Przecież jest dorosły!

Targały mną różne emocje. Marzyłam o tym, aby Maciek poradził sobie w życiu i cieszył się każdą chwilą. Jednak z drugiej strony odczuwałam ogromną pustkę, gdy go nie było obok mnie. Ponadto niepokoiłam się o niego. Teraz wiem, że mój lęk był zupełnie bezpodstawny. Z ciężkim sercem obserwowałam, jak Maciek się pakuje. „Nadszedł ten moment" – kołatało mi w głowie, a gardło miałam ściśnięte.

– Czy mógłbyś poczekać jeszcze momencik? – spytałam, usiłując ukryć swój smutek.

– Ale po co? Przecież wiesz, że Marcelina na mnie czeka.

– Jasne, rozumiem, ale czy nie lepiej byłoby najpierw poszukać tam jakiegoś zajęcia? Nie rezygnować z tego, co masz tutaj – podsunęłam mu pomysł.

– Daj spokój, na pewno coś się trafi – zerknął na mnie poirytowany, jak za każdym razem, kiedy wracałam do tej kwestii.

– W porządku, dbaj o siebie, okej? – odrzekłam. – No i o mnie też – dorzuciłam trochę słabszym głosem.

– Daj spokój, Paula. Nie martw się o mnie, nic złego się nie dzieje. Jestem po prostu zakochany i szczęśliwy. Tobie życzę tego samego – dokończył, a ja poczułam lekkie ukłucie w piersi.

Maciek mocno mnie przytulił na pożegnanie i opuścił mieszkanie. Z okna, przez zasłonkę, obserwowałam, jak uruchamia silnik auta i próbowałam zdusić w sobie płacz. „Przecież prędzej czy później ten moment musiał nadejść, jest już dojrzałym facetem, układa sobie życie” – tłumaczyłam sobie w myślach, ale niewiele to pomagało.

Oprócz tego miałam wrażenie, że mój brat postępuje niewłaściwie. Dla swojej ukochanej był w stanie zrezygnować ze wszystkiego. Niby każda z nas pragnie, aby facet był zdolny do takich czynów, jednak jak dotąd żadna z dziewczyn mojego brata nie potrafiła tego docenić. Wręcz przeciwnie, zawsze kończyło się to jego złamanym sercem i moim ramieniem, w które się wypłakiwał. Cholernie się bałam, że i tym razem będzie podobnie, ale byłam bezradna. Na domiar złego, on był jedyną bliską mi osobą.

Zostaliśmy tylko we dwoje

Tata zostawił nas, kiedy Maciek przyszedł na świat, a mama przegrała walkę z rakiem dokładnie dziesięć lat temu, przez cały czas sami dawaliśmy sobie radę. Ja byłam już pełnoletnia. Nie mieliśmy bliskiej rodziny. Nie było innego wyjścia, jak tylko to, że ja zaopiekuje się moim bratem. Całkiem nieźle nam szło, od zawsze łączyła nas silna więź, a te przeciwności losu sprawiły, że staliśmy się sobie jeszcze bliżsi.

Dokładałam wszelkich starań, żeby niczego nam nie brakowało, szybko poszłam do pracy, a studia skończyłam zaocznie. Tymczasem mój brat kończył szkołę średnią. Tyrałam jak dziki osioł, oddałam połowę rzeczy z domu, a pewnego razu nawet sprzedałam mój ukochany rower, żeby mieć fundusze na zakup książek do szkoły dla niego.

To była dobra inwestycja. Maciek zdał maturę bez problemu, a potem dostał się na studia ekonomiczne. W trakcie studiów znalazł pracę, żeby wesprzeć nasz domowy budżet. Prowadziliśmy proste i spokojne życie tylko we dwoje, od czasu do czasu umawiając się na randki, ale bez poważniejszych związków. Aż tu nagle mój brat postanowił zamieszkać z Marceliną, w miejscowości oddalonej od nas o jakieś 300 kilometrów! Jego dziewczyna wraz z rodziną prowadzi tam gospodarstwo agroturystyczne. Poznali się, kiedy byliśmy u nich na wakacjach. Muszę przyznać, że okolica ma swój urok, a Marcelina wydaje się w porządku. Jednak coś mi tu nie grało.

Maciek postanowił znowu zmienić coś w swoim życiu i jak zwykle zrobił to z dnia na dzień, bez zastanowienia. Porzucił dobrą posadę w banku, gdzie był szefem i nie mając żadnych oszczędności, wyprowadził się gdzieś na totalne zadupie. Zerwał z kolegami, a na mnie to już w ogóle nie zwrócił uwagi. Zostałam z tym całkiem sama. Przez jakiś czas chodziłam jak struta.

Maciek nie dawał znaku życia, a ja czułam się tak, jakby mnie porzucił. Dalej spotykałam się z ludźmi, robiłam to, co zawsze, ale gdzieś w środku wiedziałam, że bez Maćka to już nie to samo… Obawiałam się, że mogłam stracić jedyną naprawdę bliską mi osobę. Byłam przyzwyczajona, że mamy siebie nawzajem, a teraz nagle musiałam sobie ze wszystkim poradzić sama. No i cały czas zastanawiałam się, jak on sobie tam radzi, a to, że nie miałam od niego żadnych informacji, tylko wzmagało mój niepokój.

– Mocno przesadzasz Paulina. Nie możesz ciągle kierować jego życiem – moja przyjaciółka rzuciła mi wymowne spojrzenie znad lampki wina, gdy opowiadałam jej o tym, co mnie dręczy.

– Ale ty nie rozumiesz sedna sprawy. Wcale nim nie dyryguje, po prostu się o niego boję – poczułam się dotknięta brakiem wsparcia z jej strony.

– Czas najwyższy, żebyś zaczęła myśleć o sobie, nie sądzisz? Kiedy ostatnio byłaś na randce? Albo wyjechałaś gdzieś odpocząć? Zapomnij o facetach, ale może chociaż pójdziemy na zakupy? – zasypała mnie gradem pytań. – Wiecznie tylko Maciek i Maciek, płacisz połowę czynszu, dokładasz się do jego studiów, kupujesz mu ciuszki, dorzuciłaś się do jego wyprowadzki, a przecież on też pracuje, no dobra, pracował.

– Nie ma mowy, żeby dziewczyna go sponsorowała – zareagowałam porywczo.

– Nie sądzisz, że to akurat jego problem? – rzuciła, patrząc mi prosto w oczy, a ja zaniemówiłam, bo poruszyła moją czułą strunę. – Wiesz co, rozumiem, że go kochasz, a on ciebie, ale to dorosły chłop, da sobie radę. Pomyśl o sobie, należy ci się – pogłaskała mnie niczym dzieciaka po włosach, a ja w duszy przyznawałam jej rację.

– Chyba nie bardzo wiem jak… – wymamrotałam w końcu.

– No to teraz trzeba pomyśleć, od czego by tu właściwie zacząć… – powiedziała głośno Anka, a po chwili na jej buzi pojawił się figlarny uśmieszek.

Pora odciąć pępowinę

Tego dnia wykupiłyśmy wycieczkę do Grecji. Wydałyśmy sporo kasy, ale doszłam do wniosku, że też mi się coś należy od życia. Tak mi się przynajmniej wydawało, póki wino buzowało mi w głowie. Rankiem nie miałam już pewności, czy to rzeczywiście taki dobry plan.
„A co będzie, jak Maciek nie dostanie roboty i będzie potrzebował pieniędzy?" – zastanawiałam się.

Myślałam, żeby odpuścić sobie rezerwację wyjazdu, ale niestety, pieniędzy nie dało się już odzyskać. Cóż, chcąc nie chcąc musiałam jechać. Okazało się to strzałem w dziesiątkę! Przez całe czternaście dni delektowałam się rześkim powietrzem, podziwiałam lazurowe niebo i wsłuchiwałam się w kojący szum morza. Za dnia zwiedzałam zapierające dech w piersiach zabytki starożytnej Hellady, a nocami szalałam w dyskotekach. Moja przyjaciółka też była zachwycona. Dawno nie miałyśmy takiej frajdy we dwie. Co ciekawe, Maciek praktycznie nie zaprzątał mi głowy przez cały ten czas.

Zupełnie jakby tamtejsza bryza przegoniła wszystkie moje troski. Wróciłam do Polski pełna sił i odprężona. „Anka wiedziała, co mówi – ten urlop był doskonałą decyzją” – rozmyślałam, jadąc taksówką z lotniska. Wyobraźcie sobie moje zdumienie, gdy w korytarzu zobaczyłam kurtkę Maćka, a do mojego nosa dotarł zapach pieczonego kurczaka. „A więc znów mu nie wyszło” – westchnęłam w duchu, szykując się na wysłuchiwanie zwierzeń brata ze złamanym sercem i pustą kieszenią.

– Cześć, już jesteś! Wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić ci niespodziankę – Maciek uśmiechnął się od ucha do ucha, a zza jego ramienia wychyliła się Marcelina.

Mimowolnie się uśmiechnęłam i z radości przytuliłam ich oboje.

– Cudownie was widzieć! I muszę przyznać, że burczy mi w brzuchu – wyznałam, spoglądając na kurczaka w piekarniku, po czym przeniosłam wzrok na ich twarze, na których malowało się zadowolenie. – Jak tam u was? – spytałam z zainteresowaniem.

– W porządku, spoko – odpowiedział Maciek. – Tak naprawdę to wpadłem, żeby ci zakomunikować, że udało mi się znaleźć pracę w sąsiedniej miejscowości. Prezes banku, gdy tylko rzucił okiem na moją warszawską przeszłość zawodową, od razu zaoferował mi pracę – powiedział z radością.

– Cudownie – odrzekłam autentycznie szczęśliwa.

Ulżyło mi niesamowicie. Niepokój, który mnie dręczył, nagle wyparował. Przyszła mi do głowy pewna myśl: „Jestem jakby odmieniona. Dałam Maćkowi wolną rękę i okazało się, że nic złego się nie stało”.

– Słuchaj, siostra, trochę się zastanawiałem nad różnymi kwestiami – zaczął mówić z powagą w głosie. – Zdaję sobie sprawę, że się o mnie martwisz, dzięki za wsparcie i chciałbym ci to wszystko jakoś wynagrodzić…

– Nie ma sprawy, w końcu jesteśmy rodziną i powinniśmy się nawzajem wspierać – weszłam mu w słowo.

– Owszem, ale przeważnie to ty mnie wspierasz. Oboje zdajemy sobie sprawę, że nieraz to wykorzystywałem – popatrzył na mnie uważnie. – Z tego powodu przygotowałem dla ciebie niespodziankę, chodź ze mną – pociągnął mnie za dłoń, a ja podążyłam za nim, zauważając tylko kątem oka, że oczy Marceliny zachodzą łzami.

Na tarasie stał wspaniały, szmaragdowy, błyszczący rower owinięty szkarłatną wstążką.

– To naprawdę nie było konieczne, na bank wydałeś na niego fortunę – zganiłam go drżącym głosem.

– Fakt, nie musiałem, ale miałem na to ochotę. Radzę ci zacząć ćwiczyć, bo jak do nas wpadniesz, nieźle cię zmęczymy – mruknął z uśmiechem.

– Dzięki wielkie – wykrztusiłam przez łzy.

Gdzieś uleciały moje zmartwienia. Maciek nigdy o mnie nie zapomniał, więc nie ma sensu non stop się denerwować. Jak się okazuje, mój braciszek stał się prawdziwym i wspaniałym mężczyzną.

Paulina, 35 lat