Reklama

Już od jakiegoś czasu podejrzewałam, że mój mąż coś przede mną ukrywa. Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. To wtedy jego zachowanie wzbudziło mój niepokój po raz pierwszy. Jakoś tak pod koniec stycznia wrócił do domu markotny i zdenerwowany. Pytałam, co się dzieje, ale stwierdził tylko, że ma kłopoty w pracy. Nie po raz pierwszy, więc wiedziałam, że nie mam co drążyć tematu.

Reklama

U Marka w firmie był system premii i żeby na nią zasłużyć, pracownicy musieli wyrobić „normę klientów”. Jeżeli ktoś miał mniej podpisanych umów niż powinien, to nie tylko premii nie dostawał, ale jeszcze lądował na dywaniku u szefa i musiał wysłuchać długiej i niezbyt miłej przemowy. Dlatego te miesięczne rozliczenia zawsze były stresujące i Marek bardzo je przeżywał. Z doświadczenia wiedziałam, że najlepiej teraz zostawić go w spokoju.

Jednak na początku lutego mój mąż nadal był rozdrażniony, chociaż było już po rozliczeniu. Nie chciał powiedzieć, o co chodzi.

– Takie tam kłopoty w pracy, nie ma sensu, żebyś się tym zamartwiała – twierdził, gdy pytałam, jak mogę mu pomóc. – Poradzę sobie, jakoś to będzie.

Początkowo podejrzewałam chorobę, ale koleżanka mnie otrzeźwiła

Mijały dni, a on ciągle był podminowany. Co więcej, miałam wrażenie, że coś przede mną ukrywa. Do tej pory mówił mało, ale coś tam zawsze ponarzekał na układy w pracy. Teraz milczał jak zaklęty. W dodatku zaczął brać wolne w tygodniu. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało! Wręcz przeciwnie, jak ja go namawiałam, żeby sobie odpoczął, żeby wziął jeden dzień urlopu, np. w piątek, to gdzieś pojedziemy, odpowiadał, że nie ma takiej możliwości. A teraz pewnego dnia rano, gdy go budziłam, stwierdził, że jeszcze sobie pośpi, że dziś do roboty nie idzie. Zdziwiłam się, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo sama musiałam lecieć do pracy.

Zobacz także

A jednocześnie coraz częściej zdarzało mu się, że po południu wychodził, twierdząc, że ma spotkania z klientami. Wiem, że na tym polega jego praca i tylko dziwiłam się, że teraz wszyscy chcą się umawiać po osiemnastej.

– Wcześniej pracują – tłumaczył. – A ja muszę się przecież do nich dostosować.

Jednak kiedy po raz kolejny wziął wolne w ciągu dnia, zaczęłam się poważnie niepokoić. A może to jakaś choroba? Tyle się o tym ostatnio mówi. I to właśnie przez sytuację w pracy ludzie chorują, a co by nie mówić, Marek w swojej łatwo nie ma. Więc może powinien iść do lekarza? Jednak on moje sugestie natychmiast odrzucił.

– Żadna tam choroba, po prostu przemęczony jestem, a w tym miesiącu mamy luz, więc mogę sobie na wolne pozwolić – stwierdził.

– A przy okazji nadrobię zaległości i zrobię porządek w domowych papierach.

Jednak jakoś mnie nie przekonał. Tym bardziej, że zachowywał się bardzo dziwnie. Był opryskliwy, podminowany i coraz mniej chętnie ze mną rozmawiał. Postanowiłam porozmawiać ze swoją koleżanką, która pracuje w szpitalu neurologicznym. Może mi coś podpowie? Umówiłam się z nią po pracy w kawiarni.

– Wiesz, do nas to trafiają już ciężkie przypadki – wyjaśniła, gdy powiedziałam, co mnie martwi. – Takie osoby, co to w ogóle wyłączają się ze świata, nie mają chęci do życia. Niektórych trzeba karmić kroplówką. Ale to, co mówisz o Marku, nie wygląda mi na poważną chorobę. A raczej na… – Lidka zaczęła i nagle umilkła.

– Na co? – zapytałam, zaciekawiona.

– No… Nie wiem, jak to powiedzieć. Wiesz, każdy patrzy według siebie i swoich doświadczeń. I tak mi przyszło do głowy… – znowu umilkła, ale ja tym razem już nie dopytywałam.

Wiedziałam, o co jej chodzi.

Kilka lat temu Lidka przeżyła koszmar. Okazało się, że jej mąż, z którym była ponad 10 lat, zdradzał ją. Dowiedziała się o tym, jak to zwykle bywa, przez przypadek. Znalazła w jego kieszeni klucze. Kiedy zapytała, co to, odpowiedział, że to klucze do pracy. Może i zadowoliłaby się tym wyjaśnieniem, gdyby nie to, że kilka dni później zobaczyła go w samochodzie z jakąś kobietą. A w tym czasie powinien być w drugiej pracy! Tym razem jego tłumaczenie zupełnie jej nie przekonało. Zaczęła go obserwować, a nawet śledzić, i odkryła, że jej mąż prowadzi podwójne życie! Potem wyszło na jaw, że już od kilku lat ma kochankę. Te klucze były do jej mieszkania…

Pamiętam, jak mi się wtedy zwierzała:

– Wiesz, Aśka, ja to chyba jakieś zaćmienie miałam – mówiła, szlochając. – Przecież było tyle niepokojących przesłanek! Te jego wieczorne i weekendowe prace, ta jego duchowa nieobecność, gdy był w domu, telefony, które zawsze odbierał w drugim pokoju. Naprawdę, byłam po prostu naiwna.

