„Myślałam, że Natalia to wymuskana miejska lala. Ale to dzięki niej wyrwałam się z czyśćca domowych obowiązków”
„Kiedy zaczęła mi dawać wskazówki, co mogłabym zrobić z moim przydomowym ogrodem i zaoferowała swoją fachową pomoc, postanowiłam, że jej pokażę, gdzie raki zimują. Nie będzie mnie pouczać, jak mam dbać o swoje rośliny”.
- Listy do redakcji
Kiedy Jacek przekroczył próg mieszkania, od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Nie odezwał się ani słowem, a ja momentalnie zaczęłam się zamartwiać, że wpadł w tarapaty. Całkiem niedawno zmienił posadę na bardziej atrakcyjną i z początku był wniebowzięty. Chwalił przełożonego, z którym natychmiast znalazł wspólny język i cieszył się większą niezależnością przy podejmowaniu decyzji. Przysłuchiwałam się temu wszystkiemu jak opowieściom o mitycznych istotach, jednocześnie prosząc w duchu, aby nic nie zepsuło tej sielanki.
Szef męża zaprosił nas na obiad
To Jacek zarabiał na utrzymanie naszej pięcioosobowej rodzinki. Ja nie pracowałam, bo opiekowałam się naszą trójką dzieciaków. Kompletnie nie miałam pojęcia, w jaki sposób mogłabym wesprzeć mojego męża.
Skończyłam szkołę średnią o profilu technicznym, potem wzięłam ślub i podobnie jak wiele pkobiet w naszych stronach, skoncentrowałam się na prowadzeniu gospodarstwa domowego. Wydawało mi się to oczywistym biegiem wydarzeń, ale od czasu do czasu ogarniały mnie obawy co się stanie, gdyby Bartek został bez roboty. W naszej miejscowości trudno o dobre zatrudnienie.
– Mateusz chce, żebyśmy przyjechali do niego na sobotę – oznajmił, dłubiąc widelcem w jedzeniu.
– I to jest powodem twojego niepokoju? – ledwo powstrzymałam parsknięcie śmiechem. – Uff, co za ulga! Byłam przekonana, że dostałeś wypowiedzenie.
– To ma być spotkanie w gronie najbliższych. Mateusz zaznaczył, że zaprasza również nasze dzieci – podkreślił Jacek.
– Zdaje się, że twój szef to spoko gość – stwierdziłam z aprobatą.
– Mateusz jest w porządku, ale nie znasz jego małżonki. Nie ma co, prawdziwa dama, taka, co to i na salonach by się odnalazła. Ma wypasiony ogród, sama go doglądała, zaprojektował go jakiś spec od zieleni. Jest z niego strasznie dumna, a Mateusz mówi, że to jest jej największa życiowa pasja.
Dotarło do mnie, co gryzło Jacka. Jak nasza wesoła trójka wbiegnie w grządki, pani domu może być niezadowolona.
– W takim razie podrzucimy naszą gromadkę do babuni, po co narażać twoją pozycję.
– No właśnie mu to powiedziałem, ale szef się uparł. Mówi, że on i małżonka kochają maluchy, pewnie dlatego, że sami nie dorobili się potomstwa.
– Gada od rzeczy – powiedziałam pod nosem, spoglądając za okno. Na dworze dzieciaki kopały piłkę, drąc się przy tym w niebogłosy. Mogły hasać do woli, nie martwiąc się, że zdepczą wypielęgnowane grządki. Przestrzeni było sporo, a trawa i tak odrośnie, więc ich wygłupy nie robiły żadnej krzywdy.
Modliłam się w duchu, żeby synowie nie zdeptali ich trawniczka
Gdy zbliżał się termin tego wielkiego wydarzenia, zależało mi na tym, abyśmy jako rodzina zaprezentowali się z jak najlepszej strony. Moi synkowie – Piotruś, Marek i mały Leszek – ubrani w wyprasowane koszule i spodnie, wyglądali przesłodko i niewiarygodnie grzecznie. Ja natomiast z każdą minutą coraz bardziej się stresowałam.
– Pamiętajcie o wzorowym zachowaniu. Nie dotykajcie niczego bez pozwolenia i odzywajcie się tylko wtedy, gdy zostaniecie o coś zapytani. Żadnych awantur, krzyków i przepychanek. Zapomnijcie o bieganiu i gadaniu podczas jedzenia – przed wyjściem z mieszkania zasypywałam chłopaków całą serią poleceń.
– Zaraz, zaraz… I mamy tak siedzieć cały dzień? – Piotrek, który skończył już dziesięć lat, wydawał się totalnie zaskoczony. Jego młodsi bracia umilkli jak zaklęci, wbijając we mnie pytające spojrzenia.
