Reklama

WRRR! Świdrujący odgłos pracy maszyny dentystycznej rozległ się razem z moim przeraźliwym okrzykiem: auu!

Reklama

– Boli? – spytał z troską dentysta, wysoki szatyn o imieniu Adam.

– Oli… – próbowałam go zapewnić, chociaż niełatwo było mi cokolwiek powiedzieć z ustami pełnymi wacików.

To było kłamstwo. Kilka minut wcześniej pan doktor Adam zrobił mi zastrzyk i prawą stronę szczęki miałam tak znieczuloną, że nie poczułabym nawet ciosu pięścią. Chciałam jednak, żeby ta wizyta trwała jak najdłużej, więc skłamałam.

– Poczekajmy jeszcze chwilę, znieczulenie na pewno zadziała – powiedział, chcąc dodać mi otuchy.

Zobacz także

Moja dobra wróżka – zwyczajna sąsiadka

Kto by pomyślał, że na te dentystyczne tortury zgodzę się w imię miłości! Wszystko przez moją sąsiadkę Izę. A właściwie – dzięki niej.

Izę poznałam rok wcześniej, balkony naszych mieszkań dosłownie do siebie przylegają. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Niedawno gadałyśmy o facetach. Kiedy opisałam Izie swój męski ideał, roześmiała się, a potem oświadczyła, że mężczyzna moich marzeń istnieje naprawdę, jest znanym jej kolegą jej brata ze studiów i… dentystą! A ponieważ właśnie zaczęła mnie ćmić prawa górna szóstka, postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym…

– No, teraz powinno być lepiej – uśmiechnął się pan doktor, a ja niepewnie pokiwałam głowa.

Kiedy wiertło po raz kolejny dotknęło mojego zęba, zawyłam tak głośno, że dentysta aż podskoczył.

– Dziwne – powiedział, cofając się o krok i wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. – Znieczulenie najwyraźniej nie działa. No cóż…

– O ina ich ęśni… – wybełkotałam z zakłopotaniem, wskazując bezradnie na waciki tkwiące w moich ustach.

Dentysta wydobył waciki. Teraz mogłam mówić normalnie, to znaczy – prawie normalnie. Oczywiście nie chciałam dopuścić do tego, żeby Adam poznał prawdę. Spróbowałam się uśmiechnąć i stwierdziłam z przestrachem, że usta mam w połowie unieruchomione.

– To wina moich mięśni – powiedziałam szybko.

– Mięśni? – zainteresował się dentysta.

– Tak – odparłam zdecydowanie. – Chodzi o to, że mam wyjątkowo silne mięśnie szczęki. Zaciskam je nieświadomie i dlatego znieczulenie nie działa.

– Właściwie w tej szóstce mamy do czynienia z dość niewielkim ubytkiem – powiedział ostrożnie pan doktor. – Może obejdzie się bez znieczulenia…

– Nie ma mowy! – zaprotestowałam.

– Mam niezwykle wrażliwe nerwy!

– Nerwy? Mówiła pani o mięśniach.

I mięśnie, i nerwy – powiedziałam desperacko.

– Hm… Powinna się pani rozluźnić.

W jego błękitnych oczach zamigotały iskierki rozbawienia.

– Mhm – bąknęłam. – Dobry pomysł!

– Wobec tego chyba znalazłem rozwiązanie – stwierdził pan doktor.

Odłożył wiertło i wsadził mi do ust kolejną porcję wacików. Potem zniknął na zapleczu, zostawiając mnie samą. Opadłszy na fotel, poczułam, że cała drżę. No cóż, zabrnęłam tak daleko, że teraz nie mogłam się już wycofać...

Po chwili dentysta zbliżył się do mojego fotela. Trzymał w ręku maskę, którą podłączył do jakiegoś urządzenia.

Zaaplikuję pani gaz rozweselający – oznajmił mi. – Zwykle stosuję tę metodę u dzieci, ale w pani wypadku zrobię wyjątek – tłumaczył spokojnym tonem. – Z taką wrażliwością…

Pokiwałam ochoczo głową. Tym czasem pan Adam założył mi maskę.

– Proszę się teraz rozluźnić – powiedział miękko.

O rany, teraz muszę mówić prawdę i tylko prawdę!

„Z największą przyjemnością” – pomyślałam, przymykając oczy. Coś załaskotało mnie w gardle, nagle poczułam dziwną lekkość i… usłyszałam swój własny śmiech. Miałam wrażenie, że moja szczęka po końskiej dawce znieczulenia i porcji gazu rozweselającego rozluźniła się do tego stopnia, że ledwo trzyma się na swoim miejscu. W głowie miałam cudowną pustkę – czy raczej mgłę…

– Ży… życie jest piękne! – wystękałam.

Pan doktor uśmiechnął się uprzejmie, znowu włożył mi waciki do ust i sięgnął po wiertło. Ponownie mogłam zajrzeć w jego błękitne oczy, ale nie potrafiłam dłużej ukrywać prawdy.

– Ocham e… – wyznałam i nie czekając na jego reakcję, ryknęłam śmiechem.

