Reklama

Czego ty chcesz od życia? Nie przesadzasz? Ciesz się tym, co masz, a znalazło by się trochę. Masz końskie zdrowie, świetną córkę i potrafisz zarobić na dom. To mało? – grzmiała Anka.

Reklama

Zawsze dobrze mi robiła na doły. Potrafiła powiedzieć prosto w oczy nieprzyjemną prawdę, postawić do pionu. Przyjaźniłyśmy się od czasów, kiedy obie byłyśmy szczerbatymi uczennicami podstawówki. To szmat czasu, dlatego wybaczałam jej niedelikatność, ale tym razem zbuntowałam się.

– Uważasz, że jestem za stara na miłość? Nadaję się tylko do przemierzania trasy praca – dom i w ramach rozrywki, do dźwigania siat z zakupami?

– Tego nie powiedziałam. Obie mamy po 45 lat i na nic nie jesteśmy za stare. Boję się tylko, że nabiłaś sobie głowę romantycznymi mrzonkami i zdesperowana rzucisz się w ramiona pierwszemu lepszemu. A tego bym nie chciała, możesz się nieźle sparzyć.

– Dobrze ci mówić. Masz fajnego męża, nie czujesz się samotna. A ja co? Od lat rozwiedziona, sama muszę o wszystko się troszczyć. Nawet nie mam z kim wieczorem porozmawiać, nie mówiąc o wyjeździe na weekend czy wakacje. Do niedawna jeszcze byłam potrzebna dziecku, ale córka już dorosła, ma swoje życie, niedługo pewnie się wyprowadzi. Nie będzie wiecznie mieszkała ze starą matką.

Zobacz także

– Oby wszystkie stare matki wyglądały tak jak ty!

– I co mi z tego? Nie wiesz, że kobieta po 40-stce staje się niewidzialna?

– Nie gadaj głupstw. Jojczysz, narzekasz na samotność, a zrobiłaś coś, żeby to zmienić?

Nie pójdę na dyskotekę, by znaleźć faceta

Anka trafiła w sedno. Kręciłam się w młynie codziennych obowiązków, praca, dom, nie miałam czasu dla siebie. Wieczorem padałam skonana na fotel i bezmyślnie przerzucałam w telewizji kanały. Czasem czytałam książkę. To wszystko, całe moje życie. Szare, nudne i do bólu przewidywalne. Gdzie mogłabym poznać odpowiedniego partnera? W pracy – same kobiety. Może powinnam zacząć odwiedzać dyskoteki? Rozśmieszył mnie ten pomysł. Anka twierdzi, że na nic nie jesteśmy za stare, ale są jakieś granice. Zresztą nie paliłam się do wieczornych podrygów w tłumie młodzieży.

Portal randkowy? Jakoś nie miałam do tego pomysłu przekonania. Otworzyłam laptop i wpisałam kluczowe słowa. No proszę, ile haseł wyskoczyło. Do wyboru, do koloru. Portale dla romantycznych i rozważnych, nawet jeden reklamował się jako miejsce, gdzie można znaleźć prawdziwą miłość z „wyższej półki”, osobę wykształconą i na poziomie.

Weszłam tam z ciekawości, nawet się zalogowałam. Wyskoczył arkusz testowy. Mnóstwo pytań, odpowiedzi miały określić moją osobowość. Na tej podstawie zostaną dla mnie wybrani najlepsi partnerzy. „To nawet niegłupi pomysł”, pomyślałam i zawiesiłam dłoń nad klawiaturą. „Wypełnić czy nie? A, co mi tam” – zdecydowałam. Internet daje anonimowość, więc nawet jak się wygłupię, zawsze będę mogła się wycofać. Raz kozie śmierć! Klikałam, pisałam, aż w końcu stałam się posiadaczką konta na portalu randkowym.

Teraz pozostawało czekać na oferty. Byłam tym lekko przerażona, jednak i podekscytowana. Nie traktowałam internetowej swatki śmiertelnie poważnie, ale… „Kto wie? Może poznam kogoś fajnego? Nie zaszkodzi spróbować” – uznałam.

