„Grałem VIP-a przed bogatymi rodzicami dziewczyny. Aktor ze mnie dobry, ale trafiłem na lepszych ode mnie”
„Nie miałem pojęcia, w co się pakuję, gdy zgodziłem się odegrać chłopaka przyjaciółki przed jej rodzicami. Miałem być jedynie aktorem w krótkim spektaklu, który miał uspokoić bogatych rodziców z wybujałymi oczekiwaniami. Miało być lekko, bez zobowiązań, w zamian za weekend w luksusowej willi i kolacje przy drogim winie. To nie była moja rola życia, zdecydowanie”.

- Redakcja
Od początku coś mi nie pasowało – zbyt wiele szczegółów, zbyt dużo emocji, których nie dało się już udawać. A potem wszystko zaczęło się sypać. Jedno kłamstwo pociągało za sobą kolejne, aż straciłem grunt pod nogami. Tylko dlaczego w tym wszystkim tak bardzo zabolała mnie prawda?
– Serio, dasz radę to odegrać? – zapytała mnie Laura, poprawiając włosy przed lustrem w jej kawalerce.
– No przecież to tylko weekend – mruknąłem, udając obojętność. – Mam ci mówić „kochanie” i całować cię w czoło przed twoim ojcem. Da się zrobić.
– Nie tylko ojcem. Matka też będzie. I brat. I babcia.
– Super. Im więcej, tym weselej – przewróciłem oczami.
Właściwie to nie wiem, dlaczego się zgodziłem. Z Laurą znaliśmy się z pracy, czasem razem wyskakiwaliśmy na drinka, czasem gadaliśmy do późna. Przyjaźń, nic więcej. Aż któregoś wieczoru przy winie wyznała, że jej rodzice nie wiedzą, że zerwała z narzeczonym. Że zapraszają ją co roku do willi w Juracie, że bardzo nalegają, by w końcu przedstawiła im tego „idealnego chłopaka”. I że ona nie ma siły znów wymyślać wymówek.
– Ty jesteś przystojny, umiesz się zachować, no i… nie masz rodziny, która mogłaby cię wydać – zażartowała.
Teraz, jadąc pociągiem na ten udawany weekend, coraz bardziej czułem, że to zły pomysł. Laura zasypiała mi na ramieniu, jakbyśmy naprawdę byli parą. A ja miałem dziwne przeczucie, że to wszystko wymknie się spod kontroli. Ale trzymałem fason. Jeszcze wtedy wierzyłem, że wystarczy trochę charyzmy i kilka kłamstw, by przeżyć tę farsę bez większych strat.
– Pamiętaj, mówimy, że poznaliśmy się na konferencji o start-upach – przypomniała mi, kiedy wysiadaliśmy.
– Jasne – powiedziałem. – Przecież to moja specjalność: ściemnianie.
Rola, której nie umiałem grać
Willa rodziców Laury stała na skraju lasu, ogromna, z basenem, szklanymi ścianami i takim wejściem, że czułem się jak statysta w filmie o milionerach. Matka Laury powitała nas w szlafroku z jedwabiu i butelką prosecco w dłoni, a jej ojciec rzucił mi krótkie spojrzenie znad gazety. Uśmiechnął się, ale nie było w tym nic ciepłego – raczej ocena, szybkie skanowanie, jakby sprawdzał, czy warto zapamiętywać moją twarz.
– Więc to ty jesteś Tymek – powiedziała matka, uśmiechając się z lekkim przekąsem. – Laura dużo o tobie mówiła.
– Mam nadzieję, że same dobre rzeczy – odpowiedziałem pewnym tonem.
– Na tyle dobre, że ojciec się zainteresował – odparła. – A to nie byle co.
Laura wcisnęła mi dłoń w ramię, jakby chciała dać mi znać, żebym się nie stresował. Ale ja czułem się, jakbym wszedł na arenę i miał zaraz zostać pożarty.
– Czym się zajmujesz? – zapytał po chwili jej ojciec, odkładając gazetę.
