czego tutaj, w naszej małej miejscowości, nigdy by nie znalazła.
Coś między nami się zmienia
Prowadziliśmy proste życie. Pracowałam w sklepie spożywczym, a Wojtek w tartaku. Nie mieliśmy za wiele, ale kiedy córka potrzebowała dodatkowych pieniędzy na wyjazdy czy zajęcia, zawsze znajdowaliśmy sposób.
– To dla jej przyszłości. Niech ma lepsze życie niż my – powtarzałam, gdy Wojtek zaciskał wargi na widok pustego konta. I miała. Studia w dużym mieście, znajomi z innych światów, praca w eleganckim biurze.
Tylko coraz rzadziej nas odwiedzała. Zawsze miała wymówki: projekty, spotkania, terminy.
– Dzieci mają swoje życie – uspokajał Wojtek, ale ja czułam, że coś między nami się zmienia.
Pewnego dnia Agnieszka zadzwoniła z nowiną, że dostała pracę za granicą. Byłam taka dumna.
Przyjechała tydzień po telefonie. Wbiegła radośnie do domu z walizką. Przy stole czekała już gorąca herbata. Wojtek jak zwykle ukrywał emocje za gazetą, ale ja nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam się do niej z objęciami.
– To będzie coś wielkiego – zaczęła, jeszcze zanim zdążyła zdjąć płaszcz. – Dostałam ofertę, o jakiej marzyłam całe życie! Praca w Londynie, w międzynarodowej firmie. Zajmę się projektami, które mogą zmienić świat!
Patrzyłam na nią z dumą, ale kątem oka widziałam, jak Wojtek marszczy brwi.
– A szczegóły? – zapytał powoli, odkładając gazetę. – Co to za firma? Umowę podpisałaś?
Agnieszka machnęła ręką, siadając przy stole.
– Tato, nie bądź taki podejrzliwy. To świeża sprawa. Szefowie są zachwyceni, ale na początku muszę trochę zainwestować – przeprowadzka, wynajem mieszkania, formalności.
Czułam, jak narasta napięcie. Wojtek nie dawał za wygraną.
– Ile „trochę”?
– Około stu tysięcy – rzuciła, jakby to była drobnostka.
– Sto tysięcy?! – wybuchł. – Nie mamy takich pieniędzy.
Spojrzała na mnie, a jej wzrok nie był prośbą, lecz oczekiwaniem.
Jego wzrok był pełen niepokoju
Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a cisza wypełniała całe pomieszczenie. Wojtek wpatrywał się w kubek z herbatą, jakby w nim miał znaleźć odpowiedź. Bawiąc się obrusem, gorączkowo myślałam, skąd wziąć pieniądze. Natomiast córka siedziała naprzeciwko, z telefonem w ręce, jakby już wszystko było załatwione.
– Musimy coś wymyślić – odezwałam się w końcu, łamiąc ciszę. – Nie możemy pozwolić, żeby przepadła taka szansa.
Wojtek spojrzał na mnie, jego wzrok był pełen niepokoju.
– Tylko skąd weźmiemy sto tysięcy? To nie są drobne.
Agnieszka wzruszyła ramionami.
– Może powinniście sprzedać działkę? To przecież kawałek ziemi, a mi te pieniądze naprawdę mogą otworzyć drzwi do lepszego życia.
Zamarłam. Wojtek aż się wyprostował, jakby ktoś go uderzył.
– Działkę? – zapytał powoli. – Chcesz, żebyśmy sprzedali naszą przyszłość?
– Tato, nie przesadzaj – westchnęła. – To tylko ziemia. Wiem, że tam chcieliście się budować, ale... no, chyba to jest mniej ważne niż moje życie, prawda?
Patrzyłam na Wojtka, widząc, jak walczy z sobą. Aż zacisnął dłoń w pięść.
– Marta, to twoje marzenie i twoja decyzja.
Mój głos był cichy.
– Sprzedajmy.
Wojtek odwrócił wzrok. Następnego dnia działka poszła na sprzedaż. Przelew do Agnieszki wykonaliśmy w milczeniu. Próbowałam nie myśleć o tym, co straciliśmy.
Dziwne ukłucie w żołądku
Mijały miesiące, a kontakt z córką stawał się coraz rzadszy. Na początku dzwoniła co tydzień – opowiadała o nowych wyzwaniach, o ludziach, których poznała, o Londynie, który „był dokładnie taki, jak sobie wyobrażała”. Ale te rozmowy były krótkie, urywane.
– Mamo, nie mam czasu, gonią mnie terminy – mówiła, zanim zdążyłam zapytać, jak się czuje.
Wojtek unikał tematu, a ja tłumaczyłam ją sama przed sobą. W końcu to normalne, że młodzi mają swoje życie.
