Reklama

Wszystko zaczęło się od pomysłu, który wydawał się być strzałem w dziesiątkę. Po miesiącach ciężkiej pracy, stresu i ciągłego pośpiechu, postanowiliśmy z moim partnerem w końcu zadbać o siebie i zafundować sobie prawdziwy luksusowy wypoczynek. Marzyliśmy o weekendzie w ekskluzywnym hotelu – tym z pięcioma gwiazdkami, spa, widokiem na morze i pysznym śniadaniem serwowanym do pokoju. Spakowaliśmy walizki, wzięliśmy wolne dni z pracy, kupiliśmy nowe ubrania na tę wyjątkową okazję. Nie przewidzieliśmy tylko jednego – że to, co czekało nas na miejscu, nie miało nic wspólnego z naszymi wyobrażeniami.

Reklama

Wymarzony urlop w zasięgu ręki

Podróż minęła spokojnie. Auto sunęło po równiutkiej autostradzie, a ja z każdym kilometrem coraz bardziej czułam podekscytowanie. W głowie już widziałam, jak rozpakowuję walizkę w luksusowym pokoju, potem idziemy na kolację w eleganckiej restauracji, a wieczorem relaksujemy się w hotelowym spa. Otworzyłam okno i pozwoliłam, by ciepłe, letnie powietrze owiało mi twarz. Spojrzałam na Marcina – prowadził skupiony, ale na jego twarzy widać było uśmiech, taki jak zawsze, gdy coś planował specjalnie dla nas.

– Myślisz, że będzie tak, jak na zdjęciach? – spytałam nieco z wahaniem.

– Kochanie, no jasne. W końcu pięć gwiazdek, co tu mogłoby pójść nie tak? – odpowiedział z przekonaniem.

Zaparkowaliśmy na przestronnym parkingu przed budynkiem, który na pierwszy rzut oka robił wrażenie. Szkło, nowoczesna fasada, efektowne oświetlenie. Kiedy weszliśmy do środka, recepcja wydawała się naprawdę elegancka – czarne marmury, złote detale, ogromne rośliny w donicach.

– Dzień dobry, mamy rezerwację – powiedział Marcin do recepcjonistki.

Kobieta uśmiechnęła się szeroko, wklepując coś w komputer. Ale po chwili zmarszczyła brwi, a jej uśmiech zaczął blednąć.

– Hm... Proszę chwileczkę poczekać. Zaraz do państwa wrócę – powiedziała i zniknęła za drzwiami.

Spojrzałam na Marcina, czując, jak lekko ściska mnie w żołądku.

Może coś z systemem – próbował mnie uspokoić.

Ale coś w jej spojrzeniu sprawiło, że przestałam się uśmiechać.

Zaskakujący widok przy recepcji

Czekaliśmy przy recepcji, a czas ciągnął się niemiłosiernie. Marcin co chwilę zerkał na zegarek, a ja rozglądałam się po holu, który, choć na pierwszy rzut oka robił wrażenie, przy bliższym przyjrzeniu wydawał się... nieco przybrudzony? Dywan przy windzie miał kilka dziwnych plam, a rośliny, które z daleka wyglądały na bujne, teraz okazały się być sztuczne, z przykurzonymi liśćmi.

– Coś tu jest nie tak – szepnęłam do Marcina.

– Daj spokój, może mają dziś gorszy dzień – próbował mnie uspokoić, ale w jego głosie też słyszałam lekkie napięcie.

Po kilku minutach zza drzwi wyszła recepcjonistka, a za nią... starszy mężczyzna w pomiętej koszuli i z notesem w ręku.

– Dzień dobry państwu – zaczął, zerkając w kartkę. – Rozumiem, że mają państwo rezerwację na pokój premium z widokiem na morze?

– Tak, zgadza się – odpowiedział Marcin, a ja kiwnęłam głową.

– Proszę za mną – powiedział, po czym ruszył przed siebie.

