Reklama

Zbliżała się rocznica śmierci ojca, a ja zastanawiałem się, czy uczestniczyć w szopce, którą rodzina zamierzała wyprawić nad jego grobem.

Reklama

– Mama się załamie, jeśli nie przyjedziesz – powiedziała Agnieszka. – Jeżeli się powiedziało „a” , to trzeba brnąć dalej przez alfabet.

Mam całe życie tkwić w kłamstwie?! – wybuchłem. – Czcząc jego pamięć, kryję oszustwa, jakich się dopuścił.

Wstała z krzesła i bez słowa przytuliła mnie do siebie, głaskała po włosach jak rozżalonego dzieciaka. Może to i było infantylne, ale znakomicie działało: jej spokój spływał na mnie i wiedziałem już, że jednak pojadę na grób ojca i będę robił dobrą minę do złej gry. Nie dla niego, tylko dla mamy i rodzeństwa.

Wiadomość o wypadku starego dotarła do mnie w trakcie jednej z suto zakrapianych alkoholem, studenckich imprez. Nie pamiętam, co oblewaliśmy, ale w gronie osób, z którymi wtedy się spotykałem, każdy powód był dobry.

– Tata nie żyje – usłyszałem w telefonie nienaturalnie spokojny głos mamy. – Miał wypadek. Przyjedź do domu tak szybko, jak tylko możesz, synku.

Jakby mnie ktoś obuchem zdzielił przez ten głupi łeb… Kiedy ja kombinowałem, jak tu zaciągnąć Agę do łóżka, mój ojciec konał w przydrożnym rowie. Kiedy piłem browar za browarem, on być może wzywał pomocy. Całe dotychczasowe rozbawienie i dobry humor ulotniły się w jednej chwili, a na to miejsce pojawiły się wyrzuty sumienia i poczucie winy. Natychmiast musiałem pojechać do domu, tylko jak? Choć upojenie alkoholowe minęło jak ręką odjął, nie byłem przecież w stanie prowadzić samochodu – wlałem w siebie zbyt dużo piwska i do trzeźwości było mi daleko.

– Mogę cię zawieźć – zaproponowała Agnieszka. – Ja nic nie piłam.

Mama znowu się rozpłakała i musiałem ją podtrzymać

To było naprawdę miłe ze strony dziewczyny, którą dopiero co poznałem. Wsiedliśmy do mojego starego golfa i ruszyliśmy z piskiem opon. Agnieszka miała fason i trochę przyciężką nogę, ale prowadziła nieźle i w trzy godziny dowiozła mnie do rodzinnego miasta. Kiedy przekraczałem próg domu, byłem już zupełnie trzeźwy, ale z logicznym myśleniem miałem problem: zupełnie nie wiedziałem, co zrobić z dziewczyną, która ze mną przyjechała. Z braku lepszego pomysłu zaprosiłem ją więc do domu, w którym jakikolwiek gość był w tym momencie najmniej potrzebną osobą. Mama i dwójka mojego młodszego rodzeństwa ryczeli, obejmując się nawzajem i nawet nie wiem, czy zauważyli nasze wejście.

Zostawiłem Agnieszkę w przedpokoju i podbiegłem do mamy. Przytuliłem ją i rozpłakałem się jak dziecko. Starała się być dzielna, ale czułem, że ledwie stoi na nogach.

– Miał delegację – próbowała opowiedzieć o wypadku ojca, łykając łzy. – Wyjechał rano, gdy wszyscy spaliśmy… A o dziesiątej zadzwonili z policji, że był wypadek i… On nie żyje, syneczku. Jakaś ciężarówka staranowała jego samochód.

Znowu się rozpłakała i musiałem ją podtrzymać, by nie upadła. Przylgnął do nas mój dziesięcioletni braciszek, więc jego też objąłem. Patrycja, moja szesnastoletnia siostra, chlipała, leżąc na tapczanie. Chciałem do niej podejść i okazać trochę czułości, ale przypomniałem sobie o dziewczynie czekającej w przedpokoju. Czułem wdzięczność, za pomoc jaką mi okazała, ale w tym momencie była zupełnie zbędna. Nasza rodzina powinna mieć czas tylko dla siebie, obecność obcej osoby tylko zakłócała naszą intymność. Zostawiłem więc na chwilę moich bliskich i wyszedłem do przedpokoju.

– Agnieszko – powiedziałem, starając się jej nie urazić – bardzo ci dziękuję za pomoc, ale nie mam pojęcia, co z tobą zrobić. Weź mój samochód i wracaj do Wrocławia. Kluczyki odbiorę później, dobrze?

Skinęła głową i pocałowała mnie w policzek.

– Nie przejmuj się mną – powiedziała. – Poradzę sobie, a ty zaopiekuj się rodziną. Naprawdę jest mi przykro z powodu tego, co się stało z twoim tatą, Kamil.
Łzy wypełniły mi oczy natychmiast, gdy wspomniała o tacie, więc przytuliła mnie do siebie, dopóki się nie wziąłem w garść.

– Jadę – powiedziała wreszcie, odsuwając się o krok. – Aha, za szafką, między butami, była jakaś kartka. Chyba spadła ze stoliczka. Położyłam ją tutaj.

