„Lgnęła do niego jak ćma do ognia. Nie pomagały ani dobre rady, ani ostrzeżenia. W końcu zrozumiała, co z niego za ziółko”
„Kochali się, jedli sobie z dzióbków, aż nagle wystarczyło jedno nie takie słowo Kasi i facet zmieniał się nie do poznania. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego siostra kocha faceta, który tak ją traktuje. Ale czy mogłam jej pomóc wyleczyć się z chorej miłości?”
- Marta, lat 35
Dzwonek do drzwi zabrzmiał krótko, nieśmiało. Skrzywiłam się niechętnie. Antek zabrał dzieci do kina, a ja miałam zamiar podelektować się ciszą i spokojem, a tu jakiś intruz. „Nie będę otwierać, udam, że mnie nie ma” – pomyślałam. „To pewnie sąsiadka”. Mieliśmy obok taką starszą panią, która wiecznie przychodziła do nas coś pożyczyć, a potem zostawała na herbatę. Była nawet sympatyczna, ale dziś nie miałam ochoty na pogawędki. Dzwonek zabrzmiał jednak ponownie, tym razem bardziej zdecydowanie. Wstałam z westchnieniem...
Nie pozwolę jej więcej do niego wrócić
Za drzwiami stała Kasia, moja młodsza siostra. Nie musiała nic mówić, wystarczyło, że ją zobaczyłam w tych drzwiach, skuloną, zawiniętą w jakąś wielką chustkę i w ciemnych okularach – od razu wiedziałam, że ten drań znowu narozrabiał.
– Wejdź – pociągnęłam ją do środka i zaprowadziłam do kuchni. – Kaśka, kiedy ty w końcu przejrzysz na oczy – zaczęłam swój odwieczny tekst, nastawiając wodę na herbatę.
Siostra siedziała w milczeniu nie zdejmując płaszcza, nie odwijając chustki. To było do niej niepodobne, na ogół kiedy wpadała do mnie po kolejnej awanturze z Witkiem krzyczała, płakała i wyzywała go od ostatnich. Usiadłam przy stole obok niej, powoli zdjęłam jej okulary zasłaniające pół twarzy i...
Głęboko wciągnęłam powietrze. Spodziewałam się co prawda, że w końcu do tego dojdzie, a jednak ten widok mnie zszokował. Okulary i chustka rzeczywiście miały co zasłaniać. Już otwierałam usta, żeby powiedzieć, że tyle razy ją ostrzegałam, tyle razy tłumaczyłam, prosiłam, a ona jak ta ślepa ćma wciąż do niego wracała, ale nic nie powiedziałam, bo w tym momencie Kasia się rozpłakała.
Początkowo łzy płynęły jej po policzkach bezgłośnie, potem zaczęła pochlipywać, coraz głośniej i głośniej, aż w końcu rozszlochała się tak, że nie mogłam jej uspokoić. Nie pytałam już o nic. Wyciągnęłam z barku koniak. Kasia owszem wypiła dwa kieliszki, uspokoiła się, ale nie chciała ze mną rozmawiać.
– Proszę cię, o nic mnie nie pytaj – zamachała nerwowo dłonią. – Mogę u was nocować?
– Po co pytasz, przecież wiesz, że tak – wzruszyłam ramionami.
– Nie mów nic Antkowi – poprosiła, patrząc na mnie wzrokiem zbitego psa.
– Jasne, a on właśnie stracił wzrok i nic nie zauważy – rzuciłam, nie mogąc powstrzymać się od sarkazmu.
Kaśka westchnęła tylko i zniknęła w pokoju Piotrusia, starannie zamykając za sobą drzwi. Siedziałam przy stole w kuchni, czekając na Antka i dzieci, i powtarzałam sobie w kółko w myślach: „To koniec tego związku, nie pozwolę jej więcej do niego wrócić, za nic nie pozwolę!”. Wiedziałam jednak, że już wiele razy podejmowałam takie decyzje, a Kaśka i tak robiła po swojemu. „Tym razem jednak muszę coś z tym zrobić, muszę!”.