Teraz pewnie właśnie to chciała mi zasugerować. W pierwszej chwili żachnęłam się w myślach, ale potem zaczęłam się zastanawiać. Marek też zachowuje się dziwnie, też zaczął wychodzić wieczorami, twierdząc, że ma więcej pracy, a znów w inne dni zostaje w domu. Ponieważ Lidka milczała, nie kontynuując myśli, zapytałam.

– Myślisz, że on kogoś ma?

– Cholera – Lidka sięgnęła bezwiednie po moje papierosy, chociaż nie paliła od ponad roku. Zreflektowała się i odłożyła paczkę. – Nie chciałam ci tego sugerować. Przecież on cię kocha. A to, że ja się sparzyłam, nie znaczy, że każdy mąż taki jest.

– Dobrze, nie mam do ciebie pretensji – machnęłam ręką. – Nie przyszło mi to po prostu głowy, a przecież muszę wziąć pod uwagę wszystkie ewentualności.

Może szykuje mi jakąś niespodziankę?

Po powrocie do domu przejrzałam ubrania męża. Nie znalazłam w nich nic podejrzanego poza jedną rzeczą: potwierdzeniem z banku dotyczącym wypłaty. Zdziwiłam się. Co prawda, rachunkami i finansami zawsze zajmował się Marek, więc niby nie było nic podejrzanego w tym świstku. Jednak kwota wypłaty była dość wysoka, a przecież ostatnio nic nie kupowaliśmy? Postanowiłam z nim o tym porozmawiać.

– Grzebiesz w moich rzeczach? – oburzył się. – O co ci chodzi? Nie ufasz mi?

– Nie grzebię, tylko chcę oddać rzeczy do pralni – wyjaśniłam spokojnie. – Po prostu opróżniałam kieszenie. I ufam ci, tylko się zastanawiam, po co wypłaciłeś tak dużo pieniędzy?

Marek przez chwilę się wahał i wreszcie powiedział:

– Zebrało się kilka większych rachunków – powiedział niepewnie. – Wiesz, ubezpieczenia, raty…

Nie przekonał mnie. Przecież opłaty zawsze robił przez internet! Już chciałam mu to wypomnieć, gdy uzmysłowiłam sobie, że może on szykuje dla mnie jakąś niespodziankę? Może zarezerwował bilety na samolot? Postanowiłam poczekać, ale jednocześnie pilnie go obserwować.

Marek od czasu tej rozmowy stał się jakby ostrożniejszy, co oczywiście znowu mnie zaniepokoiło. Tym bardziej że zachowywał się coraz dziwniej. Teraz nagle zaczął wychodzić do pracy później niż ja, bo twierdził, że przesunięto im godziny.

– Szef stwierdził, że klienci mają czas zazwyczaj po południu, więc każe nam dłużej siedzieć i później przychodzić.

Niby to było logiczne, ale na tle wszystkiego, co robił, podejrzane. Pewnego dnia postanowiłam go skontrolować. Zwolniłam się z roboty w ciągu dnia i pognałam do domu. Już pod blokiem wiedziałam, że coś jest nie tak, bo samochód męża stał na parkingu, a przecież powinien już dawno pojechać do pracy! Przed oczami stanęła mi Lidka i jej perypetie. Najciszej jak się dało otworzyłam drzwi mieszkania, gotowa nakryć męża na gorącym uczynku.

Owszem, był w środku i na mój widok wpadł w wyraźną panikę. Jednak był sam, więc nie rozumiałam jego przestrachu.

– Co ty tu robisz? – zapytaliśmy równocześnie.

Ja odpowiedziałam pierwsza:

– Zwolniłam się z pracy, bo się źle czuję. A ty?

– Wziąłem wolne – powiedział, uciekając wzrokiem. – Jutro mam spotkania z klientami do późna, więc zadzwoniłem do szefa i poprosiłem, żeby zamienił mi dzisiejsze godziny.

Nie wierzyłam mu. Byłam pewna, że coś kręci i niemal przekonana, że tu chodzi o kobietę. Patrzyłam nieufnie, jak niespokojnie kręcił się po mieszkaniu, sprawdzał coś w komputerze, wydzwaniał do kogoś po kryjomu. Podejrzewałam, że zepsułam mu plan dnia i odwoływał randkę!

Po południu wyszedł jak zwykle, twierdząc, że ma spotkanie z klientem.

Tego było już za wiele! Musiałam działać

W pierwszym odruchu chciałam go śledzić, ale uświadomiłam sobie, że przecież wsiądzie w samochód i tyle go będę widziała. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić? Postanowiłam zadzwonić do Lidki.

