Pracowałam w korporacji, ale daleko od mojego mieszkania. Codziennie więc musiałam dojeżdżać spory kawałek. Ze względu na korki i zaporowe ceny paliwa, wybierałam raczej komunikację miejską. 

Tego dnia, jak we wszystkie inne, siedziałam w autobusie, trochę przysypiałam, gapiłam się przez okno, czasem ukradkiem obserwowałam pasażerów lub próbowałam czytać. W pewnym momencie zauważyłam, że ludzie zaczęli się niespokojnie poruszać, szukać czegoś w kieszeniach i torebkach.

Byłam młoda, ładna, inteligentna

Było jasne, że zbliża się kontrola biletów. Bez zastanowienia wyciągnęłam bilet miesięczny i czekałam na swoją kolej. Gdy nadszedł mój czas, podałam kontrolerowi bilet. Nawet nie spojrzałam w jego stronę. Miałam za sobą naprawdę kiepski dzień i nie miałam ochoty na żadne dyskusje:

– Przykro mi, ale ten bilet jest nieważny.

Nagle poczułam, jak robi mi się gorąco. Nie zarabiałam dużo, więc poważnie się przeraziłam. Już wiedziałam, że za mandat zapłacę ze swoich lichych oszczędności. Dopiero wtedy spojrzałam na kontrolera.

– Przykro mi... Byłam przekonana, że bilet jeszcze jest ważny. Musiałam to przegapić i... – zaczęłam się stresować i tłumaczyć.

– Spokojnie, proszę się nie denerwować, to był tylko żart – usłyszałam.

– Jak to żart?! – krzyknęłam oburzona, podskakując na fotelu.

– Wyglądała pani na taką zmartwioną, że postanowiłem poprawić pani humor. Ale chyba... Przepraszam. Miłego dnia – powiedział, przecisnął się przez tłum i zniknął. Pewnie wysiadł na przystanku.

"Cóż za dowcipny typ! Świetny pomysł na poprawienie komuś humoru, naprawdę!" – pomyślałam z ironią.

Oczywiście szybko zapomniałam o tej sytuacji. Moje życie toczyło się swoim monotonnym trybem. Mieszkałam sama. Miałam kilka koleżanek, od czasu do czasu odwiedzałam rodzinę, ale nie miałam chłopaka.

Nie dlatego, że nie chciałam. Po prostu jakoś się nie układało. Nie wiem, z czego to wynikało. Byłam młoda, ładna, inteligentna, ale z jakiegoś powodu nie mogłam znaleźć szczęścia w miłości.

Oczywiście spotykałam się z różnymi facetami, ale każda z moich prób odnalezienia drugiej połówki kończyła się niezbyt wesoło. Na przykład ostatni, którego polubiłam, chciał wyłącznie zaciągnąć mnie do łóżka... Dosyć mocno mnie to zabolało. Od tamtej pory przestałam umawiać się na randki. Zaczęłam już nawet zastanawiać się, czy nie wymagam zbyt wiele? A może kultura osobista zależy od wykształcenia? Postanowiłam więc, że mój przyszły partner musi mieć skończone studia.

Obecnie mnóstwo ludzi kończy studia, więc powinnam mieć duży wybór, a jednak jakoś nie udawało się nikogo znaleźć. Większość facetów zachowywała się tak samo, jak ten ostatni, co mnie tylko zniechęcało do podejmowania kolejnych prób.

Wymyśliłam sobie też, że ustalę, jakie cechy powinien mieć mój chłopak. Doszłam do wniosku, że powinien być ode mnie wyższy (a to nie jest proste, bo jestem dosyć wysoka), powinien też, tak jak ja, cenić sobie podróże, a także umieć sobie radzić w życiu. Tych, którzy na pierwszym spotkaniu nie posiadali któregoś z tych atrybutów, zwykle odrzucałam. Poszukiwania przeciągały się, a ja się nudziłam. Postanowiłam więc adoptować psa.

Przystojny nieznajomy

Któregoś dnia poszłam na spacer do parku z moją małą suczką. Nagle straciłam ją z oczu. Zaczęłam ją wołać, rozglądając się wszędzie, aż w końcu ją zauważyłam. Milusia bawiła się na trawniku z dużo większym, nieznanym psem. Różnica w wielkości między psami była duża i bałam się, że ten większy może coś zrobić mojemu maluchowi, więc podbiegłam, aby go ratować. Wtedy dostrzegłam... tego dziwacznego kontrolera biletów! Tak, to na pewno był on. Nie wiem dlaczego, ale jego twarz utkwiła mi w głowie. Okazało się, że mój szczeniaczek bawi się z jego psem. Nie byliśmy w stanie ich rozdzielić.

– To jest nasza druga rozmowa – zaczepił mnie facet, gdy w końcu udało nam się uspokoić psy.