– Prowadzę start-up związany z aplikacjami zdrowotnymi. Śledzimy nawyki snu i pracy – powiedziałem szybko, zgrabnie, jakby naprawdę istniał taki projekt.
Nie mrugnął nawet okiem. Patrzył na mnie, jakby czekał, aż sam się wkopię.
– A inwestorzy? Fundusze? Przychody?
– Ojciec jest inwestorem, ale raczej nie cierpliwym – szepnęła Laura z uśmiechem, który miał być swobodny, ale wyglądał na spięty.
Zaczynałem rozumieć, że to nie będzie tylko weekend z udawanym uczuciem. To była rozmowa kwalifikacyjna do roli, której nie umiałem zagrać.
Jeden krok za daleko
Trzeciego dnia poranka obudził mnie zapach świeżo mielonej kawy i... Laura przytulona do mnie w jednym łóżku. Właściwie to już drugą noc spała w moim pokoju – dla wiarygodności. Dla pozorów. Tak przynajmniej tłumaczyliśmy to sobie półgębkiem. Ale prawda była bardziej skomplikowana. Leżeliśmy razem coraz dłużej, dotykaliśmy się częściej, śmialiśmy z tych samych żartów, i tylko czasem między spojrzeniami pojawiało się coś, czego już nie dało się nazwać grą aktorską.
W kuchni była już cała rodzina. Brat Laury, Bartek, rzucił mi spojrzenie pełne kpiny.
– A więc śpisz z moją siostrą – powiedział wprost, podając mi jajka w koszulce. – Szybko poszło.
– A ty zawsze tak zaczynasz rozmowę? – odpowiedziałem z uśmiechem.
– Chciałem się tylko upewnić, że nie jesteś kolejnym typem, co myśli, że się uda podstępem wkręcić w rodzinę. Paru takich było.
Zamarłem z widelcem w ręku.
– Bartek… – Laura rzuciła mu spojrzenie, które mogłoby spalić.
– Co? Widziałem, jak ten twój Tymek przewija się po jakichś śmiesznych portalach o „freelancerach”, a nie o żadnych start-upach. Masz CV do pokazania, geniuszu?
Serce mi zabiło szybciej. Nie przewidziałem, że ktoś mnie sprawdzi. Że ktoś będzie aż tak dokładny.
– Mam swoją firmę, Bartek. Nie rozliczam się z obcymi dzieciakami przy jajkach.
Zapanowała niezręczna cisza. A ja czułem, że granica została przekroczona. Tyle że sam nie wiedziałem jeszcze, przez kogo – jego, czy mnie.
Bolesna prawda
Wiedziałem, że to się rozpadnie. Czułem to w ciele, w sposobie, w jaki ojciec Laury patrzył na mnie coraz dłużej, milcząco, jakby czekał, aż sam przyznam się do ściemy. Po kolacji poszedłem na taras, udając, że muszę zadzwonić. W rzeczywistości chciałem po prostu odetchnąć, zebrać myśli. Laura wyszła za mną po chwili.
– Przepraszam za Bartka – powiedziała, stając obok mnie. – On zawsze był… zbyt czujny.
– Nie trzeba. Miał rację – odpowiedziałem cicho. – Laura, ja nie mam żadnej firmy. Nawet nie jestem blisko czegoś, co można by nazwać start-upem.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Zależało, żeby to zadziałało. Żeby oni wreszcie przestali na mnie patrzeć jak na kogoś, kto nigdy nie sprosta oczekiwaniom – powiedziała.
Patrzyliśmy przez chwilę na ciche jezioro przed domem. Milczenie było cięższe niż słowa.
– Oni są nieszczęśliwi, Tymek. Cała ta willa, ten teatr – to wszystko po to, żeby nie zauważyli, że już dawno nic ich nie łączy. A ja próbuję ich przekonać, że mam wszystko pod kontrolą. Że wciąż jestem „ich córką z potencjałem”.