Mąż zarechotał, więc spadła na mnie rola surowego opiekuna. Próbowałam wytłumaczyć synom, jak istotne jest to spotkanie z przełożonym ojca. Zazwyczaj wolę perswazję od wydawania poleceń, ale tym razem nie udało mi się w pełni przekonać małych urwisów. Głowiłam się nad tym, w jaki sposób zapanuję nad chłopcami przez najbliższe długie godziny.
Zlekceważyłam możliwości moich chłopców. Oprócz paru potknięć podczas posiłku, siedzieli grzecznie niczym aniołki, zupełnie jak wtedy, kiedy dopada ich choroba. Prawie uległam pokusie, by dotknąć czoła najmłodszego i upewnić się, czy nie ma gorączki.
Małżonka mojego przełożonego miała na imię Natalia i była prawdziwą mistrzynią w prowadzeniu domu. Całe mieszkanie aż błyszczało, a przydomowy ogródek prezentował się niczym żywcem wyjęty z folderów ogrodowych.
Nawet moi synowie poczuli respekt wobec tego przepychu
Nie ma się czym chwalić, jeśli chodzi o moją działkę.
– W naszym domu zupełnie inaczej to wygląda – stwierdził celnie Marek, ostrożnie stawiając kroki na idealnie skoszonym trawniku.
– I bardzo dobrze, gamoniu, dzięki temu mamy gdzie pograć w piłkę i pobiegać – zgasił go Piotrek.
– Chłopaki! – syknęłam ostrzegawczo, będąc w gotowości, żeby nie dopuścić do ujawniania naszych przydomowych braków. Natalia serdecznie się roześmiała i poczochrała włoski małego Leszka.
– A sporą macie działkę? – zainteresowała się.
– Więcej niż pół hektara, grunty odziedziczone po dziadku. Jego dom stał tuż obok – Piotrek fachowo wyjaśnił, widać było, że wyrasta na dobrego gospodarza.
Kiedy Natalia popatrzyła na mnie ze zdziwieniem, błyskawicznie pokiwałam głową na potwierdzenie, aby uciąć dyskusję. Ogród przed domem, gdzie rosną kolorowe kwiaty, to prawdziwa duma każdej pani domu, ale ja jakoś nigdy nie potrafiłam wygospodarować czasu ani zapału, żeby się tym zająć. Ograniczałam się do uprawy paru warzyw na grządce z tyłu domu i tyle.
– Na tak rozległej przestrzeni da się stworzyć prawdziwe cuda – stwierdziła entuzjastycznie małżonka mojego przełożonego, przemilczając fakt, że przy aranżacji własnego ogrodu współpracowała z profesjonalnym projektantem krajobrazu i ekipą ogrodników.
Zazgrzytałam zębami ze złości. Gdyby sama musiała ubrudzić sobie dłonie ziemią, szybko przekonałaby się, jak bardzo bolą plecy po paru godzinach harówki. Wychowałam się na wsi i doskonale znam się na pracy na roli, dlatego wcale nie paliłam się do takiego wysiłku.
Natalia sprawiała wrażenie delikatnej laluni
A przynajmniej tak było do niedawna, ponieważ kiedy zaczęła mi dawać wskazówki, co mogłabym zrobić z moim przydomowym ogrodem i zaoferowała swoją fachową pomoc, postanowiłam, że jej pokażę, gdzie raki zimują. Nie będzie mnie pouczać, jak mam dbać o swoje rośliny. Jestem córką rolnika i mój tata by mnie wydziedziczył, gdybym dała sobą pomiatać na własnej ziemi.
Kiedy wróciłam do domu, cały entuzjazm wyparował. Ale po dwóch dniach niespodziewanie zjawiła się u nas Natalia. Przywiozła pełen bagażnik młodych roślin, mówiąc, że kocha aranżować przydomowe ogródki.
„No to zaraz ci się odwidzi” – przemknęło mi przez głowę, gdy szłam do schowka po szpadle.
W końcu uległa, kiedy porządnie przeorałyśmy spory fragment działki. Zasiałyśmy kwiaty i zaproponowałam filiżankę herbaty.
– Za rok to miejsce będzie wyglądało przepięknie – stwierdziła, delikatnie rozmasowując obolałe plecy. – Gleba jest tu o wiele żyźniejsza niż u mnie, dałoby się posadzić jakieś bardziej wymagające okazy.
– Ewentualnie założyć hodowlę sadzonek – zażartowałam, dając jej do zrozumienia, że trochę się zagalopowała.
