To nie mogło się udać

– Czy ty oszalałaś?! – Weronika była znana z tego, że zawsze mówiła co myśli. – Dziewczyno przecież ty po miesiącu będziesz bankrutem! Teraz każdy ma dostęp do internetu, jeśli nie w domu, to na telefonie! A tam jest mnóstwo mężczyzn! Bogatych i biednych, brunetów i blondynów, grubych i chudych. Komu dzisiaj potrzebne jest biuro matrymonialne?! 

Ale Aśka nie dała się zniechęcić.

– Wirtualny świat to jedno, a prawdziwy człowiek to co innego – upierała się. – Nie każdy chce pokazywać w internecie, że szuka partnera. Są ludzie, którzy są nieśmiali i potrzebują wsparcia. I ja zamierzam im pomóc.

Aśka miała pomysł na swój biznes, ale nie tylko Weronika miała co do niego wątpliwości. U mnie też pojawiły się obawy. Biuro matrymonialne kojarzyło mi się z czasami, kiedy moi rodzice, a może nawet dziadkowie, byli młodzi. Znaliśmy Aśkę dobrze – była bardzo miła, otwarta, zawsze pełna entuzjazmu i zapału, ale też strasznie niezorganizowana. Ciągle zapominała o ważnych terminach, gubiła dokumenty i klucze. Jakiekolwiek działanie w jej wykonaniu było niewiarygodnie ryzykowne, delikatnie rzecz ujmując. Nie, to po prostu nie miało szans, żeby się udać!

Ale co nas zaskoczyło, nasza przyjaciółka zapoczątkowała realizację swojego planu. Już po dwóch tygodniach, w lokalnej gazecie pojawiło się jej ogłoszenie o otwarciu biura matrymonialnego. A zaledwie siedem dni później, zadzwoniła do mnie Aśka i z zadowoleniem w głosie powiedziała:

– Mam już ośmiu mężczyzn i sześć kobiet w podobnym wieku! Potrzebuję tylko jeszcze dwóch osób, żeby zorganizować „szybką randkę”! Czy myślisz, że Weronika mogłaby mi ogarnąć salę w kawiarni po znajomości?

Jednak w notatniku Aśki nadal brakowało dwóch pań. Zbieg okoliczności sprawił, że zarówno ja, jak i Weronika spełniałyśmy wszystkie kryteria. Weronika, mimo upływu roku od rozwodu, nadal nie potrafiła znaleźć nowego celu w życiu, a ja od wielu lat nie mogłam odnaleźć mężczyzny, z którym zdecydowałabym się na poważny związek. Oczywiście, Aśka poprosiła nas o wsparcie.

– Co to za problem dla was? Przyjdziecie na spotkanie, poznacie ośmiu sympatycznych mężczyzn, porozmawiacie trochę i wrócicie do domu. Nikt nie będzie wiedział, że jesteście tam dla mnie. A może właśnie któraś z was znajdzie tam kogoś, kto ją zainteresuje? Wypełnicie takie formularze...

Dałyśmy się w to wciągnąć

Zanim zdążyłyśmy się zorientować, Aśka zaangażowała nas w swoje przedsięwzięcie. W kwestionariuszach musiałyśmy zaznaczyć, czego oczekujemy i co zdecydowanie odrzucimy u potencjalnych partnerów. Ja nie akceptowałam palenia, tatuaży oraz kolczyków, podczas gdy Weronika stwierdziła, że jej partner nie może pochodzić ze wsi.

– Ja jestem ze wsi i nie mam zamiaru umawiać się z rolnikiem. Ani myślę spotykać się z kimś, kto ma świnie i krowy, które trzeba doić o piątej rano. Doświadczyłam tego na własnej skórze w dzieciństwie i dziękuję za takie „przyjemności”.

Tego dnia, choć nieco zestresowane, spotkałyśmy się w kawiarni. Oprócz nas, obecnych było tam jeszcze sześć innych pań i osiem numerowanych stołów ustawionych w kształcie koła, przy każdym po dwa krzesła. Każda z nas otrzymała karteczkę z małą tabelką i długopisem. Zajęłyśmy miejsca – każda przy swoim stoliku. Ja byłam numerem siedem, a Weronika – osiem. Następnie Aśka wprowadziła ośmiu panów, z literami od A do H. 

My siedziałyśmy na swoich miejscach, a panowie co pięć minut wstawali i przechodzili do kolejnego stołu – zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Byłyśmy pod wrażeniem, jak profesjonalnie wszystko zorganizowała Aśka. Mimo że ciągle mówiłam sobie, że to tylko drobna przysługa dla znajomej, emocje były prawdziwe. Tak bardzo, że po mniej więcej godzinie, kiedy randka się zakończyła, nie mogłam przypomnieć sobie niektórych osób.

Pierwszych dwóch gości nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, trzeci wydawał się być agresywny, czwarty i piąty w ogóle do mnie nie pasowali, a szósty otwarcie powiedział, że szuka tylko przygody. Siódmy był ok. Szczery, spontaniczny i jednocześnie łagodny. Zyskał moją sympatię. Z ósmym skończyliśmy nasze spotkanie wcześniej – nie mieliśmy o czym rozmawiać.

Niedługo później Aśka skierowała panów na zewnątrz. To założenie pierwszej randki – tego dnia nie ma miejsca na żadne dalsze rozmowy. Podniosłam się od stołu z poczuciem, że zrobiłam coś dobrego, ale nie była to miłość. Na mojej kartce nie była zaznaczona żadna litera.

Jeden wpadł jej w oko

W przypadku Weroniki było zupełnie inaczej. To była miłość od pierwszego spojrzenia, a właściwie – od pierwszej randki. Pięć minut wystarczyło, aby straciła dla niego głowę. Dla bruneta z literą G – dokładnie tego, który i mnie wydawał się w porządku

– To było wspaniałe! Poczułam to od razu, kiedy tylko zasiadł przy stole. Wydawało mi się, że potrafi czytać w moich myślach. 

– Naprawdę? Nie przesadzasz trochę? – spojrzałam na moją koleżankę sceptycznie.

– Ależ skąd! Widziałaś, jakie miał oczy?

Pokiwałam głową, choć w rzeczywistości nie pamiętałam już ani jego spojrzenia, ani innych detali. Kiedy nadszedł kolejny dzień, okazało się, że brunet z literą G także zapisał numer Weroniki na swojej kartce. Ta dowiedziała się od Aśki, że wybranek nazywał się Leszek i pracował jako elektronik. Po uzyskaniu zgody Weroniki, Aśka podała jej numer Leszkowi i jeszcze tego samego dnia umówili się na normalne spotkanie.

Weronika była na tyle szczęśliwa, że wydawało mi się, że nie chodzi, tylko unosi się w powietrzu. Pomyślałam, że obie nie doceniłyśmy Aśki – okazało się, że miała rację. W dniu, kiedy Weronika miała spotkanie z Leszkiem, postanowiłam spędzić wieczór oglądając mój ulubiony program telewizyjny, a potem wziąć długą kąpiel i poczytać w wannie. Właśnie zaczęłam nowy rozdział, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto by to mógł być? Było już po 10 w nocy. Gwałtownie otworzyłam drzwi.

– Zamorduję ją! Po prostu zamorduję! Idiotka! – makijaż Weroniki był rozmazany, wyglądało na to, że po drodze musiała płakać. – Aśka to kretynka Jak mogłam się zgodzić na to głupie spotkanie?!

– Nie było miło? – zapytałam jak głupia.

– Aśka poplątała dane! Możesz w to uwierzyć? To nie był ten facet!

Poczułam się kompletnie zaskoczona.

– Czyli byłaś na randce z jakąś inną osobą? Nie z tym brunetem, tylko kimś innym? Jeśli spotkanie nie było przyjemne, dlaczego spędziłaś z nim tyle czasu?

Wieś go dyskwalifikowała

Weronika popatrzyła na mnie jak na totalną debilkę. 

– Było fantastycznie! I to był właśnie on, Tadek…

– Chyba chcesz powiedzieć Leszek?

