Reklama

Moim głównym zajęciem było wyszukiwanie sposobów, jak zadowolić Janka. Oczywiście odbywało się to kosztem mojego wolnego czasu czy realizowania pasji.

Reklama

Totalnie o sobie zapomniałam!

Gdy dwa lata temu przeszłam na emeryturę, odczuwałam radość, myśląc, że w końcu będziemy z mężem mieć więcej czasu tylko dla nas. Dlatego byłam bardzo rozczarowana, gdy Janek przestał zwracać na mnie uwagę i coraz więcej czasu poświęcał na pracę w biurze. Jedynymi tematami naszych rozmów była jego praca, co więcej, mówił to takim tonem, jakby emerytka niewiele rozumiała. Nie doceniał kobiety, która stała przy kuchence i większość czasu poświęcała na gotowanie dla niego. Czułam się tak, jakbym była dla niego przeźroczysta.

Coraz częściej płakałam, narzekałam koleżankom, rodzeństwu i każdej napotkanej osobie. Przez ponad pół roku zachowywałam się jak oferma, która nie ma wpływu na swój los. Źle się oceniałam. Stałam przed lustrem i z niechęcią obserwowałam rosnące fałdy na moim brzuchu, udach oraz zmarszczki, które pojawiały się w zawrotnym tempie.

Mój małżonek zaczynał kwitnąć. Muszę przyznać, że prezentował się atrakcyjnie – smukła postura, iskra w oku. Zaczął używać kosztownych perfum, usunął postarzające go wąsy. Nasz dom zaczął traktować jak hotel, nie angażował się w prace domowe, nie dokonywał napraw, nie myślał o żadnych remontach. Kiedyś stwierdził, że nie czuje się w nim dobrze. I że odkąd przestałam pracować, nie ma o czym ze mną dyskutować. Smutek, który czułam, był tak duży, że miałam wrażenie, jakbym się dusiła.

Psycholog okazał się dla mnie nieocenionym wsparciem

Musiałam zrobić wszystko, by zaczął inaczej o mnie myśleć. Bardziej dbałam o swój wygląd. Zrobiłam zakupy, zmieniłam sposób ubierania się, kolor włosów, a także makijaż. Wszystko to jednak nie przyniosło spodziewanych rezultatów! Zdałam sobie sprawę, że musi kogoś mieć, że chyba mnie zdradza. Niemniej jednak nie miałam żadnych konkretów dowodów. Byłam wrakiem, a on coraz bardziej mnie lekceważył i pozwalał sobie na nieprzyjemny ton i docinki. "W ogóle mnie nie zauważa... Kim jestem? Dlaczego to wszystko się dzieje?" – nie znałam odpowiedzi na te pytania.

Pewnego dnia z oczywiście spuchniętymi oczyma po kolejnej bezsennej nocy, oznajmiłam: KONIEC! Nie miałam jeszcze pojęcia, co zrobię, ale to była decyzja, która stopniowo zapoczątkowała pozytywne przemiany...

Moje pierwsze kroki były skierowane do psychologa. Został mi polecony przez znajomą, którą wydobył z psychicznego dołka. Faktycznie, ten człowiek nie był przeciętny: przystojny, serdeczny, inteligentny i z poczuciem humoru. Nasze rozmowy zaczynały się od złości i łez, a kończyły na śmiechu. Potrafił odwrócić każdą negatywną myśl. Pokazał mi pozytywne aspekty tej sytuacji, która do tej pory wydawała mi się beznadziejna. Pomógł mi wyznaczyć granice.

Opanowałam nową formę wyrażania, intonację, sposób patrzenia, a nawet gesty oraz postawę. Wszystko to przychodziło naturalnie. Wymienialiśmy opinie na temat książek, moich ulubionych filmów. Nie wykorzystywał mnie finansowo. Nawet trochę go lubiłam. Jednak to nieważne! Najistotniejsze było to, że terapia mi pomogła.

Zrzuciłam na wadze, zaczęłam chodzić na zajęcia fitness. Przestałam tak bardzo koncentrować się na Janku. Poznałam nowe osoby. Janek zauważył te zmiany. Coraz częściej przychodził do mojego pokoju, pytając, co robię. Odpowiadałam uprzejmie, choć nie zawsze w pełni szczegółowo. Inwestowałam w swój rozwój. Byłam w stanie wybrać się na film, do teatru, na koncert, nie przejmując się tym, co pomyślą inni.

Wreszcie odzyskiwałam równowagę. Przekonałam się, że mogę osiągnąć szczęście bez zatwierdzenia ze strony męża. Dostrzegłam, że nie jestem zobowiązana do wiecznego poświęcania się dla bliskich, którzy niekoniecznie tego oczekują. Zaczęłam się uśmiechać, mój sen stawał się coraz lepszy, miałam ochotę i siłę na długie spacery. Moja cera i włosy zaczęły wyglądać lepiej. Poczułam się atrakcyjna.

Znowu zobaczył we mnie kobietę

Niespodziewanie Janek zasugerował, że powinniśmy razem iść się na bankiet z okazji rocznicy założenia jego firmy. Szczególnie zdziwiło mnie to zaproszenie, zważywszy na to, że od pewnego czasu sam chadzał na podobne wydarzenia, twierdząc, że będzie tam wiele osób, których ja nie znam. A teraz, nagle, taka zmiana.

Zdecydowałam się walczyć o naszą relację. Uznałam, że nawet jeśli miał jakiś romans w biurze, nadszedł czas na bezpośrednie starcie. Przygotowałam się, zrobiłam subtelny makijaż. Czułam się rozluźniona, nastrojona na pozytywy, panowie zapraszali mnie do tańca, zaprzyjaźniłam się z koleżanką mojego męża. A mój mąż... adorował mnie. Po kilku godzinach zasugerował mi, żebyśmy wyszli. Nie miałam na to ochoty, ale coś mi podpowiadało, że powinnam z nim iść.

W taksówce trzymał mnie za rękę, nie przestawał mówić, jaki jest ze mnie dumny, jak jego koledzy zazdrościli mu, że ma taką atrakcyjną małżonkę. To było niesamowite.

Reklama

Nasz związek powoli wraca do życia, zaczęliśmy organizować wspólne wyjazdy. Zainwestowaliśmy w nowe rowery oraz zaplanowaliśmy różne wycieczki do naszych znajomych. Mamy w planach wspólny urlop, a póki co cieszymy się na przyjemne spędzenie karnawału w towarzystwie przyjaciół. Dobrze zrobiło nam odseparowanie się na chwilę, aby potem wrócić do siebie z nowym zapałem i nadzieją. Nadzieją na spędzenie razem kolejnych, udanych lat – w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Reklama
Reklama
Reklama