Reklama

Pracuję w biurze jako specjalista ds. logistyki. Moje życie od dawna toczyło się w przewidywalnym rytmie: praca, dom, wieczory przy serialach, czasem wypad na rower czy książka. Nie byłem typem buntownika, raczej kimś, kto woli porządek i spokój. Moja żona była moim zupełnym przeciwieństwem – pełna energii, marzeń, zawsze goniąca za nowym, pięknym życiem. Od pewnego czasu zacząłem zauważać, że nasze codzienne życie zaczęło się zmieniać. Monika zaczęła kupować sobie coraz więcej rzeczy. Zastanawiałem się, skąd na to wszystko mamy pieniądze, skoro nasze zarobki ledwo wystarczały na ratę kredytu i życie. Coś mi nie grało, ale długo udawałem, że tego nie widzę. Może to ja byłem zbyt spięty? Może za bardzo się przejmowałem? W głowie kłębiły mi się pytania, ale wciąż je od siebie odsuwałem.

Reklama

Nie chciałem robić awantury

Wróciłem z pracy późnym popołudniem, zmęczony i z głową pełną myśli o niezałatwionych sprawach. Monika siedziała przy stole, przeglądając nowy katalog sklepowy, a obok niej leżała paczka z winylami. Widok rachunku z logo luksusowego sklepu przyciągnął mój wzrok. Wziąłem go do ręki.

– Skąd wzięłaś pieniądze na te winyle? My ledwo wiążemy koniec z końcem! – zapytałem, czując, jak narasta we mnie gniew.

– Nie przesadzaj. To była okazja. Trochę oszczędziłam – odpowiedziała, wzruszając ramionami, jakby chodziło o kupno paczki ryżu.

– Jak?! My mamy kredyt, opłaty, rachunki! A ty wydajesz kasę na bzdury?! – podniosłem głos, czując, że tracę cierpliwość.

– No właśnie! Kredyt, rachunki, opłaty… Same przyjemności, co? – Monika spojrzała na mnie z wyrzutem, jakbym ją atakował bez powodu.

– Nie o to chodzi. Chcę wiedzieć, skąd wzięłaś pieniądze. To wszystko kosztuje! – podkreśliłem.

– Daj spokój. Zawsze musisz się czepiać. Zamiast cieszyć się, że mam coś, co lubię, to tylko pretensje… – przewróciła oczami, odwracając się ode mnie.

Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Coś mi nie pasowało. Od miesięcy wydawaliśmy więcej, niż powinniśmy. Moje serce biło szybciej, jakby próbowało mnie ostrzec. Nie chciałem robić awantury, ale nie mogłem się wyciszyć. Coś mi mówiło, że to dopiero początek kłopotów.

Coś mi nie grało

Nie mogłem spać tamtej nocy. W głowie tłukły mi się słowa Moniki. Jakby nasze finanse to była jakaś abstrakcja. Przewracałem się z boku na bok, wpatrując się w ciemny sufit, aż w końcu wstałem. Usiadłem przy biurku, otworzyłem laptopa i zacząłem przeglądać historię naszego konta. Z początku wszystko wyglądało normalnie: rachunki, zakupy spożywcze, opłaty za media. Ale im bardziej zagłębiałem się w historię transakcji, tym częściej czułem nieprzyjemny skurcz w żołądku. Przelewy z nieznanych źródeł, wpłaty z tytułem „pożyczka krótkoterminowa”, kilka dziwnych zleceń. Zerknąłem na dokumenty w szufladzie – wniosek o kredyt gotówkowy, umowa na pożyczkę. Wszystko na moje dane. Ale przecież nie składałem żadnych wniosków. Nie wytrzymałem. Następnego dnia zadzwoniłem do Marka, mojego przyjaciela, który pracował jako doradca finansowy. Spotkaliśmy się w kawiarni po pracy.

– Coś tu nie gra. Znalazłem dziwne przelewy, kredyty na moje dane… – zacząłem, czując, jak gardło mi się zaciska.

– Pokaż mi to wszystko.

Przyjaciel przerzucił papiery, mrucząc pod nosem.

– Stary, to wygląda źle. Tu są podpisy na twoje nazwisko… Ale to nie jest twój charakter pisma, prawda?

– Nie. – Pokręciłem głową, czując, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

Marek zamilkł. W jego oczach zobaczyłem coś, co przeraziło mnie jeszcze bardziej – współczucie.

Zostałem oszukany

Wróciłem do domu późnym wieczorem, z ciężką głową i ściśniętym sercem. Monika siedziała na kanapie z kubkiem herbaty, jakby nic się nie stało. Nie czekałem ani sekundy dłużej. Usiadłem naprzeciwko, rzucając na stół plik dokumentów, które pokazał mi Marek.

– Co to jest? – Monika zmarszczyła czoło, biorąc papiery do ręki.

Nie udawaj. Co to za pożyczki na moje dane? Kredyty, które nigdy nie brałem? – głos mi zadrżał.

Monika zbladła, a jej ręce zaczęły się lekko trząść.

– Nie rozumiesz… Ja tylko chciałam… Nie miałam wyboru… – zaczęła mówić, ale głos jej ugrzązł w gardle.

– Nie miałaś wyboru?! Ukradłaś moje dane, podpisałaś się za mnie! – warknąłem, wstając z krzesła.

Monika spuściła głowę, a w jej oczach pojawiły się łzy.

– Ja… chciałam, żeby było lepiej. Dla nas. Żebyśmy w końcu mogli pozwolić sobie na coś więcej niż tylko spłacanie rachunków i kredytu. Przecież wiesz, jak mi zależało na tym, żeby być idealną żoną…

Patrzyłem na nią i nie poznawałem osoby, którą miałem za żonę. Idealna żona? A co z nami? Co z naszym bezpieczeństwem? Z naszym życiem?

– Ty to nazywasz miłością? Oszukujesz mnie, narażasz na długi, a potem mówisz, że to dla naszego dobra? – głos mi się załamał.

Nie odpowiedziała. Milczała, a ja czułem, że coś się w nas rozpadło.

Straciłem zaufanie

Emocje opadły, ale w mojej głowie powoli zaczynał panować chaos, wiedziałem jedno – sam tego nie ogarnę. Monika siedziała w salonie, skulona jak dziecko, a ja wyszedłem z mieszkania. Nie chciałem jej widzieć. Nie w tej chwili. Nie wiedziałem, co mnie bardziej boli – fakt, że mnie okłamywała, czy to, że przez tyle lat niczego nie zauważyłem. Wsiadłem do auta i pojechałem do mojego brata.

– Pomóż mi. Ona mnie pogrążyła.

Słowa same cisnęły się z ust, a ręce drżały, gdy wyciągałem papiery. Tomek, zawsze opanowany i rzeczowy, zerknął na dokumenty i westchnął.

To grubsza sprawa. Tu są twoje podpisy, twoje dane. Jak to nie twoje? – uniósł brwi.

– Nie moje! Przecież widzisz, to nie mój charakter pisma!

– A masz dowód, że to nie ty? Masz jakieś alibi? Nagrania z monitoringu w czasie podpisania umowy?

Zamilkłem. Nie miałem.

Musisz zgłosić sprawę. Inaczej to ty poniesiesz konsekwencje. Będziesz odpowiadał za te kredyty.

– Zgłosić… czyli donieść na własną żonę? – szepnąłem, a słowa paliły mnie jak rozżarzone węgle.

– Rozumiem, że to trudne, ale inaczej nie wyjdziesz z tego. Ona cię oszukała. Nie możesz tego zamiatać pod dywan.

Siedziałem w ciszy, czując, że moje życie właśnie się rozpada. Nie wiedziałem, co robić, co czuć. Czy ją jeszcze kocham, czy tylko trwam w tym, bo tak wypada?

Było mi żal siebie

Wróciłem do domu, czując się jak cień samego siebie. Monika siedziała na kanapie, blada, z podkrążonymi oczami. Na stole stała zimna herbata. Usiadłem naprzeciwko niej.

– Co teraz z nami będzie? – spytałem cicho, patrząc jej prosto w oczy.

Monika uniosła głowę. W jej oczach widziałem strach, żal, może nawet cień nadziei.

– Nie wiem... Przepraszam. Ja... nie chciałam cię skrzywdzić. Myślałam, że to wszystko jakoś się ułoży, że zarobimy więcej, spłacimy te kredyty. Nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć.

– Myślałaś, że co? Że to się samo rozwiąże? Że magia sprawi, że długi znikną? – warknąłem, czując, jak znowu ogarnia mnie złość.

– Chciałam, żebyś był ze mnie dumny. Żebyś patrzył na mnie i widział kobietę, która potrafi spełniać marzenia, a nie tylko narzeka i liczy grosze...

Patrzyłem na nią i czułem, jakby siedziała przede mną obca osoba. Znałem każdy rys jej twarzy, a jednocześnie nie wiedziałem o niej nic.

– Nie wiem, czy dam radę z tym żyć. Nie wiem, czy potrafię ci jeszcze zaufać.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, jakby próbowała coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle.

– Chcę to naprawić – wyszeptała w końcu. – Proszę, daj mi jeszcze jedną szansę.

Nie odpowiedziałem. Patrzyłem w jej oczy i czułem, jak moje serce bije mi w piersi – z gniewu, żalu i strachu. Nie wiedziałem, co zrobić.

Nie wiedziałem, co dalej

Minęło kilka tygodni, a ja nadal czułem się, jakbym stał na krawędzi. Sprawę zgłosiłem na policję – nie miałem wyjścia. Tomek pomagał mi przygotować dokumenty, Marek doradzał w kwestiach finansowych, ale to wszystko było jak plaster na ranę, która pulsowała bólem. Monika? Była przygaszona, jakby z niej uleciało całe życie. Chodziła po domu cicho, unikała mojego wzroku, a ja… czułem się jak obcy we własnym domu.

Każdego dnia zadawałem sobie pytanie, czy to wszystko było kłamstwem? Czy nasze wspólne lata, święta, podróże, zwykłe wieczory przed telewizorem… to też były tylko elementy tej wielkiej gry pozorów? Jednocześnie nie umiałem wyrzucić jej z serca. Gdy patrzyłem, jak siedzi przy oknie z kubkiem herbaty w rękach, jak ukradkiem spogląda na mnie z bólem w oczach, czułem coś, czego sam nie potrafiłem nazwać. Może żal za tym, co straciliśmy? A może zwykły lęk przed samotnością?

Czekała nas długa droga – rozmowy z prawnikami, próby ugaszenia długów, walka o ratowanie tego, co jeszcze dało się uratować. Wiedziałem jedno – zaufanie, które runęło jak domek z kart, nie wróci ot tak. Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze i pytałem sam siebie, czy jestem w stanie jej wybaczyć? Czy potrafię zacząć od nowa? Odpowiedź nie była prosta. Może nigdy jej nie poznam. Jedno było pewne. Już nigdy nie będę tym samym człowiekiem.

Piotr, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama