„Z naszego konta zaczęły znikać pieniądze. Gdy mąż przyznał się, na co je wydaje, myślałam, że to jakiś upiorny żart”
Byłam pewna, że wygraliśmy los na loterii. Kiedy Krzysiek i ja zamieszkaliśmy w naszym nowym mieszkaniu, czułam, jakbyśmy zaczynali idealne, wspólne życie. Przestronne, jasne wnętrza, nasza własna kuchnia, w której mogłam eksperymentować z każdym przepisem, jaki znalazłam w internecie – dla mnie to było prawdziwe spełnienie marzeń.
Coś ukrywał
Krzysiek wydawał się równie podekscytowany jak ja, choć ostatnio zaczął mnie trochę niepokoić. Wydawał się zamyślony, często nieobecny. Może to zmęczenie po pracy? W końcu oboje mieliśmy tyle na głowie – ja starałam się zorganizować nasze wspólne życie, a Krzysiek pracował dłużej, żebyśmy mogli utrzymać to wszystko.
– Krzysiek, co się dzieje? – zapytałam, gdy po raz kolejny nie podjął tematu finansów, choć wiedział, że potrzebujemy kilku rzeczy do mieszkania. Spojrzał na mnie zdawkowo i wzruszył ramionami.
– Nic. Po prostu zostaw ten temat, dobra? – mruknął, zerkając na zegarek.
Ostatnio coraz częściej wracał do domu późno i zamiast z radością opowiadać o swoim dniu, zasłaniał się zmęczeniem, nieobecny myślami gdzieś daleko. Próbowałam na różne sposoby wyciągnąć z niego, co się dzieje, ale każda rozmowa kończyła się tak samo – zimną, pełną napięcia ciszą, która wisiała między nami jak niewidzialna ściana.
Zamknęłam oczy, starając się uspokoić. Jak długo jeszcze zamierza mnie unikać? Czy naprawdę sądził, że mogę nie zauważyć, jak bardzo się zmienił? Czułam, że coś jest nie tak, że Krzysiek ukrywa przede mną coś poważnego, ale nie miałam pojęcia, że prawda okaże się aż tak bolesna.
Podejrzewałam że to on
Kilka dni później odkryłam, że z naszego konta zniknęła spora suma pieniędzy. Właściwie to już od dawna zauważałam, że finanse nam się nie spinają, ale wtedy zrzucałam to na kupno mieszkania, urządzenie się, wszystkie te wydatki, które trzeba ponieść na początku. Teraz jednak wyglądało to zupełnie inaczej. Pieniądze znikały, i to całkiem spore kwoty, a ja nie miałam pojęcia dlaczego.
Postanowiłam z Krzyśkiem porozmawiać jeszcze raz, mimo że po ostatniej kłótni unikałam tematu. Musiałam dowiedzieć się, na co znikają nasze oszczędności. Kiedy wrócił z pracy, przysiadłam się do niego na kanapie i bez wstępu zapytałam:
– Widzę, że z konta znikają nasze pieniądze. Chcę wiedzieć, co się dzieje.
– Nic wielkiego – powiedział szybko, jakby chciał szybko zakończyć rozmowę. – To tylko parę wydatków, nie martw się.
– Parę wydatków? Zniknęły naprawdę duże kwoty. Co się dzieje? – W moim głosie było słychać desperację. Wydawał się speszony, nie mógł znaleźć słów, aż w końcu westchnął i spuścił głowę.
– Lena, ja… Zaciągnąłem kiedyś kredyt. Stare sprawy, wiesz. Wydawało mi się, że wszystko mam pod kontrolą. – Jego głos brzmiał, jakby się tłumaczył przed samym sobą.
Czułam, że krew odpływa mi z twarzy. Skąd nagle kredyt? I to ukrywany przede mną przez cały ten czas?
– Pod kontrolą? – powtórzyłam, nie dowierzając. – Znikają nam pieniądze, a ty mówisz, że to masz pod kontrolą? Jak mogłeś mi nie powiedzieć?!
Musiałam poznać prawdę
Zacisnął dłonie, patrząc na mnie z jakąś dziwną, przepraszającą miną.
– Nie chciałem cię martwić. Naprawdę myślałem, że dam radę to wszystko załatwić sam – odpowiedział cicho.
Przez kolejne dni żyłam w ciągłym napięciu. Gdy tylko zamykałam oczy, widziałam tę rozmowę z Krzyśkiem, jego wykręty, jego wzrok, w którym było coś więcej niż zmęczenie – lęk, desperacja. Wiedziałam, że muszę dowiedzieć się całej prawdy. Czułam, że to nie tylko ten kredyt.
Zebrałam się na odwagę i pojechałam do jego biura, licząc, że uda mi się z nim porozmawiać, zanim znowu wszystko zejdzie na temat „zmęczenia” i „pracy”.
Krzysiek zdążył wyjść już wcześniej, więc wróciłam do domu – i wtedy znalazłam dokumenty, które wszystko wyjaśniły. Z szuflady wystawał plik zadrukowanych kart, a na wierzchu widniały nazwy serwisów, które kojarzyłam tylko z jednym: gry. Wtedy wszystko złożyło mi się w całość.