Wracałam do domu gnana ciekawością. Otworzyłam laptop, zalogowałam się, i wyskoczyło 15 odpowiedzi na mój anons! Aż tylu panom wydałam się tak interesująca, że chcieli nawiązać ze mną kontakt. Cieszyłam się swoim powodzeniem do chwili, kiedy zaczęłam czytać pierwszy list.

„Hejka, masz ochotę na spotkanie w realu?” – zachęcał Awatar13. „Jestem bezpruderyjny i zawsze chętny”. „A ja nie” – pomyślałam i otworzyłam kolejny anons, pogrążając amatora taniego seksu w odmętach spamu.

„Mamy podobne zainteresowania, spodobało mi się to, co o sobie napisałaś. Chyba właśnie ciebie szukam. Spędzam dużo czasu, myśląc o samotności. Mam czarne myśli. Rozświetl je!” – głosił grafomańsko Lord Vader. Poczułam się bardziej zaniepokojona, niż zainteresowana jego wynurzeniami. Te czarne myśli… Czort wie, co facetowi chodzi po głowie. Odpada!

Z piętnastu wiadomości wyselekcjonowałam trzy, które brzmiały mniej więcej normalnie. Przez sito selekcji przeszli Henryk, Gonzo i Laterna. Ciekawe nicki, byłam gotowa na dalszą część zabawy w „poznajmy się”.

Nie zapomniałam o ostrożności. Owszem, podałam panom numer telefonu, ale stworzyłam zabezpieczenie. Kupiłam tani starter i włożyłam kartę do starego aparatu. Będę mogła rozmawiać z randkowiczami, a gdybym natrafiła na namolnego wielbiciela albo zboczeńca – zlikwiduję numer. Byłam z siebie bardzo dumna. Wszystko przewidziałam!

Panowie nie kazali mi długo czekać. Pierwszy odezwał się Laterna, a raczej Marek, bo tak się przedstawił. Miał miły głos, używał literackiego języka, nie częstując mnie tak ostatnio modnym wśród dorosłych slangiem gimbazy. Zrobił dobre wrażenie, więc umówiłam się z nim na kawę. I wtedy zrozumiałam, co robię. To, co na początku miało być tylko zabawą, odskocznią od szarzyzny, która wypełniała moje dni, przerodziło się w konkretne działanie. „Właśnie umówiłam się na randkę w ciemno! Mam zamiar spotkać się z całkiem obcym człowiekiem, o którym nic nie wiem!”.

Był nawet przystojny, miły, ale…

Już naciskałam klawisz wybierania, żeby zadzwonić do Anki i poprosić ją o obstawę, ale cofnęłam palec. „Przecież ten Laterna mnie nie zje” – pomyślałam. Będziemy wśród ludzi, porozmawiamy, wypijemy kawę i tyle”. Przezornie umówiłam się z nim na najbardziej ruchliwej ulicy. „W tłumie ludzi nic mi nie grozi, a w razie czego potrafię się chyba obronić przed niechcianymi zalotami?”.

Mimo wszystko na randkę szłam lekko zdenerwowana. W kawiarni było pełno ludzi, wszystkie stoliki zajęte. Stanęłam niezdecydowana i wypatrywałam faceta w beżowej kurtce i sportowych butach. Trzech było tak ubranych, chociaż co do butów nie byłam pewna, bo stopy nie zawsze były widoczne. Plułam sobie w brodę, że nie kazałam Laternie trzymać w ręku czerwonego goździka, jako znaku rozpoznawczego.

– Marion? Byliśmy umówieni? – głos dobiegał z tyłu.

Marion to mój nick na portalu. Odwróciłam się i zobaczyłam całkiem przystojnego faceta w średnim wieku. Beżowa kurtka się zgadzała.

– Przepraszam, spóźniłem się trochę. Korki – powiedział. – Ale tu tłok! – rozejrzał się po sali. – Nie ma wolnego stolika. Proponuję poszukać innego lokalu.

