Reklama

Nie należę do ludzi, którzy rzucają się w oczy. Mój brat wyciągnął lepsze geny z naszego puli rodzinnej. Gdyby istniał ranking najpopularniejszych facetów, to on zdeklasowałby mnie tak bardzo, że nawet gdybym darł się z samego końca listy, to by mnie nie dosłyszał. Ale jego ostatni numer… Tym razem poszedł za daleko. Są pewne rzeczy, których nawet on nie powinien robić.

Reklama

Mój brat, Mateusz, jest ode mnie o trzy lata starszy i zawsze był tym, który wskazywał mi drogę. To on jako pierwszy przekroczył próg szkoły. On też wcześniej sięgnął po papierosa i łyknął alkoholu. No i oczywiście pierwszy pocałował jakąś dziewczynę. Zawsze chętnie opowiadał mi o swoich doświadczeniach, a ja wprost nie mogłem się doczekać, aż sam będę mógł pójść w jego ślady i zasmakować tego wszystkiego na własnej skórze.

Muszę przyznać, że prezentowałem zupełnie odmienną osobowość niż mój brat. Gdy dorosłem do tego magicznego wieku pełnoletności, te wszystkie zakazane przyjemności wcale mnie nie pociągały. Nie kusiło mnie, żeby zapalić papierosa czy wypić browara w krzakach. Może i marzyłem o dziewczynie, ale po spojrzeniu w lustro zdawałem sobie sprawę, że raczej nic z tego. Byłem po prostu ciamajdą.

Nie otrzymałem w genach po tacie imponującej postury ani potężnej budowy ciała, a po mamie wspaniałych włosów i oczu w kolorze gorzkiej czekolady. Co gorsza, moje wypłowiałe tęczówki dodatkowo szpeciły okulary, przez co lądowałem w strefie przyjaciół, czyli nadawałem się na powiernika tajemnic, kolegę, ale nie na chłopaka.

W końcu jednak poznałem sympatyczną dziewczynę

Moje liceum i początek studiów minęły w dość „grzeczny” sposób, aż w końcu doszedłem do wniosku, że choć geny to geny, ale mogę popracować nad swoją formą. Wciąż byłem chudy, ale udało mi się trochę obłożyć te kości mięśniami, chodząc na siłownię. Pozbyłem się okularów na rzecz soczewek, zmieniłem fryzurę, zainwestowałem w bardziej stylowe ubrania i przestałem czuć się tak strasznie niepewnie, gdy stałem obok mojego atrakcyjnego, wyrośniętego i pewnego siebie brata. Tylko ta przeklęta nieśmiałość wciąż dawała o sobie znać...

Kiedy moi rówieśnicy opanowywali sztukę podrywu, ja ślęczałem nad książkami albo godzinami siedziałem przed komputerem, myśląc, że niektórych umiejętności nigdy nie nabędę. Jednak i na tym polu powoli posuwałem się do przodu. Zacząłem zagadywać do nieznajomych dziewczyn na imprezach, przy których czułem się trochę swobodniej. W końcu któraś przecież zgodzi się pójść ze mną na randkę.

Muszę przyznać, że jedne spotkania były lepsze, a inne gorsze – ale chyba tak to już jest w randkowym świecie. Zanim człowiek trafi na tę jedyną, wymarzoną osobę, musi trochę się napocić. Przez pewien czas chodziłem z Dominiką, moją koleżanką ze studiów, ale oboje w końcu stwierdziliśmy, że to nie to. Później kolega mnie umówił z Zosią, ale dziewczyna miała tak wysokie mniemanie o sobie, że niebo było za nisko. Dałem sobie z nią spokój. Idealnie by się dobrała z moim bratem. Dwa pustogłowe zarozumialce… I wtedy zupełnie niespodziewanie, gdy przechodziłem przez pasy, los się do mnie uśmiechnął.

Dziewczyna była w moim typie, taka urocza. Nie jakaś miss świata czy modelka z wybiegu, do której i tak bym nie miał szans, ale miała słodki uśmiech. Zauważyłem to, jak szedłem z drugiej strony ulicy. Kumpela coś jej opowiadała, a ta chichrała się w głos. Z teczki, którą trzymała pod pachą, wyleciała jej kupka kartek. Nawet tego nie zauważyła. Szybko je pozbierałem z jezdni, żeby nie zmokły i nie wpadły pod koła, a potem wskoczyłem na chodnik, bo światło zaczynało migać na zielono. Chciałem ją dogonić, jak znowu przejdę na drugą stronę, ale zobaczyłem, że na notatkach jest jej mail. Wyślę wiadomość, tak sobie wymyśliłem, wtedy będzie musiała specjalnie się ze mną spotkać, żeby je odebrać.