Sielanka trwała może miesiąc
Czułam się odpowiedzialna za tę moją narwaną siostrzyczkę. Po śmierci rodziców zostałyśmy tylko we dwie, starałam się nią opiekować, chronić, tłumaczyć różne sprawy, była jeszcze taka młoda... Chyba jednak nie dorosłam do roli matki, nie potrafiłam przekazać Kasi, co jest w życiu ważne, a może ona po prostu miała pecha.
Nie cierpiałam Witka od pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłam. Nawet nie wiem dlaczego, po prostu czułam, że to nie jest dobry chłopak. Nigdy nie potrafiłam uchwycić jego wzroku, oczy miał takie rozbiegane, uciekały gdzieś w bok. Prosiłam Kaśkę, tłumaczyłam, ostrzegałam. Spowodowało to tylko tyle, że zaczęłyśmy się kłócić.
Pewnego wieczoru przy kolacji Kaśka oznajmiła:
– Jutro wyprowadzam się do Witka.
– Chyba oszalałaś! – krzyknęłam.
– Niby dlaczego? – spojrzała na mnie zdziwiona.
– Kasiu... – zaczęłam, nie bardzo wiedząc, jakich słów użyć, a ona to wykorzystała:
– Jestem dorosła i najwyższa pora, żebym zaczęła żyć na własny rachunek, nie możesz mi bez końca matkować – powiedziała.
– Ale...
– Marta, przestań – odezwał się wtedy mój mąż. – Ona i tak zrobi, jak zechce, nie zrozumie, dopóki nie przekona się na własnej skórze.
– I ty jesteś przeciwko Witkowi? – zacietrzewiła się Kasia.
– Ja nie jestem przeciwko nikomu, ale tego twojego Witka nie lubię – Antek spokojnie zabrał się do układania naczyń w zmywarce.
O czym ty mówisz?
Wyprowadziła się jednak. Nie mogliśmy jej zabronić, była pełnoletnia. Witek miał mieszkanie po babci. Poza tym miał bogatych rodziców, którzy go utrzymywali, bo pracował tylko od czasu do czasu, ciągle coś mu się gdzieś nie podobało, nigdzie go nie doceniali, nie szanowali albo za mało płacili. Kaśka pracowała jako sekretarka w szkole, nie zarabiała dużo, ale bywały takie okresy, kiedy cały dom utrzymywała ona. Witek pieniądze, które dostawał od rodziców, wydawał na własne przyjemności.
Sielanka trwała może miesiąc, może dwa, potem zaczęły się kłótnie, awantury, ciche dni. Kochali się, jedli sobie z dziubków i nagle wystarczyło jedno nie takie słowo lub nie takie spojrzenie Kasi, i wybuchała bomba. Witek był nieprzewidywalny, czepiał się o bzdury, niezmyte talerze, niestarty kurz z mebli albo nieświeże bułki na śniadanie. Kasia najpierw milczała, chyba próbowała karać go w ten sposób, ale to nic nie zmieniało. Potem zaczęła go straszyć, że odejdzie, pierwszy raz wyprowadziła się do koleżanki. Witek przepraszał, płakał, prosił, aby wróciła, aby mu wybaczyła. Wytrzymała trzy dni i wróciła.
Takie sytuacje powtarzały się co jakiś czas, Kaśka wyprowadzała się, później już do nas, płakała, histeryzowała, wyzywała Witka i zarzekała się, że nie chce go więcej oglądać na oczy. Witek też płakał, dzwonił, prosił i przepraszał. Z czasem zaczął straszyć, że zrobi sobie krzywdę, raz nawet próbował to zrobić. Odkręcił gaz, pozamykał okna i oczywiście zadzwonił do Kasi, informując ją o wszystkim. Wybiegła z pracy, nawet nikogo nie zawiadamiając, i pojechała do domu.
– Kaśka on to zrobił specjalnie – tłumaczyłam, kiedy płakała, że to jej wina, że była dla niego niedobra i biedak się załamał.
– O czym ty mówisz? – szlochała.