Kiedy drzwi ledwo zdążyły się za nim zamknąć, gdy zapytałam:
– Krzysiek, grasz w zakładach sportowych? – Moje słowa odbiły się echem od ścian. W jego oczach zobaczyłam prawdę, zanim jeszcze cokolwiek powiedział.
– To nie tak… – zaczął, ale przerwałam mu, trzęsąc się ze złości.
– A jak?! Kredyt, długi, hazard! Kiedy miałeś mi powiedzieć? W momencie, kiedy komornik by tu przyszedł? Czy naprawdę myślałeś, że się nie dowiem?
Był załamany
– Myślałem, że dam radę, że szybko się odbiję, że… wygram, okej?! – powiedział, niemal krzycząc. – Wiedziałem, że mam długi jeszcze sprzed ślubu, ale sądziłem, że uda mi się wszystko spłacić, że uda mi się to zakończyć zanim cię w to wciągnę!
– Ty naprawdę myślałeś, że hazard to rozwiązanie? Że wygrasz i będzie po problemie? To twoja „kontrola”?! – krzyczałam.
– Potrzebuję tylko trochę czasu – jęknął, zakładając ręce za głowę, jakby chciał uciec od konsekwencji. – W końcu się z tego wygrzebię.
– To nie jest kwestia czasu. To kwestia zaufania, a ty właśnie je całkowicie zniszczyłeś. Jak mam ci wierzyć, skoro przez całe miesiące żyliśmy w kłamstwie?
Patrzył na mnie bezradnie, a ja wiedziałam, że nasze życie, to piękne życie, które sobie wyobrażałam, roztrzaskało się na milion kawałków.
Przez kolejne dni nie odzywałam się do Krzyśka. Nie miałam już siły z nim rozmawiać. W głowie układałam sobie różne scenariusze, analizując, co powinnam zrobić. Część mnie chciała się spakować i uciec od niego jak najdalej, ale wiedziałam, że to nie będzie takie proste.
Dałam mu szansę
Jednego wieczoru, kiedy usiadł naprzeciwko mnie w kuchni, zdecydowałam, że już czas postawić sprawy jasno.
– Krzysiek – zaczęłam twardo, przerywając niezręczną ciszę. – Chcesz to naprawić? To dobrze. Ale jeżeli chcesz, żebyśmy mogli jeszcze być razem, masz tylko jedną szansę.
Popatrzył na mnie z ulgą, ale ja nie zamierzałam być łagodna.
– Masz przestać grać. Już. I nie tylko przestać: masz szukać pomocy. Znaleźć specjalistę, terapię, cokolwiek – przyjrzałam się mu uważnie. – Nie pozwolę, żebyś kiedykolwiek znowu naraził nas na to, co teraz przechodzimy.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, zaskoczony, jakby nie spodziewał się, że będę aż tak stanowcza.
– Zrobię wszystko. Obiecuję. Nawet dzisiaj zacznę szukać jakiegoś terapeuty – zapewnił, nie odrywając ode mnie wzroku. Widziałam, że chciał podejść, dotknąć mnie, ale uniosłam rękę, żeby zachował dystans.
– To nie wszystko. Każde kłamstwo, które znowu wyjdzie na jaw, każde ukryte działanie, oznacza, że odchodzę. I nie będzie już żadnych rozmów, tłumaczeń ani drugich szans.
Poczułam, jak zaciska dłonie, jakby miał wybuchnąć – ale nie zrobił tego. Zamiast tego spuścił głowę i wyszeptał:
– Rozumiem. Nie mogę niczego naprawić inaczej, niż być wobec ciebie całkowicie szczerym.
Wiedziałam, że to może być z jego strony tylko obietnica bez pokrycia, że może i tak się nie uda. Ale mimo to czułam, że przynajmniej zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by dać temu związkowi szansę.
Postawiłam ultimatum
Od tamtej rozmowy minęło kilka miesięcy. Przez pierwsze tygodnie Krzysiek chodził jak na szpilkach, starając się przekonać mnie, że tym razem naprawdę wziął się za siebie. Zaczął chodzić na terapię, przynosił ulotki o leczeniu uzależnień, zapisywał terminy wizyt w kalendarzu.
Ale pomimo moich wysiłków, żeby patrzeć na to pozytywnie, coś we mnie już nie wracało na swoje miejsce. Nawet kiedy mówił, że po sesjach terapeutycznych czuje się lepiej i jest pewien, że tym razem wygra z nałogiem, nie potrafiłam pozbyć się wątpliwości. Pewnego wieczoru, gdy siedzieliśmy przy stole, wziął mnie za rękę. Popatrzył na mnie ze smutkiem, jakby czytał w moich myślach.
– Wiem, że straciłaś do mnie zaufanie. Ale naprawdę staram się, jak mogę – wyszeptał. – Obiecałem ci, że zmienię swoje życie, zrobię wszystko, żeby to osiągnąć.
– Wiem, że się starasz – odpowiedziałam cicho. – Ale to potrwa, zanim znów ci zaufam. Nie da się tego naprawić od razu.
Przysięgłam sobie, że jeśli jeszcze raz poczuję, że coś przede mną ukrywa, odejdę. Wiedziałam, że odbudowanie związku będzie wymagać czasu i wysiłku – ale też, że niczego nie mogę być pewna.
Lena, 28 lat