W najśmielszych snach bym nie przypuszczała, że wyznam miłość mężczyźnie, siedząc na fotelu dentystycznym!

– Otwieramy usta jeszcze szerzej – powiedział pan Adam, wprawiając w ruch maszynę dentystyczną.

Rozległ się charakterystyczny świst.

– Ocham e… – zabełkotałam znowu.

– Boli? – spytał z troskę dentysta.

Wyłączył wiertło i wyjął je z moich ust

Czy bolało? Nie, nie czułam bólu, tylko euforię. Chciałam skłamać, by przedłużyć mój pobyt w gabinecie, ale gaz rozweselający zmuszał do mówienia prawdy.

– E – powiedziałam zdecydowanie, potrząsając głową.

– Doskonale! – ucieszył się dentysta, zabrał się do borowania zęba,a ja odpłynęłam…

Kiedy wstałam z fotela po skończonym zabiegu, kręciło mi się w głowie. Z przyjemnością pozwoliłam, żeby pan Adam wziął mnie pod rękę i odprowadził do recepcji. Nadal chichotałam i paplałam jak najęta.

– Więc widzimy się w piątek o dwudziestej – szepnął mi do ucha dentysta, kiedy weszliśmy do recepcji.

„Dlaczego on szepcze? – pomyślałam zadowolona i jednocześnie zaskoczona. – Przecież recepcjonistka i tak musi wpisać w harmonogram termin mojej następnej wizyty…”. Jednak tak naprawdę wcale mnie to nie obchodziło – najważniejsze było to, że zobaczę go znowu. Już w piątek! Mój błogostan trwał nadal. Kiedy recepcjonistka powiedziała, ile mam zapłacić, z radością podałam jej kartę kredytową. Na ulicy ocucił mnie powiew zimnego wiatru. Wsiadając do tramwaju, byłam już prawie sobą.

Zanim weszłam do swojego mieszkania, co prędzej zapukałam do zaprzyjaźnionej sąsiadki.

– Jak ząb? – spytała z szatańskim uśmiechem.

– Cudownie! – odparłam.

– To znaczy, że Adam wpadł ci w oko?

– No jasne! – wyszczerzyłam zęby, jakbym wygrała milion w totka.

– Wiedziałam! – szczerze ucieszyła się Izbela. – Umówiłaś się z nim?

– Tak, na piątek.

– Będę trzymać kciuki!

– Ale to tylko kolejna wizyta w gabinecie dentystycznym

I opowiedziałam Izie o mojej przygodzie z gazem rozweselającym.

– Czy w piątek też dostaniesz dawkę tego gazu? – spytała czujnie.

– Nie wiem – odparłam niepewnie. – Zachowuję się po nim jak pijana. Ale może tym razem jakoś spróbuję się z doktorem umówić na randkę…
W piątek wieczorem włożyłam ładny kostium i płaszcz i pojechałam do gabinetu dentystycznego.

„Tym razem będę odważniejsza” – obiecałam sobie. Nie mogłam się przecież umawiać na borowanie zdrowych zębów. A poza wszystkim innym, i tak już byłam bankrutem!

Gdy weszłam do poczekalni, recepcjonistka spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

– Ja do pana Adama – powiedziałam.

Pan Adam wyszedł przed godziną – oznajmiła mi recepcjonistka. – W piątki przyjmuje do osiemnastej.

– To niemożliwe! – bąknęłam zaskoczona. – Przecież byliśmy umówieni!

Kobieta w białym kitlu tylko rozłożyła ręce w geście bezradności…

Izabela – zdrajczyni? A ja jej zaufałam!

„Wszystko przez ten gaz rozweselający, musiałam pomylić godziny!” – myślałam, wracając tramwajem do domu. Byłam naprawdę potężnie zawiedziona.

Weszłam do mieszkania, podeszłam do drzwi balkonowych i… zamurowało mnie. Bo z zewnątrz usłyszałam głęboki, śpiewny głos Adama… Dochodził z balkonu mojej sąsiadki! „Zdrajczyni! – pomyślałam. – A tak mnie swatała…

Co robić? Ujawnić się czy nie? „A co mi tam, najwyżej znowu wyjdę na idiotkę” – uznałam. Chwilę potem, gdy wyszłam na balkon, zobaczyłam Izę i Adama stojących w kurtkach przy balustradzie.

– Jesteś nareszcie! – ku mojemu zdumieniu ucieszyła się Iza i zanim zdążyłam coś bąknąć, dodała: – Adam czekał pod twoimi drzwiami, więc go zaprosiłam.

– Co takiego?! – spytałam, nic nie rozumiejąc.

Przecież byliśmy umówieni – wyjaśnił nieśmiało Adam. – U ciebie o dwudziestej. Podałaś mi adres i zaprosiłaś mnie na romantyczną kolację...

– O rety! – jęknęłam. – Wszystko mi się poplątało!

Reklama

A potem zaprosiłam do siebie Adama i wszystko mu opowiedziałam. Mimo pustej lodówki było bardzo romantycznie!

Reklama
Reklama
Reklama