– Chciał cię przestraszyć, twój Witek to niezrównoważony manipulator. Czy ty nie widzisz, jak on cię niszczy?
Była na każde skinienie
Niestety, nie widziała. Wystarczyło, że skrytykowałam Witka, natychmiast się obrażała. Oboje z Antkiem tłumaczyliśmy jej, że musi w końcu raz na zawsze odejść od niego. Niby przyznawała nam rację, ale po pewnym czasie wracała do Witka.
Byłam załamana, kiedy usłyszałam po raz pierwszy, że to wszystko jej wina, że musi bardziej się starać, bardziej dbać o dom, o niego, lepiej gotować. Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić, jak wytłumaczyć Kaśce, że nie ma racji.
– Ty powinnaś od niego uciekać, uciekać jak najdalej.
Obraziła się na mnie wtedy, nie chciała ze mną rozmawiać, nie odbierała telefonów. Nawet nie otworzyła mi drzwi, kiedy poszłam ją odwiedzić. Dzwoniłam i dzwoniłam, aż w końcu wyszedł Witek.
– Kasi nie ma – burknął.
– Kłamiesz, pozwól mi wejść i zobaczyć się z nią!
– Nie, Kaśka nie chce cię widzieć – patrzył na mnie drwiąco.
– Co... co ty mówisz? – zatkało mnie.
– Nie chce cię widzieć, nie rozumiesz?! – powtórzył. – Nie chce też z tobą rozmawiać po tym, co jej nagadałaś. Wynoś się i lepiej nie buntuj jej przeciwko mnie, bo to nic nie da – dodał, zatrzaskując mi drzwi przed nosem.
Stałam przed tymi drzwiami i zaciskałam pięści ze złości, nienawidziłam tego faceta i byłam wściekła na Kaśkę, a zarazem bałam się o nią coraz bardziej. Ta huśtawka mnie wykańczała, a jak musiała działać na nią?
Kasia oczywiście zadzwoniła do mnie po kilku dniach, przeprosiła i zapytała czy może wpaść na kawę. Siedziałyśmy nad filiżankami, cichutko grało radio, rozmawiałyśmy sobie o ciuchach, było miło i spokojnie dopóki nie zadzwonił telefon Kasi – to był Witek. Powiedział tylko kilka słów, a moja siostra zerwała się natychmiast.
– Muszę lecieć – oznajmiła.
Nie pozwoliła się zatrzymać, zostawiła niedopitą kawę, niedojedzone ciastko. Musiała natychmiast, w tej chwili wyjść. Nawet nie miałam sił jej zatrzymywać, nie chciałam, abyśmy się znowu pokłóciły. Nie rozumiałam, dlaczego Kasia biegnie bez zastanowienia na każde jego skinienie, mimo że on traktuje ją jak popychadło. Zmieniła się ostatnio, zrobiła się cicha, smutna, jakby cały czas przestraszona. Nie miałam pojęcia, co robić, jak do niej dotrzeć.
On mnie kocha
Może dzisiejszy siniak na policzku i podbite oko wreszcie ją otrzeźwią. Witek uderzył ją po raz pierwszy, ale byłam pewna, że nie ostatni, że jeśli raz się odważył, będzie to robił coraz częściej. Nie wiedziałam, jak powiedzieć Antkowi o kolejnej aferze, bałam się, że w końcu cierpliwość mojego męża się wyczerpie i jak już wiele razy obiecywał „obije drania”. Antek jednak pokiwał tylko głową i powiedział:
– Czułem, że w końcu do tego dojdzie.
– Musimy coś zrobić.
– My? Niby co? Marta, to ona musi od niego odejść. Raz w końcu podjąć decyzję i więcej nie wracać, a nie tak tydzień tu, dwa tu. Przecież nie zamkniemy jej w piwnicy i nie będziemy trzymać pod kluczem. Jest dorosła.
– Masz rację – szepnęłam. – Ale boję się o nią...
Kasia następnego dnia zadzwoniła do pracy i wzięła tydzień urlopu. Siedziała w domu przed telewizorem, w piżamie i do nikogo się nie odzywała. Trzeciego dnia byłam już u kresu wytrzymałości.