Marlena prawie skakała z radości, gdy znowu miała w rękach swoje zapiski. Jako studentka weterynarii spędziła mnóstwo czasu nad opracowaniem notatek, które miały być jej skarbnicą wiedzy podczas ważnego zaliczenia. Wcześniej prawie płakała z rozpaczy, kiedy zdała sobie sprawę, że w mieszkaniu brakuje sporej liczby kartek. Była mi ogromnie wdzięczna i zgodziła się, gdy zaproponowałem wspólne wypicie kawy. Świetnie nam się gawędziło, a do tego okazało się, że łączą nas wspólni znajomi. Zdziwiłem się, że do tej pory nie spotkaliśmy się na żadnej domówce. Pełen optymizmu rzuciłem pomysł wybrania się razem do kina.

– Słuchaj, jakiś czas temu zerwałam z chłopakiem i wydaje mi się, że to jeszcze nie ten moment, żeby w coś nowego brnąć…

No tak, mogłem się domyślić. Było fajnie, może kiedyś się zobaczymy, po przyjacielsku, ale nie spodziewaj się cudów, durniu.

– A co tam! Mam wielką ochotę wybrać się z tobą do tego kina! – parsknęła śmiechem, a ja poczułem, jak rodzi się we mnie iskierka nadziei.

Z dnia na dzień przestała mieć dla mnie czas...

Wybraliśmy się razem do kina, a potem na krótki spacer. Oboje nie mieliśmy ochoty na przyspieszanie tempa i psucie czegoś przez nadmierny pośpiech. Ale ten spokojny rytm spotkań nie powstrzymywał nas przed trzymaniem się na ręce czy pocałunkami. A ja pragnąłem czegoś więcej...

– Cześć, Szymek, ostatnio zauważyłem cię z jakąś laską. Całkiem, całkiem – brat zagaił temat przy wspólnym śniadaniu.

Oczy mamy momentalnie rozbłysły.

– A czemu nic nie wspominałeś wcześniej? No mów coś więcej o tej dziewczynie! – niecierpliwiła się.

Streściłem w paru zdaniach, co wiem o Marlenie, starając się nie wyolbrzymiać i nie okazywać zbyt wielkiego zapału, żeby od razu nie robili sobie nadziei.

– Widać, że ci na niej zależy i ją lubisz. To dobra wiadomość – mama dała mi kuksańca w ramię i kontynuowała smażenie placków.

– Racja, nie powiem że nie, podoba mi się. Ale póki co, ciężko określić, jak to się dalej potoczy. Czas pokaże, zobaczymy co z tego wyjdzie.

Nie powinienem był tego mówić. Mój brat uwielbiał rywalizować, a że prawie zawsze mnie ogrywał (no może z wyjątkiem szkoły), to miał prawie stuprocentową pewność zwycięstwa i satysfakcji. Przez kolejnych parę dni Marlena jakoś dziwnie zamilkła. Na początku było sporo nauki i obowiązków, później impreza koleżanki z okazji urodzin, potem jeszcze coś innego i tak w kółko... Sam miałem masę roboty, na politechnice też nie pozwalali nam się obijać, ale żeby nie wygospodarować nawet chwili na spotkanie? Ani jednego razu w przeciągu dwóch tygodni...?

– Co tam słychać u Marleny? – zagadnęła mama, przygotowując sobotnie naleśniki.

– Ciężko powiedzieć, ma sporo na głowie, minęło chyba z dwa tygodnie od naszego ostatniego spotkania.

– Zaskakujące, ja miałem okazję zobaczyć się z nią wczoraj – oznajmił dumnie Mateusz, pakując do buzi następnego naleśnika.

– Ty? A jak to się stało, że się spotkaliście? – zdębiałam.

Mateusz trzymał się ze starszymi kolegami, a nie z młodziakami ze studiów, jak to określał. Tym razem nie raczył się odezwać, lecz rzucił mi zuchwałe spojrzenie prosto w oczy, co było aż nazbyt znaczące. Matka nic nie spostrzegła. Ale dla mnie… Mój świat stanął na głowie. Jeżeli słowa brata były szczere, a nie tylko dogryzał mi jak zawsze, jeśli on i Marlena rzeczywiście...

Był doskonale przekonany, jak bardzo mi na niej zależy. Jeżeli więc ją sobie upatrzył, zrobił to celowo, aby mnie zdenerwować i po raz kolejny pokazać swoją wyższość, udowadniając, że może zdobyć każdą. Nawet tę, w której się zakochałem. A ona? Ze mną nie chciała na szybko, ze mną jedynie buziaczki i trzymanie się za rączki, podczas gdy z nim poszła na całość?! Nie wiedziałem, czy była świadoma, że to mój brat. Jeśli tak, to wszystko było jeszcze bardziej odrażające.