Jednak coś mnie niepokoiło. Zaczęłam zauważać szczegóły, które nie pasowały. Kiedyś w trakcie rozmowy wspomniała, że „za rogiem otwierają nową kawiarnię”. Zapytałam odruchowo, gdzie to jest, a ona odpowiedziała, jakby bez zastanowienia: „Na Mokotowie, ale pewnie i tak nie pamiętasz”. Zamilkłam, czując dziwne ukłucie w żołądku. Mokotów? Przecież to w Warszawie.
Zaczęłam zwracać uwagę na więcej takich drobnostek. Raz wspomniała, że „muszą ją zaraz podwieźć na spotkanie”, ale w tle słyszałam polskie radio. Innym razem powiedziała, że zamawia jedzenie z restauracji, której nazwę znałam.
W końcu Wojtek nie wytrzymał.
– Sprawdzę to.
Kilka telefonów do znajomych i krewnych wystarczyło, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Córka nigdy nie była w Londynie. Od początku mieszkała w Warszawie, w luksusowym apartamencie w centrum miasta. Gdy Wojtek wrócił z tą informacją, jego twarz była jak z kamienia.
– To prawda – powiedział cicho. – Nasza córka nas okłamała.
Nie mogłam uwierzyć. Jak mogła to zrobić? Jak mogła zabrać wszystkie nasze oszczędności, sprzedać nasze marzenia i... zwyczajnie nas oszukać?
Wojtek postanowił działać od razu.
– Jedziemy do niej – oznajmił chłodno następnego dnia rano.
Nie próbowałam protestować. Sama czułam, że muszę to sprawdzić.
Serce pękło mi na pół
Droga do Warszawy była pełna ciszy. Wojtek prowadził, wpatrzony w drogę, z zaciśniętą szczęką. Siedziałam obok, układając w głowie tysiące scenariuszy. Może to jakieś nieporozumienie? Może miała powód, by nam nie mówić?
Gdy dotarliśmy pod jej apartament, aż zaparło mi dech. Nowoczesny budynek z portierem i oszklonym lobby wyglądał jak z innego świata. Wojtek spojrzał na mnie z goryczą.
– No proszę, nasze pieniądze nie poszły na marne.
Wcisnęłam dzwonek do drzwi jej mieszkania. Otworzyła po chwili. Była zaskoczona, ale szybko przybrała maskę pewności siebie.
– Co wy tutaj robicie?
Weszliśmy bez słowa. Jej mieszkanie było ogromne, eleganckie, urządzone z przepychem. Poczułam, jak coś ściska mnie w środku.
– Powiesz nam prawdę? – zaczął Wojtek.
Córka wzruszyła ramionami, jakby to wszystko było bez znaczenia.
– Prawda jest taka, że chciałam mieć lepsze życie. Wy byście tego i tak nie zrozumieli.
– Więc dlatego nas oszukałaś? – głos Wojtka drżał, choć starał się mówić spokojnie. – Zabrałaś wszystko, co mieliśmy i... zrobiłaś to?
Spojrzała na mnie, unikając wzroku ojca.
– Mamo, wreszcie chciałam żyć. Nie chciałam wracać do tej waszej dziury.
W tej chwili serce pękło mi na pół. Jak mogła to powiedzieć?
Po powrocie do domu zapadła cisza, która trwała dniami. Wojtek, zazwyczaj cichy, stał się niemal nieobecny. Całe dnie spędzał w garażu albo na spacerach po okolicy. Gdy próbowałam zacząć rozmowę, machał ręką albo wychodził.
Miałam mętlik w głowie
Pewnego dnia siedziałam w kuchni, wpatrując się w pusty kubek po herbacie. Myśli kłębiły się w mojej głowie, ale żadna nie przynosiła ukojenia. Czy zawiodłam jako matka?
– Musimy z nią porozmawiać jeszcze raz – powiedziałam pewnego wieczoru, ale mąż tylko pokręcił głową.
– O czym? Ona wybrała swoje życie. I nie ma w nim miejsca na nas.
Zamilkłam. Wiedziałam, że w jego słowach było więcej prawdy, niż chciałam przyznać. Próbowałam dzwonić do Agnieszki, pisać. Odpowiadała rzadko, zdawkowo.
Czułam, jak coś w naszej rodzinie ostatecznie się rozpada. I wiedziałam, że nie jestem w stanie tego naprawić.
Minęły kolejne miesiące, ale nic się nie zmieniło. Córka coraz rzadziej się odzywała, aż w końcu przestała całkiem. Wojtek nawet nie próbował pytać, co u niej, a ja? Łapałam się na tym, że wciąż patrzę na telefon, licząc, że może zadzwoni, że powie coś, co naprawi to wszystko. Jednak nic takiego się nie stało.
Działki już nie mieliśmy, a marzenia o spokojnej starości rozwiały się jak mgła. Kiedyś myślałam, że rodzina to coś trwałego. Teraz wiem, że to iluzja.
Czasem w nocy budzę się, czując ciężar w piersi. Nie jestem już tą samą osobą, która oddała wszystko dla córki. Z tamtej Marty została tylko pusta skorupa.
Marta, 64 lata