Reklama

Sądziłam, że z wiekiem człowiek mądrzeje. Ja mogłabym obdzielić doświadczeniem ze trzy osoby, przekroczyłam też czterdziestkę, więc można by się spodziewać, że będę odporna na manipulacje. Przecież wiedziałam, jak to jest zaufać mężczyźnie, a potem zostać porzuconą z dzieckiem. Wychowałam Dianę sama, jej ojciec zwinął żagle, kiedy odmówiłam zabiegu w ciąży. Nagle przypomniało mu się, że ma rodzinę za granicą i od lat planuje wyjechać do pracy. Szukałam go potem przez sąd, ale mój piękny Gabriel zapadł się pod ziemię i zostałam z Dianą sama.

Reklama

Nie było nam źle. Jako krawcowa mogłam pracować w domu, jednocześnie doglądając dziecka. Nie wydawałam pieniędzy na ubranka, bo ścinków miałam tyle, że mogłam obszyć i czwórkę dzieci. Do tego wszyscy znali moją sytuację i często się zdarzało, że klientki przynosiły mi zabawki, wózek czy rowerek po swoich maluchach. Nie, jeśli chodzi o finanse, to nie mogłam narzekać. Ale czułam się samotna. Płakałam na filmach o dobrych ojcach, odwracałam wzrok od tatusiów pchających wózki na ulicy.

Gdy Diana trochę podrosła, spotykałam się z pewnym mężczyzną, ale nic z tego nie wyszło. Po rozstaniu bardziej tęskniłam za samym uczuciem niż za Patrykiem. Po czterdziestce zaczęłam przyzwyczajać się do myśli, że zostanę samotna. Diana ciągle powtarzała, że jak skończy osiemnaście lat, to wyprowadzi się do mieszkania, które wynajmie z przyjaciółmi.

– Będę wreszcie mieszkać w mieście! – powtarzała. – Będę chodzić do kina, kiedy mi się zachce, a nie kiedy ktoś mnie tam zawiezie po miesiącu błagania. I znajdę sobie pracę w pizzerii albo kawiarni, a potem będę szukać czegoś ambitniejszego. Rany, mamo! Będę miała siłownię, galerie handlowe, no po prostu wszystko koło domu!

Uśmiechałam się, bo i ja w jej wieku marzyłam, żeby wyrwać się z naszej pipidówki. I pewnie bym to zrobiła, gdybym nie urodziła dziecka. Rozumiałam, że młoda dziewczyna musi mieć towarzystwo i miejsca, w których może się rozwijać. Ja też w wieku Diany umierałam z nudów w naszym domu na końcu drogi, skąd do przystanku pekaesu szło się dwadzieścia minut.

Zobacz także

Wspierałam córkę w tych planach. Nauczyłam ją szyć i płaciłam jej za pomoc przy zleceniach. Chociaż zarzekała się, że nie zamierza kontynuować rodzinnej tradycji, to pracowała sprawnie i sumiennie. Klientki nie odróżniały sukienek uszytych przez nią od tych, nad którymi pracowałam ja.

Ależ byłam głupia! Jak mogłam pomyśleć, że to coś poważniejszego?

Co jakiś czas robiłam jej przelew, zgodnie z wyliczeniami w zeszycie. W ten sposób zbierała kapitał na pierwsze miesiące po wyprowadzce do miasta. Życie toczyło się znanym torem, obie byłyśmy zadowolone i miałyśmy poczucie bezpieczeństwa, choć nie opiekował się nami żaden facet.
I wtedy poznałam Rafała. To było zauroczenie jak z liceum!

Nie spodziewałam się, że życie szykuje mi jeszcze jedną niespodziankę w postaci takiej miłości! Diana lubiła mojego chłopaka. Żartowała ze mnie, że chodzę z głową w chmurach i cieszyła się, że nie zostanę sama, kiedy ona zamieszka już w wymarzonym mieszkaniu w mieście. Podobała mi się wizja, że Rafał się do mnie wprowadzi. Był w moim wieku, miał samochód, więc dojazdy do pracy nie byłyby problemem. Przyjeżdżał zresztą do mnie niemal codziennie, więc i na benzynę wydawałby porównywalną sumę.

– Jesteś tu codziennie – zagaiłam któregoś dnia. Zawsze wpadał do mnie koło południa, kiedy Diana była w szkole. – Może po prostu dam ci połowę szafy i parę szuflad, a ty przywieziesz swoje rzeczy?

Spojrzał na mnie, jakby sprawdzał, czy żartuję. A powiedziałam, że do siebie pasujemy i chciałabym z nim mieszkać. I wtedy wyszło na jaw, jaką kretynką byłam. Ponieważ Rafał już z kimś mieszkał. A konkretnie: z żoną i dziećmi. Do mnie przyjeżdżał, bo małżeństwo go nudziło i szukał wrażeń, ale absolutnie nie miał zamiaru się rozwodzić. Powiedział mi to, dodając, że liczy na moje zrozumienie.

– Oboje jesteśmy dorośli, każde z nas ma swoje życie – tłumaczył. – Jest nam razem fajnie, ja spędzam z tobą przerwy na lunch, ty możesz się trochę oderwać od tej nudy tutaj. Po co to psuć?

– Wyjdź – syknęłam tylko przez zęby. – Wynoś się w cholerę! Ale już!

Kiedy wyszedł, oparłam się o drzwi i wybuchłam płaczem. To było tak strasznie upokarzające! Jak mogłam się nie zorientować, że to tylko romans dwójki ludzi w średnim wieku?! Jak mogłam myśleć, że to coś… poważniejszego?

