Trudno pogodzić się z faktem, że ktoś cię zastąpił. Że facet znalazł sobie inną – młodszą, ładniejszą i bez dzieci. Cóż, tak to bywa. Harując na cały etat, po robocie pędziłam do przedszkola odebrać małego, a następnie biegłam do domu. Po drodze wstępowałam do sklepu, żeby przygotować obiad dla mojego drogiego małżonka, który zasuwał po godzinach. Chciałam, aby miał co coś dobrego – domowe i gorące jedzenie. Gdy wieczorową porą Kacprowi wreszcie udawało się zasnąć, ja też dosłownie zasypiałam na stojąco ze zmęczenia.

Nic dziwnego, że zaloty małżonka nie wywoływały we mnie radości, a wręcz przeciwnie – bunt. Prosiłam go o wsparcie w obowiązkach domowych, żebym mogła złapać oddech i znaleźć trochę czasu dla siebie, przede wszystkim po to, by odpocząć, wyspać się i poczuć tę przeklętą chęć na igraszki w sypialni... Ale gdzie tam. Podobno to był mój obowiązek, z którego się nie wywiązywałam. I to był powód, dla którego mnie opuścił. Bo ponoć nie sprostałam jego wymaganiom. Naprawdę, aż się chce śmiać. A on odpowiadał moim oczekiwaniom, nie pomagając w domu absolutnie w niczym?

Wszystko zaczęło się pewnego wieczoru, tuż po skończonej kolacji. Mąż niespodziewanie wyznał, że stracił głowę dla swojej współpracownicy. Oświadczył, że papiery o rozwód już trafiły do sądu i wyraził nadzieję, że nie będę robić z tego powodu afery. Tak jakbym miała grzecznie przytaknąć i wziąć całą winę na siebie, podczas gdy on niszczył nasze wspólne życie i rodzinę. „Nie ma mowy, skarbie” – przeszło mi przez myśl. Nie dam mu satysfakcji, to nie będzie takie proste.

Udało mi się uzyskać w sądzie korzystny wyrok – sąd orzekł o winie mojego byłego męża i zasądził godziwe alimenty na rzecz naszego syna Kacpra. Mój eks pracował jako przedstawiciel handlowy i zarabiał naprawdę niezłe pieniądze, więc te parę stówek miesięcznie to był dla niego raczej niewielki wydatek. Mimo to przelewy przychodziły nieregularnie i z dużymi opóźnieniami. Nie twierdzę, że nie miał kasy. Gdyby znalazł się w trudnej sytuacji, na przykład stracił pracę albo zachorował, na pewno bym to zrozumiała i jakoś doszlibyśmy do porozumienia. W końcu ja i tak musiałam zapewnić synkowi jedzenie i opłacić wszystkie rachunki, bez względu na okoliczności.

Mąż specjalnie zwlekał z przelewami, żeby mnie poniżyć. Chciał, abym do niego wydzwaniała, dopytywała o kasę i błagała o nią. Zależało mu na tym, żebym czuła się od niego zależna. Po blisko rocznej przepychance, w końcu zaniosłam papiery do komornika. Od tego momentu alimenty przesyłała mi firma, w której pracował. Przynajmniej przychodziły w terminie, dzięki czemu mogłam bez stresu rozplanować opłacanie faktur.

Może ją kocha, ale mnie też kiedyś kochał

Wtedy zaczęłam odbierać telefony od dziewczyny mojego eks męża. Była okropna i bezduszna.

– Słuchaj, znajdź sobie jakiegoś gościa, który cię przeleci, bo jesteś nie do zniesienia – usłyszałam za pierwszym razem od Weroniki. Na moment kompletnie mnie zamurowało. – Mogłabyś mu dać w końcu święty spokój, wiesz.

– Z największą przyjemnością – odrzekłam – ale... wiesz, tak się złożyło, że łączy nas dziecko. A on ma pewne zobowiązania względem tego dziecka. Oto konsekwencje związania się z facetem z bagażem doświadczeń. Bądź tak miła i przypomnij mu, że nie widział Kacperka od miesiąca. To też jeden z jego obowiązków.

Czułam się sfrustrowana i zażenowana, a połączenia nie ustawały. W kręgu naszych bliskich zaczęły rozprzestrzeniać się pogłoski o tym, jak to ja bardzo dokuczam byłemu partnerowi i jaką złośliwą osobą stałam się po naszym rozstaniu. Na początku zaciskałam zęby i nie przejmowałam się tymi bezpodstawnymi oskarżeniami. Potem odsuwałam się od ludzi, aż w końcu dałam sobie z tym spokój. Nie chciałam marnować energii na wyjaśnianie wszystkim, że nie jestem jakimś upartym osłem.

Czegoś jednak nie ogarniałam i zagadnęłam o to Weronkę, kiedy przyszłam odebrać małego.

– Chyba masz oczy i widzisz, jaki jest dla mnie i naszego dzieciaka. Dla ciebie jestem jakąś obcą kobietą, a mój syn cię wkurza, bo wyciągam kasę od twojego kochasia i każę mu zabierać małego na spacery, weekendy i wyjazdy. Racja, ale to na krótką metę. Serio nie obawiasz się, że Damian może ci zrobić dokładnie to samo?

– Wierzę w jego miłość całym sercem! – zaperzyła się.

Ja też w to wierzyłam. Przez prawie dziesięć lat – odparłam ze smutkiem.

Moja rozmówczyni zamilkła. Być może w jej umyśle powoli zaczął kiełkować zalążek zdrowego rozsądku? Zakochanie bywa zaślepiające, ale wszystko ma swoje granice.

Jednak gdy mój synek zaczął chodzić do szkoły, a ja wystąpiłam o zwiększenie świadczeń alimentacyjnych, Weronika postanowiła zacząć mnie oczerniać. Wprawdzie nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale wspólnie z moim eks tak źle o mnie gadali, że nawet moja własna matka zadzwoniła do mnie z pretensją, że dręczę ojca Kacperka, zamiast pozwolić mu normalnie egzystować.

– Ile czasu masz zamiar go jeszcze męczyć za to rozstanie? – dopytywała, nie pojmując, że przecież alimenty to nie żadna forma karania za rozpad związku, a zwyczajnie fundusze na pokrycie kosztów wychowania dziecka.

Gdy Kacper dorastał, coraz szybciej potrzebował nowych ubrań, apetyt mu się zwiększał, a ceny w sklepach szły w górę. Do tego doszły lekcje angielskiego i treningi piłkarskie. Koszty rosły, a mojej wypłaty zaczynało nie starczać na podstawowe potrzeby. Mieszkałam sama z synem, więc o nadgodzinach nie mogło być mowy, bo przecież musiałam być w domu, odebrać małego ze świetlicy, odrobić z nim zadania, zawieźć na dodatkowe zajęcia… Naprawdę tak ciężko to pojąć?

W końcu wzięłam się w garść i zadzwoniłam

I nagle wiadomość spadła na mnie niczym piorun z jasnego nieba. Weronika spodziewa się dziecka. Nikt nie przewidział takiego obrotu spraw. Dla mnie i dla nich samych to był totalny szok. Dziecko-niespodzianka po prostu. Cóż, takie jest życie. Mój synek zostanie starszym bratem. Powoli zaczęłam go wprowadzać w tę nową rolę, wyjaśniając mu, że tata i Weronika będą mieli dziecko.

Następna informacja wprawiła mnie w osłupienie, mimo że w gruncie rzeczy nie powinnam być zaskoczona. Okazało się, że mój eks mąż zostawił Weronikę. Nie usłyszałam tego bezpośrednio od niego, wieść przekazał mi mój niespełna ośmioletni synek.

– Wiesz co, tatuś już nie mieszka razem z ciocią Weroniką – oznajmił pewnego wieczoru po powrocie od taty.

Ku mojemu zaskoczeniu, uczucie zadowolenia trwało zaledwie moment, a potem zaczęłam intensywnie myśleć. Czy oni faktycznie zerwali ze sobą? Akurat wtedy, gdy spodziewa się dziecka? To dość dziwne. Czyżby Weronika wyprowadziła się od niego? A może on ją po prostu wyrzucił na bruk? Ten dziwny ucisk w brzuchu nie dawał mi spokoju. Coś mnie gnębiło i ciągnęło do telefonu. Wiem, zachowywała się okropnie, ale z drugiej strony została sama z brzuchem, w którym nosi dzieciaka będącego rodzeństwem mojego syna. Jak by na to nie patrzeć, łączą ich więzy krwi...

Wzięłam głęboki oddech, przełknęłam gorycz i sięgnęłam po komórkę.

– Wiem, że późno dzwonię, ale Kacper wspomniał, że ty i Damian się rozstaliście...

Miałaś rację! – Weronika wpadła mi w słowo, szlochając. – On... oświadczył, że nie jest gotowy na ojcostwo. Postawił sprawę jasno: albo pozbędę się ciąży, albo mam się wynieść... Ostrzegałaś mnie, a ja byłam taka naiwna – wyznała. – Obszedł się ze mną... i z naszym maleństwem... dokładnie tak samo, jak z wami. Jestem wkurzona jak diabli. Wiesz, o co mi chodzi, no nie?

– Aż za dobrze to rozumiem – wymamrotałam.

– Strasznie cię przepraszam... Czuję się taka zawstydzona... Sposób, w jaki mówiłam i zachowywałam się, był nikczemny, obrzydliwy i bezmyślny... Byłam taka naiwna i zauroczona, a on twierdził, że ty, że wy...

– Domyślam się, co ci opowiadał. Ale to już przeszłość, a ty nie denerwuj się zbytnio, bo to niezdrowe dla ciebie i maleństwa. Lepiej nie poświęcać za dużo myśli temu draniowi.

Powinnyśmy trzymać się razem

Dawniej być może liczyłam na to, że przeprosi, pragnąc, aby los dał Weronice popalić, lecz w tym momencie strasznie mi było jej żal. Ten złamas, ten szubrawiec, porzucił ją w jeszcze gorszym położeniu niż mnie. Kacper skończył już osiem lat, a ja wszystkim zajmowałam się sama, bez żadnego wsparcia ze strony Damiana, w sumie od kiedy zaczęliśmy być razem, więc gdy zerwaliśmy... no cóż, pozbyłam się darmozjada z domu.

Na pewno była przerażona, gdy nagle stanęła w obliczu trudnych zadań, jakie czekały ją jako samotną matkę. Spadło to na nią niczym grom z jasnego nieba: dziecko w drodze i koniec związku, samodzielna opieka nad maluchem, pożegnanie z uczuciem, utrata złudzeń, świadomość, że facet, którego darzyła miłością, okazał się skurczybykiem, konieczność opuszczenia dotychczasowego lokum… W mgnieniu oka musiała poradzić sobie z tym wszystkim w pojedynkę.

– Słuchaj, Weronika, bez względu na to, co się wydarzyło, maluszek w twoim brzuchu to brat mojego dziecka. Jesteśmy jedną, wielką, choć trochę zwariowaną rodziną! – parsknęłam śmiechem do telefonu, próbując dodać jej otuchy. – Czeka cię sporo ciężkich momentów, ale także masa cudownych chwil. I gdybyś kiedykolwiek potrzebowała mojego wsparcia, zawsze możesz na mnie polegać. Pamiętaj o tym.

– Nie do końca to rozumiem… – wyszeptała po krótkiej chwili milczenia. – Mimo tego, jak cię potraktowałam, ty nadal chcesz mi pomagać? Serio?

– Powiedzmy, że to babska solidarność – odrzekłam. – Ten sam gość zrobił z nas samotne mamy. Obie nas wykiwał, więc jeśli my nie będziemy trzymać się razem, to kto inny nas wesprze?

Razem trzymałyśmy się mocno. Podczas walki o zwiększenie alimentów Weronika złożyła zeznania na moją korzyść, ja z kolei wsparłam ją w staraniach o alimenty na jej córeczkę. Nasz eks nie może tak po prostu zniknąć z życia swoich pociech, niech nie ma co do tego złudzeń. Skoro nie chciał utrzymywać kontaktu z dzieciakami, to tylko i wyłącznie jego strata – ominie go mnóstwo radosnych chwil, wzruszających momentów i słodkich całusów. Nie potrafił albo nie chciał zbudować relacji z własnym potomstwem? Smutne, ale w przyszłości jeszcze mu się to odbije. Taki był jego wybór. Mimo wszystko alimenty musi płacić.

Niedaleko mojego mieszkania, w niewielkiej kawalerce, żyje Weronika. Nasze pociechy często się widują i świetnie dogadują. Są świadome swojego pokrewieństwa, mimo że żadne z nich nie utrzymuje relacji z ojcem. Jednak mają siebie – dorastają wspólnie, co sprawia nam radość. Jeśli chodzi o nas... Dokładamy starań, by na nowo poukładać swoje życie, połączyć fragmenty w piękną całość. Bez udziału Damiana, który w stosunku do nas obu zachował się nieodpowiedzialnie i okrutnie.

Weronika od niedawna z kimś się spotyka. Mocno ją wspieram w tej relacji. W tak młodym wieku każdy powinien zaznać uczucia, które rozpala serce. Z własnego doświadczenia wiem, że wybaczenie i wyciągnięcie pomocnej dłoni potrafi zdziałać cuda. Dzięki takiej postawie, zamiast przeciwniczki, zyskałam bliską koleżankę, z którą dzielę zarówno smutki, jak i radości, ploteczki i wygłupy. Babska solidarność naprawdę działa. Choć czasem wydajemy się słabsze, to w grupie stanowimy niezwyciężoną siłę.

Elżbieta, 38 lat