Wskazała dłonią na biały prostokąt papieru, uśmiechnęła się smutno i wyszła. Zignorowałbym pewnie głupi świstek, bo miałem ważniejsze sprawy na głowie, gdyby nie rzucił mi się w oczy podpis ojca. Bezwiednie sięgnąłem po kartkę, na której czarnym flamastrem skreślono kilka zdań – ponieważ stolik w przedpokoju często służył członkom rodziny jako skrzynka kontaktowa, mogła to być ostatnia wiadomość od taty. Mało to razy znajdowaliśmy w tym miejscu karteczki z napisami typu: „Znowu ktoś nie zgasił światła w łazience. Mama” albo „Wrócę dziś później, nie czekajcie z kolacją. Tata”…

„Odchodzę” – czytałem tekst skreślony ręką ojca w osłupieniu. – „Chcę ułożyć sobie życie z kimś innym. Kocham ją i jak najszybciej będę chciał zalegalizować związek. Zostawiam wam wszystko, czego się dorobiłem. Nie chcę niczego. Mam nadzieję, że nie będziesz robiła problemu na sprawie rozwodowej i wytłumaczysz to jakoś dzieciom. Tomasz”.

Na stoliczku leżał jeszcze czarny flamaster, którym pisano tekst, czyli był to pożegnalny list starego do mojej matki.

Nic z tego nie rozumiałem. O jakim rozwodzie on pisał? Przecież małżeństwo rodziców było wręcz wzorcowe!

Żart? Nie, ojciec nie należał do ludzi z poczuciem humoru. Kartka, zmieciona podmuchem powietrza, musiała spaść za stolik, kiedy zamykał drzwi, wychodząc z domu. Poprawka: nie wychodził, tylko czmychał jak tchórz, nie mając odwagi spojrzeć w twarz osobie, z którą przeżył dwadzieścia parę lat. Znalazł sobie inną panią, a nas skreślił w jednej chwili.

Dupek jeden, zginął, kiedy gnał do tej baby!

Nie wiadomo, kiedy żal i poczucie osamotnienia ustąpiły pod naporem silniejszego uczucia. Wściekłości. Cały się gotowałem w środku. Jak mógł to zrobić mamie? Kim była kobieta, dla której odrzucił w jednej chwili naszą rodzinę? To się po prostu nie mieściło w głowie. Przez moment przestraszyłem się nawet własnych myśli, bo wydało mi się, że wypadek był jak najbardziej zasłużoną karą dla zdrajcy.

– Co tam robisz, Kamilku? – zapłakana mama wyjrzała do przedpokoju.

Odruchowo zmiąłem trzymaną w ręku kartkę i wsunąłem ją do kieszeni.

– Nic, mamuś – powiedziałem. – Żegnałem się z koleżanką, która mnie podrzuciła do domu. Zaraz do was dołączę.

List był do mamy, ale nie mogłem przecież dać jej go teraz do przeczytania. To nie była odpowiednia pora, by się dowiedziała, że mąż, którego opłakuje, chciał ją zostawić dla młodszego modelu.

Tylko Aga zna sekret, który ukrywam przed rodziną

Dwa dni później odbył się pogrzeb, który z całą bezwzględnością uzmysłowił nam, że wszystko to dzieje się naprawdę i nic nie będzie już takie, jak kiedyś. Znowu widziałem łzy płynące z oczu mamy, brata i siostry. Ja nie płakałem, nie mogłem. Słuchałem przemowy księdza, jaki to ze starego był wzorowy mąż i ojciec i wszystko się we mnie burzyło. Miałem ochotę wstać i krzyknąć, że to nieprawda, że stary był zakłamanym, dwulicowym gnojkiem, który zostawił kochające go osoby i czmychnął do nowej laski. Nie zrobiłem tego, rzecz jasna, ale tylko ze względu na mamę. Rozglądałem się po przybyłych na pogrzeb gościach, czy nie zobaczę jakiejś obcej kobiety, która mogłaby być tą wywłoką, przez którą ojciec zginął… Nie widziałem jednak nikogo, kto pasowałby do tej roli. Nie miałem zresztą pojęcia, jak miałaby wyglądać nowa kobieta ojca. Na upartego mogła to być przecież nawet jedna z przyjaciółek matki.

Nasza rodzina przebrnęła przez trudne chwile, choć z tego, co widziałem, mama wspomagała się prochami. Nie znalazłem odpowiedniego momentu, by wręczyć jej zagubiony list od ojca, a im więcej czasu upływało, tym wyjawianie tajemnicy wydawało się robieniem zupełnie niepotrzebnego zamieszania.

Próbowałem podpytywać siostrę, czy w ostatnich dniach między rodzicami układało się dobrze, ale spojrzała na mnie z takim zdumieniem, że wrzuciłem na luz. Czy miałem burzyć spokój, który powoli odzyskiwali? Czy nie lepiej, by zachowali w pamięci dobre wspomnienia?

A co dałaby ta wiadomość mamie? Nową porcję ponurych myśli?

Sekret starego stał się moim sekretem i nie było nikogo, z kim mógłbym się nim podzielić. Nikogo poza Agnieszką. Po zamieszaniu związanym z pogrzebem, bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Minął rok i można powiedzieć, że nasz związek stał się poważny na tyle, że mamy już datę ślubu.

Tylko Aga zna tajemnicę mojego ojca i tylko dzięki niej mogę udźwignąć ciężar tego spadku.

– A wiesz – powiedziała kiedyś – że ta cała historia z ojcem zmieniła twój stosunek do życia? Nagle z chłopaka stałeś się odpowiedzialnym mężczyzną. Podobasz mi się taki, wiesz?

Reklama

Może i miała rację. Przestałem łazić kumplami na durne imprezy, więcej teraz myślę o innych. Mimo wszystko, ciężko żyć ze świadomością, że mój ojciec był sukinsynem i przytakiwać, kiedy mama wspomina, jaki to był złoty człowiek z Tomasza. Niech to szlag!

Reklama
Reklama
Reklama