– Absolutnie nie! To jest Tadek, a nie Leszek! Aśka pomyliła formularze! Mój wybranek nazywa się Tadek i jest rolnikiem. Mieszka na wsi, ma duże gospodarstwo! Gdybym o tym wiedziała, nigdy nie zdecydowałabym się na spotkanie. Ale ta idiotka już ma bajzel i powiedziała mi, że to elektronik. 

Weronika była tak zrozpaczona, że z trudem powstrzymywałam się od śmiechu. Pomylić informacje o klientach agencji matrymonialnej? To było typowe dla Aśki. Gdyby dostała pracę w szpitalu, na pewno pomyliłaby noworodki. Zdałam sobie sprawę, że muszę natychmiast, tu i teraz, wymyślić coś, co uratuje sytuację. Coś, co sprawi, że ta szybka, ale udana randka w kawiarence nie pójdzie na marne, a dwoje ludzi, którzy najwidoczniej są dla siebie stworzeni, nie stracą okazji do bycia razem.

Wyjaśnianie Weronice, że współczesny rolnik to raczej farmer korzystający z komputerowo sterowanej dojarki elektrycznej, a nie osoba chodząca po domu w brudnych gumiakach, wydało mi się bez sensu. Zdecydowałam skorzystać z metody tak starej, jak świat, która zwykle okazuje się skuteczna. Cóż, będę musiała trochę nagiąć prawdę, ale w końcu cel uświęca środki...

– Czyli w ogóle z tego nic nie wyjdzie... Szkoda, ale... Wiesz, nie wspominałam o tym, ale on też mi się najbardziej spodobał spośród wszystkich mężczyzn. Podobno, oprócz twojego, zaznaczył też mój numer. W takim razie skontaktuję się z Aśką i powiem jej, żeby przekazała mu kontakt do mnie. Może za drugim podejściem będzie lepiej. Wiesz, że ja potrzebuję więcej czasu. Może zostaniemy tylko przyjaciółmi, a może coś więcej z tego wyniknie. Właściwie, to nawet lubię wieś. Już od kilku lat zastanawiam się, czy nie chciałabym mieć ogrodu, zwierząt, czegoś uprawiać. Chwileczkę, przecież ty na pewno masz już jego numer...

Aśka osiągnęła sukces

Chyba można to określić mianem „trafienia w samo sedno”. Weronika zrobiła tak głupią minę, że musiałam natychmiast uciec do kuchni, żebym nie zaczęła się śmiać na głos. Skłamałam, że szukam telefonu, aby zapisać numer Tadka. Moja gadatliwa koleżanka nie wiedziała, co powiedzieć. Nie chciała wyjść na zazdrosną i czepialską, ale z drugiej strony, niemal słyszałam, jak w jej myślach formuje się to jedno kluczowe pytanie. Postanowiłam rzucić jej koło ratunkowe.

– Weronika, tylko żartuję. Twój Tadek mnie nie obchodzi. To znaczy obchodzi jako miły i fajny partner dla mojej przyjaciółki. Facet, którego jedyną wadą jest jego praca. Mnóstwo kobiet zapłaciłoby fortunę, aby mieć taki problem.

Po kilku dniach zadzwoniła Aśka – wyraźnie sobą usatysfakcjonowana.

– Czy słyszałaś, że udało mi się zeswatać już trzy pary?! To naprawdę super wyszło. Najbardziej cieszy mnie to, że Weronice tak dobrze udało się z tym specjalistą od elektroniki.

Nie próbowałam tłumaczyć Aśce, że się myli. Wiedziałam z doświadczenia, że to tylko pogłębia zamęt. Zastanawiałam się tylko, skąd wie, że Weronice wypaliło. 

Aśka parsknęła, jakbym podważyła całą jej fachową wiedzę.

– Jak to, skąd o tym wiem? Byłam wczoraj z małą w parku przy rynku. Nawet czułam się trochę nieswojo ze względu na dziecko, bo jednak są pewne granice, zgadza się? Całowali się na ławce jak najgorętsi kochankowie, kompletnie mnie nie zauważyli!