– Bardzo podoba mi się ten koncept – powiedziała z entuzjazmem.- Z chęcią bym cię wsparła, a nawet dołączyła do interesu jako wspólniczka.
– Nie masz pojęcia, jak to wygląda, gdy człowiek ma trójkę maluchów. Doba jest za krótka, żeby dać radę ze wszystkimi obowiązkami, a ty oczekujesz ode mnie, żebym jeszcze myślała o jakimś dużym przedsięwzięciu?
Może ta szkółka to jednak niegłupi plan?
Entuzjazm Natalii nagle opadł, a po chwili wymamrotała jakieś słowa przeprosin. Poczułam się niezręcznie. Oni z Mateuszem nie doczekali się potomstwa, a ja bezmyślnie rzuciłam jej prosto w twarz moimi wspaniałymi urwisami, dla których zrobiłabym absolutnie wszystko.
– Zastanowię się nad tym, co mówisz – zapewniłam, chcąc zatrzeć to moje niefortunne potknięcie.
Natalia zupełnie nie przypominała takiej sztywniary, za jaką uważał ją Jacek. Nie przejmowała się tym, że może zniszczyć sobie paznokcie. W sumie to fajna z niej dziewczyna, dlatego powiedziałam jej, że może mnie odwiedzać, kiedy tylko będzie miała na to ochotę.
W czasie ostatnich tygodni wakacji nasze relacje mocno się zacieśniły, a mały Leszek chodził za ciocią Natalią jak cień, dzielnie taszcząc jej łopatę i za nic nie chcąc nikomu oddać tego zaszczytu. Entuzjazm Natalii w końcu mi się udzielił i nasz ogród stale się rozrastał, najpierw chaotycznie, a potem zgodnie z planami, które nieustannie ulepszałyśmy, czerpiąc z tego masę frajdy.
Regularnie odwiedzałam bibliotekę w naszej miejscowości, wypożyczając poradniki na temat pielęgnacji ogrodu. Robiłam to aż do momentu, gdy koleżanka nauczyła mnie wyszukiwania potrzebnych informacji w sieci. Od tamtej pory każdy wieczór spędzałam przed ekranem komputera, co mocno frustrowało moich najbliższych. Czerpałam jednak ogromną radość z pogłębiania wiedzy ogrodniczej. Czułam się trochę jak podróżnik eksplorujący dziewicze terytoria.
Jacek spoglądał na rozdeptany grunt, z którego wyłaniały się, jak mawiał, przygnębiające chwasty, rechocząc, że nasz wysiłek przerasta rezultaty, ale poleciłyśmy mu wstrzymać się z osądem do następnego sezonu.
Czy można pragnąć czegoś ponad to?
– Przy pielęgnacji roślin trzeba mieć cierpliwość – tłumaczyła Natalia, siedząc wygodnie z Leszkiem na kolanach przed ekranem telewizora i wytrwale śledząc bajkę. – Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby snuć plany. Rozważałaś może pomysł z naszą szkółką?
– To będzie spory wydatek i czeka nas ogrom roboty, muszę dokładnie to przeanalizować – odparłam z rezerwą.
Od dłuższego czasu korciło mnie, żeby zrealizować ten koncept, jednak starałam się nie działać zbyt impulsywnie.
Od tamtej chwili minęły dwa lata. Razem z moją przyjaciółką Natalią stworzyłyśmy ogród, który prezentuje się naprawdę imponująco – bujne kwiaty i okazałe okazy roślin wzbudzają zachwyt i zazdrość wśród sąsiadów.
Początkowo hojnie obdarowywałam ich sadzonkami oraz cebulkami, jednak w pewnym momencie zaczęłam myśleć bardziej racjonalnie i postanowiłam ponownie rozważyć koncepcję założenia własnej szkółki ogrodniczej.
Firma, którą tworzymy wraz z Natalią oraz ze wsparciem naszych mężów, jest jeszcze w powijakach, ale daje mi to ogromną satysfakcję. Razem stworzyłyśmy biznes, a faceci starają się nam pomagać, mimo że chyba bardziej by im odpowiadało zwykłe doradzanie i trzymanie za nas kciuków.
Uważam się za prawdziwą szczęściarę! Robię to, co sprawia mi prawdziwą frajdę i mam świetną robotę. Oprócz tego, mogę liczyć na swoją przyjaciółkę, która nigdy mnie nie zawodzi. W domu czekają na mnie moi wspaniali synkowie, którzy… no cóż, prawie zawsze są grzeczni! Czego chcieć więcej od życia?
Gabriela, 38 lat