– Rzeczywiście, nie wygląda to dobrze – zmartwiła się, gdy opowiedziałam jej o ostatnich moich obserwacjach. – I co masz zamiar zrobić?

– No właśnie nie wiem – zawołałam. – Dlatego dzwonię do ciebie. Myślisz, że powinnam go po prostu przycisnąć, żeby przyznał się do wszystkiego?

– To chyba nie jest najlepszy pomysł – stwierdziła. – Jak coś kombinuje, to będzie szedł w zaparte. A jak jest niewinny, to się obrazi.

– To co mam zrobić? – spytałam bezradnie. – Nie mam jak go śledzić, on ma samochód. A rzeczy w domu przejrzałam… Nic tu nie ma.

– A komputer? – zapytała nagle ożywiona. – Sprawdź jego pocztę!

– Nie znam hasła – odparłam ponuro.

– Nigdy nie było potrzeby, żebyśmy wymieniali się takimi informacjami.

– No tak, a teraz ci przecież go nie poda. Cholera – Lidka zamilkła na chwilę, ja też się zastanawiałam. – Słuchaj, a może wynająć detektywa?

– Myślisz? – zainteresowałam się, ale zaraz ściągnęłam ją i siebie na ziemię. – Ale to kosztuje, a przecież to Marek pilnuje finansów.

– No to już nie wiem – Lidka się poddała.

Ale ja postanowiłam, że jednak z nim porozmawiam. Przecież nie muszę mu mówić o swoich podejrzeniach, po prostu zapytam, co się dzieje, powiem, że się o niego martwię. Jednak ta rozmowa nie przebiegła tak, jak chciałam. Marek od razu zaczął się wszystkiego wypierać, twierdząc, że nic się nie dzieje, że to jakieś moje urojenia.

– Może mam trochę gorsze dni – tłumaczył nerwowo, odpierając moje zarzuty. – Mężczyźni też mogą… Nie wiem, o co ci chodzi. Że pracuję w innych godzinach niż zwykle? Przecież ci to tłumaczyłem.

– Marek, nie o to chodzi – starałam się panować nad emocjami, ale czułam, że moje serce wali jak oszalałe. – To nie tylko praca. Ty się w ogóle ostatnio zmieniłeś. Stałeś się rozdrażniony, nie rozmawiasz ze mną, w ogóle mnie unikasz. Kiedy ja wracam do domu, ty zaraz wychodzisz…

– Mówiłem ci, że klienci mają czas tylko wieczorami – przerwał mi.

– A te pieniądze, które podjąłeś? A to twoje zmieszanie, gdy wróciłam niespodziewanie do domu w ciągu dnia? – podniosłam głos.

– Masz chyba urojenia – Marek zaczął nerwowo chodzić po pokoju. – Najpierw wmawiałaś mi chorobę, a teraz co?

– Marek, powiedz, ty kogoś masz? – wypaliłam z grubej rury, bliska płaczu.

Stanął w pół kroku i spojrzał na mnie, zaskoczony.

– Kochanie, ty sądzisz, że mam romans? – podszedł do mnie i ujął moje dłonie. – Skarbie, ja cię nie zdradzam.

– Tak? To dlaczego rozmawiasz po kryjomu przez telefon? – nerwy mi puściły i teraz łkałam w głos. – Gdzie wychodziłeś wieczorami? Codziennie miałeś spotkania z klientami? I tak późno? A te nie pieniądze to na co, jak nie na kochankę?

Marek usiadł koło mnie. Strasznie się bałam tego, co powie, co teraz zrobi.

– Masz kogoś? – powtórzyłam pytanie.

– Nie – powiedział stanowczo. Miał taki okropnie smutny wzrok! – Nie mam nikogo. I nie mam też pracy!

Okazało się, że wtedy, w styczniu, szef wręczył mu wypowiedzenie. Marek wstydził mi się przyznać, bał się, jak zareaguję. Postanowił poszukać nowej pracy i dopiero wtedy mi o wszystkim powiedzieć. Ale okazało się, że trudno jest o dobrze płatną posadę, a takiej szukał mój mąż.

– Postanowiłem otworzyć na razie własną firmę, żeby nie wypaść z obiegu i nie stracić klientów – powiedział. – To dlatego podjąłem wtedy te pieniądze, żeby opłacić formalności. Miałem nadzieję, że interes się rozkręci, bo każdy potrzebuje porady niezależnego doradcy finansowego. Ale bałem ci się przyznać, dopóki nie zacznę porządnie zarabiać.

– Tak bardzo mi nie ufasz? – zapytałam, zraniona.

– Ależ ufam ci! Ale nie chciałem cię rozczarować. I pewnie nie przyznałbym się i dziś, gdybyś nie wyjechała z tą kochanką. Dotarło do mnie, że twoje posądzenia są o wiele gorsze niż prawda i że przez głupotę mógłbym rozwalić nasze małżeństwo. Wybaczysz mi?

Reklama

– Pod warunkiem, że od tej pory będziesz mi mówił wszystko, jak na spowiedzi – zażądałam. – Przez te twoje durne sekrety i głupią męską ambicję o mało się nie wykończyłam!

Reklama
Reklama
Reklama