Mówiłeś poważnie? – zagadnąłem, kiedy opuściliśmy kuchnię.

– Chłopie, o co ci chodzi…

– No pytam, czy na serio gadałeś o Marlenie?

– Słuchaj, Szymon, wiesz przecież, że to ja zawsze jako pierwszy testowałem różne rzeczy. Nie masz czego żałować, ona nie była jakąś rewelacją… – Mateusz wzruszył ramionami i skrzywił się nieznacznie, zupełnie jakby przypomniał sobie coś, co niespecjalnie mu smakowało.

Nie chciałbym być tak zepsuty jak on

Nie dostrzegł mojej wściekłości, która rosła, pęczniała, rozsadzała mnie od środka, aż w końcu… wyrwała się na zewnątrz. Moja pięść wystartowała w stronę jego gęby. Całe godziny, które spędziłem na siłce wreszcie się na coś przydały. Mateusz zwalił się w przedpokoju jak rażony piorunem, zdziwiony ciosem swojego młodszego brata-ciamajdy. Próbował się jakoś bronić, ale ja nie odpuszczałem. Zrobił się niezły raban. Rodzice oderwali mnie od niego, lamentując i wrzeszcząc. Totalnie nie rozumieli, skąd u ich spokojniutkiego syna taka nagła agresja, i to w stosunku do brata. Gdy usłyszeli, o co poszło, na początku nie mogli w to uwierzyć, nie mieściło im się to w głowach, podobnie jak mnie…

– Też coś – Mateusz wciąż nie czuł się winny. – Niech mi jeszcze podziękuje, że ją dla niego sprawdziłem.

– Stul dziób! – ryknął tata, czerwony na twarzy z wściekłości i zażenowania. – Lepiej się zamknij, bo i ode mnie dostaniesz w zęby.

Mama zaś wybuchnęła płaczem.

Jak mogłeś? – szlochała. – Jakim mogłeś zrobić taką krzywdę rodzonemu bratu?

Rodzice po raz pierwszy jednogłośnie mnie poparli. Zrezygnowali z tłumaczenia lub bronienia Mateusza, co zazwyczaj praktykowali. Istnieją takie czyny, których wybaczyć się nie da. Chociażby odbicie dziewczyny młodszemu bratu, temu rzekomo „gorszemu”. Nadal z trudem akceptuję fakt, że mój starszy brat mógł posunąć się do takiego draństwa. Gdyby się w niej zakochał, nie ma sprawy, miłość potrafi być egoistyczna, ale on zrobił to dla zabawy. A Marlena...

Miał z nią przelotny romans, a ona oblała egzamin z wierności w związku. Oto przykra rzeczywistość.

Skontaktowałem się z nią telefonicznie i przekazałem opinię mojego brata na jej temat. Nie miałem ochoty wysłuchiwać tłumaczeń, podobnie jak nie chciałem jej oglądać, a co dopiero dotykać. Miała śliczny uśmiech, ale to za mało. Byłem dla niej jedynie polisą ubezpieczeniową, opcją zapasową, planem awaryjnym, dopóki nie pojawi się ktoś atrakcyjniejszy. Przejechała się na swojej przebiegłej taktyce, to nie moje zmartwienie.

Udało mi się poznać kogoś nowego, chociaż zajęło mi sporo czasu, by na nowo poczuć się gotowym na randki i przekonać się, że jestem w stanie obdarzyć drugą osobę zaufaniem. Wciąż towarzyszą mi resztki podejrzliwości. Z każdym dniem przyswajam sobie, jak komuś zawierzyć. Czy zapoznam moją partnerkę Martę z bratem? Niewykluczone, że kiedyś to zrobię. Obecnie jednak nie utrzymujemy kontaktu, a ułatwia to fakt, że niedługo po naszej sprzeczce otrzymał ofertę zatrudnienia w innej miejscowości i zmienił miejsce zamieszkania. Rodzice nie oponowali.

Ta paskudna sprawa z Marleną otworzyła mi oczy – pewnie im również – na to, że nasze relacje jako braci pozostawiały sporo do życzenia. Mateusz wielokrotnie dawał mi do zrozumienia, że nie darzy mnie szacunkiem, sympatią ani braterską miłością, i totalnie ma gdzieś, co się ze mną dzieje. A ja, głupek, czułem się gorszy, bo myślałem, że nie dorastam mu do pięt. Ale dzięki Bogu, że tak nie jest. Za żadne skarby nie chciałbym być taką gnidą jak on.

Reklama

Szymon, 26 lat

Reklama
Reklama
Reklama