Posłusznie wyszłam na ulicę kierowana przez męskie ramię. Zerkałam ciekawie na twarz mojego towarzysza. Robił naprawdę dobre wrażenie.

Szliśmy ulicą, przerzucając się uprzejmościami, bo na prawdziwą rozmowę nie było warunków. Wreszcie weszliśmy do przytulnej knajpki. Laterna, a raczej Marek szarmancko przysunął mi krzesło, kiedy siadałam. Byłam pod wrażeniem.

– Dziękuję, że zechciałaś się ze mną spotkać – zaczął. – Bardzo byłem ciekaw, jak wyglądasz, bo na portalu nie zamieściłaś zdjęcia, i muszę przyznać, że nie rozczarowałem się.

– Bardzo mi miło…

Marek machnął ręką, co chyba miało znaczyć, że tak piękne kobiety, jak ja nie powinny dziękować za oczywiste komplementy. Byłam tego samego zdania. Rozluźniłam się, siedziałam przy stoliku z normalnym mężczyzną, co z tego że z internetu. Nic mi nie groziło, mogłam wyśmiać poprzednie obawy. Byłam na randce po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, postanowiłam dobrze się bawić.

Laterna westchnął i potarł ręką podbródek.

– Nie masz pojęcia, Marion, ile znaczy dla mnie takie spotkanie. Może to początek naszej wspólnej drogi? Nie miałem do tej pory szczęścia do kobiet, a chyba każdy zasługuje na odrobinę ciepła?

Chciałam potwierdzić, ale nie dopuścił mnie do głosu.

– Samotność mnie dobija. Źle sypiam, nic mnie nie cieszy. Moja była żona zrobiła wszystko, żeby mnie zniszczyć. Nie masz pojęcia, co to za jędza! A jej matka! Wcielenie zła. Chyba oczu nie miałem, jak się żeniłem!

Laterna mówił i mówił o sobie, swoich problemach i smutku. Obgadywał byłą, tę złą kobietę, której nienawidził i o której nie mógł przestać myśleć. Patrzyłam na jego poruszające się usta, jak na niemy film. Już dawno przestałam go słuchać. Laterna potrzebował psychoterapeuty, a nie mnie.

Wstałam. Spojrzał na mnie, wybity ze słowotoku.

– Wybacz, późno się zrobiło.

– Spotkamy się jeszcze?

Co mogłam mu odpowiedzieć? Spuściłam głowę i szybko wyszłam na ulicę. Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem i wyciągnęłam telefon. Muszę o wszystkim opowiedzieć Ance.

Dobrze mieć taką przyjaciółkę jak Anka!

Przyjaciółka nie pochwaliła mnie za randkę w ciemno.

– Mogłaś trafić na jakiegoś przestępcę! Co z tego, że ładnie mówił! Myślisz, że każdy zły człowiek ma zamiary wypisane na czole? Niektórzy całkiem fajnie wyglądają i jeszcze lepiej się zachowują! Przyznaj się, jesteś jeszcze z kimś umówiona?

Przytaknęłam. Miałam się spotkać z Gonzo.

– Idę z tobą jako obstawa! Męża też wezmę, niech się przewietrzy. Może się okazać, że przyda się mocne ramię, jako argument.

– Zwariowałaś? To kulturalne randki, a ty przewidujesz bijatykę.

– Lepiej przewidzieć, niż niedowidzieć – wytknęła mi Anka. – Dobrze, że ten Laterna nie zaczął świrować, co byś wtedy zrobiła?

Uważałam, że Anka przesadza, ale byłam zadowolona, że na następne spotkanie pójdę z obstawą. Żeby ułatwić zadanie mojej ochronie, umówiłam się z Gonzo w naszej dzielnicy. Przybył punktualnie. Nie robił tak dobrego wrażenia, jak jego poprzednik, ale postanowiłam nie sugerować się powierzchownością. W końcu wszystko, co najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, czyż nie?

– Witaj Marion, jestem Rafał.