Wziąłem ją za rękę. I wtedy, po raz pierwszy, nie czułem się aktorem. Tylko chłopakiem, który wszedł komuś w życie i nie przewidział, że to życie też ma wady. Wróciliśmy do środka. A tam czekał na nas jej ojciec. Z otwartym laptopem.
– Tymoteusz, usiądź. Chciałbym ci coś pokazać.
Cena za teatr
Na ekranie laptopa wyświetlony był mój profil z portalu freelancerskiego, którego nie używałem od dwóch lat. Obok inne zakładki – mój Facebook, mój stary blog o podróżach, moje CV sprzed pięciu lat, które sam wrzuciłem do sieci z naiwną nadzieją, że „ktoś to znajdzie”. Ktoś znalazł, ale nie ta osoba, która powinna.
– Zajęło mi to dokładnie czterdzieści minut – powiedział jej ojciec chłodno, stukając palcami o stół. – Przez ten czas znalazłem więcej faktów o tobie, niż ty powiedziałeś nam przez cały weekend.
Laura stała za mną. Czułem jej dłoń lekko drżącą na moim ramieniu. Nie odsunęła się. Ale nic nie powiedziała.
– To nie było fair – odparłem spokojnie, choć w środku czułem się jak dziecko przyłapane na kradzieży. – Ale ma pan rację. Kłamałem. Nie jestem kimś, kogo chcielibyście dla swojej córki.
– Tym bardziej nie jestem kimś, kogo ona powinna prosić o przysługę – odezwała się nagle Laura, głosem, który próbował nie drżeć. – To ja go w to wciągnęłam. Chciałam tylko… żebyście przez chwilę zobaczyli mnie inaczej.
Zapadła cisza. Nikt nie rzucił się do krzyków. Ale to była ta najgorsza cisza, kiedy już nikt nie udaje. Ojciec Laury zamknął laptopa i powiedział tylko:
– Rano zawiezie was ktoś do stacji kolejowej. Sugeruję nie przegapić pociągu.
Teatr się skończył. Nie było oklasków. Tylko światło w korytarzu i puste spojrzenia.
Puste miejsce
Wysiedliśmy z taksówki pod dworcem. Laura miała na sobie płaszcz, który założyła pośpiesznie, jeszcze z niedopiętym guzikiem. Włosy spięte niedbale. Milczeliśmy, oboje zmęczeni. Nie fizycznie – emocjonalnie, do cna. Kiedy pociąg podjechał, otworzyłem jej drzwi i puściłem przodem. Usiadła przy oknie, z dala od innych pasażerów.
– Przepraszam, Tymek – powiedziała, patrząc gdzieś za szybę. – Nie powinnam cię w to mieszać.
– To nie ty mnie zmusiłaś. Zgodziłem się, bo… – urwałem. – Bo sam chciałem udawać, że jestem kimś lepszym, niż naprawdę jestem. Że mogę wejść do obcego świata i nie zostawić po sobie bałaganu.
Po powrocie nie mieliśmy kontaktu przez kilka tygodni. Raz tylko napisała, krótko: „Rozmawiałam z nimi. Nie było łatwo. Ale chyba pierwszy raz od dawna powiedziałam im coś prawdziwego”. Odpisałem tylko: „Dobrze”. I to było wszystko.
Pół roku później siedziałem sam w kawiarni. Zamówiłem kawę i jajka w koszulce – zupełnie jak tamtego poranka u jej rodziny. Kiedy kelnerka podała mi talerz, pomyślałem, że choć zrobione z tych samych składników, smakują o niebo lepiej.
Tymoteusz, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Sylwia płakała na imieninach u teściowej, że nikt jej nie kocha. Niebawem mój mąż pocieszał ją w swoich ramionach”
- „Gorący taniec żony z moim ojcem otworzył mi oczy. Teraz już nie wiem, czy wychowuję syna, czy własnego brata”
- „Chciałam, żeby mój wnusio miał lepszy start. 1 wizyta u jego pracodawcy rozwiała wszystkie złudzenia”