W przypływie wściekłości skasowałam z telefonu wszystko, co łączyło mnie z Rafałem, jego numer, zdjęcia, SMS-y i maile.
Pożałowałam tego dwa tygodnie później, kiedy zrobiłam test ciążowy…

– Co?! – wrzasnęła Diana, kiedy w końcu wydusiłam z siebie, że jestem w ciąży. – No to dzwoń do niego! Niech tu natychmiast przyjeżdża! – zażądała.

– Nie przyjedzie… – pokręciłam głową. – Poznałam go w sklepie, miałam tylko numer telefonu i maila, ale skasowałam…

Diana usiłowała mnie uspokoić. Szukała Rafała w internecie, ale albo podał mi zmyślone imię i nazwisko, albo nie miał nigdzie konta. Nie znalazłyśmy go. Stało się jasne, że zostałam sama z ciążą. Po raz kolejny.

Myślałam, że tym razem będzie lepiej. Miałam przecież piętnastoletnią córkę, która była dla mnie wsparciem. Miałam stabilne źródło dochodów, bo klientki polecały mnie kolejnym i dzień w dzień przed moim domem parkowały eleganckie samochody, z których wysiadały panie z siatkami pełnymi materiałów i głowami pełnymi pomysłów na oryginalne ubrania. Nie wzięłam tylko pod uwagę uczuć mojej córki.

– Nie wierzę, że mi to zrobiłaś! Po prostu nie wierzę, że chcesz tak mi zrujnować moje plany! – powtarzała. – Miałyśmy przez te trzy lata odkładać na moje życie w mieście! Miałaś mi dać na wkład, żebym potem mogła wziąć kredyt! A teraz co??! Wszystko wydasz na tego bachora! Ja się nie będę już liczyć! Zniszczyłaś mi marzenia!

Byłam pewna, że damy sobie radę

To była wojna hormonów. Ona przechodziła okres dojrzewania, ja – ciążę i to po czterdziestce. Krzyczałyśmy na siebie, płakałyśmy na zmianę albo jednocześnie, obrażałyśmy się. Niestety, Diana wciąż nie akceptowała faktu, że będzie mieć rodzeństwo. Nie chciała rozmawiać o mojej ciąży, udawała, że to jej nie dotyczy. Pracowała dużo i ciężko, zwłaszcza że ja kiepsko znosiłam odmienny stan. Puchłam, męczyły mnie mdłości, robiło mi się słabo. Jeśli Diana była w pobliżu, szyła w zaciekłym milczeniu, jakby usiłowała przekazać mi, że sama jestem sobie winna. Próbowałam zmienić jej nastawienie.

– To będzie dziewczynka – powiedziałam wróciwszy z USG. – Masz jakieś ulubione imię? Musimy coś wybrać.

– Nie mam – warknęła. – I mam gdzieś, jak nazwiesz dziecko, które ukradło mi marzenia – wycedziła zimno.

Któregoś razu, kiedy była w szkole, poczułam ból w dole brzucha. Zobaczyłam krew na udach i zanim zemdlałam, zadzwoniłam po pogotowie.
Byłam w ósmym miesiącu ciąży i właśnie przedwcześnie odkleiło mi się łożysko. Podjęto decyzję o cesarskim cięciu. Pojechałam prosto na stół operacyjny, a kiedy było po wszystkim i moja maleńka córeczka leżała już w inkubatorze, zdałam sobie sprawę, że Diana nie ma pojęcia, co się stało.

– Pani starsza córka została dopiero powiadomiona. Już jedzie do szpitala – poinformował mnie ktoś z personelu.

Kiedy Diana weszła do sali, podbiegła do mnie i zaczęła płakać.

– Widziałam krew… Sklepowa mówiła, że była karetka… Ale nie wiedziałam, do którego szpitala cię zabrali… Szukałam… Mamo… Mamo! – ostatnie słowo przeszło w krzyk, kiedy dotarło do niej, że nie mam już wielkiego, pękatego brzucha.

– Nie! Nie, mamo! To nieprawda! Powiedz, proszę, że to nieprawda! – zaczęła płakać tak rozdzierająco, że przybiegła pielęgniarka, żeby zabrać ją z sali. – Mamo, ja nie mówiłam poważnie! Chciałam mieć siostrę! Kochałam ją! Mamo… ja przepraszam…

Dopiero wtedy do mnie dotarło, co ona sobie pomyślała. Natychmiast krzyknęłam, że maleństwo przeżyło i jest na intensywnej terapii dla noworodków. Nigdy nie widziałam, żeby na czyjejś twarzy odmalowała się tak wielka ulga. Diana wyrwała się pielęgniarce i przypadła do mnie, pytając, czy to na pewno prawda. Czy jej malutka siostrzyczka żyje.

Wyszłam ze szpitala kilka dni później, ale Jaśminka została na trochę dłużej. Odebrałyśmy ją z Dianą, kiedy była już zupełnie zdrowa i mogła z nami zamieszkać. To niesamowite, jak bardzo cieszyła się z tego Diana. Otoczyła malutką taką czułością, że miałam łzy w oczach.

Reklama

Wiedziałam, że na początku nie będzie nam łatwo. Ale byłam pewna, że damy sobie radę. Bo jedyne, co się w życiu liczy, to miłość. Jaśmina rosła otoczona miłością moją i swojej starszej, mądrej siostry. Tak było przez pierwszych kilka lat. Potem zrobiłam wszystko, żeby marzenie Diany o życiu w mieście się spełniło.

Reklama
Reklama
Reklama