Reklama

Żyliśmy skromnie – to prawda. Czasem brakowało do pierwszego, czasem musieliśmy przełożyć urlop na następny rok. Czasem kłóciliśmy się z żoną o pieniądze i na co mają być przeznaczone, lecz zawsze potrafiliśmy znaleźć jakieś wyjście, jakiś złoty środek, pogodzić się i nadal stanowić szczęśliwą rodzinę.

Reklama

Oboje pracowaliśmy. Żona sprzątała biura, ja zajmowałem się ciesielką w firmie budowlanej. Ciężko pracowaliśmy na chleb, a jednak byliśmy szczęśliwi. Nasza córka skończyła właśnie gimnazjum i postanowiła zostać fryzjerką. Od kiedy pamiętam, zawsze rozczesywała lalkom włosy, a kiedy już wyrosła z lalek, z upodobaniem wymyślała różne fryzury na głowie matki. Kiedy więc zdała do szkoły fryzjerskiej, wiedzieliśmy, że będzie w życiu robić to, co naprawdę lubi.

Tamtego dnia po pracy poszedłem z kumplami do knajpy. Miałem z żoną umowę. Jeden koktajl i nic więcej. Rozumiała, że facet musi od czasu do czasu pobyć w męskim towarzystwie, pogadać o piłce, ponarzekać na polityków – i za to ją ceniłem.

– Dziś jest kumulacja – Maciek, przyjaciel jeszcze z piaskownicy, pokazał kupon totolotka. – 10 milionów.

– A gdyby był milion, to byś nie zagrał? – uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że Maciek nie gra regularnie i tylko czasem coś skreśli.

– Ale 10 milionów! Zastanów się, co byś zrobił z taką kupą pieniędzy.

– Ja? – wypiłem łyk piwa. – Na pewno dobrze bym zainwestował. Może jakieś obligacje. Pieniądz musi pracować.

– Obligacje?! – Maciek wybuchnął śmiechem. – Przecież nie masz pojęcia o obligacjach. Ja tam kupiłbym dom na Majorce, otworzyłbym knajpę…

Czas nam szybko mijał i trzeba było wracać do domu. Pożegnaliśmy się.

Po drodze przechodziłem obok kolektury totolotka. Majorka, knajpa… – Maciek jednak nie ma zbyt wygórowanych marzeń. Za 10 milionów otworzyłbym prawdziwą firmę budowlaną. Przecież znam się na budowlance.

Pogrzebałem w portfelu. Zostało jeszcze parę złotych. Co mi tam. Pomarzyć można. A szczęściu trzeba dopomóc…

Myślałem, że to wszystko mi się śni. Siedziałem w fotelu przed telewizorem i oglądałem losowanie. Wpadła kula z numerem trzynaście – no tak, jest. Dwadzieścia jeden – ekstra, to już dwie. Szkoda, że za dwójkę nie płacą. Pięć – mam trójkę! Przynajmniej kupon mi się zwróci. Osiem – a niech to!

– Mam czwórkę! – zawołałem do Karoliny.

Gram raz na kilka lat, a tu masz – od razu czwórka. Pewnie jakieś kilka stówek. Będą pieniądze na upominki.

Co się działo potem, dokładnie nie pamiętam. Wpadły następne dwie kule z numerami dokładnie tymi, które skreśliłem.

Drżącą ręką podałem kupon Karolinie i poprosiłem, żeby sama sprawdziła.

Jesteśmy milionerami!!! – wykrzyknęła i rzuciła mi się na szyję.

Miesiąc później siedziałem na tarasie w szwajcarskim kurorcie. Żona z córką zjeżdżały na nartach, a ja przy drinku podziwiałem panoramę gór. Wstyd się przyznać, ale nie umiem jeździć na nartach. Ale teraz, kiedy mam pieniądze to się zmieni. Wynajmę trenera. Bogactwo zobowiązuje.

– Mogę się przysiąść? – nagle koło mnie pojawił się jakiś facet.

Od razu widać, że światowy człowiek. Złoty łańcuch na szyi, złoty zegarek na ręce (muszę sobie taki sprawić), przyciemniane okulary.

Rzuciłem robotę

– Jak to rzuciłeś robotę? – Karolina zbudziła mnie na śniadanie.

Wróciliśmy z dwutygodniowego urlopu i wylegiwałem się jeszcze w łóżku.

W Alpach poznałem jednego Polaka, biznesmena i udało mi się załatwić świetny interes: handel nieruchomościami. On miał kontakty, znajomości i doświadczenie w branży – ja inwestowałem pieniądze. Mieliśmy kupować podupadające hotele. Mały remont, promocja w prasie i tylko czekać, aż turyści wykupią noclegi na sezon z półrocznym wyprzedzeniem. Kiedy hotel poprawi swoją renomę, wzrośnie też jego wartość, nawet dwukrotnie, a wtedy szybka sprzedaż. Z zarobionych pieniędzy kupujemy następny hotel. I interes się kręci. Miałem fart, że spotkałem takiego łebskiego gościa.

Nic nie powiedziałem Karolinie. Wiadomo – kobiety nie mają do tego głowy. Zresztą z natury są nieufne i za żadne skarby nie pozwoliłaby mi wejść w spółkę z kimś, kogo znałem zaledwie jeden dzień, a poznałem w hotelowym barze. Ale się zdziwi, kiedy za kilka miesięcy zamiast ubywać pieniędzy na koncie, zacznie przybywać zer.

– Normalnie – odpowiedziałem. – Złożyłem wypowiedzenie.

Ech, widzieć rozdziawioną gębę szefa – bezcenne. Pewnie pamiętacie tę reklamę z telewizji. Zrobiłem dokładnie to samo.

Zajechałem pod firmę najnowszym modelem Mercedesa – takim, żeby wszyscy wiedzieli, że jedzie nadziany facet.

Szef siedział za biurkiem. Jak zwykle miał humor pod psem.

– Co z tobą?! – krzyczał. – Nie było cię dwa tygodnie. Urlop sobie zrobiłeś?!

– Pięć, osiem, trzynaście, dwadzieścia jeden… – recytowałem z pamięci.

Rzuciłem mu na biurko wypowiedzenie. Teraz ja byłem wielki, a on malutki. Gdybym chciał, mógłbym wykupić tą jego cieniarską firmę. Byłem przeznaczony do prawdziwych interesów. Hotele, kurorty w Alpach a nie jakieś fuchy po wsiach. Jeszcze będzie mi się kłaniać w pas i opowiadać znajomym, że kiedyś pracował u niego ten milioner, ten łebski facet ze smykałką do interesów.

– Ty też nie pójdziesz – oznajmiłem Karolinie. – Moja żona nie będzie sprzątaczką w biurach. Mowy nie ma.

– Właśnie, że pójdę – odpowiedziała zdenerwowana. – Żadna praca nie hańbi.

Jak zwykle, poszła sprzątać biura. Głupia. To była nasza pierwsza sprzeczka, odkąd wygrałem w totka. Tego dnia z przykrością sobie uświadomiłem, że ożeniłem się z kobietą, która nie urodziła się po to, by być kiedyś bogatą. Zacząłem się zastanawiać, czy będzie umiała się zachować odpowiednio w towarzystwie, czy w ogóle ma maniery… Szkoda, że poznałem się na niej tak późno.

Na szczęście Kasia nie okazała się wyrodną córką. Wróciła z praktyki szkolnej i powiedziała, że więcej tam nie pójdzie.

– W zakładzie kazali mi sprzątać włosy z podłogi. Zwariowali chyba!

-– Przecież to normalne – perswadowała jej Karolina. – W zakładzie fryzjerskim trzeba sprzątać włosy.

– Właśnie, że nie – wtrąciłem się. – Jak będzie trzeba, to kupię jej salon fryzjerski! Moja córka nie będzie cudzych kłaków zbierać z podłogi!

– Tato – Kasia przytuliła się. – Nie trzeba. Już nie chcę być fryzjerką. Właściwie, to nigdy mnie to nie interesowało. Zostanę projektantką mody!

– Dobrze, córeczko – pocałowałem Kasię w czoło. – Wspaniały pomysł.

– A mnie o zdanie nikt nie pyta?! – Karolina aż kipiała ze złości. – Kaśka, przecież ty nawet nie potrafisz szyć!

– Kupimy maszyny, sprowadzimy najdroższe tkaniny, zatrudnimy najlepsze szwaczki… – obiecywałem Kasi.

Kumple też mnie nie zawiedli. Wybrałem się któregoś wieczoru do knajpy. Dawno mnie tu nie było. Czas pokazać, że właściwie to nic się nie zmieniłem, pieniądze nie uderzyły mi do głowy, jestem taki sam jak dawniej. Że nawet ja, milioner, czasem przyjdę do knajpy, porozmawiam z kumplami. To nic, że im się nie powiodło – najwyraźniej bogactwo nie było im przeznaczone. Do bogactwa trzeba się urodzić.

– Stary – Maciek klepnął mnie w plecy. – Słyszałem, że nieźle ci się powodzi. Widziałem twoją nową furę.

– To prawda – odpowiedziałem skromnie. – Mam też na oku kupno domu z kawałkiem ziemi.

– Domu powiadasz – Maciek nachylił się i szepnął. – A propos. Wiesz, wzięliśmy z Jadźką mieszkanie na kredyt. Zostało nam jeszcze piętnaście lat spłacania. Jadźka nie ma pracy. No wiesz, same procenty nas zżerają i z wypłaty mało co zostaje. Pożyczyłbyś dwieście tysięcy.

– Nie ma sprawy – uśmiechnąłem się.

– W końcu jesteśmy przyjaciółmi.

Pośmialiśmy się, powspominaliśmy dawne czasy.

– Widzisz tę blondynę – Maciek szturchnął mnie łokciem pod żebro.

– Przygląda ci się.

Długonoga, piersiasta blond piękność zalotnie uśmiechnęła się do mnie.

Straciłem żonę i pieniądze

– Już ci się nie podobam?! – Karolina nie kryła oburzenia.

To prawda, nie wróciłem na noc, ale przecież przyniosłem kwiaty i prezent. Powinna okazać trochę wdzięczności.

– Powiększenie ust i piersi?! Uważasz, że jest mi to potrzebne? Że to ważne? Co się z tobą dzieje? Nie poznaję chłopa, w którym się zakochałam i za którego wyszłam za mąż. Zmieniłeś się.

Pomysł był taki: miałem jechać do Austrii przypilnować interesu i zabrać ze sobą żonę. Wykupiłem jej operację plastyczną w prywatnej klinice. Myślałem, że się ucieszy. Dobry mąż dba o wygląd swojej żony. Że będzie skakać z radości, kiedy dowie się, jaki interes rozkręciłem.

– Jak chcesz! – rzuciłem. – Ja wyjeżdżam na parę dni.

A potem… Wiem, trochę przesadziłem. Ale ona nie chciała ze mną jeździć, a moja śliczna blondyneczka tak. Ale kiedy zobaczyłem Karolinę stojącą w drzwiach hotelu, zamurowało mnie.

– Przynieśli szampana?! – blondynka zawołała, nie podnosząc się z łóżka.

Przecież byłem ostrożny. Zawsze mówiłem żonie, że wyjeżdżam w interesach. Zawsze wynajmowałem pokój w innym hotelu. Pewnie jakaś „życzliwa” koleżanka szepnęła słówko.

To już koniec – Karolina odwróciła się na pięcie i wyszła.

Wystarczył rok.

Partner w interesie zniknął z pieniędzmi. Po prostu. Zastałem pustą firmę i nikt absolutnie nie wiedział, gdzie się podziewa. Przepadł jak kamień w wodę. Pewnie teraz naciąga innego frajera.

Karolina wyprowadziła się. Złożyła pozew o rozwód. Córka czasem mnie odwiedza. Mądra dziewczyna – wróciła do szkoły. Zostanie fryzjerką.
Maciek – szkoda gadać! Przyjaciel z piaskownicy, któremu zawsze ufałem, teraz przechodzi na drugą stronę ulicy, kiedy mnie tylko zobaczy na mieście.

Auto sprzedałem, żeby pokryć długi „firmy”. Ledwie wystarczyło. Dom, po rozwodzie – do podziału.

W naszej okolicy ciężko o pracę. Na razie pobieram zasiłek dla bezrobotnych. Jak będzie potem – nie wiem.

Reklama

Miałem rodzinę. Miałem dom. Miałem szczęście. Miałem przyjaciela. Miałem dobrą pracę. Teraz nie mam nic.

Reklama
Reklama
Reklama