Reklama

Nie jestem osobą, która lubi komplikacje. Po trzydziestce człowiek powinien już wiedzieć, że życie potrafi być wystarczająco skomplikowane bez dokładania sobie dziwnych sytuacji z obcymi ludźmi. A jednak pewnego o popołudnia, wracając z pracy do pustego mieszkania, zauważyłam coś, co zmieniło bieg mojej historii. Na ławce leżał elegancki, skórzany, męski portfel. I zamiast przejść dalej, jak każda rozsądna trzydziestodziewięcioletnia kobieta, która już wie, że dobre uczynki nie gwarantują happy endu — sięgnęłam po ten portfel.

Naszły mnie wątpliwości

– No świetnie – mruknęłam do siebie, trzymając w ręku portfel jak gorącego ziemniaka. – Tylko mi teraz brakuje policyjnych przesłuchań i tłumaczenia, że nie próbowałam go ukraść.

Rozejrzałam się, ale park był niemal pusty. Ostrożnie otworzyłam portfel, jakbym bała się, że wyskoczy z niego jakiś alarm. W środku – dowód osobisty, kilka kart, banknoty i zdjęcie uśmiechniętego chłopca w garniturku. Na dowodzie: Rafał M. Adres… wcale niedaleko. Piętnaście minut spacerem.

– Co mi szkodzi… – westchnęłam i ruszyłam w stronę wskazanego bloku.

Gdy stanęłam pod drzwiami, zaczęły mnie nachodzić wątpliwości. A co, jeśli to jakiś dziwak? Albo pomyśli, że próbuję coś wyłudzić? Albo, że to podryw? Zanim zdążyłam uciec, drzwi się otworzyły. Stał przede mną mężczyzna z potarganymi włosami i telefonem w dłoni.

– Przepraszam, pan Rafał M.?

– Tak…?

Chyba pan coś zgubił – podałam mu portfel. – Znalazłam go na ławce w parku.

Spojrzał na portfel, potem na mnie. I jeszcze raz na portfel.

Szukałem go od godziny! Jest pani aniołem.

– Raczej bibliotekarką, ale blisko – uśmiechnęłam się krzywo.

Zaśmiał się i otworzył szerzej drzwi.

– Proszę wejść, zrobię herbaty. Choć nie wiem, jak się pani odwdzięczyć…

– Może właśnie herbatą? – uniosłam brew.

Czułam się z nim dobrze

Mieszkanie Rafała było zaskakująco przytulne. Ciepłe światło lamp, zapach cynamonu i drewna. Na komodzie stało lego – chyba ten chłopiec ze zdjęcia miał tu swoje królestwo.

Mieszkam tu z synem. Antek ma osiem lat, ale aktualnie jest u mamy. Weekend – wyjaśnił, wstawiając wodę na herbatę.

Rozwiedziony?

– Od trzech lat. Nieudana próba bycia „dojrzałym”. A pani?

Wolna z wyboru… albo z braku lepszych propozycji – wzruszyłam ramionami. – Wiktoria.

– Rafał – podał mi rękę, choć przecież już znałam jego dane. – Miło cię poznać.

Znowu się uśmiechnął. Miał naprawdę ładny uśmiech. Niezobowiązujący, ciepły, taki… bezpieczny.

– Dziękuję ci. Naprawdę. W tym portfelu miałem wszystko – powiedział, stawiając przede mną kubek z parującą herbatą. – Karty, dowód, nawet rysunek od Antka. Bez tego byłbym jak bez ręki.

– Ludzie rzadko oddają coś takiego. Jednak ja nie miałam serca przejść obojętnie.

– Nie masz też pokerowej twarzy – dodał z rozbawieniem. – Widać po tobie, że jesteś porządną osobą.

– Taa… I dlatego siedzę teraz w mieszkaniu obcego faceta, piję jego herbatę i gapię się na jego zabawki.

– Zabawki są Antka – zaśmiał się. – A ty tu jak najbardziej pasujesz. Może to dziwne, ale… fajnie, że się poznaliśmy.

Milczenie między nami nie było niezręczne. Było takie, jakbyśmy znali się od lat. I wtedy pomyślałam, że może warto czasem się zatrzymać. A nawet wejść do czyjegoś mieszkania.

Pocałował mnie

– Jeszcze trochę cię potrzymam – powiedział Rafał, zerkając na zegarek. – W sumie… i tak planowałem dziś zrobić kolację, ale nie przepadam za jedzeniem sam. Zostaniesz?

Zawahałam się. Rozsądek mówił „uciekaj”, ale ciekawość... no właśnie. Ciekawość mówiła „a co ci szkodzi?”.

– Jeśli nie masz na myśli jajecznicy i parówki, to może się zastanowię – odparłam z udawaną wyniosłością.

– Jajecznica to mój popisowy numer, ale dziś – szelmowski uśmiech – planowałem coś lepszego. Makaron z sosem śmietanowym i kurczakiem. Brzmi banalnie, ale umiem to zrobić tak, że będziesz chciała zostać na deser.

– A deser to?

– Zobaczymy, czy zasłużysz.

Zaśmiałam się i opadłam na krzesło przy stole, a on z wprawą zajął się krojeniem cebuli i wrzucaniem składników na patelnię.

– A czym się właściwie zajmujesz, oprócz gubienia portfeli?

– Projektuję aplikacje mobilne. Czyli całe dnie klikam w ekran i udaję, że pracuję. A ty? Powiedziałaś coś o bibliotece.

– Tak, pracuję w bibliotece. Organizuję spotkania autorskie, wystawy, trochę piszę opisy wydarzeń. Nuda. Ale książki mam za darmo.

– O, to ja mam do ciebie listę – powiedział, odwracając się z łopatką w dłoni. – Szukam czegoś, co nie jest ani kryminałem, ani romansem, ani poradnikiem.

– Czyli... zostaje ci podręcznik do fizyki.

Kolacja wyszła pyszna. Przez cały wieczór nie brakowało tematów. Gdy odkładałam widelec, czułam się zaskakująco swobodnie.

– No i co? Zasłużyłam na deser?

– Zdecydowanie – powiedział cicho. – Ale może... zacznijmy od czegoś prostszego.

Nachylił się i pocałował mnie w policzek. Ciepło i nieśpiesznie. I zamiast się wycofać, uśmiechnęłam się.

W głowie miałam chaos

Nie było w nim nic, co krzyczałoby: „uwaga, niebezpieczny mężczyzna”. Wręcz przeciwnie. Rafał był…normalny. Taki, co to wraca do domu i pamięta, że dziecko woli czekoladowy serek, a nie waniliowy. A ja byłam sama. I właśnie dlatego nie potrafiłam zignorować tego, co zaczynało się tlić między nami.

– Wiesz, że jak na gościa po przejściach, to jesteś całkiem… zorganizowany? – rzuciłam, obserwując, jak zmywa naczynia. Tak, zmywał. Dobrowolnie.

– Po przejściach? Mówisz to tak, jakbym wrócił z wojny – zaśmiał się. – A ty? Też masz jakąś historię?

– Poza nieudanym narzeczeństwem, siedmioma randkami, które skończyły się katastrofą i współlokatorem, który ukradł mi telewizor? Nic ciekawego.

– No, to przebiłaś mnie.

Nie było konkursu – prychnęłam.

Usiadł naprzeciwko, wpatrzony we mnie z lekkim uśmiechem.

– Wiesz, nie chcę być natrętny… ale może jeszcze kiedyś się spotkamy? Może bez portfela w tle?

– A jeśli ci powiem, że muszę to przemyśleć?

– To powiem, że już robię listę książek do polecenia. Bo tylko tak mogę cię wyciągnąć na kawę.

– Sprytnie – przyznałam.

Wyszłam dopiero po dwudziestej drugiej. Park wyglądał już inaczej niż po południu. Chłodniej, ciemniej, ale ja szłam lekka. Z głową pełną wątpliwości. I jakimś dziwnym ciepłem w sercu.

Uśmiechnęłam się mimo woli

Minął tydzień. Nie pisałam pierwsza, nie dzwoniłam. On też się nie narzucał. Jednak w piątek, dokładnie o siedemnastej trzydzieści, dostałam wiadomość:

„Mam dwa bilety do kina. Zero superbohaterów, tylko dramat i czerwone fotele. Dasz się namówić?”.

Zanim zdążyłam odpisać, wysłał jeszcze jedno:

„W razie czego – popcorn w cenie”.

Uśmiechnęłam się mimo woli. I chociaż wszystko we mnie krzyczało, że nie powinnam się angażować, odpisałam:

„Dobrze. Jeśli film będzie miał szczęśliwe zakończenie, uznam cię za romantyka”.

Spotkaliśmy się pod kinem. Bez niezręczności, bez głupiego „hej, jak tam”. Po prostu ruszyliśmy razem do środka. Tak, jakbyśmy robili to od lat.

– Popcorn słony, słodki czy pół na pół?

– Słony. Nie lubię, jak wszystko kończy się lukrem – odpowiedziałam.

– No to dobrze się dobraliśmy. Ja też wolę wersję z goryczką.

Film był dobry. Cichy, poruszający. Jednak to nie on mnie poruszył najbardziej. Tylko to, że Rafał, zamiast komentować wszystko szeptem do ucha jak poprzedni „kandydaci”, po prostu trzymał mnie za rękę. Ciepło, spokojnie. Bez napięcia. Jakby nie chodziło o podryw, tylko obecność. Po filmie długo spacerowaliśmy.

– Wiesz – powiedział w końcu – ja nie szukam niczego na siłę. Ale jeśli to coś ma sens… to nie chcę tego przegapić.

– Nie składaj deklaracji. Nie jestem kobietą od wielkich słów.

– Dobrze. To może po prostu przyjdź jutro na śniadanie?

– Zobaczę, czy znajdę czyste spodnie – odpowiedziałam sucho. Tylko że dobrze wiedziałam, że znajdę.

Oczy mi się śmiały

Śniadanie u Rafała okazało się nieśpieszną sobotą. Kupił świeże bułki, przesolił jajecznicę, a ja… ja siedziałam w jego kuchni w jego koszulce i pierwszy raz od dawna nie myślałam, że zaraz to wszystko się skończy.

Szybko nam poszło – mruknęłam, smarując masłem grzankę.

– Wiem, ale może niektóre rzeczy nie potrzebują trzech sezonów – uśmiechnął się. – Może wystarczy portfel na ławce.

– Albo cynamonowa herbata.

– Albo kobieta, która ma cięty język i sarkazm zamiast makijażu.

Zrobiłam minę, jakby mnie to uraziło, ale oczy mi się śmiały.

– Przypomnij mi, czemu ja tu w ogóle przyszłam?

– Żeby oddać zgubę. A zostałaś na deser.

Spojrzał na mnie poważnie.

– Nie wiem, co z tego będzie, ale nie chcę tego puścić.

– Ja też nie.

I wtedy pocałował mnie. Już nie nieśmiało, nie przelotnie. Tak po prostu – jakbyśmy oboje wiedzieli, że to coś niecodziennego, choć wydarzyło się zupełnie zwyczajnie. Nie planowałam znaleźć faceta. Nie planowałam wchodzić do czyjegoś mieszkania. Jednak czasem życie jest jak portfel na ławce. Trafia się raz. I lepiej go nie przegapić.

Wiktoria, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama