Reklama

Od zawsze byłam „córką Jerzego Stępnia” – znanego przedsiębiorcy, którego nazwisko otwierało drzwi w świecie biznesu. Ale to też oznaczało życie na jego zasadach: chłód, rygor i zero miejsca na emocje. Pracowałam w jego firmie jako specjalistka od PR-u, choć marzyłam o czymś innym. Wszystko zmieniło się, gdy ojciec zatrudnił nowego ochroniarza – Damiana. Nie miał wpływów, luksusu ani nazwiska, a mimo to właśnie przy nim czułam się prawdziwa. To była miłość, której nie planowałam – cicha, ukryta, nieakceptowana. I byłam pewna, że on też to czuje. Że jesteśmy na zawsze.

Reklama

Zobaczyłam w jego oczach strach

Wszystko zaczęło się walić, kiedy ojciec zobaczył nas razem. To miał być tylko zwykły lunch – siedzieliśmy z Damianem na tyłach parkingu, w jego aucie, jedliśmy kanapki i śmialiśmy się z mojej nieudolnej próby otwierania jogurtu bez rozlania go na sukienkę. Nagle jego twarz zesztywniała. Odwróciłam się i zobaczyłam ojca. Stał obok swojego czarnego sedana, z założonymi rękami. Patrzył na nas jak na coś brudnego. Damian nie powiedział mi wtedy nic. Od następnego dnia zaczął się powoli wycofywać. Unikał moich spojrzeń, lunch jadł sam, odbierał krótkofalówkę tylko wtedy, gdy musiał. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, uciekał wzrokiem.

– Co się dzieje? – zapytałam go któregoś wieczoru, gdy złapałam go na tyłach budynku. – Przecież wszystko było dobrze?

– Muszę... nie mogę z tobą rozmawiać – wymamrotał.

– Damian, co ty wygadujesz?

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach strach. Ale jeszcze nie wiedziałam, przed czym. Kilka dni później słyszałam ojca rozmawiającego przez telefon.

– Dostał propozycję nie do odrzucenia. Zniknie. Zrobi to, co trzeba.

Nie skojarzyłam. Jeszcze nie. Prawda wyszła później – ojciec spotkał się z Damianem, zaoferował mu pieniądze. Duże pieniądze. W zamian za odejście. Za to, żeby zostawił mnie i nigdy się nie odezwał. Damian milczał długo. A potem – zgodził się. Dla mojego dobra. Albo tak mu się wydawało. Ale o tym dowiedziałam się dopiero później...

Damian nagle zniknął

Nie dostałam żadnego wyjaśnienia. Po prostu pewnego dnia Damian zniknął. Nie przyszedł do pracy, jego rzeczy zniknęły z szatni, a telefon milczał. Najpierw próbowałam wierzyć, że coś się stało – może choroba, może wypadek. Ale nikt nic nie wiedział. A ojciec... on był zbyt spokojny. Jakby czekał na ten moment.

– Powinnaś się cieszyć, Edyta – powiedział pewnego wieczoru, nalewając sobie whisky. – Taki człowiek nigdy nie był dla ciebie. Gdyby mu naprawdę zależało, nie odszedłby tak po prostu.

– Nie masz pojęcia, co między nami było – warknęłam.

– Mam dokładnie pojęcie – spojrzał na mnie lodowato. – I wiem, że był z tobą tylko dla pieniędzy. Takie typy nie biorą się znikąd.

Wtedy coś we mnie pękło. Przez kilka dni próbowałam go odnaleźć. Pisałam wiadomości, które zostawały bez odpowiedzi. Jeździłam po mieście, sprawdzałam miejsca, gdzie mógłby być. Nic. Czułam się jak idiotka. Jak dziecko, któremu zabrano zabawkę. Tylko że to nie była zabawka. To był jedyny człowiek, przy którym czułam się... sobą.

Z czasem przestałam szukać. Ojciec nie musiał mnie przekonywać długo. Ziarno, które zasiał, zaczęło kiełkować. Może naprawdę Damian był tylko złudzeniem. Próbą ucieczki. Może to wszystko było jednostronne. Zaczęłam układać sobie życie. Bez niego. Z czasem poznałam Marcina. Stabilny, wyważony, z naszej „klasy”. Nie zakochałam się – ale z nim nie bolało. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Stanęłam na ślubnym kobiercu

Dzień ślubu. Suknia dopasowana idealnie, włosy w miękkich falach, makijaż perfekcyjny. Wszystko wyglądało jak z wybiegu. Wokół uśmiechy, gratulacje, szampan i zdjęcia. A ja czułam się, jakbym była statystką we własnym życiu. Chwilę przed ceremonią podszedł do mnie pan Wójcik – dawny współpracownik ojca. Człowiek, który znał go chyba lepiej niż ktokolwiek inny.

– Edytko, wygląda pani przepięknie. Pani ojciec pewnie dumny z siebie, że znowu coś tak pięknie załatwił. A ta historia z ochroniarzem… no, był skuteczny, nie ma co.

– Przepraszam? – zapytałam oszołomiona.

– No… z tym chłopakiem, Damianem. Jak go wykupił. Sprytnie rozegrane – dodał, jakby opowiadał o zabawnym żarcie. – Przepraszam, chyba nie powinienem… Myślałem, że pani wie…

Odeszłam bez słowa, nogi miałam jak z waty. Wpadłam do gabinetu ojca.

– To prawda, że przekupiłeś Damiana? – rzuciłam.