– Kaśka, zrób coś ze sobą – warknęłam do niej, kiedy po powrocie z pracy zastałam ją znowu w szlafroku przed telewizorem. Oglądała obraz bez głosu. – Kaśka! – ze złością wyłączyłam telewizor.
– Witek dzwonił – odezwała się.
– Coś mądrego może powiedział?
– Przepraszał mnie – Kaśka schowała twarz w dłoniach. – Płakał i obiecywał, że to się już nigdy nie powtórzy.
Usiadłam i przytuliłam ją do siebie.
– Kasiu, nie wierz w to. Zapomniałaś, ile razy już przepraszał, obiecywał, prosił, a potem wszystko wracało do normy?
– Wiem – wykrztusiła – ale on mówi, że mnie kocha, że nie potrafi beze mnie żyć, że życie beze mnie nie ma dla niego sensu.
– To też już mówił.
– A jeśli rzeczywiście coś sobie zrobi?
– A jeśli zrobi coś tobie? – nie wytrzymałam i w końcu powiedziałam głośno to, co mnie od dawna nurtowało i nie pozwalało spokojnie spać.
– On mnie kocha – chlipnęła w odpowiedzi Kaśka.
Nie miałam już sił. Wyszłam do kuchni. Przez niedomknięte drzwi słyszałam, jak Kaśka odebrała SMS-a. Jasne, wiadomo było, że nie zostawi jej w spokoju, dopóki nie namówi, nie zmusi do powrotu.
Nie pozwolę straszyć mojej rodziny
Następne dni zaczęły powoli zamieniać się w jakiś koszmar. Witek wysyłał SMS-y i dzwonił. Najpierw prosił, płakał i przepraszał, potem już chyba jej groził. Nie chciała nam powtórzyć wszystkiego, co mówił, ale przyznała się, że dzwonił nawet do jej pracy. Czekał na nią pod blokiem, jak wracała, a kiedy nie chciała z nim rozmawiać, łaził pod oknami, wołał ją, prosił, żeby wyszła. Niewiele brakowało, żeby się złamała, ale dzieci się wystraszyły, zaczęły strasznie płakać i prosić. Kaśka w końcu zamknęła się w łazience i jakoś powoli sytuacja się uspokoiła. Prosiłam dzieciaki, aby nie mówiły nic ojcu, ale oczywiście wygadały się, kiedy tylko stanął w progu. Reakcja Antka była do przewidzenia.
– Mam dość – warknął przez zęby i zaczął się z powrotem ubierać.
– Co ty chcesz zrobić? – wyszeptałam przerażona.
– Raz na zawsze zamknę tę sprawę. Nie będzie mi sku..... – zmiął w ustach przekleństwo – terroryzował rodziny, dosyć tego!
– Antek, proszę cię, nie w ten sposób!
– Ja do niego pójdę – odezwała się raptem Kaśka. Nawet nie zauważyliśmy, że stoi w drzwiach do pokoju. – Wrócę do niego, to będzie najlepsze rozwiązanie.
– Ciekawe dla kogo? – Antek jakby się raptem uspokoił. Usiadł przy stole i popatrzył twardo na Kasię. – Ty sobie zapamiętaj, jeśli do niego wrócisz, to więcej do nas po ratunek nie przychodź, ja cię więcej nie chcę oglądać.
– Antek, no co ty? – szepnęłam przerażona, ale mój mąż nie pozwolił sobie przerwać.
– Ten twój Witek to wariat, pijak i na dodatek damski bokser. Jeśli chcesz do niego wrócić, to znaczy, że jesteś głupia i nie widzę dla ciebie ratunku. Lecisz do niego jak ćma do ognia, a on cię spali, zniszczy. Ze swoim życiem rób co chcesz, ale nie pozwolę terroryzować mojej rodziny, straszyć moich dzieci. Jeśli jeszcze raz Witek się tu pojawi, macie wezwać policję, jasne? – przesuwał wzrokiem ode mnie do Kasi.
– Dobrze – kiwnęłam głową.