Ruszyliśmy korytarzem, który był dziwnie ciemny. W powietrzu czuć było stęchliznę, a ściany nosiły ślady obdrapanej farby. Winda nie działała, więc musieliśmy iść schodami. Gdy dotarliśmy na piętro, poczułam nieprzyjemny chłód.

– To... tu? – zapytałam, patrząc na drzwi z ledwo widoczną tabliczką „Pokój 307”.

Proszę bardzo, oto państwa apartament – powiedział, otwierając drzwi i wchodząc pierwszy.

Weszliśmy za nim i stanęliśmy jak wryci.

– To jakiś żart? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Pokój niezgodny z oczekiwaniami

Pokój, który przed nami się ukazał, był daleki od tego, co obiecywały zdjęcia na stronie hotelu. Ściany – zamiast eleganckiego, kremowego koloru – miały odrapane tynki, a tapeta w rogach była podarta i odchodziła od ściany. Łóżko, które miało być królewskim łożem z wysokim, tapicerowanym zagłówkiem, okazało się wąską, skrzypiącą ramą z materacem, który wyglądał, jakby miał już za sobą swoje najlepsze lata – i to kilka dekad temu.

– Marcin... – szepnęłam, patrząc na brudne zasłony i małe okno, przez które widać było... nie morze, a zaniedbane podwórze z kubłami na śmieci.

Marcin zrobił krok w stronę mężczyzny, który nadal stał w drzwiach, jakby czekał na nasze zachwyty.

– To ma być apartament premium? Z widokiem na morze? – zapytał spokojnie, choć w jego głosie czuć było napięcie.

– Eee... tak, to jest pokój zarezerwowany dla państwa. Widok... no cóż, czasami zależy od pogody. Jak się przejaśni, morze widać... tam, za tymi drzewami – mężczyzna machnął ręką w stronę okna, jakby chciał coś ukryć.

– Nie, przepraszam bardzo, ale to nie jest to, co zarezerwowaliśmy. Proszę pokazać inny pokój – Marcin próbował zachować spokój, ale ja czułam, jak cała drżę.

Mężczyzna wzruszył ramionami.

– Wszystkie lepsze pokoje są zajęte. To, co państwo widzą, to wszystko, co mamy – odpowiedział, a w jego głosie wyczułam wyraźną obojętność.

Spojrzałam na Marcina z rosnącą paniką w oczach. Czy naprawdę utknęliśmy w tym miejscu na cały weekend?

Próba ratowania sytuacji

– Nie, to się nie może tak skończyć – powiedział Marcin cicho, po czym ruszył za mężczyzną, który już zamierzał wyjść z pokoju. – Proszę pana, my zapłaciliśmy za zupełnie inny standard. Nie możemy zostać tutaj. Chcę rozmawiać z menedżerem.

Mężczyzna westchnął, jakby słyszał to setki razy.

– Menedżera teraz nie ma, wróci wieczorem. Proszę poczekać, może coś się zwolni – odparł i już go nie było.

Zamknął za sobą drzwi, a my staliśmy w tym „apartamencie”, patrząc na siebie w milczeniu. Marcin zacisnął pięści, a ja usiadłam na krawędzi łóżka – od razu się skrzywiłam, bo sprężyny boleśnie wbiły mi się w uda.

– Co robimy? – zapytałam, czując, że coś ściska mi gardło. – Nie dam rady tu zostać.

– Damy radę – powiedział stanowczo. – Poczekamy na tego menedżera i powalczymy.

Nie wiem, czy to jego pewny głos, czy może sama chęć uratowania tego wyjazdu, ale nagle zrobiło mi się lżej na sercu. Postanowiliśmy zejść na dół, popytać w recepcji o inne możliwości, a może chociaż wynegocjować częściowy zwrot pieniędzy.

Kiedy weszliśmy z powrotem do holu, zobaczyliśmy coś, co wprawiło nas w osłupienie. W jednym z foteli siedziała para, która najwyraźniej przechodziła przez podobne emocje co my. Kobieta miała czerwone oczy od płaczu, a mężczyzna ściskał w rękach kartkę – coś, co wyglądało na wydruk rezerwacji.

Nie jesteśmy jedyni – szepnął Marcin, a ja czułam, że z każdym krokiem narasta we mnie złość.

Nie tylko nas oszukali

Nie czekając dłużej, podeszliśmy do tej pary. Marcin nachylił się i zapytał:

Państwo też mają problem z rezerwacją?

Kobieta uniosła na nas zapłakane oczy.

– Oni nas oszukali – powiedziała roztrzęsionym głosem. – Zarezerwowaliśmy pokój z balkonem i widokiem na morze, a dostaliśmy jakąś klitkę na parterze, z oknem na śmietnik.

– U nas to samo – powiedział Marcin, a ja przytaknęłam, czując, jak żołądek zaciska mi się z nerwów.

W tym momencie do holu wszedł mężczyzna, który wyglądał na kogoś ważnego – w garniturze, z teczką pod pachą. Od razu ruszyliśmy w jego stronę.

– Przepraszam, czy pan jest menedżerem hotelu? – zapytał Marcin, wyprzedzając mnie o krok.

– Tak, w czym mogę pomóc? – odpowiedział z uśmiechem, który od razu wydał mi się wymuszony.

Marcin wziął głęboki oddech.

– Zarezerwowaliśmy pokój premium z widokiem na morze. Dostaliśmy coś, co wygląda jak zapomniana przez Boga nora. To jest skandal.

Menedżer spojrzał na nas i... wzruszył ramionami.

– Przykro mi, ale w naszym regulaminie jest zapis, że zdjęcia na stronie są poglądowe, a standardy mogą się różnić w zależności od dostępności pokoi.

Zatkało nas. Patrzyliśmy na niego w ciszy, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszeliśmy.

Czyli po prostu nas państwo oszukali? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

– Jeśli się państwu nie podoba, mogą państwo zrezygnować z pobytu. Oczywiście bez zwrotu kosztów – dodał chłodno, po czym odszedł, zostawiając nas w szoku.

Cenna lekcja z podróży

Przez chwilę staliśmy w milczeniu, jakby ktoś wylał na nas kubeł zimnej wody. W głowie kotłowały mi się myśli, serce waliło jak młotem, a w oczach czułam pieczenie. Marcin spojrzał na mnie i bez słowa złapał mnie za rękę.

– Idziemy stąd – powiedział spokojnie, choć widziałam, że w jego oczach tli się złość.

Zeszliśmy do samochodu, a po drodze widziałam, jak inne pary też stoją z walizkami – jedni zrezygnowani, inni kłócący się z obsługą. Kiedy wsiadaliśmy do auta, zalała mnie fala rozczarowania.

– Marcin, co teraz? Gdzie pojedziemy? Przecież nie mamy żadnej innej rezerwacji – spytałam, czując, że głos mi się łamie.

– Gdziekolwiek, byle nie tu – odpowiedział, uruchamiając silnik. – Zatrzymamy się w jakimś małym pensjonacie, znajdziemy coś w internecie. Nieważne gdzie, ważne, żeby razem.

Patrzyłam na niego i czułam, że choć ten weekend miał być bajką, zamienił się w koszmar, to przynajmniej wiedziałam jedno – z tym człowiekiem mogę przetrwać wszystko. Wieczorem, już w skromnym, ale czystym pokoju w małym pensjonacie przy lesie, siedzieliśmy na łóżku z kubkami gorącej herbaty. Marcin objął mnie ramieniem.

– Wiesz, co sobie myślę? Że luksus to nie jest marmurowa podłoga ani basen. Luksus to spokój, bliskość i czas spędzony razem – powiedział cicho.

Przytuliłam się do niego mocniej. Miał rację. Ta podróż nauczyła mnie więcej niż niejeden przewodnik.

Katarzyna, 34 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama