Przyszłam na świat na prowincji. Decyzję o tym, że chcę studiować w dużym mieście, podjęłam już w czasie nauki w gimnazjum. Po zakończeniu liceum zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam do Warszawy. Ale egzamin maturalny nie poszedł mi zbyt dobrze, więc nie udało mi się dostać na publiczną uczelnię.

Zdecydowałam się na zapisanie do prywatnej uczelni. Tam z kolei trzeba płacić czesne. Mimo, że udało mi się znaleźć dobrą posadę, mój budżet stale był na granicy wytrzymałości. Większość moich zarobków pochłaniał czynsz za mieszkanie.

Zaczęłam się rozglądać za jakąś współlokatorką, żeby trochę odciążyć swój budżet, i wtedy zadzwoniła do mnie ciocia Hanka, siostra mojej mamy. Jej syn właśnie miał zacząć studia w Warszawie.

Spotkaliśmy się jedynie kilka razy

– Moja droga, słyszałam, że potrzebujesz współlokatora – rzuciła do słuchawki.

– Dokładnie, a dlaczego pytasz, ciociu?

– Ponieważ mój Bartek nie chce mieszkać w akademiku i szuka pokoju. Może więc zamieszkacie razem?

– Nie jestem pewna, jak to wyjdzie... Co jeśli nie będziemy się dogadywać?

– Na pewno znajdziecie wspólny język. Mój Bartek jest bardzo samodzielny i odpowiedzialny. A ja byłabym spokojniejsza, gdybyś ty na niego uważała – przekonywała.

Nie byłam zbyt blisko związana z moim kuzynem, ponieważ spotkaliśmy się tylko kilka razy w roku podczas ważnych rodzinnych wydarzeń, ale zdecydowałam się na to. Po pierwsze, nie chciałam odmawiać własnej ciotce, a po drugie, uznałem, że lepiej będzie mieszkać z kimś z rodziny niż z nieznajomym.

Mężczyzna w domu zawsze jest przydatny. Naprawi kran, zawiesi półkę, przyniesie cięższe zakupy, przesunie meble. Pozwoliłam Bartkowi się wprowadzić.

Myślałam, że nie musimy ustalać zasad naszego wspólnego życia w jednym mieszkaniu. Wydawało mi się, że jest oczywiste, że koszty czynszu i rachunków dzielimy na pół, że zaopatrujemy lodówkę według naszych potrzeb, sprzątamy po sobie na bieżąco i ustalamy dyżury dotyczące dokładniejszych porządków. Kiedy zapraszamy znajomych, staramy się, żeby nie byli zbyt głośni i nie przeszkadzali drugiej osobie. To przecież zwykłe zasady, które powinien znać każdy, kto dzieli mieszkanie z inną osobą. Byłam pewna, że Bartek je zna i przestrzega. Ale niestety...

Już po kilku dniach okazało się, że kuzyn w ogóle nie planuje przestrzegać jakichkolwiek zasad. To ja byłam odpowiedzialna za zakupy, sprzątanie, gotowanie. On tylko przychodził z uczelni, zjadał wszystko co tylko znalazł w lodówce, zostawiał brudne talerze i nagle znikał.

Nie musiał, w przeciwieństwie do mnie, pracować, ponieważ rodzice finansowali mu studia i pobyt w stolicy, więc w czasie wolnym bawił się na imprezach. Przychodził pijany, rzucał ubrania gdziekolwiek i szedł do łóżka. I zazwyczaj nie był sam.

Prawie każdej nocy przyprowadzał do domu jakąś dziewczynę, która czuła się u nas jak we własnym domu. Chodziła po naszym mieszkaniu w moim szlafroku, używała moich kosmetyków. To wszystko doprowadzało mnie do szału. Na dokładkę, kiedy już wychodzili, mieszkanie wyglądało jak po przejściu tornado. Zalana łazienka, brudne naczynia w kuchni... Nie jestem maniaczką porządku, ale nie znoszę bałaganu. Zamiast więc odpoczywać po ciężkim dniu, musiałam wziąć mop, ściereczki i posprzątać cały ten chaos.

Dość tego!

Na początku było to dla mnie do zaakceptowania. Miałam nadzieję, że Bartek tylko na moment tak stracił głowę – uwolnił się od rodzicielskiej kontroli i chciał się trochę rozerwać. Liczyłam na to, że wkrótce się uspokoi i zacznie się zachowywać jak normalny człowiek, który z kimś mieszka.

Niestety, sytuacja tylko się pogarszała. Nawet musiałam sama naprawić kran, bo on ciągle o tym zapominał. Po upływie trzech tygodni miałam już dość. Kiedy kuzyn, tym razem sam, odsypiał po kolejnej imprezie, zmusiłam go do wstania z łóżka.

– Musimy porozmawiać na poważnie – rzuciłam.

– Jezu, czy to musi być teraz? Mam straszliwego kaca – próbował się schować pod kocem.

– Tak, teraz! – nie dawałam za wygraną. Z niechęcią wstał i ruszył za mną do kuchni.

– O co ci chodzi? – ziewnął.

– Nie jestem twoją pomocą domową ani służącą. Albo zaczynasz sprzątać po sobie i swoich znajomych, samodzielnie robić zakupy i robić sobie jedzenie, albo się pożegnamy – oznajmiłam zdecydowanie. Patrzył na mnie zaskoczony.

– Że co? Mama przed wyjazdem mówiła mi, że nie powinienem się tym wszystkim przejmować, bo ty dasz radę.

– Co proszę?!

– No dobrze, mogę dołożyć do kosztów zakupów, bo faktycznie czasem coś tam zjadam. Ale co do tych wszystkich domowych obowiązków typowo kobiecych, to nie mam pojęcia. Nie potrafię gotować, prasować, sprzątać... – policzył na palcach.

– To musisz się nauczyć, i to naprawdę szybko – przerwałam mu.

– Nie żartuj! Jestem prawdziwym mężczyzną, a nie gospodynią domową. Mama przez całe życie robiła wszystko dla taty, mi też zawsze wszystko podawała. I nigdy nie narzekała, wie, gdzie jest jej miejsce – zaśmiał się.

Byłam wściekła.

– Posłuchaj, prawdziwy mężczyzno. Albo zastosujesz się do moich reguł, albo natychmiast poszukaj sobie nowego pokoju. Bo po prostu cię stąd wyrzucę. Zrozumiałeś?! – krzyknęłam.

– W porządku, już w porządku, tylko nie krzycz tak, bo zaraz głowa mi eksploduje. Przecież widzisz, że mam dziś ciężki dzień – zrobił skwaszoną minę.

Miałam zamiar jeszcze mu wyjaśnić, co myślę na temat mężczyzn, którzy są przekonani, że kobiety powinny im służyć, ale odpuściłam. Zrobiło się już późno i musiałam iść do pracy. Mimo wszystko, liczyłam na to, że Bartek, mimo że trochę zdezorientowany, zapamięta to, co mu powiedziałam, a co najważniejsze, weźmie to do serca.

Niestety, moje nadzieje legły w gruzach. Całkowicie. Po powrocie do domu z pracy, zastałam mieszkanie w takim bałaganie, jakby przez nie przeszła para tajfunów. Kotletów, które upiekłam sobie na następne trzy dni, również nie było.

Z poczucia bezradności i złości nie mogłam powstrzymać łez. W następnych dniach usiłowałam przekonać Bartka do zmiany tego postępowania. Jednakże, kiedy tylko zaczynałam mówić o zasadach, odpychał mnie jak irytującą muchę.

Twierdził, że narzekam, nie może teraz rozmawiać o głupotach, bo jest zbyt zajęty. I że powinnam mu dać wreszcie chwilę wytchnienia, ponieważ od moich wywodów boli go głowa. Postanowiłam więc poczekać do weekendu i kiedy poszedł się bawić, wymieniłam zamki w drzwiach frontowych, spakowałam jego rzeczy i zostawiłam je na korytarzu.

Dudnił w drzwi, błagał żeby go wpuścić, lecz stałam twardo na swoim. Ani mi się śniło dalsze dzielenie z nim mieszkania, bo był strasznym bałaganiarzem i nierobem. Krzyknęłam więc tylko, żeby lepiej sobie poszedł, bo jeśli nadal będzie robił hałas, to sąsiedzi zadzwonią po policję. Ani trochę nie liczyło się dla mnie to, dokąd trafi mój kuzyn. Nie chciałam już dłużej znosić jego postępowania.

Moja ciotka plotkuje o mnie

Następnego dnia poświęciłam mnóstwo czasu na posprzątanie pokoju, który zostawił po sobie Bartek. Wyglądał jak miejsce, gdzie spotykają się pijacy, więc kosztowało mnie to sporo pracy. Planowałam sobie zrobić kawę i odpocząć, ale wtedy ktoś zapukał do drzwi. Okazało się, że to moja ciotka Hanka. Była tak wściekła, że aż wrzała ze złości.

– Naprawdę, nie sądziłam, że jesteś w stanie coś takiego zrobić! – krzyknęła, wchodząc do mieszkania.

– Ale co takiego zrobiłam? – udawałam, że nie rozumiem, o czym mówi.

Jak mogłaś tak postąpić z Bartkiem! Musiał szukać noclegu w środku nocy! Naprawdę, nie wiem, kim ty jesteś! – była wściekła.

– Przejechałaś tyle drogi, tylko żeby mi to powiedzieć? – przerwałam jej wywód.

– Zgadza się! Gdy zadzwonił do mnie, natychmiast wsiadłam do auta i ruszyłam do ciebie. Nie mogłam tego tak zostawić! Przepraszam, ale nie pozwolę, żebyś tak raniła moje dziecko... Zmusiłaś go do przeżycia ogromnego stresu! Mam nadzieję, że przeprosisz go i pozwolisz mu wrócić...

– Czy Bartek ci powiedział, dlaczego do tego doszło?

– Coś tam rzucił. Że niby raz czy dwa coś od ciebie podjadł z lodówki. Ale to przecież błahostka! – podniosła ramiona w geście niedowierzania.

– Nie raz czy dwa, tylko każdego dnia. I nie cokolwiek, tylko wszystko. Kiedy wracałam do domu, w lodówce zostawało mi tylko światło.

– No bez przesady – odparła, machając ręką.

– No bez przesady! Bartek przez ostatni miesiąc nie dołożył się ani złotówki na jedzenie!

– O rety, skoro to tak bardzo cię dobiło finansowo, mogę ci jeszcze dzisiaj wszystko oddać. Masz jakieś rachunki? – rzuciła w moją stronę zaciekawione spojrzenie.

– Znajdę je i wyliczę ci sumę do zwrotu. Ale to nie tylko kwestia zakupów. Twój ukochany synek codziennie zachowuje się jak prosię, wszędzie zostawia woje brudne gacie, talerze po jedzeniu, butelki po piwnie, a czasem nawet nie spuści wody. On jest po prostu obrzydliwy. Jak się zdaje, obiecałaś mu, że ja się tym zajmę.

– To fakt. Twoja mama zawsze mówi, że jest z ciebie taka pedantka. Pomyślałam, że skoro jesteś taka, to po Bartku też posprzątasz. Lepiej nie powierzać mężczyznom takich zadań. Zrobią to niedbale i jeszcze będą narzekać. Kobiety są lepsze w takich rzeczach. Szybko i sprawnie – zaczęła tłumaczyć. Miałam tego dość.

– Słuchaj, jeśli lubisz pełnić rolę służącej dla swojego męża i syna, to proszę bardzo. To twoja sprawa. Ale nie licz na mnie. Nie chcę więcej widzieć Bartka! Już wystarczająco mi nerwów zniszczył i krwi napsuł.

– Czyli nie zamierzasz go przeprosić i przyjąć z powrotem?

– Nawet o tym nie myślę!

– Więc co on ma teraz ze sobą zrobić?

– Nie mam pojęcia. Myślę, że najlepiej by było, gdyby ciocia opłaciła mu nocleg w hotelu, na pewno w takim z pięcioma gwiazdkami. Tam miałby do dyspozycji sprzątaczkę, kelnera, a nawet kucharza na wezwanie – odpowiedziałam z nieukrywanym sarkazmem.

– Jaka z ciebie bezczelna dziewczyna! – zareagowała z oburzeniem.

– Sama jesteś bezczelna! Skoro wychowałaś swojego syna na prawdziwego księcia, to teraz zapewnij mu mieszkanie na miarę książęcych oczekiwań. I dość już tej rozmowy. Jestem zmęczona, bo cały dzień sprzątałam po nim. Bardzo by mnie ucieszyło, gdybyś teraz po prostu wyszła – podniosłam się i skierowałam ją w stronę wyjścia.

Poszła, ale z taką miną, jakbym co najmniej zamordowała jej rodziców. Od tego momentu minęły dwa tygodnie. Teraz mieszkam z koleżanką ze studiów Agnieszką. Razem dzielimy obowiązki i świetnie się rozumiemy. W końcu nie muszę się obawiać, że wrócę do domu i zastanę bałagan.

Nie wiem, gdzie teraz jest Bartek, ale naprawdę nie obchodzi mnie to. Jestem szczęśliwa, że już nie muszę się nim przejmować. Tylko trochę mi szkoda mamy. Moja ciotka rzekomo dzwoni do wszystkich członków rodziny i mówi o mnie różne nieprawdziwe historie. Twierdzi, że bez żadnej przyczyny wyrzuciłam jej ukochanego syna na ulicę, że jestem okrutna i bezduszna. Dodaje, że Bóg niewątpliwie mnie za to ukarze w przyszłości.

Potem moja mama musi tego wszystkiego słuchać i bronić mnie. Wiem, że to dla niej nie jest łatwe. Nie zamierzam tego tak zostawić. Nie dopuszczę, aby w rodzinie myśleli o mnie jak o jakiejś wiedźmie! Na szczęście święta są tuż tuż, więc wszyscy spotkamy się u mojej babci.

Wyjaśnię wtedy rodzinie, co naprawdę się wydarzyło. Ciotka Hanka nie będzie sobie robić ze mnie pośmiewiska, na pewno nie! A jeśli zacznie znowu coś kręcić, to wspomnę coś o jej synu, jego imprezach i dziewczynach. W rodzinie na pewno nie zabraknie tematów do rozmów...