Spojrzał na mnie, bez cienia zaskoczenia.

– Edyta, zrobiłem to, co należało. On nie był dla ciebie. Wziął pieniądze i zniknął. Chciał ratować siebie, nie ciebie.

– Nie… – szepnęłam. – Zniszczyłeś coś, co było prawdziwe.

– Nie. Uchroniłem cię przed złudzeniem.

Wróciłam na swoje miejsce. Organy już grały. Marcin czekał przy ołtarzu. Ruszyłam do przodu. Ciało szło, ale dusza została w miejscu.

Serce nie zna logiki

Nie pojawiłam się na weselu. Wyszłam zaraz po przysiędze, wymówiłam się złym samopoczuciem. Nikt nie zadawał pytań – jeszcze. Wsiadłam do auta i pojechałam. Nie do domu. Nie do hotelu. Jechałam przed siebie, aż zatrzymałam się na starej stacji benzynowej gdzieś za miastem. Usiadłam w aucie i rozpłakałam się jak dziecko. Nie wiem, co mnie tknęło. Może desperacja. Może potrzeba zrozumienia. Wpisałam jego nazwisko w wyszukiwarkę. Po godzinie trafiłam na ślad – firma ochroniarska w małej miejscowości. Zadzwoniłam. Odebrał.

– Damian?

Cisza. Potem:

– Edyta?

Zawahał się, ale się zgodził. Spotkaliśmy się w parku. Wyglądał inaczej. Spokojniej. Starzej. I miał w oczach ten sam smutek, który ja nosiłam od lat.

– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytałam bez wstępu.

– Bo nie miałem wyjścia. Twój ojciec miał rację – nie należałem do twojego świata. Nie mógłbym ci dać nic, co już miałaś.

– Ale mnie nie obchodziły pieniądze!

– Ciebie nie. Ale jego świat – tak. I prędzej czy później i tak by nas to zniszczyło. Więc wybrałem za ciebie.

– Nie miałeś prawa!

– Wiem.

Milczeliśmy długo. Patrzyłam na niego i czułam, że nie umiem ani go nienawidzić, ani pokochać na nowo. Tylko że serce… serce nie zna logiki.

Miłość nie zawsze wystarcza

Zostałam w tamtej miejscowości na noc. Nie potrafiłam wrócić do rzeczywistości, do Marcina, do rodziny, która czekała z tortem i muzyką. Zamówiłam pokój w tanim pensjonacie i całą noc gapiłam się w sufit, próbując zrozumieć, co teraz? Następnego dnia spotkaliśmy się jeszcze raz. W tej samej kawiarni, gdzie dzień wcześniej usiedliśmy jak zupełnie obcy sobie ludzie.

– Nie prosiłem cię, żebyś wracała – powiedział cicho. – Nie wiem, czy jeszcze jesteś tą samą Edytą.

– A ty jesteś tym samym Damianem?

– Nie. Straciłem coś, co było najprawdziwsze w moim życiu.

– A ja straciłam wiarę, że można coś ocalić.

Wiedziałam, że niczego nie odbudujemy. Zbyt wiele między nami zostało przemilczane, zbyt wiele przeszło przez czyjeś ręce. Ale siedząc naprzeciwko niego, chciałam chociaż raz znowu poczuć to, co czułam kiedyś – spokój, miękkość, bliskość.

– Gdyby nie twój ojciec, myślisz, że byśmy przetrwali? – zapytał nagle.

Nie odpowiedziałam. Bo nie wiedziałam.

Kocham cię, Edyta – dodał.

Zamknęłam oczy. Jakby te słowa miały mi pomóc oddychać.

– Ja też cię kocham, Damian. Ale nie potrafię już wierzyć, że to wystarczy.

Wyszłam, zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć. I tym razem on nie pobiegł za mną.

Zostałam sama i szukam siebie

Wróciłam do Warszawy inną drogą. Bez radia, bez telefonu. W głowie miałam tylko jego twarz i własne pytania, na które nie było odpowiedzi. Marcina już nie było. Zostawił mi krótką wiadomość – że nie rozumie, że nie chce tak żyć, że nie będzie rywalizował z przeszłością. Nawet nie miałam mu tego za złe. Ojca unikałam. Nie odbierałam jego telefonów, nie przychodziłam do pracy. On też nie próbował się tłumaczyć – wiedział, że nie miałby czym. Zostałam sama. Po raz pierwszy w życiu naprawdę sama. Ale w tej samotności było coś cennego – cisza, która nie kłamała. Rozmawiałam o tym z przyjaciółką.

– A gdybyś miała wszystko cofnąć? – zapytała.

– Nie cofnęłabym nic – odpowiedziałam. – Bo nawet jeśli mnie złamało, to też mnie z innej strony zbudowało. Już nie jestem tą samą Edytą, co kiedyś.

Damiana więcej nie szukałam. Czasem tylko sprawdzałam jego profil w mediach społecznościowych, upewniając się, że żyje, że uśmiecha się, że dalej funkcjonuje w tym swoim świecie – tak dalekim od mojego. Nie wiem, co będzie dalej. Może jeszcze kogoś spotkam. Może nie. Nie szukam już „tego jedynego”. Szukam siebie. I uczę się ufać sobie bardziej niż komuś innemu. Ale czasem, gdy jest naprawdę cicho, słyszę jego głos w swojej pamięci. I wtedy... przez ułamek sekundy... znów mam dwadzieścia sześć lat i wierzę, że wszystko jeszcze może się ułożyć.

Edyta, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama