Urlop tylko we dwoje

Zbliżały się wakacje. Mimo że na samą myśl, powinnam czuć radość, to jednak niepokoi mnie perspektywa, że ja i Patryk wyjedziemy sami, bez dzieci. Boimy się, że nie wytrzymamy ze sobą i skończy się na wzajemnych oskarżeniach i kłótniach... Od piętnastu lat jesteśmy małżeństwem. Wychowujemy dwie córki: Kasię, która ma jedenaście lat, oraz dziewięcioletnią Agnieszkę. W ciągu ostatnich lat nasze wakacje zawsze były rodzinnymi wyjazdami z naszymi córkami. Ale w tym roku moja cudowna matka zdecydowała się nas odciążyć i zabrać dziewczynki na wakacje.

Zafundowała sobie i im wakacje, natomiast mnie i Patrykowi zasugerowała, żebyśmy pojechali, gdziekolwiek zapragniemy i to sami. Gdy mi to powiedziała, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie ucałować jej z radości. Kocham moje dzieci bardziej niż kogokolwiek, jednak pragnęłam trochę od nich odpocząć.

Jak już wcześniej wspomniałam, nie mogłam się doczekać tych wakacji. W głowie malowałam sobie obrazy, jak w końcu ja i Patryk będziemy mieli chwilę tylko dla siebie. Na co dzień jest to prawie nierealne. Wiecie, jak to wygląda: praca, dzieciaki, dom, zobowiązania. Kiedy maluchy szły spać, zwykle byliśmy już tak wykończeni, że nie starczało nam nawet energii na pogawędki czy wspólne spędzanie czasu. Marzyliśmy tylko o tym, żeby ułożyć się w łóżku i zasnąć.

Zamierzaliśmy teraz na dwa tygodnie oderwać się od codziennej rutyny, tylko we dwójkę... W głowie widziałam już obrazy romantycznych wieczorów przy blasku księżyca, długich dyskusji, namiętnych nocy. Nawet mi się nie śniło, że nasze upragnione wakacje przemienią się w koszmar.

Nie tak miało to wyglądać

Pierwsze napięcia między nami pojawiły się jeszcze przed wyjazdem. Nie mogliśmy dojść do porozumienia, gdzie pojedziemy wypocząć. Ja wolałam nad morze, Patryk był natomiast zwolennikiem gór. Z uporem maniaka trzymał się swojego stanowiska.

– Już sześć razy byliśmy nad morzem z dzieciakami. Ale nigdy nie byliśmy w górach! Ciągle mówiłaś, że nasze córeczki są zbyt małe na wyprawy w góry, że to dla nich jest zbyt wyczerpujące i ryzykowne... – wytykał z nutą pretensji.

– Ale to jest prawda! – przerwałam mu.

– W porządku. Ale teraz dzieci z nami nie pojadą. Więc tym razem wybieramy Tatry. W końcu będziemy mieli trochę odmiany – oznajmił.

To nie do końca do mnie przemawiało, bo ogólnie rzecz biorąc, uwielbiam wypoczynek na plaży, ale ostatecznie przystałam na jego propozycję. Pomyślałam sobie, że przecież w górach też świeci słońce i da się tam opalać. No i najistotniejsze dla mnie było to, że w końcu będziemy tylko we dwójkę.

Po raz drugi pokłóciliśmy się zaraz po dotarciu do naszego pensjonatu. Gospodarz zaprosił nas i resztę gości na ognisko powitalne. Początkowo nawet się ucieszyłam, bo miałam ochotę poznać nowe osoby, ale po godzinie straciłam entuzjazm do tego pomysłu. Okazało się, że wszyscy są zapalonymi entuzjastami górskich wędrówek. Patryk od razu zapytał, czy mógłby pójść z nim na kolejną wyprawę. Z radością przyjęli jego propozycję. Słysząc to, zabrałam go na bok.

– A co ze mną? – zapytałam.

– Zapraszają również ciebie, oczywiście – odpowiedział Patryk z uśmiechem.

– Fajnie, ale ja podziękuję. Wiesz przecież, że wspinaczka górska nie jest moją mocną stroną!

– Może powinnaś spróbować? Zobaczysz, jak jest fajnie! – próbował mnie przekonać.

– Nie, dziękuję! Zamierzam zostać w pensjonacie! – zapewniałam.

– Skoro tak, to pójdę sam – odpowiedział i wrócił jak gdyby nigdy nic do ogniska, do swoich nowych kumpli.

Wolał obcych ode mnie

Nieco później zaczęli planować szczegóły tej wyprawy. Miałam wrażenie, jakby ktoś dał mi w twarz. Na początku miałam ochotę zrobić awanturę, ale się powstrzymałam. W końcu przecież przyjechaliśmy tutaj, żeby odpocząć, zrelaksować, a nie kłócić. Oczywiście, przeczytałam kiedyś w jednym z kobiecych poradników, że czasem trzeba pozwolić facetom na takie fanaberie. To jeden z sekretów udanej relacji. Postanowiłam więc wrócić do pokoju i położyć się do łóżka. Kiedy Patryk o świcie wyruszał w te przeklęte góry, nawet życzyłam mu miłego dnia. Byłam przekonana, że to tylko jednorazowy wybryk. I że od jutra będzie spędzał czas tylko ze mną.

Przecież przybyliśmy tu, aby spędzić czas sami! Ale niestety, na jednej eskapadzie się nie zakończyło. Kolejnego dnia, Patryk znowu zdecydował się na wspinaczkę. I tak dzień za dniem... Wstawał, gdy ja jeszcze spałam, wracał tuż przed zmrokiem. Co prawda, teoretycznie mogliśmy później razem coś robić, ale był tak przemęczony, że jedyne co robił, to jadł kolację i od razu kładł się spać. Kiedy próbowałam mu wytłumaczyć, że to nie jest fair, że przez jego wyprawy jestem tutaj stale sama, tylko patrzył na mnie zdziwiony.

– No przecież, kwiatuszku, zawsze możesz do nas dołączyć – mówił, zasypiając, a ja z bezradności i irytacji miałam ochotę wybuchnąć płaczem.

Piątego dnia moja cierpliwość się skończyła. Kiedy mój mąż zaczął się po raz kolejny szykować do wyjścia, nie wytrzymałam dłużej. Wyskoczyłam z łóżka, ściągnęłam z niego plecak i cisnęłam go w kąt.

– Koniec tych wypraw! Nigdzie nie pójdziesz! Od teraz będziemy cieszyć się urlopem razem! Będziemy opalać się na naszym tarasie, pospacerujemy po okolicy, skoczymy na basen, a wieczorem pójdziemy do restauracji – zaczęłam wymieniać.

– Nie żartuj, umówiłem się z ludźmi... – starał się sprzeciwić.

Kompletnie mnie to nie interesuje! I ostrzegam, jeśli jeszcze raz mnie zostawisz samą na cały dzień, spakuję się i wyjadę!

Byłam tak sfrustrowana, że prawie się spakowałam i wyjechałam. Patryk już nie poszedł wspinać się na skałki. Wyglądało na to, że zrozumiał, iż nie żartuję i zdecydował się zostać. Mimo to pokłóciliśmy się wtedy jak nigdy dotąd. Nasze krzyki niosły się echem po całym domu. On oskarżał mnie, że nie daję mu wypocząć i psuję mu wakacje, a ja, że jest samolubem.

Dopiero kiedy właściciel pensjonatu pojawił się i zagroził, że nas wyrzuci, udało nam się uspokoić... Postawiłam na swoim, ale mój triumf nie przyniósł mi satysfakcji... Nie było miejsca na romantyczne kolacje, przechadzki w blasku księżyca czy namiętne noce. Mój mąż przez resztę wakacji był ciągle rozdrażniony i niezadowolony. Ja też nie byłam zadowolona. Przestało mnie cieszyć to, co wcześniej sprawiało mi przyjemność. Nic mnie nie bawiło.

Doszliśmy do porozumienia dopiero po powrocie do domu. Wygląda na to, że nie potrafimy razem odpoczywać... Prawdopodobnie nie martwiłabym się tym, ale w tym roku to teściowa zdecydowała zabrać dziewczynki na wakacje. I teraz się boję – urlopu, planowania, rozmów z mężem. Obawiam się, że znowu będzie fatalnie.