Miałem siedemnaście lat, gdy do bloku naprzeciwko wprowadziła się piękna dziewczyna, która zwykła nie zasłaniać okien. Nie chodziła po mieszkaniu nago, ale czasem gimnastykowała się w skąpym, obcisłym stroju. Ten widok rozpalał moją wyobraźnię! Ponętna sąsiadka stała się moją obsesją. Rozmyślałem o niej całymi dniami, śniłem o niej nocami. Była moją pierwszą miłością. Po sześciu miesiącach dziewczyna zniknęła, a jej mieszkanie zajął facet w średnim wieku. Nie było już na co patrzeć.

Wpadłem w dołek i trochę trwało, nim wróciłem do normalnego życia, nawet znalazłem sobie dziewczynę. Jednak nie zapomniałem o sąsiadce. Wyobrażałem ją sobie za każdym razem, kiedy się całowałem czy uprawiałem seks. Myślałem, że już nigdy się od niej nie uwolnię, że na zawsze pozostanę niewolnikiem niespełnionego marzenia. Kolejny przypadek zmienił tok mojego myślenia. Zrozumiałem, kim jestem, gdy na basenie pomyliłem przebieralnie i wszedłem do damskiej, natykając się na nagą dziewczynę. Oczywiście natychmiast zamknąłem drzwi, jednak obraz nieznajomej nie chciał mnie opuścić.

Lubiłem podglądać

To mnie naprawdę kręciło. Powinienem od razu się wycofać, jak z tej szatni, gdy tylko zdiagnozowałem swoją przypadłość, ale byłem jak trzeźwiejący alkoholik, który niechcący łyknął kieliszek wódki, i już nie byłem sobą, tylko pijakiem w nawrocie, który ma flaszkę w zasięgu ręki. Nie umiałem się opanować. Wrażeń szukałem wszędzie: na basenie, na plażach, w przebieralniach sklepowych. 

Podglądanie z ukrycia własnej dziewczyny nie było fascynujące. Próbowałem pornografii, nawet spotykałem się z prostytutką, ale też nie zadziałało. To musiały być zwyczajne, przypadkowe kobiety. Miałem dość rozumu, by trzymać swoją pasję w tajemnicy. Prowadziłem więc podwójne życie. Dla świata byłem normalnym chłopakiem, pracowitym studentem, ale gdy nikt nie widział, zmieniałem się podglądacza polującego na nagość. 

Nałóg ma to do siebie, że się nasila. Z czasem nie wystarczało mi samo patrzenie. Rzadko udawało mi się trafić na coś mocnego, więc postanowiłem uwieczniać skradzione widoki. Robiłem zdjęcia. Te najlepsze przechowywałem w pudełku po butach. Nie dość dobrze je schowałem w szafie, bo jakoś dogrzebała się do niego dziewczyna i zrobiła mi karczemną awanturę. 

– To chore! Obrzydliwe! Nie możesz kupić gazety z gołymi babami jak normalny facet?! – darła się. 

Nie zamierzałem się tłumaczyć. Byłem wściekły, że mnie nakryła. Jak śmiała grzebać w moich rzeczach? Zerwałem z nią. Z nią, nie z moim nałogiem.

Musiałem się pilnować

Uznałem jedynie, że muszę się pilnować. Odtąd wkładałem bardzo dużo wysiłku w ukrywanie mojej ciemnej strony. Rodzina i znajomi uważali mnie za spokojnego, zrównoważonego gościa. Byłem dość przystojny i umiałem być czarujący, więc bez trudu znajdowałem kolejne dziewczyny. Nie kochałem ich – już to wiedziałem i nie oszukiwałem sam siebie – wiązałem się z nimi wyłącznie dla kamuflażu. Gdybym wciąż był singlem, rodzina i znajomi zaczęliby się zastanawiać, dlaczego tak jest.

Traktowałem dobrze moje dziewczyny, ale trochę to przypominało troskę o samochód, który póki jest przydatny, póty się o niego dba. Gdy panna zaczynała się angażować, natychmiast ją odstawiałem, bez sentymentów. I szukałem następnej. Układ się sprawdzał, póki nie zaliczyłem wpadki.

Byłem z Marcelą od pół roku, zbliżał się koniec jej „terminu przydatności”, planowałem już rozstanie… I wtedy ona zaszła w ciążę. Ależ byłem zły! Namawiałem ją do usunięcia, tłumacząc, że to nie jest odpowiedni czas, że za krótko się znamy, ale nie chciała o tym słyszeć. Cieszyła się na tego dzieciaka. A ja… 

Początkowo zamierzałem zniknąć, ale kiedy zobaczyłem zdjęcie USG, coś we mnie drgnęło. To moje dziecko. Krew z mojej krwi. Jeszcze wyglądało jak fasolka, ale już je kochałem. Sądziłem, że nie jestem zdolny do miłości, ale dziecko było częścią mnie, więc kochanie go przyszło mi naturalnie i bez wysiłku. Oświadczyłem się Marceli, by stworzyć synkowi prawdziwą rodzinę. I skończyłem z podglądactwem dosłownie z dnia na dzień. Spaliłem wszystkie zdjęcia, sprzedałem aparat fotograficzny. Dobry rodzic nie może mieć takiego hobby jak ja. Zamknąłem swój mrok w piwnicy i zgubiłem klucz.

Chciałem się zmienić, ale nie dałem rady

Na początku było mi łatwo. Porwał mnie entuzjazm, czułem się jak nowo narodzony, pełen nadziei i radości. Miesiąc miodowy nałogowca po odstawieniu. Tak to się nazywa. I nie trwa wiecznie. W miarę upływu czasu mój zapał znikał, a postanowienie poprawy słabło. Moja ciężarna, ciągle zmęczona i wiecznie narzekająca żona była okropna. Nowe, lepsze życie okazało się niekończącym się pasmem nudy i irytacji. Żeby jakoś przetrwać, wyobrażałem sobie, że znowu podglądam niczego nieświadome kobiety. To tylko myśli, nieszkodliwe fantazje, nic złego nikomu nie robię, uspokajałem buntujące się sumienie, ale tylko sam siebie okłamywałem. Wróciłem do podglądania, jeszcze zanim urodził się Antoś. 

Kiedy wziąłem go po raz pierwszy na ręce, zalała mnie fala miłości do niego i żony. Zostałem ojcem! Miałem syna! Przysiągłem sobie, że dla niego na pewno się zmienię. Niestety, wytrzymałem jeszcze krócej niż poprzednio. Musiałem spojrzeć prawdzie w oczy. Nawet dla syna nie potrafiłem oprzeć się pokusie, moje uzależnienie mną rządziło. I co? Poszedłem na terapię? Nie. Znowu uznałem, że muszę po prostu lepiej się ukrywać. Znacznie lepiej, bo teraz miałem dużo więcej do stracenia. Stałem się mistrzem kłamstwa. Znowu podglądałem, robiłem zdjęcia i ukrywałem je.

Podglądanie mi nie wystarczało

Zacząłem też zbierać niewielkie pamiątki po kobietach, które podglądałem. Pierwsza z nich sama zostawiła w sklepowej przebieralni bransoletkę, a ja ją sobie wziąłem. Następnym razem śledziłem moją ofiarę przez ponad godzinę, aby wreszcie doczekać się dogodnej chwili i ukraść jej z kieszeni płaszcza paczkę chusteczek. Zdobywanie pamiątek i późniejsze oglądanie ich stało się dla mnie niemal taką samą obsesją jak podglądactwo. Jedno i drugie było trudne, jeśli chciało się zachować tajemnicę. Bywało, że całymi tygodniami nie udawało mi się nic „upolować”, a stres wzmagał pragnienie nowych zdobyczy. 

W trakcie takiego przymusowego odwyku – wyjazd z rodziną na zimowy urlop w góry – zakradłem się do damskiej ubikacji w galerii handlowej. Zamknąłem się w kabinie. Po chwili do sąsiedniej ktoś wszedł. Stanąłem na sedesie, tak, by patrzeć na dziewczynę ponad oddzielającą nas ścianką. 

Kiedy już wyszła, czekałem na odpowiedni moment, by wymknąć się niepostrzeżenie. Na dłużej zapadła cisza, więc odważyłem się wyjść. Przy umywalkach stała jakaś babka i gapiła się w swoją komórkę. Na mój widok podniosła wrzask. Złapała mnie za kurtkę i dalej się darła: 

– Policja! Podglądacz! Ochrona!

Nie zamierzałem się z nią szarpać. Gdy zjawiła się ochrona galerii, wytłumaczyłem panom, że zgubiłem gdzieś tu żonę. Nie odbierała telefonu, więc się martwiłem. Jednak zanim podniosę larum, chciałem sprawdzić, czy nie ma jej w łazience. Ochroniarze mi uwierzyli. Więcej, wezwali przez głośnik moją żonę, która podeszła do biura obsługi, prowadząc za rękę naszego synka, i… potwierdziła moją wersję. 

Straciłem rodzinę

– Komórka mi się rozładowała – dodała. 

W drodze powrotnej do pensjonatu nic nie mówiła. Ale nie pozwoliła mi wejść do pokoju. 

– Wracaj do domu i spakuj swoje rzeczy. Chcę rozwodu

– Ale… 

– Naprawdę mam tłumaczyć dlaczego? Już dawno znalazłam twoje pudełko. I wiem, czemu tak lubisz chodzić do piwnicy. Wiem też, że jesteś dobrym ojcem, dlatego się wahałam, ale… Dziś totalnie przegiąłeś. Byliśmy z tobą, a ty… – pokręciła głową. – Jeśli nie zaczniesz się leczyć, po rozwodzie nie pozwolę ci zbliżyć się do Antka. 

Poszedłem na terapię. Zgodziłem się na wszystkie jej warunki. Może jestem śmieciem, ale kocham moje dziecko.