– Hmm... – odpowiedziałam niezbyt entuzjastycznie.

– Czy dalej chowa pani urazę za ostatni raz? – zapytał, robiąc smutną minę. – No tak, czasem mój humor jest trochę dziwny. Ale wygląda na to, że nasze psy się polubiły. Mieszka pani w okolicy?

– Tak, niedaleko, ale teraz muszę iść, jestem naprawdę spóźniona – powiedziałam, przypięłam psa do smyczy i odeszłam szybkim krokiem.

Nie mogłam zrozumieć swoich uczuć. Z jednej strony nie chciałam zawierać znajomości z tym dziwakiem... Z drugiej zaś... Kiedy trochę się uspokoiłam, doszłam do wniosku, że zrobiłam błąd. Ten nieznajomy był przystojny... Spoglądał na mnie swoimi pięknymi, błękitnymi oczami, miał serdeczny uśmiech i był wyższy ode mnie. "Ale o co chodzi?... Czy ja zaczynam myśleć o jakimś kanarze?! Co to za praca? Czy można z tego wyżyć?" – zastanawiałam się. Miałam przecież wybierać wśród wykształconych facetów!

Tym bardziej więc czułam się trochę głupio, ale zaczęłam przykładać większą wagę do tego, jak wyglądam, gdy wychodziłam z psem na spacer. Miałam bowiem nadzieję, że go zobaczę, co wreszcie, po kilku dniach, się udało.

Zaskoczyło mnie, kiedy nagle moje serce zaczęło walić mocniej i poczułam, jak ciepło rozchodzi się po moim ciele. Próbując to zignorować, powoli podążyłam w jego kierunku. Zwrócił na mnie uwagę i się uśmiechnął.

– Cieszę się, że znowu panią widzę. Co u pieska?

– Bardzo dobrze, dziękuję. Teraz już zaczyna być grzeczniejsza na smyczy. I w ogóle, uczy się bardzo szybko. A pana pies jest rasowy?

Prowadziliśmy przyjemną, choć prostą rozmowę – jak to zwykle bywa między osobami, które spotykają się na spacerach z psami na tym samym blokowisku. Może to była tylko luźna pogawędka, ale ja uważnie mu się przyglądałam. Zauważyłam, że mój nowy znajomy nie nosi obrączki na palcu.

Jako kobieta sukcesu, nie interesowałam się prostaczkami...

Nasze rozmowy z każdym tygodniem stawały się bardziej interesujące, ale Olek (już na "ty" ze mną) nie zrobił niczego, co sugerowałoby, że między nami może zaiskrzyć. Mnie z kolei on podobał się coraz bardziej.

Starałam się przemówić sobie do rozsądku. Mówiłam do siebie, że przecież na co dzień nie umówiłabym się na randkę z kimś, kto jest kontrolerem biletów. Chciałam czegoś więcej, a jednak ciągle o nim myślałam. Zresztą pewnie mu na mnie nie zależy, skoro jeszcze nie próbował się ze mną umówić – myślałam.

Wreszcie zebrałam się na odwagę. Postanowiłam, że to ja zaproponuję spotkanie. Co mi szkodzi, najwyżej się ośmieszę. Następnego dnia, gdy jechałam autobusem do pracy, byłam całkowicie pochłonięta planowaniem. Nagle usłyszałam z góry głos Olka:

– Bileciki do kontroli.

Zdezorientowana wręczyłam mu bilet.

– Dzięki – odparł i po chwili podał mi go z powrotem. Dopiero wtedy zauważyłam, że do biletu dołączony jest mały liścik z napisem: "Czy pójdziesz ze mną na randkę?", a z tyłu był jego numer telefonu.

Podniosłam wzrok, chciałam mu coś powiedzieć, ale on już zniknął. Uciekł! Nie zadzwoniłam od razu. Nie chciałam pokazać, jak bardzo mi na nim zależy i jak bardzo czekałam na to spotkanie. Dopiero gdy wróciłam z pracy do domu, wykonałam telefon. Spotkaliśmy się na kawie, potem poszliśmy do kina, na kolację... 

I tak jest do dziś. Dużo też dowiedziałam się o nim. Okazało się, że jest studentem romanistyki, a jako kanar po prostu sobie dorabia. Okazał się też osobą o wielkim sercu. Opowiedział mi, że nie od razu podjął studia, bowiem tuż po zakończeniu liceum musiał troszczyć się o swoją chorą matkę.
Olek mówił mi, że naprawdę przerażał go ten pierwszy krok. Sądził, że jestem pewną siebie, odnoszącą sukcesy kobietą, która nie zwróciłaby uwagi na kogoś takiego jak on. No cóż... Muszę przyznać, że kiedyś rzeczywiście taka byłam. Na szczęście, spotkałam na swojej drodze Olka.