Kasia nie odzywała się ani słowem, milczała również podczas kolacji. Dopiero rano, przy śniadaniu powiedziała:
– Chciałam was przeprosić. To już koniec. Nie wrócę do Witka. Wytrzymajcie ze mną jeszcze jakiś czas, obiecuję, że się ogarnę.
Przytuliłam ją mocno, a Antek tylko poklepał po ramieniu.
– Damy radę, Kaśka – mruknął.
Na weekend pojechaliśmy do teściów, Kasię zabraliśmy ze sobą. Po powrocie okazało się, że Witek spędził dwa dni na schodach pod naszymi drzwiami, był pijany, awanturował się, aż sąsiedzi wezwali policję, i zabrano go do izby wytrzeźwień.
Jest taka radosna i pozytywnie nastawiona
Kilka dni po tym wydarzeniu Kasia przyszła do kuchni wieczorem, kiedy dzieci już spały.
– Muszę wam coś powiedzieć – usiadła przy stole.
Była spięta i zdenerwowana. Popatrzyliśmy na siebie z Antkiem niespokojnie.
– Nie denerwuj się, Marta – Kasia przytrzymała moją rękę. – Nie wrócę do Witka, nie wrócę już nigdy. Powiedziałam mu to i nie zmienię zdania. Ale... – zająknęła się – muszę się od was wyprowadzić.
– Dokąd?
– Wyjeżdżam.
– Co? – tym razem zdumieliśmy się na dwa głosy.
– Wzięłam urlop bezpłatny na rok i wyjeżdżam do Londynu. Zatrzymam się u Edyty, pomoże mi załatwić jakąś pracę. Zarobię trochę i... zniknę mu z oczu – dokończyła łamiącym się głosem.
– To dobry pomysł, Kaśka – orzekł mój mąż. – Zmienisz środowisko, oderwiesz się od tego wszystkiego tutaj...
Słuchałam Antka i zaczynałam myśleć, że chyba ma rację.
– Zmieniłam numer telefonu – powiedziała Kasia, kładąc na stole karteczkę.
– Nie martwcie się, dam radę.
Dwa tygodnie później Kasia poleciała do Londynu. Płakałam, żegnając się z nią na lotnisku, ale tak naprawdę cieszyłam się, że leci. Uwierzyłam, że to naprawdę dobry pomysł. Witek odwiedził nas jeszcze dwa razy. Pierwszy raz przyszedł do nas do domu, ale miał pecha i trafił na Antka, który ostrym tonem powiedział, że Kaśki nie ma i nie będzie.
– A kiedy wróci? – usłyszałam cichy głos.
– Wyjechała do Hiszpanii, nie zostawiła adresu, ani telefonu. Nie powiedziała, kiedy wróci. Do widzenia panu – Antoni zamknął mu drzwi przed nosem.
Dwa dni później Witek czekał na mnie, jak wychodziłam z pracy.
– Marta! – chwycił mnie za rękę. – Nie bój się mnie...
– Nie boję się, ale nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
– Powiedz mi tylko, gdzie jest Kaśka, nie mogę się do niej dodzwonić.
– Kaśka wyjechała.
– Dokąd?
– Do Hiszpanii.
– Nie zostawiła namiarów?
– Nie, powiedziała, że się odezwie.
– Nie wierzę ci.
– Trudno – wykręciłam się i odeszłam.
Przez chwilę bałam się, że będzie za mną szedł, że będzie mnie wypytywał, naciskał, dręczył, ale nie zrobił tego.
Kaśka mieszka w Londynie już od pół roku, pracuje, nawet nieźle zarabia, mówi, że jest zadowolona. Ostatnio poznała nawet jakiegoś chłopaka. Musi jej się naprawdę podobać, bo kiedy o nim opowiada, jest taka radosna i pozytywnie nastawiona. Pytałam, czy nie planuje nas odwiedzić, tęsknię za nią, chciałabym ją zobaczyć. Powiedziała, że może zimą przyjadą oboje. Skoro ma takie plany, to chyba wszystko idzie ku dobremu, jak mawiała dawno temu nasza babcia.