Podałam mu rękę, ale zaraz w następstwie tego gestu znalazłam się w uścisku pana Gonzo. Przestraszyłabym się, ale mając w zasięgu wzroku takich ochroniarzy, jak przyjaciółka i jej mąż, byłam odważna do przesady. Wyswobodziłam się z objęć, nie komentując tego zachowania. Rafał vel Gonzo obrzucił mnie wzrokiem konesera.

– Jesteś starsza, niż myślałem, ale może to i lepiej? Jak to mówią, w starym piecu diabeł pali. Ryczące czterdziestki to gorące kobitki.

Chciałam palnąć go w łeb za te uprzejmości. Nie wiem, co mnie powstrzymało.

– Wypijemy jakieś piwo na początek?

– Gonzo nie pytał. On już podjął decyzję i skierował się do pobliskiego sklepu.

To był dobry moment, żeby wziąć nogi za pas i zrobiłabym to, gdyby nie Anka.

– Co jest? – spytała konspiracyjnym szeptem przez telefon. – Dokąd on poszedł?

– Piwo kupuje, mój książę – szepnęłam w słuchawkę, bo cała sytuacja przestała mnie złościć, a zaczęła śmieszyć. – Koniec akcji, moi drodzy, zbieramy się do domu. Rezygnuję z tej miłości.

– Czekaj, teraz to ja jestem ciekawy, co on wykombinuje – do rozmowy włączył się mąż Anki. – Wytrzymaj jeszcze chwilę. Nie myślałem, że będę się tak dobrze bawił! I pomyśleć, że nie chciałem tu przyjść.

Musiałam schować smartfon, bo ze sklepu wyszedł Gonzo z trzema butelkami piwa.

– Po browarku? – zaproponował, wręczając mi butelkę.

Pozostałe dwie, jak zrozumiałam, zachował dla siebie. Poszliśmy wolnym krokiem w kierunku ławek na skwerku. Usiedliśmy, a Rafał wykonał gest toastu.

– Za nasze spotkanie!

Niestety, nie mogłam mu towarzyszyć w opróżnianiu butelki, bo musiałam się odkłonić znajomemu panu, który często o tej porze spacerował tu ze swoim jamnikiem. „Co mnie podkusiło, żeby randkować z burakiem Gonzo prawie pod swoim domem!”. Anka i jej mąż pokładali się ze śmiechu dwie ławki dalej. Pogroziłam im pięścią.

– Dość tego – wstałam gwałtownie. – Przykro mi, ale nie pasujemy do siebie. A piwa nie lubię.

Oddałam Rafałowi pełną butelkę i poszłam do domu. Chwilę później otwierałam drzwi przyjaciołom.

– Straciłaś reputację w dzielnicy, ten staruszek wszystkim opowie, jak to lumpujesz się po ławkach z flaszką w ręku – ocierał łzy śmiechu mąż Anki.

– Masz nauczkę – przyjaciółka zachowywała powagę. – To spotkanie było śmieszne, bo miałaś obstawę. A mogło być inaczej…

– Ciągle mnie straszysz – zbuntowałam się. – A przecież niejedna kobieta znalazła w internecie swoją drugą połowę. To dopiero druga randka, trzeba być cierpliwym.

– Przede wszystkim trzeba zachować rozsądek i nie poddawać się desperacji. Biegając z randki na randkę, masz szanse poznać najdziwniejszych ludzi, ale czy znajdziesz w ten sposób miłość? Wiem – Anka zamachała rękoma – są tacy, co znaleźli. Ale jeszcze więcej ludzi się rozczarowało.

– To co, mam siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż przyjedzie po mnie książę? – zniecierpliwiłam się.

Reklama

– Na początek, skoro wreszcie zdecydowałaś się opuścić swoją szklaną wieżę, mogłabyś wpaść do nas w sobotę. Będzie kilka osób, których nie znasz. Do tej pory słyszałam, że jesteś zbyt zmęczona, za gruba i za stara, żeby pokazywać się obcym ludziom. Może coś się w tej sprawie zmieniło?

Reklama
Reklama
Reklama